tości stanowi pewną transakcję pomiędzy człowiekiem a otoczeniem, w której partycypują obie strony. A zatem ani malowidła w Altamirze, ani świątynie w Luksorze nie mogą dziś wywoływać tych samych obrazów czy reakcji co wówczas, gdy zostały stworzone. Takie świątynie jak Amen-Ra w Karnaku wypełnione są kolumnami. Wejść do nich to tak, jak wejść do lasu złożonego ze stojących, skamieniałych kikutów drzew. Doświadczenie takie może być dla współczesnego człowieka zgoła nieprzyjemne.
Artysta z paleolitycznych jaskiń był bez wątpienia szamanem, żyjącym w bogatym zmysłowo świecie, który traktował jako coś oczywistego. Podobnie jak małe dziecko, był on tylko częściowo świadom tego, że świat ów mógłby być doświadczany jako coś odrębnego od niego samego. Nie rozumiał wielu naturalnych zdarzeń, zwłaszcza dlatego że nie miał nad nimi władzy. W rzeczywistości sztuka stanowiła prawdopodobnie jedną z pierwszych prób człowieka, by zapanować nad siłami natury. Dla artysty szamana odtworzenie obrazu czegoś mogło być pierwszym krokiem ku zdobyciu nad owym czymś władzy. Jeśli przypuszczenie to jest trafne, każde malowidło było odrębnym aktem twórczym, mającym zapewnić powodzenie i dobrą zdobycz na polowaniu, ale nie traktowano go jako sztuki przez duże S. Tłumaczyłoby to również, dlaczego sylwetki łani i bawołu, choć dobrze narysowane, nie wiążą się ze sobą wzajem, lecz raczej z topografią powierzchni jaskini. Później takie magiczne obrazy zredukowane zostały do symboli, które wciąż reprodukowano, podobnie jak paciorki różańca, by zwiększyć ich działanie magiczne.
Muszę wyjaśnić czytelnikowi, że na moje poglądy na interpretację wczesnej sztuki i architektury wywarli wielki wpływ dwaj ludzie, którzy strawili życie na badaniu tego zagadnienia. Pierwszym z nich był niedawno zmarły Alexander Dorner, historyk sztuki, dyrektor muzeum i badacz percepcji człowieka. To właśnie Dorner zwrócił moją uwagę na znaczenie prac Adalberta Ame-sa i transakcyjnej szkoły w psychologii. Książka Dornera The Way Beyond Art wyprzedzała jego czasy o wiele lat. Przekonałem się, że wciąż do niej powracam i że w miarę tego jak wzrasta moje zrozumienie człowieka, coraz więcej zawdzięczam wnikliwym myślom i uwagom Dornera. Znacznie później zaznajomiłem się z pracami szwajcarskiego historyka sztuki Siegfrieda Giedio-na, autora The Eternal Present. Choć zaciągnąłem spory dług wdzięczności u obu tych autorów, wyłącznie sam jestem odpowiedzialny za reinterpre-tację ich pomysłów. Zarówno Dorner, jak Giedion zajmowali się problemem postrzegania. Prace ich dowodzą tego, że badanie wytworów artystycznych człowieka może nam wiele powiedzieć o świecie sensorycznym w przeszłości i o tym, jak zmienia się ludzkie postrzeganie wraz ze zmianami w świadomości postrzegania. Doświadczanie przestrzeni na przykład przez starożytnych Egipcjan było zupełnie różne od naszego. Troszczyli się oni raczej o poprawne umiejscowienie i uporządkowanie swych struktur religijnych i obrzędowych w Kosmosie niż o zamkniętą przestrzeń samą w sobie. Konstrukcja i precyzyjne zorientowanie piramid oraz świątyń na osi północ—południe bądź wschód—zachód miały magiczne implikacje, służyły opanowaniu świata nadprzyrodzonego przez jego symboliczne odtworzenie. Egipcjanie odznaczali się wielkim geometrycznym upodobaniem do płaskich powierzchni i wymierzonych linii. Na egipskich freskach i malowidłach wszystko wydaje się płaskie, a czas jest posegmentowany. Nie sposób powiedzieć, czy to jeden pisarz egipski robi dwadzieścia różnych rzeczy, czy też dwudziestu pisarzy zajmuje się swoją robotą. Starożytni
125