Tak więc lepiej byłoby powiedzieć, te nie dającą się naśladować cechą Fotografii (jej noematem), jest fakt, że ktoś ujrzał od-niesienie (nawet gdy chodzi o przedmiot) z krwi i kości, oraz że było ono we wiosna' osobie. Fotografia rozpoczęła się zresztą his-torycznie jako sztuka Osoby: jej tożsamości jej pozycji, co można by nazwać (w każdym znaczeniu tego wyrażenia) odczuciem własnej tożsamości przez ciało. I tutaj też, z punktu widzenia fenomenologicznego, kino zaczyna różnić się od Fotografii. Gdyż kino (iluzyjne, fabularne) miesza ze sobą dwa rodzaje pozowania: „to-co-było" samego aktora i Jo--co-było” jego roli. Z tego powodu nigdy nie mogę oglądać czy raczej oglądać ponownie filmu, w którym grają aktorzy już nie żyjący — bez pewnej melancholii, tej właśnie, która towarzyszy Fotografii (nigdy czegoś podobnego nie odczuwałbym wobec obrazu malarskiego). (To samo odczuwam słuchając głosu nieżyjących śpiewaków.)
Wracam do portretu Williama Casby, „zrodzonego niewolnikiem”, dzieła Avedona. Noe-
mat jest tutaj bardzo silny. Gdyż ten, kogo tam widzę, był niewolnikiem: poświadcza, że niewolnictwo istniało, i to w niezbyt odległej przeszłości. Poświadcza to nie przez jakieś dowody historyczne, ale przez nowy porządek dowodów, w pewnym sensie eksperymentalnych. Bo chociaż odnoszą się do przeszłości, nie są tylko indukcyjne: to dowód według świętego niewiernego T omasza-chcącego-włożyć-rękę--w-ranę-Chrystusa. Przypominam sobie, że przez dłuższy czas miałem fotografię przedstawiającą targ niewolników, wyciętą z jakiegoś pisma ilustrowanego (później gdzieś mi zginęła, jak tyle rzeczy zbyt dobrze schowanych). Pan niewolników w kapeluszu stoi, niewolnicy, odziani tylko w przepaski, siedzą. Mówię wyraźnie: to była fotografia, a nie rycina. Cała moja groza i fascynacja dziecięca pochodziły właśnie stąd: że naprawdę tak było. To nie była kwestia dokładności, ale rzeczywistości: historyk nie pełnił tu już roli pośrednika, niewolnictwo było przedstawione bezpośrednio, fakt był wykazany bez metody.
135