Dla mnie jednak to pytanie jest prawdziwym pytaniem - i jest bardzo ważne. Owszem, jestem głęboko przeświadczony, że mogę pewnego dnia mieć obowiązek umrzeć. Nie uważam, abym byl zwariowany, chory, nienormalny umysłowo czy moralnie zdeprawowany, myśląc w taki sposób. Uważam, że wielu z nas stanie w końcu w obliczu właśnie tego obowiązku. Przede wszystkim jednak interesuje mnie mój własny obowiązek. Piszę po części po to, aby rozjaśnić własne przekonania i przygotować się. Zakończenie życia może być dla mnie czymś bardzo trudnym do wykonania.
To pojęcie obowiązku śmierci prowadzi do wielu interesujących pytań teoretycznych i metaetycznych różnego rodzaju. Zamierzam spróbować uniknąć większości z nich, ponieważ mam nadzieję, że moja argumentacja będzie przekonywająca dla osób o szerokim wachlarzu poglądów etycznych. Co więcej, choć stwierdzenie, źe mamy obowiązek umrzeć, w ostateczności wymagałoby podbudowy teoretycznej, należy rozpocząć dyskusję z poziomu normatywnego. Zgodnie z moimi usiłowaniami, aby trzymać się z dala od założeń teoretycznych, będę używał słów: „obowiązek”, „zobowiązanie” i „odpowiedzialność” zamiennie - w przed teoretycznym czy przed-analitycznym sensie1.
Czy wielu ludzi naprawdę uważa, że nikt nigdy nie ma obowiązku umrzeć? Podejrzewam, że nie. Myślę, że większość prawdopodobnie jest przekonana, że taki obowiązek istnieje, ale bardzo rzadko. Weźmy przypadek kapitana Oatcsa, uczestnika wyprawy kapitana Scotta na Biegun Południowy. Oates był zbyt chory, aby kontynuować wyprawę. Gdyby reszta załogi została z nim, wszyscy by zginęli. Gdy to stało się jasne, Oates opuścił pewnej nocy swój namiot, wyszedł na spotkanie rozszalałą) śnieżycy - i nigdy więcej już go nie widziano2. Może i byl to heroiczny czyn, lecz moglibyśmy się zgodzić, że nic było w tym także nic więcej ponad 'wypełnienie «bo*^/ku. Oates patą. piłby niesłusznie, gdyby nalegał, albo nawet gdyby dopuścił da tęga, aby reszta załogi została i opiekowała się mm
Jest to bardzo niezwykła okoliczność — „przypadek łodzi ratunkowej”, takie wyjątkowe przypadki tworzą zaś złą etyką. Przypuszczam jednak, że większość z nas zgodziłaby się taki* xe istniały kultury, w których to, co nazwalibyśmy obowiązkiem śmierci, było dość powszechne. Były to kultury stosunkowo ubogie, prymitywne pod względem technologicznym, a zwłaszcza prowadzące koczowniczy tryb życia. W takich społecznościach każdy wiedział, że jeśli uda mu się żyć dość długo, w końcu zniedołężnieje. Wówczas będzie musiał podjąć decyzję, kiedy umrzeć. Starzy ludzie w tych społecznościach to właśnie czynili w odpowiednim czasie Kultura, w której żyii, przygotowywała ich na to i wspierała ich poczynania.
Można by pominąć te kultury jako nieistotne z punktu widzenia współczesnej bioetyki; okoliczności życia tych ludzi były wszak bardzo odmienne od naszych. Ale jeśli taka byłaby nasza odpowiedź, to byłaby ona pouczająca. Oznaczałaby, że obowiązek śmierci stal się dla nas nieistotny, ponieważ zamożność i wyrafinowanie technologiczne zwolniły nas z niego— z wyjątkiem bardzo rzadkich okoliczności, takich jak te, w których znalazł się kapitan Oates.
Ale czy zamożność i technologia naprawdę zwolniły nas z tego obowiązku? Czy też przeciwnie - sprawią one wkrótce, że obowiązek śmierci stanie się znów powszechny? Lubimy myśleć, że nowoczesna medycyna osiągnęła pełny sukces i nie ma żadnych ciemnych stron. Medycyna ratuje wiele istnień ludzkich i daje szansę większości fafei na dłuższe życie. Jest to naprawdę wspaniale. Wszyscy jesteśmy zadowoleni z tego, że mamy dostęp do takiego leczenia. Ale medycyna pozostawia też większość z nas na pastwę przewlekłych chorób i dopuszcza, aby życie wielu osób trwało dłużej, niż mogą ooe miw o siebie zadbać, dłużej niż wiedzą, co ze sobą począć, dłużej nawet niż pozostają sobą.
Koszty - a nie są one jedynie finansowe - przedłużania naszego życia, gdy nic jesteśmy już w stanie sami zadbać o siebie, są często olbrzymie. Jeśli dalsze postępy medycyny doprowadzą do wytępienia wielu obecnie śmiertelnych chorób - takich jak rak, zawał serca, wylew, stwardnienie zanikowe boczne, AIDS i inne 1 wówczas pewnego dnia większość osób będzie żyć wystarczająco długo, by zapaść na demenęję lub uwiąd starczy. Postępy te mogłyby doprowadzić do zaistnienia dość rozpowszechnionego obowiązku śmierci Dość rozpowszechniony obowiązek śmierci mógłby okazać się jedyną ciemną stroną naszej przedłużającej życie medycyny i pożytków, które chcemy 7. niej czerpać.
Biorąc pod uwagę znaczenie relacji dla mojej koncepcji, „odpowiedzialność” -posiadająca żród łosiów w głowic „odpowiadać” - byłaby może najodpowiedniejszym słowem. Często jednakże używam słowa „obowiązek" mimo wydźwięku nasuwają-cego konotacje prawnicze, ponieważ słynne stwierdzenie Lamina nadało wyrażeniu „obowiązek śmierci* pewne znajome brzmienie. Nie zamierzam jednak wyciągać stąd wniosku, że istnieje prawo, które leży u podstaw tego obowiązku, ani także, że ktoś ma uprawnienie, które odpowiada temu obowiązkowi.
Omówienie przypadku Oatesa można znaleźć w. Tom L. Beiiucliomp, „Whnl Is Su-ieidc'?” w; Tom t. Ueouchamp, Seymour Pert i n (cd.l, Klim nl huturn iii Ih-alli antl Dy-mg, Prenlice-Malt, Kngkrwood ClfłTs, NJ