Czytając Mickiewicza
338
przyjaciół daje się odczuć tak potężnie, że poeta jakby jeszcze za żyda od umarł całą dookolną rzeczywistość.
Ale o klęsce samotności, o ostatecznym już starczym zwątpieniu mówi najbardziej przykładowo Zal rozrzut-nika. Wiersz ten, w przeciwieństwie do wspomnianych tu liryków lozańskich (Polały się łzy i Gdy tu mój trup) — będących najbardziej bezpośrednimi wyznaniami, jakie poeta kiedykolwiek uczynił — ma charakter jakby przypowieści z celem moralnym, wskazanym na końcu. Dzięki temu, dzięki formie ujęcia złagodzony został żal poety, w swojej treści najokrutniejszy, jakiego człowiek może doświadczyć pod koniec swojej wędrówki życiowej, stał się dla czytelnika mniej wstrząsający, niż jest nim w istocie. W istocie bowiem — Mickiewicz wyznaje, że nie znalazł w swoim życiu ani jednego człowieka, który by go obdarował, tak jak on, pełnią swego człowieczeństwa.
Czyż nie istniejemy o tyle tylko, o ile rozdarowujemy się drugim? Jesteśmy i pozostaniemy sobą tylko w takim stopniu, w jakim odbiliśmy się w ich sercu i zapisali w ich pamięci? To społeczeństwo uwierzytelnia jednostkę, człowiek bez świadczącego o jego istnieniu człowieka nie istnieje.
Ale Mickiewiczowski rozrzutnik to romantyczny jeszcze indywidualista, który nie znalazłszy nikogo, kto by mu zwrócił dług serca, nie wątpi o prawdzie i sile własnego udziału w społecznym obcowaniu. On nie sobie przypisuje winę samotności, lecz obdarowanym przez siebie wyrzuca nierzetelność.
Należał do tych natur, których przebogate i hojne życie duchowe budzi potrzebę samopotwierdzenia. Pragną one świadka swoich czynów i uczuć, pragną spotkać choć jedną istotę ludzką, która by je pojęła w najgłębszej ich szczerości, oczekują powiernika tak
czułego, by mierzył równą miarą uczuciową siebie i ich, by się im równał. (Bywają żywoty, których istota sprowadza sią do oczekiwania kogoś, kto pojmie i odsłoni ich sens, kto współbrzmi sympatią i — dopełni.
Lecz są i przelewające sią poza brzegi pełnie.)
Mickiewiczowski rozrzutnik marzył od zarania młodości o doskonałej kochance i doskonałym przyjacielu. Młody filomata wierzył mocno 'w istnienie takiej istoty dopełniającej jego osobowość.
Jest i musi być kędyś, choć na krańcach świata,
Ktoś, co do mnie myślami wzajemnymi lata!
A oto, robiąc po latach rachunek roztrwonionych uczuć, stwierdza z żalem:
A serce nigdy z sercem nie gadało!
Powierzamy sią swoim bliźnim tylko peryferią naszej osobowości. Najgłębsza nasza istota — tak odczuwali romantycy — jest nieprzekaźna. Nie ma doskonałej komunii psychik ludzkich, jednostka w najgłębszej swojej istocie skazana jest na samotność.
Ten błąd odczuwania jest jednakże prawie tak rozpowszechniony jak złudzenie, że mamy absolutnie wolną wolę. Cóż stąd, że jest złudzeniem i że nigdy nie spotkamy powiernika naszego życia, który by z nami tak doskonale współodczuwał, że znikłoby poczucie samotności? Że do końca życia ulegać musimy dojmującemu złudzeniu, iż odchodzimy nie odsłonięci, nie odkryci, sobie tylko znani, na siebie tylko skazani? Pragniemy widzieć siebie samych jakby spoza siebie, tak jakby nas ujrzeli jacyś wymarzeni, doskonale nas współodczuwa-jący bliźni.
Żal rozrzutnika bywa umieszczany w zbiorze dzieł