Zęby nie właziły Do stodoły dziurom.
Cielentom po siano.
Krowom po zguniny.
Dyngus ci to, dyngus,
Pani gospodyni.
Podczas świąt wielkanocnych jako ważny atrybut obrzędowy pojawiała się woda. Tym samym następowało wyzwolenie trzeciej — po „otwartej” ziemi i ujawnionym przez piorun ogniu — substancji pełniącej ważną funkcję w rozpoczynającym się procesie życia. Odnosi się to oczywiście do popularnego i dziś zwyczaju oblewania wodą w łany poniedziałek. Nikt nie potrafiłby obecnie wyjaśnić sensu i celu tej czynności. Wzajemne polewanie się wodą, coraz częściej kwiatową, trwa jako bezrefleksyjnie kultywowany relikt. Tymczasem w tradycyjnej kulturze chłopskiej wiosenne oblewanie dziewcząt — gdyż ich przede wszystkim czynność ta dotyczyła — miało znaczenie symboliczne. Był to akt oczyszczenia. Kontakt z wodą pobudzał i wzmagał siły płodności na poziomie antropologicznym, podobnie jak to miało miejsce w innych sferach rzeczywistości. Wzoru dostarczało dokonujące się w skali kosmicznej połączenie ziemi z zapładniającą wodą. W wielu okolicach nie tylko oblewano dziewczęta, ale kropiono również ziemię, oblewano krowy, by dawały więcej mleka, itp. Nie wykluczone, że dodatkowym celem tych zabiegów było zapewnienie odpowiednich opadów. Znane są bowiem zwyczaje oblewania przybranej w zieleń dziewczyny lub pławienie dziewcząt i kobiet w rzekach, jeziorach i stawach, praktykowane podczas przedłużającej się suszy.
O tym, jak poważnie traktowano wielkanocne oblewanie dziewcząt, świadczy zanotowana przez Oskara Kolberga gorzka wymówka, jaka spotkała chodzących po
188