380 O «FERDYDURKE» GOMBROWICZA
Chaotyczny przebieg tych procesów wywołuje dezorientację. Młodzi pisarze gorączkowo poszukują nowego dreszczu powieściowego. Konwencjonalny „realizm analityczny" nie wystarcza, zużył się. Pisarze nie chcą już rejestrować i analizować faktów,, pragną świadomie kształtować fikcję artystyczną. Do głosu dochodzi realizm zdobywczy, romantyczny, typu Balzaka. Nic bardziej charakterystycznego jak wzrost autorytetu Kadena, tego par ezcellence kreatora, ekspresjonisty i jak wywodzi T. Breza1, mitotwórcy. Kaden głosił jako ideał swój i pokolenia „patos codziennej prostoty"; „codzienna prostota", znamienna dla dążeń artystycznych Nałkowskiej, Dąbrowskiej, straciła dziś atrakcyjność — atrakcyjnym stał się sam patos.
Młodzi pisarze usiłują sprostać wymaganiom romantycznej formy powieściowej, ale nie umieją jej podołać. Znamiennym przykładem może być Zazdrość i medycyna Choromańskiego. Fascynująca „fasada" tej powieści, zbudowana na wyrost, nie legitymuje się treściowo, toteż efektowne chwyty techniczne wyłażą na wierzch jak szwy i powieść rozkłada się jak martwy preparat. Inny przykład: opowiadania Czesława Straszewicza biorą czytelnika egzotyką tła, jaskrawością tematu, rozmachem fabuły, stylem pełnym energii; i w nich jedynak sceny i postaci, przerysowane w konturze i geście, z demonicznych-stają się niezgrabne jak w szopce ludowej. Świeżością materiału, kształtowanego z dużą siłą wyrazu, górują nad wymienionymi przedstawiciele nowych środowisk społecznych w literaturze, Zbigniew Uniłowski i Adolf Rudnicki (głównie Żołnierze). W utworach ich jednak, tworzywo realne nie jest uszlachetnione artystycznie, pozostało rudą, nie przetopioną w tyglu sztuki na metal szlachetny. Także Niekochana Rudnickiego, wytrawiona z realiów środowiskowych,., pali się żarem namiętności, nie przepuszczonej przez filtr poetycki. Nie jest to czysta „pieśń miłości".
Z ducha analizy, spod patronatu Nałkowskiej wyszli dwaj inni prozaicy: Tadeusz Breza i Jerzy Andrzejewski. I oni, ulegając ogólnemu prądowi, marzą o wizjonerskiej wyrazistości, o sile. Nie bez powodu T. Breza deformuje Adama Crywałda w kierunku groteski i w momentach kulminacyjnych przerywa równy tok narracji, zmieniając go w dramatyczny monolog wewnętrzny. J. Andrzejewski przechodzi spod znaku Nałkowskiej pod znak Bemanosa; to jest przejście symboliczne: od komentowania i rozkładania faktów do tworzenia wizji przemieniającej proporcje, potęgującej szczegóły realne. Gdy przyjrzeć się bliżej, widać, że od Andrzejewskiego, a zwłaszcza Brezy krok tylko do Brunona Schulza i jego fantastycznych poematów prozą. Są to utwory nie oczyszczone u źródła, obciążone piętnem egzystencji małomieszczańskiej, rozkwitającej na krawędziach dziwacznymi urojeniami i upiorami. Schulz jest niewolnikiem tych upiorów.
Młoda proza polska obfituje w talenty, nie może jednak wykazać się ani jednym dziełem w pełni udanym. Nie wychodzi z okresu prób i eksperymentów, robionych bez programu artystycznego i nie uwieńczonych powodzeniem. Dążenie do nowego dreszczu, kadenowskiego „patosu”, a więc jaskrawości, brutalności, wizjonerstwa, nie przyniosło dobrych wyników; musi tkwić w tych próbach jakiś zasadniczy błąd.
Na tle rozproszonych wysiłków i problematycznych eksperymentów utwór Gombrowicza Ferdydurke stanowi rewelacyjną niespodziankę. Bez wahania uznamy go za najwybitniejsze osiągnięcie młodej prozy. Przede wszystkim jest to wybitny czyn intelektualny: poznawczy i etyczny. Na pierwszy rzut oka Ferdydurke wydaje się charakterystyczną dla literatury XIX i XX wieku prowokacją moralną, jeszcze jednym zdemaskowaniem obłudy form kulturalnych, ukazaniem biologii jako ostatecznej prawdy o człowieku. Takie „zdemaskowania", skandale literackie i moralne odbywają się w literaturze regularnie co kilka lub kilkanaście lat, od Jana Jakuba Rousseau do Louisa Ferdinanda Celine’a. Nic nie szkodzi, że sielankowy obraz natury człowieka nabiera stopniowo barw ciemnych i groźnych; mimo tej ewolucji naturalizm literacki we wszelkich maniiesta-cjach jest optymizmem 's’połecznym, zabiegiem higienicznym regenerującym społeczeństwo mieszczańskie. Naturalizm z nieprzyjemną brutalnością przypomina zasiedziałym i gnuśniejącym w dostatku mieszczuchom, że podstawą, na której wspiera się ich własny mieszczański świat, jest walka o byt, bellum omnis contra omnes, • rozgrywająca się nieubłaganie pod osłoną idealistycznych złudzeń.
Nie trzeba wielkiej przenikliwości, aby dostrzec, że postawa Gombrowicza jest zgoła odmienna. Oddajmy głos autorowi Ferdydurke. Książka ta — pisze — „jest wyrazem nienawiści, lęku, wstydu człowieka wobec bezformia i anarchii. Nie jest, ściśle biorąc, pamfletem, polemiką, krytyką, ale po prostu
T. Breza jest autorem szkicu Mitologia u Kadena-Bandrowskiego, „Ateneum11 1938, nr 1.