DSCF0012

DSCF0012



Niezwyciężony

posterunków, które wypadną na Szwedów jak deus ex machina? Jeśli coś się nie uda, to marsz przez cieśninę zamieni się w „nieodwracalną katastrofę

Warto zauważyć, że tamtej chłodnej nocy w Hejls uczucie strachu nie było także obce samemu królowi. Mimo cechującej go pewności siebie i bezwzględnej energii, pojawiły się również pewne wątpliwości. Bo jeśli ktoś miałby się poważyć na coś takiego, to właśnie on sam. Karol Gustaw był urodzonym graczem, człowiekiem z wyobraźnią, który chętnie korzystał z nadarzających się okazji, a teraz, w wieku 35 lat, stanął wobec największego wyzwania spośród wszystkich dotychczasowych wyzwań, wyzwania, na które poważyłoby się niewielu z jego poprzedników i żaden ze współcześnie mu żyjących.

Po kilku godzinach stopniowo zaczęli wracać zwiadowcy. Jeden z nich, Erik Dahlbergh, przyjęty został przez na wpół rozebranego króla w jego komnacie. Erik opowiedział swemu monarsze o stanie lodu pod Middelfart. Wystarczyło to królowi do podjęcia decyzji. Około drugiej w nocy wydał rozkaz, aby cała armia zgromadziła się pod Stendrup, w miejscu położonym około milę na północ, gdzie piechota i artyleria rozbiły obóz na noc. Zanim jednak król i jego sztab zdążyli opuścić Hejls, nadszedł jeszcze jeden raport, tym razem od wojsk rozłożonych na Brandsó.

Nocą ścisnął mróz, i teraz cała cieśnina aż po brzegi Fionii pokryła się lodem. Poza tym zwiadowcy dokonali jeszcze jednego ważnego odkrycia. Co prawda lód wokół Iversnas był nadal pokruszony, ale lód pokrywający wody zatoki położonej na północ od cypla (w pobliżu posiadłości Tybrind) był nienaruszony. Karol Gustaw natychmiast zmienił plany: tak jak zamierzano poprzedniego dnia, przeprawa przez cieśninę miała się teraz odbyć przez Brandsó. Zamiast jednak iść najkrótszą drogą na Ivemas, wojsko miało maszerować trasą przypominającą literę „S”: obok cypla, a potem poprzez zatokę Tybrind aż na stały ląd.

Dnia 9 lutego, w panujących nadal ciemnościach pierwsze kolumny wojska szwedzkiego weszły na lód w pobliżu Hejls. Przemarsz odbywał się bez zakłóceń. Kiedy za plecami żołnierzy wstało blade słońce, cała szwedzka kawaleria stała już ustawiona w szyku na wyspie Brandsó. Skwadrony ustawiły się na dwóch skrzydłach w niewielkiej odległości od siebie. Między sobą pozostawiły wolne miejsce dla oddziałów piechoty i artylerii. Te miały jednak jeszcze do pokonania dwie mile i potrzebowały na to więcej czasu.

Pół godziny upłynęło na oczekiwaniu. Po odbyciu ostatniej narady ze swymi dowódcami, Karol Gustaw odjechał na koniu ku czekającym na przeprawę wojskom. W geście oznaczającym, że podjął już ostateczną decyzję, król zatknął za wstążkę kapelusza znany wszystkim znak rozpoznawczy - wiązkę siana, po czym głośnym głosem zwrócił się do zgromadzonych żołnierzy tradycyjnym zawołaniem „Jezu, pomóż”. Chyba nigdy przedtem hasło to nie przypominało modlitwy bardziej, niż w tamtej sytuacji - wczesnym rankiem, na brzegu na wysokości wyspy Brandsó.

W końcu padł rozkaz wymarszu.

Na samym początku jechali zwiadowcy, którzy wskazywali drogę - oddział jazdy pod komendą porucznika złożony z 24 żołnierzy, którzy w czasie poprzedniej nocy prowadzili rozeznanie w zatoce Tybrind. Za nimi postępowała przednia straż złożona z 400 jazdy i 200 spieszonych dragonów. Zdążyli się już zorientować, że ich zadanie nie polegało tym razem na wyszukiwaniu przeciwnika. Ciągnęli ze sobą sanie załadowane belkami, deskami, drabinami i sianem. Ich zadanie polegało na wzmocnieniu pokrywy lodu tam, gdzie było to konieczne. Mieli też budować przejścia przez szczeliny lodowe i przeręble.

Za nimi szło prawe skrzydło. Poszczególne oddziały wchodziły na lód w odstępie kilku minut, rozciągając się natychmiast w długie, rozciągnięte kolumny, gdzie każdy jeździec starał się zachowywać właściwy odstęp od swego poprzednika. Chodziło o to, aby zmniejszyć nacisk na lód. Żołnierze powoli i ostrożnie posuwali się naprzód.

Słońce żeglowało coraz wyżej po bezchmurnym niebie, a jego ostry blask rozjaśniał zaśnieżoną okolicę. W czystym, przezroczystym powietrzu, widać było brzeg Fionii, na którym bezlistne lasy okrywały cieniem białą ziemię. Szwedzi wyczuwali obecność duńskich oddziałów na wyspie, czekających na okazję do walki.

Lód żył pod końskimi kopytami. Wyginał się, trzeszczał, chrzęścił. Kiedy tylko któryś z jeźdźców próbował jechać kłusem, lód zaczynał wibrować. Ż pewnej odległości widać było nawet, jak

159


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
DSC04160 Test z psychiatrii 20-11-2008 Tyle udało mi się spisać, jeśli coś się nie zgadza na dole st
DSCF0011 Niezwyciężony Dnia 5 lutego wysłano na patrol sześciu ludzi w okolicę Brandsó. Mieli przejś
DSCF0016 Niezwyciężony cały czas odpowiedni dystans od innych żołnierzy wokół nich. Oddziały posuwał
1.    Które irianie na temat kontroli jest prawdziwe? b. zjawisko reaktancji pojawia
DAJ W ŁAPĘ NA DOBRY CEL PRZEKAŻ SWÓJ 1% TYM, KTÓRZY SAMI SIĘ/ NIE UPOMNĄ! Towarzystwo Opie
Na ekranie powinno pojawić się mniej więcej następujące okno Jeśli ci to się nie powiedzie, to przec
281 (30) długim czasie? Trzęsie się tak jak pani. Jest pani rewelacyjna! Umieć się tak trząść to
78 (160) uczono dzieci, jak zachować poczucie wartości, gdy coś idzie nie po naszej myśli. W niektói
Widziałem jak pan męczył tamtego studenta I przyznam, że nie była to dla mnie zachęta, Bo chłopak si
Zdrowie w Twoich rękach (21) K-14. Dolegliwość: jak w K-13. Usytuowanie: w miejscu, gdzie wysunął si
- praktykanci powinni pracować tak jak pracownicy danej firmy, jeśli opiekun praktyk nie zadecyduje
1299434272 by Rastian`0 To jest jak wędkarstwo stoisz i czekasz, aż coś się złapie wAv.demotywatory.
Sponsorzy24901 319 ię (KCgoś na pamięć, wypowi d^iću. pensum słowo w słowo, nigdym się nie mógł o
1 44 Jak zapisać plik?    t _ fi> X Jeśli ta lista nie zawiera potrzebnego tematu

więcej podobnych podstron