n,tf opierajmy sic 1*1 harmonię, swoją jLj ' ',WCJ \ | szum odwiecznego. rozłożystego dębu. nic iwJ;.. . °^ sili .S
pOSWlKl
lamie i cienkim ivit(' S jęczeniu wytlaic". — !o postrzeżenie we względzie języku 0^
odnieśmy do (iru:\*\ Nigd/ie bowiem właściwszego pr/" f,U|| mieć nic może. Twardy jest styl lej powieści juk źcMaj chropowaty jak chr/ęsl lej zbroi, kiedy nią silne potrząsaj-, na. ostry iak na Marych obrazach llzjonomie rycerzy, a i malarski, jak były dzikie i leśne serca mężów pogańskiej lJi Ulwy i pancernych mnichów, co ich chrzcili i mordowali. ■ cza lej mowy harmonia, strojnej własnym wdziękiem, myśl uHH obraca ku owym czasom, kiedy się dziać miała rzecz poematu;J uia nas niejako wśród ludu Lita wora i oprowadza po wewnętrzny jego zamku komnatach. Jestżc co pierwotworniejszego w miej poetyckiej naszej literatury albo co by ściślej spowinowacone tyj z daleką przeszłością, której echo tak donośnie, tak wyraźnie pzjj brzmi, odbija się w samym wysłowieniu? — Koloryt stylu, namiętny ci. uczuć w czwartej części Dziadów jest pośmiertny, jakby ^ farbowany tynkiem myśli namiętnego wywołańca grobów, lula^ martwych krain. Jest to styl rozpamiętywali upiora, a styl Graty na kształt rdzy pokrywającej sprzęt rycerski starego wieku. Jeż^ przypuścimy, że pewna różność zachodzi między poezją i sztuką lysty. między realizmem i idealnością (co. zdaniem moją nie podpada zaprzeczeniu), rzec by można, zawsze jednak z baczy względem na właściwe znaczenie tych wyrazów, jakoby czwarta część Dziadów była tworem poety, a Grażyna tworem obrazowego sztukmiv trza.125 — Przynajmniej wielka zgodność wykładu kunsziowncg 7. treścią, zgodność i tożsamość kolorytu z wewnętrzną istotą rzeen, w jednym i drugim przypadku zdają się popierać to mniemanie i upo ważniać do takiego sądu /Tc są dwa. zdaniem moim. najpi^k/^fć/śg^twory Mickicwida w których poetycki i artystowski talent tego wielkiego sztukmislfa najokazalej zajaśniał. Mniemanie powszechne przyznało pierwszeństwo przed nimi Wallenrodów iJ Ja inaczej sądzę. Czyn w sp*l niałomyślny pięknej Litewki jesl rzeczą poematu Grażyna rzeczą poematu Konrad Wallenrod jest szlachetne przedsięwzięcie i o* mniej wspaniałomyślne poświęcenie się dzielnego Litwina. „Wieś prawdziwa jak rachunek, a dziwna jak mara.** Wallenrod "shrfś
jiamanicm wiary, mrai, c/cśa. Lca po odcięciu J • oliiycznego w tym rozumienia, pocma Konrad Wal-^ic*°s«kowo." ułamkami śliczne i czarujące, w rozwinieniu Ijl c7‘1siin jako lwór sztukmistrza i we względzie artystowskim ^ taniczną. poetycką nic jest. Pisząc to. nic lada zapcw-wzruszam: wiem. jaki tym zgiełk rozniecę wielbicieli Wal-/^Wszakże każdy wypowiedzieć powinien, co czuje, co myśli, swojej nigdy nic poddając pod posłuszeństwo, choćby na-
ohu/nje nic /nikczemnieją. póiv
ly/yku. Mu on i w niej swojj harmonie. .„„i",.TT'V
cwno^
każdym poloicm wialni zgina się lub ^
» -nwszechncj. opinii. Moje zaś rozumienie w tym względzie jjfcje: że w układzie Wallenroda, rozciągłym, głębokim, śmia-ę przechodzącym miarę zwykłych przedsięwzięć poetyckich, nie wewnętrznej zgody i harmonii między częściami, między ma-ogólnej konstrukcji poematu. Rzecz dobrze pomyślana początkach rozpostarta daleko, chromieje, słabnie w dalszym jodzie. /Mickiewicz nic zrealizował wielkiego planu, nic rozwinął nie wyczerpnąl idei swego poematu.)Między charakterem Wal-poda. między scenami, gdzie się ten charakter najjawniej wy-00. 2 ekspozycją głównej jego sprawy zachodzi widoczny, uderzający nicstosunck — taki sam, jaki częstokroć postrzegamy w nie dokończonym gmachu genialnego architekty. kiedy myśl staranie swoje w to położywszy, żeby ustroić front całym przepyta swej sztuki, resztę budowli jak może najskwapliwiej. naprędce przyrządza. żeby jako tako przypadała do miary z głównym efektem (d przodu. Wielka także zachodzi dysproporcja między czę-jcią genetyczną poematu, to jest między tą częścią, gdzie się necz przed naszymi dzieje oczyma, a częścią opisową, narracyjną. Wojna Zakonu z Litwą w porównaniu z tym. co ją poprzedza, prędzej. krócej odprawiona, niżeli plan dzieła wymagał, widocznie skutek osłabia. Czemuż nie widzimy Wallenroda w namiocie z Halba-nem? Porozumiewanie się, znoszenie z Witołdcm. tak ważne i tak zajmujące. w obręb poematu prawie nic wchodzi. Walter Skot126 porównywa bieg powieści z rosnącą chyżością kamienia, gdy na dół z stromego spada pagórka. Z początku wszelkie mija przeszkody, jnastępnie coraz prędzej się toczy, na wpół drogi i ku końcowi spadku warcząc z łoskotem; a gdy już ma stanąć u kresu, natenczas z niewypowiedzianą leci szybkością. Ale ruch. bieg powieści w Wallenrodzie nie zdaje się być tym Kształtem uregulowany. Jest to rzc-, wszędzie spławna. nie wszędzie żaglowną linię mająca; nurt
,a n,C ,uU/odnv chyżość strumienia nicjcdnuka. Tu wielki rozlew, jej niestały, zawoony.
127