ści Dziadów upiorem! Ta sama miłość, tności, ledwo nie też same wyrażenie:
\
• orzeczę* i ów kamień, i ta wierzba. ■■Ili pSyl Ale jak źle się wydaje u Wallenroda Pili'rimiętywań. ta poezja pam.ątek!! W owym w.eku ■■ lecz poezja życia, poezja rzeczywistości, a mc po-*Wch .sentymentalnych wspomnień!... Dopiero kiedy pil ,Kn0Śćł wychodząc z czasu fantastyckicgo, lodowacieje powoli Pjcifl rozumu, kiedy rozum jasnością swoją, swoim mędrkowaniem t ^mistrzostwem wszystko odczaruje, co się koło nas dzieje. co się p!l ( działo w przeszłych czasach, kiedy rozbije urok każdego oma-r• nia* każdego uczucia, imaginacji. zapału, uniesienia, dopiero na-^C/Jis, w tej epoce doskonałej, zimnej refleksji, kiedy drży ser-nasze, ale od polarnego mrozu, nie z zachwycenia — wtenczas do-.jcro rodzi się poezja melancholii.
Lodów. •— Pustelnik mówi do księdza:
poezja czwartej części
Tal miłość, rb*. wyrażenia, fb. Dzićfclach, ale wszystko to cm w WallenrodzieRzecz jego charakter z taką miłością [powiem, modern wym świetle bohatera rcmności,
tvmentalna. z
n i e Tort 1 c r a sen-wzn a wianiu
wc* branie / brzegów; gdzie indziej wąskie i 0Qrn tt je pieszy wędrowiec Wartkim przebeclzie iknku i me Zbywa! — le zarzuty dotycz*) ekonomii Wewn 1,11 w Ak sam bohater powieści daleko większemu Któż by dal temu wiarę? Wszak ćt ten Wnllcnro®*Ir Krzyżak, pogromca Zakonu, jest przecie zakochanym’ lcn ?
ten sam HH
1
Bóg mnie oświecił •, ju powracam 7. Litwy,
Ja owe miejsca, twój zamek widziałem. Kowieński zamek — już tylko ruiny; Odwracam oczy, przelatuję czwułcm.
Biegę do owej, do naszej doliny.
Wszystko jak dawniej! też laski, te kwiaty; Wszystko, jak było owego wieczoru.
Gdyśmy dolinę żegnali przed luty.
Ach! mnie się zdało, że to było wczora! Kamień, pamiętasz ów kamień wyniosły.
Co niegdyś naszych przechadzek był celem? — Stoi dotychczas, tylko mchem zarosły, Ledwicm go dostrzegł, osłoniony zielem. Wyrwałem zielska, obmyłem go łzami; Siedzenie z durni, gdzie po letnim znoju Lubiłaś spocząć między jaworami:
Źródło, gdzicm szukał dla ciebie napoju:
Jam wszystko znalazł, obejrzał, obchodził. Nawet twój muły chłodnik zostawiono.
Com go suchymi wierzbami ogrodził.
Tc suche wierzby, juki cud. Aldono!
Dawniej mą ręką wbite w piasek suchy.
D/iś ich nic po/nasz. dzisiaj piękne drzewu I liście nu nich wiosenne powiewu.
I młodych kwiatków unoszą się puchy.
Ach! na len widok pociecha nicznanu.
Przeczucie szczęścia serce ożywiło;
Całując wierzby pudlem nu kolanu.
Boże mój — rzekłem — oby się spełniło! Obyśmy, w strony ojczyste wróceni.
Kiedy litewską zamieszkamy rolę.
Odżyli znowu! niech i naszą dolę Znowu nadziei listek zazieleni!
Mówi Konrad do Pustelnicy.
Obra/ tego ro/stania dotąd w myśli stoi:
Pamiętam śród jesieni... pr/y wieczornym chłodzie — Jutro miałem wyjechać... błądzę po ogrodzie!
W rozmyślaniu, w modlitwach szukałem tej zbroi. Którą bym odział serce miękkie z przyrodzenia 1 wytrzymał ostatni pocisk jej spojrzenia!
Błądziłem po zaroślach, gdzie mnie oczy niosą.
Noc była najpiękniejsza! Pamiętam dziś jeszcze:
Na kilka godzin pierwej wylały się deszcze.
Cala ziemia kroplistą połyskała rosą.
Doliny mgła odziewa, jakby morze śniegu:
Z tej strony chmura gruba napędziła lawy.
A z tamtej strony księżyc przezierał blada wy.
Gwiazdy toną w błękicie po nocnym obiegu:
Spojrzę... jak raz nade mną świeci gw iazdka wschodnia. O. znam ją odtąd dobrze — witamy się co dniu!
Spojrzę na dól... na szpaler... patrz, lam przy altanie Ujrzałem ją niespodzianie! itd.
mvśli. tb- widoki nutury zachwycaj*/ jest uderzaji/cym unach roni z-jego nie przypada w te czasy żadną nie rymuje miarą... Tu. żc tak z a c i a pojęć i kolorytu stawia w 1'ulszy-poematu, samej rzeczy przyczyniając bezkształtności. Wreszcie już to jest m której, przy częstszym jeszcze używaniu
120