niony, bez najmniejszej reszty. Oto usuwa się, w mojej osobie, ostatnia przeszkoda. Dzień dzisiejszy powinien być wielkirnlw tem w pańskim życiu, panie naczelniku. Jest to dzień ostateJ-nego zwycięstwa, uwieńczenia dzieła, nad którym pan pracował przez całe życie i do którego zresztą pana powołane* Dzism podpiszę ten arkusz, do czego pan mnie nadaremnie nakłania przez dziesięć lat Przez to samo wyjdę na wolność i będę popiertji rząd. Co więcej, wystosuję list otwarty do Infanta i Jego Wuji Regenta. Najbardziej pokorny, przepojony najwyższą czcią I mi* łością list, jaki kiedykolwiek pisano.
Naczelnik Poucji — Wspomnieliście, że lubicie filateM tykę?
Więzień (zaskoczony) Tak. Ale dlaczego pan wraca do i
tego?
Naczelnik Policji Si Zastanówcie się jednak dobrze, czyi naprawdę chcecie nas opuścić? Moglibyście jeszcze raz wszystk® dokładnie przemyśleć, umocnić się. Jak powiadają — co na£lffl to po diable. A tymczasem moglibyśmy wam nawet ułatwi*® zbieranie znaczków pocztowych. Mamy agentów wywiadu I w wielu ciekawych krajach świata, przysyłają nam raporty. Mo-fl glibyśmy odklejać znaczki i dawać je wam do albumu. Na a wolności nie jest tak łatwo o dobre znaczki.
Policjant (wchodzi) — Wrócił sierżant.
Naczelnik Policji —- Niech wejdzie.
Wchodzi Sierżant. Krzepią, rumiany, z wąsami dwa razy dłuż- H szynu niż inni. Kuleje, Strażnik go podpiera. Jedno oko ma 1 podbite. Przed portretami Infanta i Jego Wuja Regenta pręży się 1 na baczność — potem osuwa się na krzesło. Ma na sobie nie-yM przemakalny płaszcz z igielitu i zielony kapelusik z małym rondem. ;9
Naczelnik Policji *— No i co, sierżancie, udało się? Jak wyglądacie? Co się stało?!
Sierżant {jęczy)
Naczelnik Policji — Boli was?
Sierżant (kiwa głową, wyciąga chusteczkę i przykłada ją I tobie do oka. Naczelnik daje znak Policjantowi, żeby ten wyszedł) I
Naczelnik Policji — Teraz motecie mówić.
SIERŻANT — Pobili mnie, kiedy jako prowokator usiłowałem rzucić hasła przeciwrządowe.
Naczelnik Policji Ale kto was pobił, przecież nie powiecie, że pobił was...
SIERŻANT — Niestety — tak. Lojalny lud mnie pobił.
NACZELNIK Policji (zapada się w siebie ponuro) —^ Spodziewałem się tego.
WIĘZIEŃ — A widzi pan, panie naczelniku? Wszystko potwierdza moją tezę.
NACZELNIK Policji (ostro) — Proszę nie przeszkadzać! Sierżancie, opowiedzcie szczegółowo!
SIERŻANT -4 'Natychmiast po otrzymaniu instrukcji od pana naczelnika przystąpiłem do ich wykonania. Najpierw nabyłem cywilny garnitur, mimo że — zaznaczam — cywilnych ubrań nie cierpię. Dla tym większej niepoznaki nałożyłem zielony kapelusik z małym rondem oraz płaszcz nieprzemakalny. Następnie udałem się na ulicę. Jakiś czas zachowywałem się wyzywająco naprzeciw Państwowego Urzędu Miar i Wag, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Wobec tego poszedłem na plac i robiłem miny przed pomnikiem Infanta i Jego Wuja Regenta. (wstaje, siada) Ale też nikt nie spostrzegł, bo to, wie pan naczelnik, każdy się śpieszy. Oddaliłem się więc i stanąłem w kolejce przed kioskiem, co w nim sprzedają piwo. Rozglądam się i widzę, że przed kioskiem, dookoła mnie — sami przeciętni obywatele. Tak mniej więcej trzydziesta, trzydziesta ósma kategoria płac. Dobra nasza — myślę sobie. Kolejka się posuwa, a ja cały czas myślę, jak by tu nawiązać. Ale wymyśliłem wreszcie i kiedy nadeszła moja kolej — powiadam do tego sprzedawcy, niby nigdy nic: „Proszę dwa małe piwa pod rząd”. Uważa pan naczelnik? Pod rząd. Że to niby rząd nawarzył piwa albo coś takiego, że niby małe i tak dalej. Ale on, czy to nie zrozumiał, bo i mało inteligentnie wyglądał, czy to nie chciał zrozumieć, dość na tym, że zapytał tylko: „Jasne czy ciemne?” Na to ja jemu już wyraźniej: „Wszystko jedno, i tak rolnictwo u nas podupada, a kto nie kradnie, ten z pensji nie wyżyje”. Wtedy ci, co stali za mną, przysunęli się bliżej, a jeden z nich zapytał, czy ja nie robię jakiejś aluzji do naszej rzeczywistości, bo on jest urzędnikiem państwowym i nie pozwoli rzucać oszczerstw na państwo.