70
się to we znaki wszystkim, a nic najmniej Stańczykom, którzy znaleźli się w zaklętem kole.
Drugą przyczyną była (nie uwierzy potomność!) pomyłka literacka. Nieszczęściem było, że tasama grupa statystów, która powołaną była do przeprowadzenia reformy, miała ciężką kulę u nogi w postaci »Teki Stańczyka*. Autorami jej byli tylko niektórzy, wszystkiego razem trzech i to napisali tę satyrę za dawnych czasów, jeszcze w r. 1869, zanim się wyrobili i kiedy byli czemś zupełnie innem, niż około r. 1880. Nie miało to najmniejszego sensu i było to gorszącą niesprawiedliwością, żeby za grzech młodości trzech osób czynić odpowie-dzialnem na starsze lata — całe stronnictwo. Ale fakt faktem, że tak się stało.
Twierdzę stanowczo, że w r. 1869 treść »Teki Stańczyka* była zupełnie na miejscu; błąd polegał tylko na formie , z której dało się wysnuwać różne za daleko idące wnioski. Wszyscy dali się przekonać treści, ale też wszyscy obrazili się o formę; w społeczeństwie politycznie niewyrobionem było to decydującem. Jestem silnie przekonanym, że gdyby »Teka Stańczyka* była napisaną w formie poważnej rozprawy — inaczej byłoby się ugrupowało życie publiczne w Ga-licyi. Jestto curiosum, żeby tok spraw publicznych miał zależeć od takiej drugorzędnej sprawy, jak rodzaj formy; to się nadaje na kryteryum w życiu towarzyskiem, na balu, na raucie, przy herbatce, w salonie, ale nie w życiu politycznem. Nie dziwić się jednak społeczeństwu, które nie miało żadnej tradycyi politycznej i nie mogło mieć wówczas zgoła żadnego wyrobienia politycznego. Nie mieli go wówczas sami autorowie »Teki«, (boby inaczej byli zabrali się do rzeczy); oni sami wyrobili się dopiero później.
Wyrobili się po większej części bardzo dobrze, a jednak dzieła nie dokonali i dokonać nie mogli, bo ciążyła na nich kondemnata o brak patryotyzmu. Walka z nimi była nadzwyczaj łatwa i podziwiać ich tylko trzeba, że w tym srogim czyśćcu, który im przyprawiono, zdołali jednak się poruszać, i o ile tylko się dało, szli naprzód, nie dbając o przygody.
W istnym tańcu wśród tysiąca mieczów, kamienowani, lżeni, w otoczeniu rozgorączkowaniu i oni się też psuli. Nie mogąc osięgnąć celu środkami naturalnemi, chwytali się nienaturalnych , nie zawsze chwalebnych i nie zawsze szczęśliwie dobranych; poszukując zaś sojuszników, rozczyniali się w nijakim rozczynie konserwatyzmu, obniżali i mącili z konieczności swój nastrój; bo inaczej się nie dało zrobić ani kroku.
Ilekroć zabrali się do pozytywnego działania, wysuwano przeciw nim »Tekę Stańczyka* *), i w tento sposób przecią-, gal się spór o teoryę powstań. Ludzie roznamiętniali się tern
bardziej, im mniej było sposobności, żeby zapatrywania swe stwierdzić czynem. Stańczycy musieli się przecież bronić. Nie bronili nigdy >Teki«, ale zmuszeni zabrali się teraz właśnie dopiero do tego, co należało zrobić w r. 1869, zamiast pisać c» tę nieszczęsną >Tekę«. Teraz dopiero zaczęli wyłuszczać swe
poglądy w pozytywny sposób — a gdy po tamtej stronie raz już wydanem było hasło do zażartej walki z nimi, walczono tedy ząb za ząb nie o żadną aktualną sprawę, ale o rok 1863. Hędzie to kiedyś ciekawym faktem dla historyka, że my przez kilkanaście lat kłócimy się już nie o to, co jest lub ma być, ale o to, co było, a czego niema! Sprawa roku 1863 ma wielkie znaczenie historyczne, ale stanowczo jest już pozbawioną jakiegokolwiek znaczenia politycznego. Toteż młodszym zwłaszcza trudno zaiste zoryentować się w dzisiejszem życiu publicz-nem; nikomu z nas nie przyśni się nawet, żeby wszcząć jakąś akcyę celem — kolonizowania Syberyi, a tu koło nas laki huk o rok 1863.
Taki jest rodowód naszego epigonostwa politycznego. a Dzisiaj jeszcze nic a nic innego nie stanowi krystaliza-
cyjnego punktu w życiu publicznem szerszej publiczności, jak tylko ciągle ta »Teka* i rok 1863. Ależ to już nie nasze rzeczy, o to się już wykłóciło sto razy do syta starsze pokole-
') Przecież dziś jeszcze, w r. 1896, walczy się tą satyrą z r. 1869 i składa się odpowiedzialność za nią nawet na takich , którzy w r. 1869 dorastali dopiero zaledwie do elementarza z obrazkami.