na kontrola” programu kształcenia. Amerykanie martwią się, gdy w testach porównawczych ich młodzież wypada gorzej niż młodzież z Japonii, Niemiec czy Szwecji (czy skądkolwiek indziej). Martwią się, ponieważ uznają twierdzenie, że wykształcenie jest jednym z najważniejszych bogactw narodu. Nikt go nie podważa i będzie ono aktualne także w przyszłości.
Zajmiemy się teraz trzecim darem Oświecenia: koncepcją, iż „właściwa edukacja” powinna zmierzać, między innymi, do ukształtowania opartego na rozumie, sceptycznego poglądu na świat. Choć idea ta jest jasno wyrażana w pismach osiemnastowiecznych wychowawców, do nas dociera przede wszystkim za pośrednictwem pism filozofów oświeceniowych. Jeżeliby ktoś spytał, jaką postawę należy kojarzyć z Oświeceniem, odpowiedź brzmiałaby: postawę sceptyczną. Współcześni wychowawcy zwykle nie używają tego słowa, preferując wyrażenie „myślenie krytyczne”. W każdym razie nie poświęcają mu zbyt wiele uwagi.
Istnieje po temu kilka powodów. Pierwszy: jest to niebezpieczne. Gdybyśmy pozwalali, a właściwie zachęcali dzieci, by myślały krytycznie, jedną z oczywistych konsekwencji byłoby, że kwestionowałyby zastane autorytety. Można nawet stwierdzić, że „myślenie krytyczne” pomaga podważyć koncepcję edukacji jako dobra narodowego, gdyż społeczeństwo cieszące się swobodą myśli i wypowiedzi może odrzucić cele państwa narodowego i zakłócić funkcjonowanie jego instytucji.
Innym powodem jest to, że rodzice nie chcą w ten sposób kształcić swoich dzieci. Każde przedsięwzięcie edukacyjne grozi, w różnym stopniu, alienacją dzieci od ich rodziców. Idea, iż młody człowiek powinien być wyćwiczony w sceptycyzmie, jest niebezpieczna nie tylko dla państwa narodowego, ale także dla spokoju rodziny.
Jest jeszcze przynajmniej jeden powód, dla którego tego rodzaju edukacja przysparza kłopotów: nie ma gwarancji, iż to przynosi efekt. Sama w sobie nie jest to jeszcze przesłanka do odrzucania takiego kształcenia, gdyż nie ma przecież gwarancji, że cokolwiek, co robi się z lub dla dzieci w szkołach, przynosi efekt. Niemniej jednak program kształcenia zawsze oparty jest na założeniu, iż jedne przedmioty są bardziej wartościowe od innych, i są tacy, którzy twierdzą, że nie warto stawiać na eksperymenty z „myśleniem krytycznym”.
Przypuśćmy jednak, podobnie jak Jefferson, a potem John Dcwey, że społeczeństwo demokratyczne musi podjąć takie ryzyko, że umiejętność krytycznego myślenia przynosi korzyści i że najlepszym sposobem ochrony wolności obywateli jest sceptycyzm, podejrzliwość wobec władzy i gotowość do odparcia propagandy. Przypuśćmy także, że przynajmniej niektórzy rodzice uznają potrzebę takiego kształcenia i nie będą przeciw niemu oponować. Trzeba by wtedy rozstrzygnąć kolejny problem: jak uczyć rozsądku i sceptycyzmu? Doświadczenie wskazuje, iż jest to bardzo trudne. Nauczyciele zwykle nie są do tego przygotowani, a uczniowie nie przyzwyczajeni do dyscypliny, jaką to narzuca. Można nawet powiedzieć, że sama struktura szkoły - jej system oceniania, wymagania programowe, sprawdziany - temu przeciwdziała. Niemniej jednak przedstawię w tym rozdziale pięć propozycji, jak można to robić, i na tym zakończę książkę. Jak już wspomniałem, sceptycyzm jest najważniejszą częścią dziedzictwa Oświecenia. Nie ma nic istotniejszego niż próba utrwalenia tego spadku przez zaszczepianie go młodym ludziom.
'Pierwsza z propozycji nie jest szczególnie kontrowersyjna, lecz mimo to najmniej prawdopodobne, że zostanie potraktowana poważnie. Myślę o tym, iż moglibyśmy uczyć dzieci czegoś o sztuce i nauce zadawania pytań. Nikt, zakładam, nie zaprzeczy, że cała wiedza, którą ma-
173