Marcin Król). Równocześnie odbywał się na szeroką skalę ruch młodote-atralny, będący a jakże, istotną częścią składową innej wię zej , zwanej na świecie Teatrem Otwartym, Teatrem Drugiej Reformy, Teatrem Kontestacji itp.; myślę między innymi o krakowskim Teatrze STU, poznańskim 8 Dnia, łódzkim Teatrze 77, wrocławskim Kalamburze.
Poeci i aktorzy odnajdywali swoje idee w obrazach malarzy; nie przypadkiem tak silne więzi powstały z początkiem lat 70. między dwoma krakowskimi grupami: „Teraz" i „Wprost". I znów nie było specjalnie ważne, że artyści „Wprost" byli średnio o dekadę starsi od poetów „Teraz". Ich debiut w 1966 na swój sposób wyprzedzał czas; ten czas został doścignięty właśnie na przełomie lat 68-70, kiedy to idee i realizacje rzeczonych artystów zyskały właściwy rezonans społeczny.
O roli, jaką odgrywała muzyka, można tylko tu wspomnieć, bo to cały wielki rozdział w integracji duchowej tego pokolenia; to przecież pokolenie Beatlesów, Janis Joplin, Cohena, Niemena i Skaldów...
Niedługo potem posypały się premiery filmowe, klimatem i filozofią ściśle pokrewne Nowofalowej literaturze: prace Krzysztofa Kieślowskiego, Agnieszki Holland, Tomasza Zygadły, Janusza Kijowskiego, Wojciecha Marczewskiego. Ochrzczono tę filmową „nową falę" mianem kina moralnego niepokoju — nadzwyczaj trafnie.
Jednym słowem — gdziekolwiek spojrzeć, wszędzie czuło się duchowe wsparcie, zrozumienie, preteksty do dialogów, wymiany doświadczeń.
Wszystko, co wyżej opisane, należało do rytmu historii. A rytm konwencji?
Był ściśle związany z tym pierwszym. Historia, jak wiadomo, ubiera się w różne stroje. Lubi zmieniać nie tylko krój spodni i kapeluszy, także krój myśli i krój estetyki. Lata sześćdziesiąte, zwłaszcza ich pierwsza połowa, wyjątkowo obfitowały w rozmaite formy aktywności artystycznej, jak zawsze wtedy, gdy styl danego czasu przechodzi z fazy odkryć w fazę mody. W sztuce do pewnych skrajności doprowadzono idee awangardowe. Pop-art i czy minimal-art usiłowały zbliżać się do codzienności posługując się jej elementami — i oddalały od niej zarazem w stronę elitarnych salonów. Literatura próbowała opisu rzeczywistości za pomocą eksperymentów formalnych bliskich niemal abstrakcji, co prowadziło zazwyczaj do czystych „gier szklanych paciorków"; za model mogłaby tu posłużyć francuska antypowieść lat 50. (Sarraute, Simon, Butor, Robbe-Grillet), już
mniej w następnej dekadzie modna, ale szanowana jako najświeższa klasyka.
Wyczuwało się już kres pewnych możliwości awangardyzowania; dalej rozciągał się obszar coraz bardziej wynaturzonej sztuki dla sztuki, fajerwerków jednej godziny.
Kultura polska, uwolniona w poprzedniej dekadzie od serwitutów socrealizmu, tym gorliwiej wzięła udział w przygodach światowej sztuki, podzielając jej wszystkie wiary i śmieszności, odkrycia i głupstwa.
Ta zrozumiała i nawet naturalna potrzeba uczestnictwa w kulturze europejskiej (dawało nam to złudzenie dalszej przynależności do „prawdziwego świata") miała jednak swoją ciemną stronę: jakkolwiek by popatrzeć, z moralnego przynajmniej punktu widzenia była świadectwem ślepoty, dowodem eskapizmu. Najbrutalniej, ale i najdokładniej wyraził to swego czasu Adam Zagajewski: „Estetyzm, uprawiany pod parasolem totalitarnej cenzury, ma w sobie coś obrzydliwego". Nowa Fala, a mam tu na myśli działalność całej formacji pokoleniowej myślącej w tym duchu, wystąpiła przeciw takiemu właśnie modelowi kultury, sztuki i literatury.
W odwiecznym jak poezja sporze: słowo czy rzecz, młodzi poeci stanęli zdecydowanie po stronie rzeczy. Czyli — świata. „Realizm nienaiw-ny"—taki był tytuł głównego programowego wystąpienia grupy „Teraz". Realizm, czyli widzenie świata jakim jest, w całej nagości prawdy, oczywistości faktów. Nienaiwny, więc pozbawiony złudzeń, maskujących opakowań. Właśnie przeciwko takiemu między innymi — upiększonemu, więc zafałszowanemu — obrazowi rzeczywistości w wydaniu komunistycznej propagandy wystąpili poeci i malarze, twórcy teatru i filmu, publicyści i historycy.
Znakiem teatralnym tej prawdy, może naiwnym właśnie, ale teatr rządzi się innymi prawami symbolu niż literatura, była nagość dosłowna (filozofię „młodej nagości" odkrył niemal w tym samym czasie Witold Gombrowicz pisząc Operetkę). Nagość poetycka polegała na ucieczce od poezji idei w stronę poezji faktów.
Realizm? Realizm, jak wiadomo, ma tysiąc twarzy i tysiąc języków. Chcieć mówić językiem realizmu to jeszcze nic nie znaczy. Ten język trzeba odnaleźć dla siebie, własny, niepowtarzalny. Jeśli okaże się podobny do innego języka, to znaczy, że jesteśmy w matni banału. Polemiści Nowej Fali częstokroć drwili z jej języka (języków) twierdząc, że właśnie tu nastąpił błąd rozumowania i że styl młodych poetów odrzucających „poezję" na
11