dodanie czegoś, ponieważ, w myśl założenia, nie istnieje nic pozytywnego poza Ideami. A więc może to być tylko przez zmniejszenie. W głębi filozofii starożytnej leży z konieczności ten postulat: jest więcej w tym, co nieruchome, niż w tym, co się porusza, i od niewzruszoności do stawania się przechodzi się drogą zmniejszenia lub osłabienia.
Trzeba więc będzie dodać do Idei coś ujemnego lub co najwyżej zero, aby otrzymać zmienność. Na tym polega „niebyt” Platoński, „materia” Ary-stotelesowska - zero metafizyczne, które, dodane do Idei, jak zero arytmetyczne do jedności, mnoży ją w przestrzeni i w czasie. Przez nie Idea nieruchoma i prosta załamuje się w ruch nieograniczenie się rozszerzający. Z prawa powinny by istnieć tylko Idee niewzruszone, niewzruszenie wsunięte jedne w drugie. W rzeczy samej materia dodaje do nich swą pustkę i z tą chwilą wyzwala powszechne stawanie się. Jest ona tym niczym nieuchwytnym, które, wślizgując się pomiędzy Idee, stwarza poruszenie bez końca i wieczny niepokój, jak podejrzenie rzucone między dwa kochające się serca. Obniżmy idee niewzruszone: otrzymamy przez to samo wiekuisty przepływ rzeczy. Idee, czyli formy, stanowią bez wątpienia całą rzeczywistość rozumową, to znaczy całą prawdę, ze względu na to, że przedstawiają razem wzięte, teoretyczną równowagę Bytu. Co do rzeczywistości zmysłowej, jest ona nieograniczonym odchylaniem się w obie strony od tego punktu równowagi.
Stąd, poprzez całą filozofię Idei, pewne pojmowanie trwania, jak również stosunku czasu do wieczności. Temu, kto zajmuje stanowisko w stawaniu się, trwanie przedstawia się jako samo życie rzeczy, jako rzeczywistość podstawowa. Formy, które duch wyosabnia i składa w pojęciach, są wówczas tylko widokami zdjętymi z rzeczy wistości zmiennej. Są one momentami podjętymi wzdłuż trwania, i właśnie dlatego, że się przecięło nić wiążącą je z czasem, już nie trwają. Dążą do zlania się ze swym własnym określeniem, to znaczy ze sztuczną odbudową i z symbolicznym wyrazem, który jest ich równoważnikiem umysłowym. Wchodzą w wieczność, jeśli kto chce; ale to, co w nich jest wieczne, utożsamia się z tym, co w nich jest nierzeczywiste. Przeciwnie zaś, jeśli się rozważa stawanie się za pomocą metody kinematograficznej, Formy nie są już widokami, zdjętymi ze zmienności, lecz są jej składowymi elementami, przedstawiają wszystko, co w stawaniu się jest pozytywnego. Wieczność już nie unosi się ponad czasem jako abstrakcja, lecz jest podstawą jego jako rzeczywistość. Takie jest właśnie w tej kwestii stanowisko filozofii Form, czyli Idei. Ustanawia ona pomiędzy wiecznością a czasem len sam stosunek, co pomiędzy sztuką złota a drobną monetą - monetą tak drobną, że płacenie odbywa się nieograniczenie i dług mimo to nie jest nigdy spłacony: uwolniłoby się od niego za jednym razem za pomocą sztuki złota. To właśnie
wyraża Platon w swym wspaniałym języku, gdy mówi, że Bóg, nie mogąc zrobić świata wiecznym, dał mu czas, „ruchomy obraz wieczności”1.
Stąd również wypływa pewne pojmowanie rozciągłości, znajdujące się u podstawy filozofii Idei, chociaż nie zostało wydzielone tak wyraźnie. Wyobraźmy sobie jeszcze ducha zajmującego miejsce wzdłuż stawania się i przejmującego jego ruch. Każdy stan kolejny, każda jakość, każda Forma wreszcie przedstawi mu się jako proste przecięcie, dokonane przez myśl w powszechnym stawaniu się. Znajdzie on, że forma jest z istoty swej rozciągłością, ponieważ jest nieodłączna od rozciągłego stawania się, które ją zmaterializowało w ciągu swego przepływu. Każda forma zajmuje tedy przestrzeń tak samo jak zajmuje czas. Ale filozofia Idei idzie w kierunku odwrotnym. Wychodzi ona z Formy, widzi w niej samą istotę rzeczywistości. Nie otrzymuje formy przez pogląd na rzeczywistość; daje sobie formy w wieczności: trwanie i stawanie się są dla niej tylko obniżeniem się tej wieczności nieruchomej. Forma, tak postawiona, niezależna od czasu, nie jest już wówczas tą, która mieści się w postrzeżeniu: jest pojęcie m. A ponieważ rzeczywistość z rzędu pojęciowego tak samo nie zajmuje rozciągłości, jak nie ma trwania, więc Formy muszą zasiadać ponad przestrzenią, podobnie jak unoszą się ponad czasem. Przestrzeń i czas mają więc w filozofii starożytnej jednakowe pochodzenie i jednakową wartość. To samo zmniejszenie bytu wyraża się przez rozciągnięcie w czasie i przez rozpostarcie w przestrzeni.
W rozpostarciu i rozciągnięciu objawia się wówczas po prostu odstęp pomiędzy tym, co jest, a tym, co być powinno. Z tego punktu widzenia, na którym staje filozofia starożytna, przestrzeń i czas mogą być tylko polem, które sobie daje rzeczywistość niezupełna, a raczej zabłąkana poza sobą, aby biec po nim w poszukiwaniu siebie samej. A tylko trzeba tu będzie przyjąć, że pole tworzy się w miarę biegu i że bieg osadza je niejako pod sobą. Odchylmy od położenia równowagi wahadło idealne, prosty punkt matematyczny: wytwarza się ruch wahadłowy bez końca, wzdłuż którego punkty układają się obok punktów, chwile następują po chwilach. Przestrzeń i czas, które rodzą się tym sposobem, nie mają więcej „pozytywności” niż sam ten ruch. Przedstawiają one odstęp pomiędzy położeniem sztucznie nadanym wahadłu a jego położeniem normalnym - to, czego mu brak, aby odzyskać przyrodzoną swą stałość. Sprowadźmy je na powrót do normalnego jego położenia: przestrzeń, czas i ruch kurczą się znowu w jeden punkt matematyczny. Tak samo rozumowania ludzkie przedłużają się w łańcuch bez końca, lecz znikłyby nagle w prawdzie ujętej przez intuicję, gdyż ich rozpostarcie się i rozcią-
253
Platon, Timajos, 37 D.