Powiem raz jeszcze, jak wielokrotnie w przebiegu tych wykładów: wbrew niektórym etykom ponowoczesnym uważam, że literatura nie jest sferą uprzywilejowaną wobec innych dyskursów. Jest polityczna - czasem w podstawowym znaczeniu tego słowa, a kiedy indziej, w spokojniejszych epokach sprzyjających teoretyzowaniu, w znaczeniu bliskim koncepcjom Michela Foucaulta. Jest instytucją, jak inne, utwierdzającą pewne interesy grupowe. Autobiografię funduje Prawo, ingeruje w nią nieprzerwanie Inny. W autobiografii spełnia się hasło „prywatne jest polityczne”. Przypadek słynnych autobiografii powojennych potwierdza oba te zdania.
Leopold Tyrmand, bohater mojej książki Opowieść i milczenie1, pisał w cieniu historii i systemu, wymyślając dla swego autobiograficznego ,ja” bezpieczne przebrania. Ale też przy pomocy tekstu, anegdoty, wcieleń - Tyrmand przeglądał się bezustannie w swojej własnej, śmiertelnie zagrożonej jaźni. Kłamał, mylił tropy, szyfrował fabułę, udawał otwartość, prowokował i zwodził. Jego opowieść jest milczeniem. I odwrotnie: milczenie staje się najbardziej zajmującą opowieścią.
Zofia Nałkowska w Dziennikach czasu wojny prowadziła prywatną „walkę o godność”: pod kolejnymi datami dziennymi figurują opisy czy raczej zaledwie odgłosy okupacyjnej grozy, której przeciwdziałać miało krzątactwo; na tym tle pokazuje samą siebie, zwykle dobrze upozowaną, w futrze; głodną, lecz godną. Czy znaczy to, że historia nie pochłania jej prywatności i Dziennik pozostaje przede wszystkim tekstem intymnym? Nie, oczywiście, to jej „bycie na pozycji”, forma uczestnictwa w historii, tyle że wyrażone w sposób dostępny w ramach obowiązujących konwencji literackich oraz stereotypów zarezerwowanych dla kobiecego autoportretu2.
Trzeba zatem wybrać polubowną postawę poznawczą: między odnowionym w ostatnich latach biografizmem a metodologią poststrukturalną. Akcentowany w ramach tej metodologii pan-tekstualizm3 traktuję jako niezbędną podstawę myślenia, w której ramach manifestować się może jednak także tradycyjne rozumienie pojęć „podmiot”, „autor”, „fabuła”, „rzeczywistość”. „Tradycyjne rozumienie” (powrót do niego) wymusza komentarz: jest ono także konsekwencją retoryczności języka teorii. Więcej: jego dopuszczalność warunkowana jest świadomością istnienia owej retoryczności. Oznacza to w praktyce traktowanie życiorysu autora jako jednego z odniesień dla narracji poszczególnych dzieł, z zachowaniem świadomości narracyjnego charakteru tego życiorysu, ale i ustanawia - mimo wszystko - wewnętrzną hierarchię „tekstów”, których fikcjonalność jest weryfikowana na różnych płaszczyznach, z zastosowaniem różnych koncepcji świadomości, ale także wobec życia literackiego i - w końcu - biograficznej anegdoty. Czy jest w autobiografii osoba? Czy jest życie? Takie, które byłoby czymś innym niż konstrukcja?
Autobiografie kobiet mają do pokonania jeszcze jedno pośrednictwo, jakie między życiem a tekstem stawia dysponent narracji: patriarchat. Są w tym podobne do biografii dysydentów, zbrodniarzy, anarchistów. Muszą opowiedzieć niedolę, znaleźć w niej prześwit. Jeśli nie mają być tylko tekstami niewolników - potrzeba im świadomości. Autobiografia dzisiaj korzysta z handicapu wiedzy. Jeśli znamy reguły konstrukcji - możemy ją przebudować.
123
1. Iwasiów, Opowieść i milczenie. O prozie Leopolda Tyrmanda, Szczecin 2000.
Por. B. Witosz, Kobieta w literaturze. Tekstowe wizualizacje, Katowice 2001, s. 110-119.
N ie ma nic p o za tekst em(Iln’y pas de hors-texte) - powiada Derrida - a rozumieć to wypada zapewne w obu znaczeniach: zarówno w tym, ie tekst nie ma poza sobą żadnej podstawy, a wszelkie odniesienia zewnętrzne są iluzjami czy „mirażami” retorycznych strategii języka: jak i w tym, że tekst nie ma granic, a tekstualność w najogólniejszym znaczeniu jest także właściwa sposobowi istnienia tego, co rzeczywiste. Tekst w tej nowej postaci to fragment wycięty z pola owej uniwersalnej tekstualności (R. Nycz, Tekstowy świat. Poststrukturalizm a wiedza o literaturze, Warszawa 1993, s. 42-43).