teraźniejszość może być dość oczywista. Brakuje mu jednak wizji innej przyszłości, brakuje wiedzy pozwalającej dokonać zmian: Mówiąc inaczej: mechaniczna praca nie rodzi żadnej wielkiej narracji historycznej. Mikronarracje w życiu ludzi takich jak Enrico Marks uznałby zapewne za niegodne uwagi wobec Historii, wydałyby mu się one zaledwie sposobami biernego dostosowania się do istniejących okoliczności.
Oto dlaczego stary spór między Denisem Diderotem a Adamem Smithem żyje i ma się dobrze. Diderot twierdził, że rutynowa organizacja czasu nie musi poniżać; przeciwnie, dzięki rutynie, w miarę jak reguły i rytm pracy stopniowo ewoluują, rodzą się narracje. To zabawne, że ten paryski lew salonowy i bywalec z połowy XVIII stulecia okazuje się dziś lepszym orędownikiem godności przyrodzonej zwykłej pracy niż wielu spośród tych, którzy przemawiali w imię Ludu. Najwybitniejszy obecnie spadkobierca idei Diderota, socjolog Anthony Giddens, wpisuje się w tę tradycję myślenia, wskazując na podstawowe znaczenie nawyku tak w działaniu społecznym, jak i dla samorozumienia. Dostępne alternatywy testujemy w odniesieniu do nawyków, jakie już opanowaliśmy. Życie składające się jedynie z chwilowych impulsów, krótkotrwałych działań pozbawionych rutyny, życie bez nawyków byłoby zaiste bezmyślną egzystencją18.
Stoimy dziś w obliczu historycznego przełomu w sposobie pojmowania rutyny. Nowy język elastyczności daje do zrozumienia, że w dynamicznych sektorach gospodarki została ona skazana na wymarcie. A jednak większość pracy wciąż pozostaje w kręgu logiki fordy-zmu; choć ciężko odnaleźć dokładne statystyki, to bez większego ryzyka można szacować, że dwie trzecie spośród współczesnych prac scharakteryzowanych w Tabeli 1 to prace oparte na powtarzalności - Adam Smith zapewne uznałby je za podobne do tych wykonywanych w fabryce szpilek. Obsługa komputera (zob. Tabelę 7) przez większość czasu wiąże się z wykonywaniem dość rutynowych czynności takich jak na przykład wprowadzanie danych. Jeśli wierzymy, jak Diderot i Giddens, że taka praca nie musi być koniecznie upadlająca, możemy skoncentrować się na warunkach, w jakich jest ona wykonywana; możemy dążyć do tego, by fabryki i biura zaczęły przypominać te pełne przyjaźni i braterskiej współpracy sceny z ilustracji przedstawiających L’Anglće.
Jeśli jednak jesteśmy skłonni widzieć rutynę jako nieuchronnie poniżającą człowieka, będziemy atakować samą naturę pracy. Będziemy mieć wstręt do rutyny, i do jej ojca, złego ducha biurokracji. W dużym stopniu kierować nami może banalne pragnienie, by rynek był bardziej wydajny, reagował żywiej i przynosił większe zyski. Nie musimy jednak koniecznie być chciwymi kapitalistami; możemy wierzyć, jak uczniowie Adama Smitha, że zarówno w pracy, jak i w innych sferach życia ludzie pobudzani są do działania przez elastyczne doświadczenia. Możemy wierzyć w cnoty spontaniczności. Pytanie brzmi zatem: czy elastyczność, z całą niepewnością i z wszelkimi rodzajami ryzyka, jakie za sobą pociąga, stanowi w istocie remedium na zło, jakie atakuje? Przyjmując nawet, że rutyna niszczy ludzki charakter - w jaki sposób elastyczność miałaby czynić życie jednostki bardziej aktywnym i twórczym?
1 Historia owych ilustracji to typowy przykład osiemnastowiecznej hucpy wydawniczej; Diderot i jego współredaktor d'Alembert ukradli wiele spośród tych ilustracji dawniejszym artystom, jak Rćamur, czy nawet artystom im współczesnym, jak Patte. Zob. J. Loungh, The Encyclopedie, McKay, New York 1971, s. 85-90.
2 H. Applebaum, The Concept of Work, State University of New York Press, New York 1992, s. 340.
53