ją się w skomplikowane kody wnoszące nowe zasady do organizacji myślenia.
„Nadeszła zima. Zrobiło się chłodno. Spadł śnieg. Zamarzło jezioro. Dzieci ślizgają się na łyżwach”. Nie ma w tym nic trudnego. A nawet, jak się wydaje, bardziej złożone zwroty są dostępne. „Ojciec i matka poszli do teatru, a w domu pozostała staruszka niania oraz dzieci”. I to łatwo zrozumieć. Porządek słów i myśli pokrywają się zupełnie, połączenie słów rodzi proste następstwo wyobrażeń.
'
A oto inne zdanie — tyle samo w nim słów i jego długość jest podobna, a zrozumieć je znacznie trudniej: „Do szkoły, gdzie uczy się Dunia, przysłali z fabryki robotnicę, aby wygłosiła prelekcję”. Co to? Kto wygłosił prelekcję? Dunia? Robotnica? A gdzie uczy się Dunia? I kto przyszedł z fabryki? I dokąd? Złożona konstrukcja gramatyczna pozwala oczywiście na jednoznaczną odpowiedź na postawione pytania. Ale uszkodzony mózg nie jest w stanie połączyć oddzielnych części wchodzących w skład tego zdania, dokonać ich syntezy, odnieść jednych do drugich, umieścić ich w ramach całości, uczynić konstrukcji przejrzystą. I pozostaje ona dla chorego nie zrozumiała, chociaż czyni on niezwykłe wprost wysiłki, aby to zdanie zrozumieć — wszystko na próżno. A jeszcze to: „Na gałązce drzewa ptasie gniazdo...” To zdanie z elementarza wydaje się bardzo proste na pierwszy rzut oka. A w istocie tak nie jest. Każde
słowo wydaje się wydzielone — „gałązka”, „drzewo”, „ptak”, „gniazdo”. Mówiliśmy już o tym. A jak je rozmieścić, jak połączyć w jeden harmonijny układ?
Labirynt gramatyki
Formy gramatyczne są tak złożone... Jak je przyswoić? Nasz bohater stoi przed nowymi trudnościami. W jego dzienniku pojawiają się nowe notatki. Zaczynają się one od opisu pierwszych miesięcy naszej znajomości, od tych dni, kiedy przybył do szpitala rewalidacyjnego, od tego momentu, w którym zaczęły się z nim zajęcia. Ciągną się one przez okres całych dwudziestu pięciu lat, wciąż od nowa, i od nowa powstają stronice jego opowieści. Zapiskom tym, każdej ich stronie, towarzyszą wyjątkowo silne stany emocjonalne. Odbijają się w nich wszystkie gorączkowe próby zapanowania nad tym, co przez cały czas mu umykało i co mimo wszystko pozostawało nadal niedostępne. Stało się to wkrótce centralnym punktem jego przeżyć, w których odzwierciedla się cała bezsilność wciąż ponawianych prób z uszkodzonym mózgiem.
„Podchodzi do mnie profesor i pyta: «Niech mi pan powie, Lowa, co jest na tym obTazie?» Widzę obrazek, na którym jest narysowana kobieta i maleńka dziewczynka. Oczywiście odpowiedziałem profesorowi, chociaż nie od razu, że to kobieta, a to dziewczynka. Wtedy profesor mówi: «To matka, a to jej córka!*.
t
153