Ale zostawiam ich, do ciebie wracam.
Wielka i mężna — tak, jakbym się łudził,
Ze zdołam dźwignąć ten ciężar nad siły —
Wysławić ciebie. Przecież gdyby Jowisz Na ziemi ludzkim oczom się ukazał,
Jego czciciele, jak rażeni gromem,
Milknąc, schyliliby głowy pokornie.
Tak i ja hymnu poniecham. Ujrzawszy,
Wielbię majestat twojego oblicza.
Do stóp padając, nie hymnem, lecz jękiem Błagam o pomoc pośród mojej trwogi.
Spraw, bym się lękał jeno nikczemności. Wszystkiego, co jest obce twym świątyniom!
Bym śmierć, gdy przyjdzie, miał za nic, tak mężny Jak ten, co wypił bez lęku cykutę,
Jak ten, co rzucił się ze szczytu muru,
Jak ten, co oddał się płomieniom Etny.
Spraw, abym umiał, pókim żyw, odpierać Ciosy Fortuny wymierzone w cnotę,
A jeśli wiatry powieją pomyślne,
Umiał zachować miarę w powodzeniu.
Tak, wieją one — bo mi dały ciebie,
Kmito, ojczyzny chlubo i podporo!
Niech zawiść walczy o to, czego później Będzie się wstydzić. Dia mnie jest pociechą Twoja roztropność, taka, jaką przedtem W rodzie Wandalów trudno było znaleźć,
Jak również życie me własne, bez winy,
Która by mogła cię boleć, i studia —
Ich też owoce może ci przedłożę,
Gdy Bóg i losy pozwolą mi wrócić.
Mury Wiśnicza tu z oddali mierzę
I myślą, jakby je dźwignąć pod niebo.
Już są wysokie, świetne wspaniałością Twych przodków — jeśli mam milczeć o tobie. Lecz Rzym był wielki, a jednak pozwalał.
Aby poeci sławili go w pieśniach.
Nawet bogowie, wspanialsi od ludzi. Przyjmują hołdy. Więc i ty się zgodzisz Na to, bym kiedyś czyny twe opisał,
I wesprzesz dzieło przyjaznym uśmiechem. Byś mógł tak pomóc, o nadziejo, bądź mi Zdrów — i życzliwy, bo z ciebie mam siłę.
•i 31