przyjmowany jest społecznie bez zastrzeżeń. Jeżeli w ogóle występuje jakiś problem, spowodowany jest on subiektywnymi trudnościami, jakie może mieć jednostka w internalizacji znaczeń, na które istnieje już społeczna zgoda.
W miarę jak odchodzimy od tego modelu heurystycznego (a jest tak oczywiście we wszystkich istniejących społeczeństwach, choć w różnym zakresie), stopień, w jakim znaczenia instytucjonalne są dane, będzie ulegał istotnym zmianom. Na dwie z nich zwróciliśmy już uwagę: dokona się mianowicie segmentacja porządku instytucjonalnego i pewne działania będą wykonywane wyłącznie przez pewne typy jednostek, a w rezultacie nastąpi społeczny podział wiedzy, prowadzący do tego, że wiedza związana z określonymi rolami będzie zarezerwowana dla pewnych typów. W konsekwencji jednak, na poziomie znaczenia pojawia się nowa konfiguracja. Będzie to obiektywny problem pełnej integracji znaczeń w obrębie całego społeczeństwa. Jest to zupełnie inny niż wyłącznie subiektywny problem, polegający na zharmonizowaniu sensu, jakiego jesteśmy się skłonni dopatrzeć we własnej biografii, z sensem przypisywanym tej biografii przez społeczeństwo. Różnica jest równie wielka jak między tworzeniem propagandy, która ma przekonać innych, i tworzeniem wspomnień, które mają być przekonujące dla nas samych.
Staraliśmy się pokazać na przykładzie naszego trójkąta mężczyzna-kobieta-lesbijka, iż nie sposób przyjąć a priori, że różne procesy instytucjonalizacji będą „do siebie pasować". Struktura istotności, która jest podzielana przez mężczyznę i kobietę (A — B), nie musi być zintegrowana z tą, którą podzielają kobieta i lesbijka (B — C), czy też z tą, która jest wspólna dla lesbijki i mężczyzny (C — A). W dalszym ciągu mogą współistnieć odrębne procesy instytucjonalne bez obejmującej je wszystkie integracji. Przekonywaliśmy wtedy, że empiryczny fakt, iż instytucje w istocie pasują do siebie, mimo że nie
sposób przyjąć takiej spójności a priori, można przypisywać wyłącznie refleksyjnej świadomości jednostek, które na swoje doświadczenie wielu instytucji nakładają pewną logiką. Możemy rozwinąć ten argument przyjmując, że jednej z naszych trzech osób (przyjmijmy, że będzie to mężczyzna A) przestaje odpowiadać brak symetrii w całej sytuacji. Nie oznacza to, że uległy dla niego zmianie układy, w jakich uczestniczy (A — B i C — A). To raczej zaczyna mu przeszkadzać układ, w którym dotąd nie uczestniczył (B — C). Może tak być, ponieważ układ ten naraża na szwank jego interesy (C spędza zbyt wiele czasu na kochaniu się z B i zaniedbuje prowadzoną z A amatorską hodowlę kwiatów); przypuśćmy teraz, że A ma pewne ambicje teoretyczne. W każdym razie chce on zjednoczyć trzy odrębne układy oraz związane z nimi procesy przechodzenia w nawyk we wspólną, znaczącą całość A — B — C. Jak może to zrobić?
Wyobraźmy sobie, że jest geniuszem religijnym. Któregoś dnia przedstawia dwojgu pozostałym nową mitologię. Świat został stworzony w dwu etapach, lądy stworzył bóg-stwórca kopulując ze swoją siostrą, natomiast morza powstały w akcie wzajemnej masturbacji tejże siostry z jej drugą siostrą bliźniaczką. Bóg-stwórca wraz z boskimi bliźniaczkami — po stworzeniu w ten sposób świata — odtańczyli wielki taniec kwiatów, w którego rezultacie lądy zapełniły się fauną i florą. Zatem istniejący trójkątny układ, polegający na heteroseksualności, lesbijstwie i uprawie kwiatów, jest ni mniej, ni więcej tylko ludzkim naśladownictwem mitycznych działań boskich. Niezłe? Czytelnik dysponujący pewnymi wiadomościami z mitologii porównawczej nie będzie miał kłopotów ze znalezieniem materiału historycznego, porównywalnego z tą kosmogoniczną historyjką. Nasz mężczyzna może mieć pewne trudności ze zmuszeniem innych do akceptacji swej teorii. Wyłoni się mu zatem problem propagandy. I
m