184 / Laboratoria zmyal^
i podziurawiły mu skórę, tak że spłynęła cała krwią. Kiedy już się nasyciły, mówił im: «Dość, dostałyście już swoją porcję, odejdźcie teraz w pokoju i zostawcie miejsce dla innych». I tak jedne roje ustępowały miejsca drugim, a wszystkie żywiły się jego kosztem, powt* rzając za każdym razem na jego ciele tę samą bolesną torturę”3*. Drobiazgowy i wymagający również co do szczegółów organizował swój dzień tak, by nawet najprostsze czynności, takie jak na przykład go. lenie się, stanowiły nieustanną torturę. Kazał się bowiem „golić
W trakcie długich godzin modlitwy kładł się „na brzuchu na ziemi lub rozkładał ramiona w kształcie krzyża, w usta zaś wkładał sobie knebel"39, rodzaj kagańca, a może straszliwy przedmiot w kształcie gruszki, który włożony do ust, otwierał się, rozwierając je boleśnie. Chory i sparaliżowany zmuszał tego, kto go ubierał, aby nałożył nańj jego wlosiennicę i podał wszystkie narzędzia tortur, których używał, gdy był zdrowy.
Do „stu innych pomysłów” uciekał się, żeby zadać sobie ból. Wystarczy powiedzieć, że kiedy po jego śmierci otworzono szafę, w której trzymał swoje narzędzia pokuty, znaleziono ich tyle i tak strasznych, że widok ich wywołał we wszystkich nabożny strach40.
Zakon jezuitów, który na pozór wydaje się wyznawać subtelny racjonalizm i pragmatyczną elastyczność, skrywał okrucieństwo wobec własnego ciała, z jakim tylko intelektualista może traktować siebie samego. Głęboko naznaczony przez swego założyciela, bezwzględnego i oknit-1 nego hiszpańskiego żołnierza, folgował skrycie w swoich kolegiach 1 i domach bezlitosnemu upodobaniu do samokarania w stopniu niespo- j tykanym w średniowiecznych zakonach. Nie jest przypadkiem, że żako- j ny „nowoczesne” powstają i kształtują się w tej okrutnej atmosferze, i skoro wiek XVI i znaczna część następnego stulecia osiągnęły wszelki i możliwy prymat w torturach aplikowanych w imię Boga. Wszechobecne okrucieństwo i fanatyczna nienawiść skłaniały społeczeństwo do ekshumowania zmarłych w celu profanowania ich ciał, krojenia wnętrzności, palenia, a nawet zjadania. Kanibalizm był skrajną formą rytualnego oczyszczenia, o czym świadczy wiele ówczesnych kronik. Chorobliwe upodobanie do krwi, cierpienia, przedłużania bólu w nieskończoność zatruwało atmosferę nawet wyizolowanych miejsc.
klasztorów, wspólnot religijnych. Lata dojrzewania i praktyki ascezy ze strony świętego Ignacego Loyoli w grocie w Manresie oznaczają decyzję opuszczenia stanu cywilizacji i zstąpienie w stan całkiem odmienny, niemal dziki, na skutek odrzucenia modeli zachowań typowych nie tylko dla warstw wyższych, ale i dla całego rodzaju ludzkiego. „Poświęciwszy Bogu wyższą część swojej istoty, jaką jest duch, na skutek w pokorze znoszonych udręk, pozostawało mu jeszcze poświęcić część niższą, jaką stanowi ciało, w wyniku najboleśniejszych tortur; i w ten sposób uzbroić się zupełnie - jakby chodziło o jakąś wojnę domową - przeciwko dwóm straszliwym wrogom, których miał później nieustannie spotykać na swojej drodze, kiedy głosił boską chwałę w świecie: zniewagom ducha i cierpieniom ciała. Myślicie więc może, że litował się nad własnym ciałem? Posłuchajcie mnie, a potem, jeśli się wam uda, opanujcie przerażenie.
Wkładał na wierzch szorstki wór, pod spód zaś kłującą włosiennicę: do nagich bioder przymocowywał albo piekące pokrzywy, albo kolczaste pędy, albo ostre noże, pościł we wszystkie dni oprócz niedziel, jedząc tylko chleb i wodę, a w niedzielę dodawał trochę gorzkich ziół wymieszanych z popiołem lub z ziemią. Spędzał niekiedy trzy, niekiedy sześć dni, a niekiedy nawet tydzień bez pożywienia; biczował się pięć razy na dobę, zawsze do krwi; walił się kamieniem w nagą pierś, nie miał łóżka, kładł się więc na twardej ziemi, nie miał poduszki pod głowę, jedynie lodowaty głaz; spędzał na kolanach siedem godzin dziennie, zagłębiony w kontemplacji, nigdy nie płakał, nigdy nie ustawał w dręczeniu się. Taki tryb życia pędził niezmiennie w grocie w Manresie, nie pozwalając sobie na żadne wytchnienie, bez względu na długie i ciężkie choroby, na które wkrótce zapadł, to jest na słabość, drżączkę, konwulsje, omdlenia, śmiertelną wręcz gorączkę. Cóż więc powiecie? Czyż nie wydaje się wam, że mógłby on, tak wyniszczony przez swoją bezgraniczną żarliwość, równać się z najbardziej żarliwymi pustelnikami, z których dumne były lasy Nitrii i skały Rdestyny?"41.
Grota, kamień trzymany w ręce, nagość, furia, bezgraniczna żarliwość, straszliwa samotność składają się na przerażający portret człowieka cofającego się do stadium zwierzęcości, toczącego ponurą walkę z samym sobą. Machina mająca zniszczyć dawnego Adama funkcjonowała tak doskonale, że złożyła na powrót strzępy w nowego człowieka,