Od y$-*j chwili i mój mistrz mnie kochał.
osztowawszy sławy, miłowanej Już dawniej, tak ją uwielbiałem w duszy,
Że co dzień większe roiłem zamiary I wszelkich do niej dróg poszukiwałem.
Lecz na tym sziaku stanęła przede mną Ponura bieda, pętając mi nogi:
Ojciec powiedział, że nie ma pieniędzy,
Aby na dalsze moje studia łożyć.
Kiedy już miałem żegnać się z Muzami,
Z pomocą przyszedł los niespodziewany. Biskupem Krzycki wówczas był, Febowi Miły jak mało kto z ludzi. Przede mną Otworzy! bramę świetną swego dworu, Pomyślność moim Muzom obiecując,
A obietnicy chyba by dotrzymał,
Gdyby przedwczesna śmierć go nie zabrała.
Po tej utracie, tak dla mnie bolesnej,
Do swego domu przygarnął mnie Kmita,
Który, nie szczędząc kosztów, w kraj Latynów Wysłał mnie. Niby kupiec po klejnoty,
Do euganejskiej spieszyłem Pallady,
By u niej wiedzę nabywać bezcenną. Pozazdrościła Fortuna: choremu Kazała wrócić do ognisk ojczystych Rychlej, niż chciałem i niż pragnął Kmita.
Cóż robić — wszyscyśmy pod władzą losu. Umrę więc w domu: jedyna pociecha W tym, że nie obca przykryje mnie ziemia.
Ty, co nad zmarłym płakać przyjacielem Będziesz, Kromerze, albo ty, Rotundzie,
Jeśli na grobie legnie kamień, takie Wielkimi wypisz literami słowa:
TU BEZ NADZIEI I TRWOGI SPO< PRAWDZIWIE ŻYWY. ZEGNAJ, ZYC1
M
lARŁEl
To dość. A teraz do ciebie powracam,
Mój czytelniku, aby snuć opowieść O moich dziejach. Byłem chorowity. Najmniejsze trudy mnie wyczerpywały.
Dość urodziwy byłem i wesoły (Choć w oczach mogłeś odczytać nieśmiałość), Wymowny, miałem głos wyraźny, cerą Białą, postawą kształtną i wysoką;
Drażliwy, skory do gniewu, niekiedy Przez wiele dni sią złościłem, a nigdy Nie ukrywałem wrogości, lecz także Nigdy sam do niej nie dałem powodu.
W przyjaźni byłem wybredny i stały, Wiedząc, że ona jest najwiąkszym skarbem. Gdyby bogactwo los mi zdarzył, myślą,
Ze nikt by nie żył wspanialej ode mnie I nie był bardziej hojny. Podziwiałem Te rzymskie słowa, zaiste królewskie:
„Nic dziś nikomu nie dałem, o, wstydzie, Wiąc dzień straciłem, na próżno przeżyty!" Litosne miałem serce — ale takie,
Jakie w jelenia trwożnej piersi bije; Nienawidziłem wszelkiego oręża I byłem wrogiem Pallady wojennej. Wytwomość manier zaś, stroju, pokarmu Kochałem nazbyt, niemal jak kobieta.
Od pacholęcia aż do lat dwudziestu Piłem jedynie wodą; stąd, jak myślę, Zaczęła chorzeć wątroba; ta woda,
Niegdyś wypita, dławi moje życie.
45