PARODIA I PASOŻYTNICTWO LXXXVII
PARODIA I PASOŻYTNICTWO LXXXVII
tyczy sobie, aby wszystko, co dzieje się na scenie, W tylko teatrem. Dlatego jego słynne hiperbole nie tyfo nie wzmagają, ale właśnie — obniżają napięcie. Znaćfe najlepiej w Szewcach:
KSIĘŻNA
Bezsilność pana doktorze Scurvy, podnieca mnie do zupełne* wariactwa (...) Niepewność pańska jest dla mnie rezerwuarem nektaru najwyuzdańszej, płciowej, samiczkowatej-bebechowato. -owadziej rozkoszy — chciałabym jak samice modliszki, które ku końcowi zjadają od głowy swoich partnerów, którzy mitu to nie przestają tego — wie pan, hehe!
II CZELADNIK
wymawia okropnie słowa francuskie, jak pani Mąsiorkom, trzyma olbrzymi but oficerski Kel ekspresją grotesk!5
Brzmi to jak parodia Przybyszewskiego, łącznie z sakramentalnym „hehe". Gdyby jednak Księżna była naprawdę podniecona, nie musiałaby uciekać się do bzdurnej gadaniny. Naprawdę rozpętani są Szewcy, trzymani niejako na uwięzi przez Scurvy’ego. Rozgadanie Iriny sygnalizuje nie dzikość jej pożądań, ale rozpaczliwą chęć pokonania nudy, której obecność Witkacy tak natrętnie podkreśla w Szewcach. Księżna niczego nie odczuwa; chce tylko odczuwać i wprawia się dopiero w podniecenie, nieznośnym gadulstwem rozjątrzając namiętności. Jak sama wyznaje, wszystkiego już kosztowała i niewiele ją bawi. Czeladnicy wyczuwają też doskonale kontrast między słownym rozpasa-niem a wewnętrznym chłodem Księżnej, i Gdyby poszukać wstępnej formuły sytuacyjnej dla teatru Witkacego, nie można by chvba wskazać innej niż — towarzyska improwizacja. Wyobraźmy sobie
« Szewcy, s. 392.
grono przyjaciół, które nudzi się na przyjęciu lub w kawiarni. Pada propozycja: a gdybyśmy odegrali jakąś dziwną scenę? Ty będziesz królem, ty artystą, ty spiskowcem, ty kokotą, ty zblazowanym arystokratą... 1 każdy niech zagra swą rolę tak, aby wycisnąć maksimum dziwności, napięcia i intensywności z sytuacji, w jakiej się znalazł. Niech więc król będzie arcykró-lewski, kokota — niesłychanie kokocia, hrabia — niebywale arystokratyczny... Że ta pierwotna sytuacja przyszła — w dosłownym swoim kształcie — Witkacemu do głowy, dowodem trzeci akt Janulki, córki Fiz-dejki, gdzie sala tronowa jest jednocześnie kawiarnią. Ale wszędzie postacie zachowują się tak, jakby improwizowały role. Wyczuł to znakomicie Tadeusz Kantor w swej inscenizacji Kurki wodnej. Przedstawienie rozpoczął od wejścia aktorów, którzy zbierają się do nie-| określonej uczty, rozmawiając o jedzeniu, rozgaszcza-F jąc przy stole, zwracając do widzów itd. W tę gada-T ninę, przypominającą ględzenie bandy pijanych artystów cyganów, włączały się niepostrzeżenie repliki właściwej sztuki. Wyrastała tak ona z improwizacji niejako, z nudy i udania, które można odnaleźć w całym Witkiewiczowskim teatrze.
Parodia i pasożytnictwo. Od wielu lat krytycy zwracali uwagę, że w teatrze Witkacego bardzo wyraźny jest element parodii. Jest to jednak coś głębszego i silniejszego jeszcze niż parodia. W określeniu, jakim się posłużę, nie będzie nic poniżającego ani potępiającego: dramaty Witkacego mają — muszą mieć? — charakter niejako pasożytniczy. Niczym jemioła, i karmią się sokami dębu, którym jest sztuka dawna, f Istotnie, skoro działania postaci zniekształcają zwy-I czajne życiowe losy, trudno zapobiec, by zarazem nie zniekształcały wątków, tematów i ujęć artystycznych,