i który punkt widzenia należy przyjąć. Twórcą teorii punktów widzenia był amerykański pisarz Henry James (1843-^1916). Dążył on do wyeliminowania wszechwiedzy tradycyjnego narratora, ograniczenia jego roli li tylko do uzupełniania tego, czego wzajemnie się oświetlające postacie nie dopowiedzą. W jego utworach (np. Ambasadorowie, W kleszczach lęku) wypadki opisywane są nie tak, jak je widzi narrator, lecz tak, jak kształtują się w świadomości bohaterów, i ich punkt widzenia czytelnik niepostrzeżenie przyjmuje. Prowadzi to do subiektywizacji powieści, ponadto wymaga od postaci wyjątkowej inteligencji i samoświadomości zdolnej przez dłuższy czas utrzymać zainteresowanie czytelnika.
Nie tylko James i nie on pierwszy posługiwał się w praktyce pisarskiej techniką punktów widzenia — dowodzą tego utwory Conrada. W Lordzie Jimie główny wypadek, dookoła którego osnuta jest powieść — opuszczenie przez Jima przepełnionej pielgrzymami tonącej „Patny” — nie zostaje zinterpretowany przez narratora, ba, narrator nawet go nie opisuje! Urywa opowiadani w momencie, kiedy przez .,Patnę” przebiegł nagły, niepokojący wstrząs (rozdz. III) i oddaje głos innym: Jimowi, który mówi przed sądem o konsekwencjach tego wydarzenia (rozdz. IV), oraz kapitanowi Marlowowi. I dalej już Marlow, przyjaciel i powiernik bohatera, kontynuuje narrację (por. s. 377). Nie zawsze mówi on w swoim imieniu, przytacza rozmowy z Jimem, który sam opisuje rozstrzygające wypadki na „Patnie”, oraz sądy rozmaitych osób. W ten sposób sprawa Jima zostaje oświetlona przez wielu ludzi: Jima, Marlowa, rzeczoznawcę na procesie *— kapitana Brierły, ' francuskiego porucznika, który holował uszkodzoną „Patnę”, kombinatora Chestera, późniejszych pracodawców Jima oraz Steina. Jednego punktu widzenia tylko brak — punktu widzenia narratora, który ukrył się i nie uwierzytelnił ostatecznie żadnej interpretacji. A każda interpretacja jest inna. Jim nie wie, dlaczego w krytycznej chwili skoczył rzucając okręt na łaskę losu, nie chciał uciekać, nie czuł trwogi. Ale haniebna ucieczka stała się faktem i fakt ten jest dlań niezrozumiały, uważa go za wielką i niezasłużoną krzywdę, za zmarnowaną okazję do odznaczenia | się. Choć nie uchyla się od odpowiedzialności, nie czuje żadnej winy. Ma żal do towarzyszy, którzy go zawołali, ich uważa za
sprawców swej klęski. Skok z „Pafcny” według Jima nie dowiódł niczego*.
Inaczej na sprawę patrzy Marlow. Widzi w Jimie młodego, dobrze zapowiadającego się człowieka („jednego z nas”), któremu jeden czyn złamał życie. Stara się go zrozumieć, darzy sympatią i v - półczuciem, boi się, by się nie wykoleił, pomaga mu. Ale ocenia go krytycznie. Irytuje się, że tak bardzo przeżywa on swą hańbę, a wcale nie czuje się winny. Złoszczą gd naiwne, dziecinne reakcje Jima i jego marzenia o bohaterstwie. I mimo całej sympatii i współczucia Marlow nigdy mu nie przebaczy „Patny”, nawet w Patusanie postępek Jima stanie mu przed oczami (rozdz. XXIII, XXVI). W gruncie rzeczy Marlow nie przywiązuje do sprawy Jima większej wagi. swoje zaciekawienie uznaje za przejaw słabości:
Bytem pod wpływem Jima. Przyznaję się do tego. Wyznaję to. Jego wypadek jest nieciekawy, mętny H zagubiony młodzieniec wśród miliona innych — ale jednak był to jeden z nas: jego przygoda miała równie małe znaczenie jak zatopienie mrowiska, a przecież tajemnicza postawa tego człowieka zaprzątała mię tak bardzo, jak gdyby on był najwybitniejszą jednostką swego rodzaju, jakby niejasna prawda -kryta w jego głębi dość była doniosła, by wpłynąć na wyobrażenie ludzkości o samej sobie... (rozdz.
Marlowa interesuje jedynie osoba młodego chłopca, nie wyciąga ze „skoku” Jima wniosków psychologicznych czy filozoficznych nawet wtedy, kiedy się same nasuwają:
Nie rozumiem, dlaczego Jim wydawał mi się zawsze symbolem. Może w tym Ieiy właśnie istotna przyczyna mego zajęcia się jego losem, (rozdz.
xxvd |
Zrobił to dopiero kapitan Brierły. Ten człowiek o nieposzlakowanej opinii i wygórowanym poczuciu własnej wartości uczestnicząc w procesie dowiedział się, że każdy może popełnić hańbiący czyn, że może nadejść chwila, kiedy bez psychologicznych motywów porządny człowiek skoczy z tonącego okrętu zostawiając pasażerów' na łaskę losu. Sprawa Jima zniszczyła zaufanie
1 „zapomnieć... do licha! Nie wiem, czy potrafię... Mogę o tym myśleć spokojnie. Ostatecznie czego tamto dowiodło? Niczego.” (rozdz. XXXII)
359