— Bardzo przepraszam, sir — powiedział z szacunkiem policjant, przykładając dłoń do swego hełmu — miałem nadzieję, że pan jeszeże nie śpi
A więc fortel udał się Harry z trudem powstrzymał się od śmiechu.
— Jeszcze nie spałem — powiedział, wskazując na bonżurkę i ranne pantofle.
— To świetnie — stwierdził policjant. — Odkryłem coś podejrzanego, sir. Drobiazg, ale lepiej być ostrożnym. Jedna z szyb na tyłach pańskiego domu jest rozbita.
— Tak? — powiedział Harry, usiłując udać zdziwienie. — Nikt mi o tym nie mówił. Mój personel jest od kilku dni na urlopie. .Być może okno było otwarte i wiatr zamknął je zbyt silnie.
—Prawdopodobnie. Jest dość wietrznie — zgodził się policjant — ale chciałbym to dokładnie zobaczyć. Może ktoś włamał się do domu?
— Nie mam nic przeciw pańskiej wizycie — powiedział Harry. — Które to okno?
— Myślę, że od kuchni. Czy zechce mnie pan zaprowadzić?
Policjant wszedł do wielkiej sieni, z której wiele drzwi prowadziło do dalszych pomieszczeń, a następnie zatrzymał się, jakby czekając, aż gospodarz wskaże mu drogę. Harry zaczął się denerwować — nie wiedział, które drzwi są do kuchni. Ale ponieważ jego ociąganie mogło wydać się podejrzane policjantowi, wskazał na jedne z drzwi i powiedział:
— Pozwoli pan, że zostanę tu. W tej sytuacji...
— Naturalnie — zgodził się policjant i otworzył wskazane drzwi Następnie odwrócił się i stwierdził:
— To nie jest kuchnia, sir.
— Pomylił się pan. Wskazałem drzwi obok.
Policjant otworzył drzwi obok, a Harry czuł jak serce
wali mu w piersi.
— Kuchnia — ucieszył się policjant. Podszedł do okna, obejrzał je dokładnie, potem spojrzał na odłamki szklą leżące na podłodze i stwierdził: — To był niewątpliwie wiatr.
— Niech pan pozwoli — powiedział odprężony Harry
— napijemy się po jednym.
— Jestem na służbie — uśmiechną] się policjant — ale mam nadzieję, że mnie pan nie wyda, sir.
Weszli do pokoju i Harry wyjął z barku drugą
szklankę. Nalał whisky, podał policjantowi, a następnie wypił swoją jednym hauster^ Policjant wpatrywał się w niego jak zaczarowany: Pod tym spojrzeniem Harry poczuł się nieswojo.
• — Dlaczego pan nie pije? To świetna whisky!
— Muszę poprosić, aby poszedł pan ze mną na komisariat. I proszę nie stawiać oporu!
— Jaki błąd popełniłem? — zapytał Harry sam siebie. Mam na sobie bonżurkę Wooltona, piję jego whisky, zachowuję się jak gospodarz.
— To jakaś pomyłka — powiedział do policjanta — która będzie pana drogo kosztowała.
— To się okaże — mruknął policjant i wyciągnął pistolet zza pasa.
Harry wzruszył ramionami i postanowił iść. Może na zewnątrz nadarzy się okazja do ucieczki?...
— Dobrze — powiedział — ale proszę mi powiedzieć, dlaczego...
— Mogę to panu wyjaśnić, mister — zgodził się policjant. — W pierwszej chwili wziąłem pana za Normana Wooltona. W tym stroju wyglądał pan bardzo poważnie. Potem wydało mi się dziwne, że nie wie pan, które drzwi prowadzą do kuchni, ale mógł się pan pomylić. Przyglądałem się odłamkom szkła, leżącym wewnątrz zamiast na zewnątrz, co byłoby zgodne z logiką, gdyby szybę wybił wiatr. Ale może wiatr był tak silny, że szyba wypadła nie w tę stronę? Zadecydował dopiero ostatni pana błąd. Żle przygotował pan to włamanie — powinien pan wiedzieć, że sir Norman Woolton jest jednym z najbardziej znanych abstynentów w Wielkiej Brytanii. Dlatego w jego barku jest tyle flaszek z sokami.