36
Szlachta polska bywała w wadach swych okropną, ale ho tez bywała w swych zaletach — szczytną! Szlachta zrobiła Targowicę — ale któż zrobił Trzeciego Maja? Także szlachta! Szlachcicem był Radziejowski czy Poniński, szlachcicem był Czarniecki czy Kościuszko. Nic wzięła szlachta przywileju ni na zacność, ni na podłość, ale podzieliła się obydwoma temi przymiotami na równi z innemi warstwami. Historyczny jej grzech nie etyki dotyczy, lecz inteligencji i pora już zdać sobie z tego sprawę. Przenigdy szlachta nie działała świadomie na szkodę państwa, ale był czas, w którym do lego stopnia ogłupiała, że nie umiała odróżnić dobrego od złego. Nie złością, lecz głupotą wywrócono Polskę.
Dzisiaj sama już szlachta, jako laka, wywraca się i może aż nazbyt blizkim jest czas, że jej już nie będzie po wiejskich dworkach. Będzie to wydarzenie społecznie, ekonomicznie i narodowo szkodliwe, ujemne. Warstwa la bowiem, choć sama lubi się nazywać »wielką własnością ziemską*, jest w rzeczywistości tylko »własnością średnią*, a więc warstwą ekonomicznie najpożądańszą1). Następnie, warstwa la jest nadzwyczaj ucywilizowana, lak, że pod tym względem budzi podziw najwybredniejszych cudzoziemców, a całemu społeczeństwu dodaje nieopisanego wdzięku, pełnego rysów szlachetnych; tenlo wdzięk stanowi siłę asymilacyjną Polaków wobec żywiołów napływowych. Po trzecie, warstwa la jest arką tradycyi narodowej, do niedawna była wyłącznym niemal wątkiem imienia polskiego. Łatwo to krzyknąć: szlachta zgubiła Polskę (zwłaszcza, gdy to popularnie); ale historyk wie, że gdyby w r. 1795 stało się było ze szlachtą polską to, co z czeską się stało w r. 1620, historya XIX, a zapewne i XX jeszcze wieku lyleby wiedziała o Polakach, ile wieki XVII i XVIII mają do powiedzenia o Czechach. Zresztą co innego demokracya,
') Oczywiście pod warunkiem, żeby żyć także »śrcdnio«, a dzierżyć tylko lo, co się naprawdę posiada, faktycznie, a nie tylko tytularnie, podczas gdy rzeczywistym właścicielem jest wierzyciel.
a co innego nienawiść szlachty; kto demokraoyę opiera na nienawiści szlachty, ten będąc szlachcicem byłby idyotycznym arystokratą.
Byłoby to przedsięwzięciem godnem największych wysiłków, żeby tę warstwę po wsiach ocalić i zostawić w przekazie potomności te szlacheckie dworki. Mieć wśród wiejskiego ludu co kilka kilometrów obywatela inteligentnego, a przesią-kłego od pokoleń tradycyą narodową — czyż można mieć coś lepszego? Ale cóż począć? Jedynym środkiem utrzymania ich byłoby: przywiązać ich do gleby. Mając własnowolność robią bowiem wszystko, co tylko z tej gleby wysadzić ich może. Nie pomogą na to żadne a żadne środki, jeżeli oni sami nie zreformują się na wskróś. jeżeli sami wobec siebie na poprzestaną na uważaniu się za »średnią własność*. Ocaleje ten i ów, o niejednym powiedzieć można, że już ocalał; ale ocalonych będzie za mało, żeby mogli tworzyć warstwę społeczną; będą tylko cząstką warstwy ekonomicznej, której większość nie będzie miała nic wspólnego z dawnem szlachectwem polskiem. Nie dlatego się to stanie, żeby to miało być koniecznością dziejową; nie jest nią wcale a wcale! ale li tylko dlatego, że szlachta zbytkując sama się dobije. Posiadłości tej warstwy będą też mniejsze; mniej będzie morgów, a więcej dochodów.
Obecnie jednak, póki istnieją, mają swe prawa i szlacheckie obowiązki. Na pierwszem zaś miejscu obowiązek oddania ludowi w szacunku imienia polskiego, obowiązek wzniecenia w nim zaufania do tradycyi narodowej. Niechajże tedy najbliższe zetknięcie się z tą tradycyą nie ujawnia się w otrzymywaniu epitetów brutalnych, jak: cham, chamska dusza i różnych grubijaństw. Nadeszły zresztą czasy, że podejrzanem wydaje się szlachectwo człowieka, który chłopa nazywa chamem.
Jak pozyskać zaufanie ludu, wiedzą najlepiej żydowscy karczmarze; dużo z ludem gadają i są dla niego grzeczni (przynajmniej, póki interes wymaga). Dziwna rzecz, żeby człowiek inteligentny nie zdołał pod tym względem rywalizować z karczmarzem ; jestto tylko indolencya, brak woli i wygodnisiow-stwo.