44 I. Lektura w siodle i ru P°%
44 I. Lektura w siodle i ru P°%
Książka to także biblioteki. Interesowały one tylko pewien szczegók gatunek turystów, zwłaszcza Łych, którzy odwiedzali uczonych i gabirw osobliwości, zbierali okazy. Podróżnym dana była czasem ta niewypow^ dziana przyjemność odkrywania bibliotecznych cymeliów. Zanim jed^ Z nich, ojciec Mabillon, nie dokonał wielkiego dzieła krytyki paleografią, ■ nej i nie rozproszył mitów o antycznym pochodzeniu większości starym; rękopisów, zainteresowany czy po prostu pobożny turysta obcoty^ w niemal każdej większej bibliotece, zwłaszcza włoskiej, z manuskiyp.; tami rzekomo pisanymi własnoręcznie przez najznakomitszych autorów rzymskich, świętych Pańskich - i traktować je mógł jak relikwie.
Kwintesencję tych spraw stanowi, u schyłku XVII wieku, przeżyj biskupa anglikańskiego, Gilberta Bumeta we Florencji. Cała relacja te^ autora jest namiętnym pamfletem i obszernym opisem upadku katolickich Włoch. Wśród innych tego upadku przejawów nie mogło zabraknąć i katastrofalnego stanu bibliotek (zwłaszcza, że Oksford Cambridge i zawiązek dzisiejszej British Library w Londynie stanowy jaskrawy kontrast). We florenckiej laurentianie podziwia więc Burnę starożytne rękopisy Tacyta, Wergiliusza, Apulejusza. „Co mnie jednak najwięcej ucieszyło - ciągnie dalej - to, że kustosz zapewnił mnie, jj znalazł był ostatnio sławny list po grecku św. Jana Złotoustego do Cezariusza, pod koniec kodeksu pełnego innych rzeczy U. Myślał, i* pamięta, gdzie stał kodeks i przewróciliśmy wszystkie te, które stał* w pobliżu, ale me znaleźliśmy L..I*. Nadworny bibliotekarz wielkiego księcia Toskanii był jednak innego zdania: w całej Florencji nie ma nikogo, kto albo czytałby po grecku, albo zaglądał do rękopisów; nie należy wierzyć bibliotekarzowi-nieukowi. Se non ś vero... Burnetow,
odpowiadało to „ideologicznie*.
Podporządkowywał on swe komentarze i wspomnienia jednej tendencyjnej myśli przewodniej, o wyższości kulturowej protestantyzmu nad katolicyzmem, wykazując również naukowy krytycyzm. Jeśli jednak mowa o zjawiskach dominujących w życiu codziennym wykształconych podróżnych XVI stulecia i wielu jeszcze dziesięcioleci następnego wieku, cieszyli się oni wciąż oglądaniem rzekomo własnoręcznych rękopisów św. Augustyna, Ambrożego, Cycerona, Wer-giliusza, ewangelistów - jak tylko sięgała fantazja. Czemu bowiem manuskrypt miał być gorszą relikwią niż kamień, drewno, kość czy portret Dziewicy pędzla samego św. Łukasza?
W niektórych przypadkach ówczesną bibliotekę trudno odróżnić od gabinetu osobliwości. Celowała w tym zwłaszcza biblioteka watykańska, gdzie obok wielu innych, podziwiano „chińską książkę całą hieroglifami' i książki z biblioteki w Heidelbergu przeniesione tu w czasie
wojny trzy dziestolecn ie j, kiedy to Palatynat Renu został zdobyty i splądrowany przez wojska cesarskie. Każdemu Anglikowi pokazywano pamiątki f>o Henryku VIII — jego listy do Anny Boleyn Cwówczas jego konkubiny, własną ręką, jeden po angielsku, inne po francusku, ale wszystkie miłosne*), na koniec pamfłet króla przeciw Łotrowi, pisany, zanim sam zerwał z Rzymem.
Książka, stały towarzysz podróży, stanowiła także jej przedłożenie: relacje turysty krążyły wśród przyjaciół i służyć miały potomnym, bywały często bardzo poszukiwane w druku. Paradoksalnie służyły również jako argument przeciwnik om turystyki. Najzaciętszy z nich, Joseph Mail hi skop heter, później Norwich, pisał w 1617 roku: Jćnam takich, co nie podróżowali dalej niż własna izba, a potrafili śledzić i korygować największego podróżnika po wszystkich jego żmudnych i kosztownych wyprawach. Niech włoski czy francuski podróżny przemierzy całą tę naszą wyspę: co zabierze do domu w swym notatniku w porównaniu z uczoną Srftartruą naszego Camdena albo dokładnymi tabelami Speeda? Przy ich pomocy podróżujemy przy własnym kominku. Dobra książka jest zarazem najlepszym towarzyszem i przewodnikiem, sposobem i celem naszej podróży".
Chciałbym, aby ta książka do podróży poza kominek.