się historii: mechanizm ekonomiczny, J islamu i ocalenie kultury chrześcijańskiej ie^|l w interesie wytwórców materiału piśmiennego I chińskim sposobem otrzymywanego ze szmal' I Europa, pozbawiona papirusu przez podbok a arabskie w Afryce Północnej, kupi za każJI cenę papier z Marakandy sogdyjskiej, z serca Azji. Gdyby jednak wyznawcy Mahometa zaj. wojowali Europę, przymusowi czytelnicy Kol ranu już nie kupowaliby papieru na żadni księgi. Tak więc azjatyccy potomkowie Mitroal nii sypnęli złotem na ów zjazd, który miafl przekonać Mitroanidów, że na miejsce odrzuco--] nej przez nich rodzinnej traditio otrzyma-B li nowe powołanie: sformować żywy klin bi-1 tewny, o który rozbije się arabska fala.
Można by więc odczytywać trylogię jakol opowieść o procesie powstawania rodowego mi-1 tu, mechanizmie jego funkcjonowania w życiu I wtajemniczonych, a potem o jego skostnieniu. I Więź wspólnoty, przez mit rodowy stworzona, I straciła swój sens wewnętrzny, przez członków I wspólnoty akceptowany. Ich mit został skompromitowany jako pozór osłaniający rzeczywiste, polityczne i ekonomiczne, motywy dynamiki zdarzeń. Zostali zmuszeni do przyjęcia innych racji swego bytu, a także swojej śmierci, ' zmuszeni do przyjęcia sensu narzuconego im przez historię.
Czyżby Parnicki doszedł w tej powieści do deterministycznej koncepcji historii? Tytuł trylogii przypomina, że jednym z jej głównych
wątków była początkowo dyskusja o wolności i konieczności. Pierwsza część opatrzona jest mottem zaczerpniętym z Marii Stuart Słowackiego: „Dziecko! Chciałby z wody dostać twarz księżyca.” Tym nierealnym, dziecinnym pragnieniem jest marzenie o całkowitej wolności, wolności do wszystkiego, co upragnione,
| i od wszystkiego, co nienawistne: marzenie o wolności mitycznego wieku złotego, niemożliwej w żelaznym wieku konieczności historycznych. Pod koniec tomu trzeciego na nowo pojawia się przytłumiony przedtem, zagubiony prawie, wątek dysputy o wolności. Jednemu z Mitroanidów, który najwyżej wzniesie się „mocą twórczo rozeznawczą” umysłu, ma być dana szansa wymknięcia się koniecznościom historii, uniknięcia losu narzuconego Mitroani-dom, szansa oparcia się „wichrowi dziejowemu”, jak mówi patetycznie jeden z bohaterów. W bitwie Franków z Arabami jeden z członków rodowego klina bitewnego miał ocaleć. Ocalał ten, który wierzył w możliwość wyłowienia z wody twarzy księżyca.
Mitroanidzi przetrwali — mówi o tym Epilog. Czytelnik Parnickiego także spotka się z nimi jeszcze, mimo zapewnień autorskiego „Post scriptum”, że praca nad trylogią Twarz księżyca „dobiegła ostatecznie swego końca”. W pisarstwie Parnickiego nie ma Już dzieł, które mogłyby „dobiegać ostatecznie swego końca”. Dzieje rodu Mitroanii, rozciągnięte na kilka stuleci, przekazywane z pokolenia na po
lu