XCVI JEDNOŚĆ I WIELOŚĆ AKCJI
dejce jest właściwie obojętne, czy jest arystokraty^ nym bankrutem, pretendentem do tronu, autentyce nym monarchą czy zapomnianym nadleśnym. Zwrot, nym punktem akcji jest więc u Witkacego chwili kiedy postać prowadząca uświadamia sobie pozorni czy niedostateczność dotychczasowego postępowano Tak na przykład bohaterem Tumora Mózgowicza jest genialny matematyk i tytan chamskiej energii, który! w logistycznych dociekaniach szuka ujścia dla meta-fizycznych tęsknot, jakie ukoić może tylko sztuka. Dla-tego też popada od czasu do czasu w pustkę czy depresję, wynikające stąd, że wszystkie role, jakie po- j dejmuje, nie przynoszą mu zadowolenia (domyślnie -metafizycznego). Gnany dzikim nienasyceniem, znajduje sobie nowy cel działania... i znowu się załamuje, Dlaczego? Bo nie jest artystą i zupełne spełnienie nie jest mu dostępne. Jak na tytana zaś, za dużo w nim demokratycznego mazgajstwa i wyrzutów sumienia... Celami Tumora okazują się kolejno: uwiedzenie perwersyjnej Izi, założenie państwa na Malajach, stworzenie nowej klasy liczb, zwanych „tumorami”, wreszcie małżeństwo z Balantyną. Każdemu celowi został przyporządkowany jeden akt. Wreszcie przemęczony Tumor umiera na serce.
Tak rozjaśnia się zagadka kompozycji sztuk Witkacego. Zdawały się niegdyś niedbale zbudowane, zlepione z przypadkowych dowcipów i sytuacji. Trudno było — zwłaszcza w dłuższych — uchwycić najbardziej podstawową z jedności: jedność akcji. Czy Janulka nie jest po prostu rozsypanką niespodzianek? I co powiedzieć o Tumorzę, w którym zaczynają się — i niezbyt kończą... — aż cztery fabułki? Mątwa i Nowe Wyzwolenie to przecie nic innego, jak dziwaczne rozmowy, zakończone morderstwem... Istnieje jednak wszędzie
HUMOR WITKACEGO I „W MAŁYM DWORKU" XCVII
skryta, niewyraźna jedność, do której trudno dotrzeć — jak we śnie właśnie.
f W sztukach Witkacego współistnieją często jakby dwie akcje: powierzchniowa (akcja miłości, przygody, terroru) i głęboka (szukania dziwności).1 Pierwsza, bardzo zawikłana, obfituje w niespodzianki, odwrócenia, rozpoznania. Zdaje się słuchać recept bardzo tradycyjnej dramaturgii — ale postrzępionej, rozwałkowanej: jakby Witkacy zaczynał i porzucał kolejne wątki. Przy bliższym wejrzeniu kompozycja przypomina w niejednym technikę komedii bulwarowej i taniego melodramatu. Ale spiętrzenie efektów, mnożenie fabuł, puchnących jak na zawołanie, zmienia reakcję widza i przechyla widowisko w stronę fantastycznego kabaretu. Co do drugiej akcji — tej „głębokiej” — to *cechuje ją, przeciwnie, zdumiewająca jedność. Jest tak, jakby Witkacy pisał zawsze jedną i tę samą sztukę... [Albowiem jedność postawy życiowej i postępowania bohaterów (odsłonięta przez komentarz) odsyła wprost do Witkiewiczowskiego pojęcia człowieka.
Humor Witkacego i „W małym dworku”. Witkacy uważał, że wyobraźnia nie powinna cofać się przed niczym, nawet przed obłędem. „A więc po prostu szpital wariatów? — pytał. — Raczej mózg wariata na scenie””. Zdawał sobie jednak sprawę, że (przynajmniej w pierwszej chwili) publiczność uzna takie widowiska za parodie, farsy czy grube komedie:
moiliwe jest, że na scenie piętrzyłyby się np. góry trupów, a publiczność ryczałaby •[...) ze śmiechu [...] jeśli będziemy starali się wtłoczyć podobne utwory w kątegorie poprzedniej twórczości {...] wszystkie musielibyśmy uznać za groteskowe'5.
'* Tamże.
“ W FM, | 306 i 305.