(II iisMY UZlfcN TYGODNIA". ^NASTĘPNY DO RAJU". „CMHNTARZE"
„Crocutantr”. Trzecia mikropowieść Hłaski, opublikowana w kraju tylko we fragmentach, w całości wydana w 1958 roku przez paryski Instytut Literacki, jest utworem jawnie już politycznym, zawiera bowiem niczym nie kamuflowaną wizję Polski okresu stalinizmu, odsłania mechanizmy totalitarnej władzy i reguły rządzące życiem podległego jej narodu. Bohater Cmentarzy, Franciszek Kowalski, którego nazwisko nasuwa skojarzenia zarówno z Biedaczyną z Asyżu, jak z polskim E\ery manę m, jest nie tyle indywidualnym bohaterem, ile reprezentantem zbiorowości, jak Wolterowski Kandyd na własnej skórze doświadczającym wszelkich opresji będących jej udziałem. Wynika to ze świadomego zamysłu autora wyłożonego w Pięknych dwudziestoletnich:
Wtedy, w Kazimierzu, pomyślałem sobie: a cóż by się stało, gdyby napisać opowiadanie oparte tylko i wyłącznie na autentycznych faktach i zdarzeniach posługując się fragmentami przemówień i po prostu — jpk w opowiadaniu jednowątkowym — przeprowadzić bohatera przez to 'WSSEyStlDD ^.
Franciszek Kowalski, przypadkowo aresztowany za rzekome antypaństwowe pijackie ekscesy, po opuszczeniu aresztu usiłuje oczyścić się z winy wobec partii, która dla niego, byłego partyzanta pretendującego do miana komunisty, a potem lojalnego obywatela ludowego państwa, jest najwyższą instancją moralną i niekwestionowanym autorytetem. Podejmując walkę o własne dobre imię i udowodnienie autentyczności swych przekonań, rozpoczyna wędrówkę po kręgach polskiego piekła wczesnych lat pięćdziesiątych. Na zebraniu organizacji partyjnej, a potem w trakcie spotkań z dawnymi towarzyszami broni odkrywa — ku swemu zdumieniu i przerażeniu — jedynie zakłamanie. strach i cynizm ludzi reprezentujących szlachetne i piękne w założeniu idee. Dostrzega też nagle z całą jaskrawością degradującą biedę codziennego bytowania rodaków. Ludzie wiodą
M. Hłasko. Piękni dwudziestoletni, s. 146.
nędzną egzystencję w szpetnych domach, chodzą brudnymi ulicami, śmierdzą w zatłoczonych tramwajach, spoglądają na zepsute neony i łopoczące na wietrze strzępy plakatów, upijają się w podłych knajpach i śpią w strasznych bramach. Brzydotę przestrzeni potęgują tu znów opisy przyrody.
Od materialnej degradacji narodu gorsze są jednak spustoszenia psychiczne, jakie dokonały się w społeczeństwie w trakcie budowy „lepszego jutra”. Przeprowadzona w Cmentarzach analiza postaw i zachowań Polaków w warunkach realnego socjalizmu owocuje szokującymi spostrzeżeniami: więzi międzyludzkie zostały potargane, ludźmi rządzi strach rodzący agresję i podłość, zło bowiem .t— jak zwykle u Hłaski — rodzi zło. W myśl zaczerpniętego z Gogola motta opowiadania („Jeden u nas porządny człowiek — prokurator; ale i ten, prawdę mówiąc, Świnia...”) —nie ma tu ani jednej pozytywnej postaci, nie licząc Franciszka Kowalskiego, którego wcześniejsza naiwność i zaślepienie też zresztą muszą budzić wątpliwości.
Polska roku 1952 pokazana została jako tytułowy cmentarz —- wartości, ideałów, nadziei. Podobnie jak w Ósmym dniu tygodnia, heroiczna przeszłość okazała się nic nie warta, teraźniejszość jest koszmarem, przyszłość niczego nie obiecuje; ludzie dzielą się na szarą masę zastraszonych, walczących o przetrwanie obywateli i cyniczne elity.
Franciszek Kowalski początkowo buntuje się, usiłuje walczyć, wystawia rachunek partii i rządzącym Polską, wygłasza demaskatorskie tyrady, próbuje ocalić swe ideały i przekonania; okazuje się jednak, że jest to znowu gest Samsona.
Cmentarze są jednak przede wszystkim powieścią o hipokryzji: o przepaści pomiędzy oficjalną ideologią i propagandą, a tym, jak naprawdę żyją i co rzeczywiście myślą zwykli obywatele; o deformacji wzniosłej idei, która w praktyce zmieniła się we własną karykaturę. Ukazanie przepaści między realnym życiem a zafałszowaną propagandą, cynizmem ON YCH a niedolą społeczeństwa, dokonuje się tu także przez demaskowanie