16
ocalała przed zamachem kalamburowym i podejrzy-wamv go stale, że z fantazji własnej wyszło, co za rzeczywistość tego rodzaju udaje. Staropolskiego humoru, jakim sobie szlachta posiedzenia słodziła, szydząc z Mazurów i Rusi, łyków i żydów, bab i golców, kopalnia to nieprzebrana. Po dwu zgórą wiekach odżyło na tych kartach społeczeństwo dawne, zmartwychwstało w oczach dziwowidzów dzisiejszych a z nimi i poeta sam, co dobrze o tern wiedział, o tej wiecznej po sobie pamiątce:
Ze wszystkimże się mamy oraz zawrzeć w grobie?
Nie wadzi, ile tyle zostawić po sobie!
Dusza w niebo; robakom ciało w ziemię żerem;
Niech imię jego żyje po człeku papierem,
Bo kamień i żelazo z kruchymi makuchy Czas równa. Trzyma świata sam papier pieluchy.
Już w Ogrodzie opracowywał poeta sentencje moralne, przysłowia łacińskie i nasze, i to nieraz kilkakrotnie, naciągając zdanie to do stanu i wieku, to do duszy i ciała. I nasunęła mu się myśl, gdy przy słabnącej fantazji i większem zasępieniu widnokręgu nowych fraszek tworzyć niemal zaniechał, aby w podobny sposób, coraz inaczej, opracować cały zbiór sentencyj, maksym, przysłów: dla moralizatora, a w tym odczuwał powołanie własne, najbardziej nęcące zadanie. Jak zawsze, obrał sobie łacinę przewodnikiem i oporą: ulubiony od dziciństwa autor, Erazm Roterdamczyk, czczony jako deista a wróg praktyk i sporów dogmatycznych, zebrał i objaśnił w olbrzymim tomie (drugim dzieł zbiorowychadagia klasyczne, wytłumaczył każdego znaczenie, użycie, pochodzenie, i z tej to księga wybierał Po-
tocki dowolnie wprzypowieścw, t. j. przysłowia albo frazy, dla obszernego ich omówienia, przystosowania do ludzi, czasu i miejsca, do ziemi, sądu, nieba, piekła, nieraz od pdęciu do dziesięciu rozmaitych sposobów wykładu wtaczając. Nazwał olbrzymi ten zbiór Moraliami, planował go na skalę nadzwyczajną, lecz śmierć kres założyła. I tu myślał o odmianie; wplatał więc opowiadania, dawne z Ogrodu lub nowe, lecz przeważa nieskończenie moralizacja, kazanie, przeciwstawiające się umyślnie i świadomie kazalnicy spółczesnej, bawiącej uszy próżnymi gadkami, ciekawostkami, zamiast dzielną nauką. Więc do sumienia przemawia, nie pobłaża nikomu i niczemu, prawdę zamaszysto głosi, nie schlebia, wytyka wady, głównie i duchownym. Coraz straszy piekłem, mękami, wiecznością, sądem ostatecznym, jako najskuteczniejszym środkiem, i pojąć nie może, że ten strach nie działa. Obok duchowieństwa nie szczędzi wyrzutów braci i jej niemądremu, samolubnemu uchylaniu się od obowiązkó^. Powtąrza się nieskończenie, zrzędzi; zapomina, oo sam drugim, kaznodziejom głównie, wytykał, że nie w ich mocy uszy nasze, te zbytni em gderaniem i gadatliwością starczą odraża, ależ on pisze dla siebie i tą wymówką może ujść nagany.
Włada jak zawsze językiem po mistrzowsku, lecz łatwość wysłowienia także go do wielomówności pociąga a w trudny szyk słów tak się włożył, że ani dba, czy też czytelnik za nim podąży. Pociąga barwnością stylu,, aje , miejscami blade, banalne zdania oskarżają f/hra-k sa-"\\ mosądu, krytyki; coraz widoczniej chyli się ku wyczerpaniu sił; opuszcza go świeżość. Więc niąldaęfca się A
Bibl. Nur. Nr. 19 (W. Potocki: Wierszę) • ^ //