posiada zalet w swym charakterze, tern większy jego opór. Nie, nie można ludu zbawiać przemocą! Lud trzeba pozyskiwać i przekonywać; ale przed tern cofa się każdy po prostu dlatego, że to rzecz trudna i wymagająca bez porównania więcej trudu, pracy i poświęcenia, niż przedwczesne uchwalanie ustawy w sprawach potrzeb ludowych przez lud nieuznawa-nych. Oczywista, dla mających władzę nie może być wygodniejszego środka, jak wydanie ustawy; ale nie na tern polega wygoda chłopska, o którą właśnie chodzi.
Ma też swoje kłopoty sprawa potrzeb ludowych przez lud uznawanych. Mylnem byłoby zapatrywanie, że skoro tylko lud czegoś żąda, już mu to trzeba dać, bo to jest jego istotną potrzebą. Żądanie czyjeś może być dyrektywą tylko w sprawach, co do których żądający sam jest znawcą. Najgorszem zaś jest to, że lud da w siebie jakąś potrzebę wmówić. Zrobi się to nawet bez wielkiego trudu, jeżeli tylko przedstawi się mu tę »potrzebę«, jako środek zaradczy na jego kłopoty i wskaże kogoś, który mu tych kłopotów rzekomo przysparza: personi-fikacya taka ułatwia niezmiernie zadanie.
Obok wmówionych są jednak jeszcze potrzeby urojone, które sam lud sobie uroi. Na to jedna jest tylko rada: rozwój oświaty ludowej. O ile wiem, nie odezwało się dotychczas wT polskim ruchu ludowym nic takiego, coby było urojonem. Nie wynika jednak z tego, żeby na przyszłość nie miało się coś takiego odezwać, wobec lego, że większość naszego wło-ściaństwa jest bądźcobądż nieoświeconą.
Wyrażenie: »urojone*, użyte tu przezemnie, wymaga jednak interpretacyi, żeby się uchronić od nieporozumienia. Lud potrzeby swoje — podobnież, jak wszyscy inni, wyraża dwojako:-w formie pozytywnej i negatywnej; mówi się: chcę, żeby było to lub owo; albo też: chcę, żeby nie było tego i owego. Pierwsza z tych form miewa zazwyczaj (niestety) mniejsza wartość w uściech ludu; brak szerszego horyzontu i znawstwa stosunków rzadko kiedy dozwala ludowi przybrać swe żądanie w formę pozytywną, taką, klóraby wytrzymała rzeczową krytykę, podczas gdy bez porównania łatwiej jest wskazać jak najdokładniej, czego się nie chce. Jeżeli człowiek niezadowolony z istniejącego porządku rzeczy, a do poprawy stosunków sam niekompetentny, podaje konkretną propozycyę poprawy, bywa nieraz, że proponowany przez niego środek pogorszyłby jeszcze bardziej sytuacyę. A jednak ten środek staje się dla niego potrzebą — urojoną. Zdarza się, że rzekomy środek zaradczy czerpany jest z innej zgoła sfery stosunków, tak np. gdyby ktoś na podniesienie poziomu duchowieństwa proponował wolną elekcyę plebanów przez parafian (tamto ze sfery duchownej, a to ze sfery świeckiej), albo na zaradzenie pijaństwu wielki podatek od wódki (sfera moralna — a ekonomiczna; skutek: upijanie się »wodą kolońską* na Za-dnieprzu). Toteż takie urojone potrzeby rzadko kiedy pochodzą z tej przyczyny, do jakiejby je logicznie odnieść należało; najczęściej źródło swe mają zgoła w czem innem. Dlatego też one prowadzą do najcięższych nieporozumień, do nienawiści rozkrzewianej najniesłuszniejszemi nieraz wzajemnemi zarzutami. Właściwa potrzeba tkwi bowiem gdzieindziej, niż się powszechnie natenczas przyjmuje.
Czy wmówione lub nawet urojone potrzeby ludu można lekceważyć? Przenigdy! Właśnie te nierzeczywiste potrzeby ludu mają dla polityki niezmierną doniosłość.
Raczej zastanowić się trzeba, czy też i w tych bajkach niema cząstki prawdy? Można w lud wmówić dużo, ale bądź-cobądź nie tyle przecież, ile w szerokie warstwy mieszczaństwa, urzędników i t. z. wolnych zawodów1); ma lud nielada obrońcę w zdrowym chłopskim rozsądku. Uroić sobie może też lud sporo, ale przecież ani czwartej części tyle, co cała pół-inteligencya, wszyscy niedouczeni, którym się zdaje, że bardzo mądrzy, bo znają rysunek greckiego abecadła, wszyscy
') Możnaby tu przytoczyć caty tom zabawnych przykładów. Nie chcę już tykać własnego mrowiska przytoczę curiosum z Czech, gdzie nie tak dawno temu było »powszechnie wiadouiem«, że Rieger sprzedał TafTemu koronę św. Wacława za kieliszek koniaku.