wiła też o tym, jak ważne dla psychologa są postępy w terapii. Zapewniłam, że będę się starać i że nie mogę doczekać się następnego spotkania. Poszłam do recepcji zapisać się na kolejną wizytę. Nie pamiętam w tej chwili z jakiego powodu, ale nie mogłam się zapisać. Poza tym czułam się bardzo zlekceważona. Osoby, które tam pracowały, były bardzo nieprzyjemne. Jakby robiły łaskę, że tam pracują. Poleciły mi zadzwonić następnego dnia. Zadzwoniłam, ale okazało się, że mam czekać dwa tygodnie na wizytę. Wściekłam się i podziękowałam, pomimo że ta przychodnia była najbliżej mojego miejsca pracy. Postanowiłam poszukać przychodni blisko mojej pracy. Spisałam numery telefonów „terapia DDA” z książki telefonicznej i zaczęłam dzwonić.
Pierwszy telefon. Dodzwoniłam się do jakiegoś człowieka, który przyjmował prywatnie. Był miły, mówił z sensem, ale 150 zł to było dla mnie bardzo dużo. Powiedziałam mu o tym. Że dziękuję, ale nie stać mnie na taki wydatek. W odpowiedzi usłyszałam, że nigdzie taniej nie znajdę (ale ja już wiedziałam, że moja przyjaciółka nie płaciła nic).
Kolejny telefon. Tym razem nie miałam już oporów, żeby powiedzieć że szukam terapii dla DDA (swoją drogą dużo łatwiej powiedzieć , jestem DDA” niż „mój tatuś jest alkoholikiem”). Niestety nie było już miejsc, ale dostałam numer telefonu do poradni na Rejonowej oraz nazwisko terapeutki. Podziękowałam i pożegnałam się. Dzwoniłam chyba ze 4 razy zanim udało mi się porozmawiać z poleconą osobą. Sama byłam zaskoczona swoim uporem. Nie zniechęciło mnie nawet to, że miałam czekać aż trzy!!! tygodnie na wizytę. To było dla mnie bardzo długo, a do tego musiałam zwolnić się na dwie godziny z pracy. Wzięłam pierwszy wolny termin.
Od tamtej pory wszystko zaczęło dziać się w zawrotnym tempie. Trwało około 1,5 roku. Dostałam tam tyle wsparcia, zrozumienia i zwykłej ludzkiej życzliwości, że kiedyś nie uwierzyłabym, że jest to możliwe. Terapię DDA trzeba było odłożyć ze względu na moje współuzależnienie. Pamiętam do tej pory jak bardzo nie chciałam dołączyć do pierwszej grupy. Jakie wyobrażenie miałam o osobach, które miałam tam spotkać. Myślałam, że będą to starsze, nieszczęśliwe i zaniedbane kobiety. I że ja do nich zupełnie nie będę „pasowała”. Przez jakiś czas wstydziłam się tego. Dzisiaj rozumiem, że było to wynikiem lęku przed nieznanym. Prawda jest taka, że „dziewczyny” były w różnym wieku, ale widząc je na ulicy, nie powiedziałabym, że mają problemy. Najważniejsze i tak jest to, że dzięki ich wsparciu i zrozumieniu nabrałam „troszkę siły”.
Zdiagnozowanie depresji i rozpoczęcie odpowiedniego leczenia przywróciło mi chęć do życia. Terapia indywidualna i grupa dały mi siłę, podjąć decyzję o odejściu od męża. W bardzo krótkim czasie zmieniłam wszystko. Zakończyłam toksyczny związek, odeszłam z toksycznej pracy i nawet wygląd zmieniłam.
A w środku pozostałam małą, wystraszoną, samotną dziewczynką. Bardzo chciałam uporać się z przeszłością. No, żeby mnie w końcu naprawiono. Bałam się bardzo. Nowi ludzie, przecież jak oni mogą mnie zaakceptować. Dziewczyny z poprzedniej grupy jakoś mnie zaakceptowały, ale przecież nie może być cały czas dobrze. Jak za długo jest dobrze, to musi nastąpić kara. Nic, czego bym sobie nie wyobrażała o terapii, nie równa się z tym, co przeżyłam. Czasem było ciężko, a czasem bardzo ciężko. Oczekiwana przeze mnie kara nie nadeszła. Dostałam wsparcie i zrozumienie. Wiarę w siebie i przekonanie, że jestem dorosła. Że poradzę sobie w życiu. Niestety nie „naprawiono mnie”, bo to nie ja byłam „zepsuta”, nie byłam też niczemu winna.
Do tej pory (a minął już ponad rok od zakończenia grupy) nie mogę nadziwić się zmianom, jakie we mnie zaszły i zachodzą. Jest to dla mnie i piękne, i magiczne, i niepojęte.
Przed terapią byłam niesamowicie samotna, życie było trudne i ciężkie. Nic dziwnego, jeżeli żyje się w ciągłym poczuciu zagrożenia (życie było dla mnie nieobliczalne), bez możliwości zmiany czegokolwiek, a jednocześnie bez wiedzy, co robić. Jedno wielkie zagubienie i poczucie, że wciąż daję z siebie za mało.
Jeśli chodzi o zmiany
Czuję się silna, wiem, że poradzę sobie w „każdej” sytuacji, co oznacza też, że troszczę się o swoje bezpieczeństwo i nie biorę na siebie więcej obowiązków niż mogę unieść. A czasem, z wygody i
DDA Autoportret _ 47