Ltaiesię określić jako istota żyjąca, własny początek odkrywa na tle życia, [^zaczęło się dawno przed nim; gdy usiłuje określić swój byt przez zwią-1$ I praq( wydobywa na jaw rudymentarne formy w czasie i przestrzeni, które dawno zostały już zinstytucjonalizowane i opanowane przez społeczeń-SIwo; a kiedy próbuje określić swoją istotę mówiącego podmiotu - poza każdym efektywnie ukonstytuowanym językiem - zawsze odnajduje nie pierwotny bełkot, lecz już rozwinięty język, najpierwsze słowo, umożliwiane wszystkie języki i samą mowę. Jedynie na gruncie tego, co już się zaczęło, człowiek może myśleć o tym, czemu przypisuje wartość źródła. Nie stanowi ono zatem dla niego absolutnego początku - jakiegoś brzasku historii, od którego wychodząc, gromadzić się będzie późniejsze zdobycze. Źródło to - o wiele wcześniej - sposób, w jaki człowiek w ogóle, jakikolwiek człowiek, kczy; się z tym, co dawno się zaczęło w pracy, w życiu i w mowie; szukać go trzeba w owym fałdzie, gdzie człowiek z całą naiwnością pracuje nad światem kształtowanym przez milenia; gdzie odczuwa niepowtarzalność swego jedynego życia, sięgającego najpierwszych stworzeń organicznych; gdzie składa w nigdy dotąd niewypowiedziane zdania (nawet jeśli powtarzały je całe generacje) słowa starsze niż wszelka pamięć. W tym sensie źródłowa płaszczyzna jest bez wątpienia człowiekowi najbliższa: niewinnie przemierza on, zawsze po raz pierwszy, tę sferę, a jego oczy, na które ledwie przejrzał, odkrywają figury równie młode jak jego spojrzenie - figury, które nie mogą być starsze od niego, choć z odmiennego powodu: nie dlatego, że są wiecznie młode, ale ponieważ należą do czasu, mającego inne niż on miary i wagę. Ta zaś pokrywająca całą naszą egzystencję nikła warstewka źródłowości, zawsze istniejąca w nadmiarze (nawet, a może przede wszystkim, w chwili śmierci, kiedy to całkowicie się obnaża), nie jest bezpośredniością narodzin; wypeł-niają ją złozone mediacje, jakie praca, życie i mowa stworzyły i umieściły w obrębie własnej historii, tak że w najprostszym kontakcie - od pierwszego dotkniętego przedmiotu, od objawienia najzwyklejszej potrzeby, przy wypowiadaniu najbardziej neutralnego słowa - niemal bezgranicznie zdominówm-ją człowieka czasowe zapośredniczenia, jakie bezwiednie uruchamia. Bezwiednie, choć jakaś wiedza istnieć tu musi, ponieważ to dzięki niej ludzie komunikują się ze sobą i podtrzymują już zawiązane n ici porozumienia. Jest to jednak wiedza ograniczona, pobieżna i częściowa, bo zewsząd otacza ją olbrzymia kraina cienia, gdzie praca, życie i mowa skrywają swą prawdę (i źródło) przed tymi, którzy mówią, istnieją i działają.
Źródłowość, od Fenomenologii ducha bezustannie opisywana przez myśl nowoczesną, całkowicie różni się zatem od genezy idealnej, jaką starała się