tryzm, z punktu widzenia którego praca ma wartość dwoistą: przyczynia się do utrzymania egzystencji człowieka Jej bogacenia i rozrostu, ale jest drogą od życia na szczeblu prywatnej jednostkowości do życia w powszechności, do uniwersalizacji Ja" przez żywe współuczestnictwo we wspólnocie działania zakreślonej nie tylko dzisiaj, lecz przejętej jako kontynuacja trudu minionych pokoleń dla przekazania pokoleniom przyszłym. Taką właśnie jest praca rolnika, przedstawiona w Chłopach realistycznie, ale zarazem z głębokim szacunkiem.
( Utwór ten to — posłużywszy się określeniem Langego — epopeja pracy, rozumianej wszakże nie jako przetwarzanie natury (tak pojmował pracę Brzozowski), ale raczej jako współdziałanie z nią: „u Reymonta i chłop i jego praca jest fenomenem natury, jest samą naturą”1.1 dlatego harówka chłopa nie wywołuje skarg na zakażenie „baccilusem pracy”2, nie rodzi wizji tak apokaliptycznych, jak opis poranka w fabryce Bucholca3, nie jest odczuwana przez bohaterów jako męczący, niewolniczy przymus (tak określa swoją działalność Kurowski w rozmowie z Borowieckim4), ten Kurowski, który odprężenia od kłopotów przemysłowca szuka w swoim wiejskim gospodarstwie5.
Praca na roli zatem to współpraca z naturą. Przyroda stanowi tutaj coś więcej niż tło ludzkiego życia, bo jego otoczenie — ciągle aktywne i ciągle w myśleniu oraz odczuwaniu chłopa obecne. Nie jako przedmiot estetycznych zachwytów czy filozoficznych refleksji, ale jako realna potęga żywiołowa, raz po raz i to w bardzo rozmaite sposoby dająca znać o sobie. Ona to wyznacza terminy zajęć gospodarskich, regulując tym samym tok życia nie tylko zawodowego, ale i osobistego bohaterów. „W porze gwałtownych i absorbujących zajęć rolnych chłop nie ma czasu zajmować się sprawami osobistymi: ziemia go trzyma na uwięzi” — jak pisze Matuszewski6.
Przyroda wszakże nie tylko dyktuje człowiekowi jego zajęcia, ale narzuca mu również swym oddziaływaniem określone stany psychiczne („A co świtanie — wsie budziły się później: leniwiej bydło szło na paszę, ciszej skrzypiały wierzęje i ciszej brzmiały głosy martwotą i pustką pól, i ciszej, trwożniej tętniło życie samo — a niekiedy przed chałupami albo i w polach widni byli
ludzie, jak przystawali nagle i patrzyli długo w dal omroczoną, siną..."7; a na przedwiośniu znów: „Matyjasiło się to narodowi, że i nie wypowiedzieć, (...) nawet z wieczora mało w której chałupie zapalali ognie; chodzili spać o zmierzchu, tak się czas przykrzył”8 9). To nieustanne pozostawanie pod wpływem przyrody powoduje, że i ludzkie odczuwania oraz reakcje nabierają cech żywiołowości, jak choćby zaślepiona, na nic prócz samej siebie niepamiętna miłość Jagny i Antka, jak rodzinne spory, kończące się nieraz krwawymi bijatykami, jak zabawy, podczas których roztańczony tłum zmienia się w jedno zbiorowe „ja”, nie pamiętające o niczym prócz własnej uciechy.
To jest jedna strona medalu: biologizacja ludzkich odczuć i zachowań.
Istnieje wszakże i druga — swoista rytualizacja form życia i pracy. Przypomnijmy sobie otwierający Jesień opis jesiennych prac polnych*. Krótki ten epizod to jakby uwertura powieści wprowadzająca główne jej motywy. I oto na plan pierwszy wysunie się tu krajobraz, na tle którego w perspektywicznym oddaleniu widnieje przyszły teren akcji: wieś Lipce. Uwagę naszą zaś koncentruje autor na obrazie pracy chłopskiej, uwydatniając zarówno jej męczący, bolesny mozół (schylone sylwetki kobiet na kartofliskach), jak i jej piękno oraz dostojność (ów chłop, który „już był cały widny na tle słońca z tym samym błogosławiącym ruchem siejby”10).
Ten motyw sakralności, kapłańskiego dostojeństwa gestu siewcy nie bez powodu został podkreślony w ekspozycji powieści. Rolnictwo nie jest zawodem zamykającym się w kręgu stworzonej przez człowieka cywilizacji; jest ono poddane rytmowi życia przyrody, przyroda zaś to nie bierny przedmiot eksploatacji, ale partner — czasem życzliwy i wielkoduszny, czasem — złośliwy i okrutny. Toteż prace rolnika od niepamiętnych czasów przybrały formy obrzędowe, wywodzące się z prastarych rytuałów magicznych, mających zjednać rządzące siłami przyrody bóstwa i demony. Ta obrzędowość przetrwała stulecia, pokryła się szlachetną patyną dawności i utrwaliła w psychice chłopa przeświadczenie, że jego praca to czynność, przy której wykonywaniu człowiek wchodzi w kontakt z czymś, co go przerasta, z nadludzkimi mocami żywiołu. \
Analizując te zjawiska, krytycy ujmują je niejednokrotnie w kategoriach pojęć religijnych. I tak np. Falkowski mówi o znamiennym dla bohaterów
A. Lange: Pochodnie w mroku, s. 65—66.
Por. dyskusję Myszkowskiego z Halpemem (Ziemia obiecana, s. 282—284).
Ziemia obiecana, s. 19.
Tamże, s. 259.
Tamże, s, 545—546.
0 l. Matuszewski: O twórczości i twórcach, s. 233.
Chłopi, T. 1, s. 72.
Tamże, T. 1, s. 404 —405.
s Tamże, T. 1, s. 7—11.
Tamże, T. I, s. 11.