społeczeństwo systemu wartości. W tej mierze, w jakiej człowiek coraz bardziej uniezależnia się od przyrody, dysponuje środkami budowy takiego społeczeństwa, jakiego pragnie.
W kulturze jednak nie mamy do czynienia z kumulacją, lecz raczej z ricorso do pierwotnych pytań, jakie wszędzie i zawsze zadają sobie ludzie, pytań wynikających ze skończoności człowieka oraz nieustannych prób jej przezwyciężania. Są to pytania egzystencjalne, wobec których stają wszystkie jednostki ludzkie w świadomości historii: jak spotykamy śmierć, na czym polega lojalność i obowiązek, czym jest tragedia, odwaga, miłość lub wspólnota. Odpowiedzi zmieniają się, ale pytania pozostają wciąż te same1.
Podstawą kultury jest więc stałe powracanie - nie w jej formie, lecz w przedmiocie zainteresowania - do istotnych konsekwencji skończoności ludzkiego istnienia. Reinhold Niebuhr pisał: ,,W historii istotnie dokonuje się postęp, dotyczy on wszakże ludzkich zdolności czynienia zarówno dobra, jak i zła”.
Jakie są zatem wskazówki dotyczące ludzkiego postępowania? Nie może ich dawać natura, z jednej strony, wyznacza ona bowiem tylko fizyczne ograniczenia, z drugiej zaś - egzystencjalne pytania, a człowiek, bez mapy, musi sam szukać drogi między nimi. Nie wyznacza ich również historia, która, pozbawiona telos, ma charakter tylko instrumentalny, jest ekspansją ludzkiej władzy nad naturą. Pozostaje zatem odpowiedź tradycyjna, niemodna: wyznacza je religia, ale nie jako „projekcja” człowieka w zewnętrzny świat symboli, lecz jako transcendentalna, zewnętrzna w stosunku do człowieka koncepcja, odnosząca go do czegoś, co jest poza nim.
Jak zauważa Max Weber, każde społeczeństwo ma jakąś koncepcję doświadczenia, które nazwalibyśmy religijnym. Każde, mówiąc słowami Talcotta Parsonsa, „ma jakąś koncepcję porządku nadprzyrodzonego, duchów, bogów czy też bezosobowych sił, różnych od tych, jakim podlegają zjawiska «naturalne» i w jakimś sensie dominujących nad nimi; nadają one sens temu, co w ludzkim doświadczeniu niezwykłe, przerażające, rozumowo nieprzeniknione. [...] Religia w stopniu nie mniejszym niż język jest uniwersalnie ludzka”2.
W ciągu ostatnich stu lat oddziaływanie religii osłabło. U zarania ludzkiej świadomości religia była głównym ogniskiem kosmologii, jedynym niemal sposobem wyjaśniania świata. Poprzez rytuał, mechanizm spajania uczuć, religia była sposobem osiągnięcia społecznej solidarności. Toteż w tradycyjnym społeczeństwie religia - zarówno jako idea, jak też jako instytucja - obejmowała całe życie ludzkie. W społeczeństwie nowożytnym natomiast obszar ten niepomiernie się skurczył. Racjonalizm podważył zasadnicze zakorzenienie religii w objawieniu i „zdemitologizował” trzon jej przekonań. To, co pozostało nienaruszone w ortodoksyjnej religii - jej pogląd na naturę ludzką, na człowieka jako homo duplex, istotę zdolną zarówno do zbrodniczej agresji, jak też do poszukiwania harmonii - jest zbyt wątłe, by przeciwstawić się utopiom, które nadały blask kulturze nowożytnej.
Proces upadku miał dwa aspekty. Na poziomie instytucjonalnym następowała sekularyzacja, czyli kurczenie się autorytetu i roli religii jako sposobu przeżywania wspólnoty. Na poziomie kultury dokonywała się natomiast profanizacja, słabnięcie teodycei wyjaśniającej stosunek człowieka do świata zewnętrznego. Zdaniem Durkheima „[...] sacrum i profanum umysł człowieka zawsze i wszędzie pojmuje jako odrębne gatunki, jako dwa światy nie mające ze sobą nic wspólnego”3.
Koncepcja Durkheima zaskakująco słabo pasuje do życia współczesnego, zwłaszcza w dziedzinie kultury. Jeśli bowiem jakiś pojedynczy fakt psychologiczny charakteryzuje kulturę nowoczesną, to ten, który znajduje wyraz w twierdzeniu „nie ma niczego świętego”. Twierdzić można, że dążenie do wykroczenia poza siebie wyznacza istnienie światów oddzielonych, o ile jednak koncepcja wykroczenia cieszyła się uznaniem w XIX w., o tyle dziś nie pozostało już niemal żadne tabu, które można by było przekroczyć.
Zdaniem niemieckiego filozofa Eduarda Sprangera, stoimy dziś wobec ostatecznego pytania: „Co dzieje się, gdy w sercu człowieka nie
203
W tym sensie pytania są tragedią, odpowiedzi zaś - komedią. Jak filozoficznie powiedział kiedyś Groucho Marx, łatwiej grać jest tragedię niż komedię, wszyscy bowiem płaczą z tych samych powodów, lecz śmieją się - każdy z innego.
T. Parsons, wstęp, w: M. Weber, The Sociology of Religion [oryg.: Gesammelte Aufsatze zur Religionssoziologie, Tiibingen 1920-1921], Boston 1963, Beacon Press, s. XXVII-XXVIII.
E. Durkhein, Elementarne formy życia religijnego, przekład A. Zadrożyńska, Warszawa 1990, PWN, s. 33.