Immanuel Wallersiein • Nowoczesny system-świat 751
Zwolennicy takich poglądów woleli pojmować strukturę społeczną jako strukturę niekla-sową. To w opozycji do tej ideologii mieszczaństwo wyłoniło się jako klasa świadoma siebie (...)
W XVI w. europejska gospodarka-świat była na ogół systemem jednoklasowym. Dynamiczne siły odnoszące korzyści z ekspansji gospodarczej i z systemu kapitalistycznego, zwłaszcza te ulokowane na obszarze rdzenia, skłaniały się do wytwarzania świadomości klasowej, tzn. do działania na scenie politycznej jako grupa ludzi połączonych zasadniczo przez swoją wspólną rolę gospodarczą. Ta wspólna rola była w rzeczywistości określona dość luźno z punktu widzenia dwudziestowiecznych standardów. Należeli do niej farmerzy, kupcy i przemysłowcy. Indywidualni przedsiębiorcy często przechodzili od jednego typu działalności do innego i z powrotem lub też zajmowali się nimi jednocześnie. Kluczowe było rozróżnienie między tymi, którzy — bez względu na swój zawód — byli nastawieni przede wszystkim na osiąganie zysku na rynku światowym, a pozostałymi ludźmi.
Owi „pozostali” odpierali atak na gruncie swoich przywilejów statusowych — przysługujących tradycyjnej arystokracji, odziedziczonych przez drobnych farmerów po systemie feudalnym, wynikających z przestarzałych monopoli cechowych. Pod osłoną kulturowego podobieństwa wykuwały się niejednokrotnie osobliwe sojusze. Mogły one, jak to się zdarzało w przypadku Francji, przybierać bardzo aktywne formy, zmuszając polityczne centra do liczenia się z nimi. Mogły też przybierać formę politycznie bierną, która dobrze służyła potrzebom sił dominujących w systemie-świecie. Przykładem tego był triumf polskiego katolicyzmu jako siły kulturowej.
Szczegóły obrazu wypełnia kalejdoskop rozmaitych postaci grup statusu, ich specyficznych mocy i akcentów, ale perspektywę całości wyznacza proces formowania się klas. A pod tym względem XVI w. nie przyniósł rozstrzygnięcia. Warstwa kapitalistów wyłoniła się jako klasa, która przetrwała i uzyskała dla siebie droit de cite, lecz nie odniosła jeszcze triumfu na scenie politycznej.
Ewolucja aparatów państwowych ściśle odzwierciedlała tę niepewność. Silne państwa służą interesom pewnych grup, a szkodzą interesom innych. Jednak z punktu widzenia syste-mu-świata jako całości, jeśli istnieje wielość jednostek politycznych (tj. jeśli system nie jest imperium-światem), to nie jest możliwe, aby wszystkie te jednostki były równie silne. Gdyby tak było, to miałyby one zdolność blokowania skutecznego działania transnarodowych jednostek ekonomicznych usytuowanych w innym państwie. A jest oczywiste, że pewne kombinacje tych grup kontrolują państwo. Wynikałoby z tego zahamowanie światowego podziału pracy, załamanie gospodarki-świata, a w końcu rozpad samego systemu-świata.
Nie jest również możliwe, aby w ogóle nie było żadnego silnego państwa. W takim przypadku warstwa kapitalistów nie miałaby mechanizmu chroniącego jej interesy, gwarantowania praw majątkowych, zapewniania rozmaitych monopoli, rozkładania strat na barki szerszej populacji itp.
Wynika z tego, że gospodarka-świat wykształca wzorzec, w którym struktury państwa są względnie silne na obszarach rdzenia i względnie słabe na peryferiach. To, jaka rola przypadnie konkretnym obszarom, jest pod wieloma względami przypadkowe. Konieczne jest tylko, aby na pewnych obszarach aparat państwowy był dużo silniejszy niż na innych.
Co rozumiem przez „silny aparat państwowy”? Chodzi mi o siłę wobec innych państw w ramach gospodarki-świata, wliczając w to inne państwa rdzenia, oraz o siłę wobec lokalnych jednostek politycznych w granicach państwa. Chodzi mi zatem o suwerenność zarówno dt facio, jak i de iure. Chodzi także o siłę państwa wobec wszelkich partykularnych grup