07 KONTROWERSJE DOKTRYNALNE NA WSCHODZIE 1


KONTROWERSJE DOKTRYNALNE NA WSCHODZIE (l):

ARIANIZM

Zdziwienie Konstantyna w obliczu sporów teologicznych Dlaczego
chrześcijaństwo przyzna-
wało tak ważne miejsce teologii Różnice między filozoficzną (pogańską) a
teologiczną (chrze-
ścijańską) refleksją nad bóstwem Prehistoria kontrowersji ariańskiej
Podstawy biblijne
obu zwalczających się doktryn Arianie konserwatyści i nicejczycy
innowatorzy Społeczny
i geograficzny zasięg kontrowersji Źródła herezji: szatan czy zły charakter
Styl doktrynal-
nych polemik Kłopotliwi rygoryści Dobre (własne) i złe (cudze) gwałty
Falowanie opi-
nii publicznej

W roku 324 na wieść o ostrym sporze w Kościele aleksandryjskim Kon-
stantyn Wielki, który po pokonaniu Licyniusza objął właśnie władzę na
Wschodzie, wysłał do Egiptu Osjusza z Kordoby, biskupa, który mu od lat
towarzyszył i do którego miał ogromne zaufanie. Wręczył mu list przezna-
czony dla dwóch uczestników kontrowersji, Aleksandra i Ariusza. List ten
jest z rozmaitych powodów zdumiewający. Cesarz pisał:

"Jak się dowiaduję, źródło obecnego zatargu leży w następującym prze-
biegu wydarzeń: ty, Aleksandrze, zapytywałeś prezbiterów, co każdy z nich
myśli na temat pewnego miejsca z tekstu Pisma Świętego, a raczej na temat
jakiegoś nieistotnego zagadnienia, ty natomiast, Ariuszu, nierozważnie wy-
sunąłeś sugestię, której wcale nie należało przypuścić do myśli lub po rozwa-
żnym przemyśleniu przemilczeć (...) Od początku nie należało i nie wypada-
ło stawiać pytań odnośnie takich spraw, a zapytany nie powinien dawać od-
powiedzi (...) przecież powodem sporu, który między wami rozgorzał, nie
jest bynajmniej jakieś naczelne przykazanie prawa ani też nie wprowadziliś-
cie żadnego nowego systemu filozoficznego w miejsce czci Bożej, przeciwnie
szansę dojścia do prawdy poprzez rozumowanie macie jedne i te same
(...) Oto ścieracie się w walce o rzeczy małe i pozbawione znaczenia (...)

Zastanówmy się nieco głębiej i z większym rozsądkiem rozważmy sprawę,
czy się godzi, aby z powodu kilku marnych punktów waszego sporu o słowa
brat powstawał na brata, a bezbożna niezgoda waszymi rękoma burzyła do-
stojną jedność zgromadzenia, rzucając jednych przeciwko drugim do walki
o tak błahe i bynajmniej niekonieczne rzeczy? Takie postępowanie cechuje

pospólstwo i pasujfe
rozsądkowi mężów ]
domie wyrwijmy się i
wszystkich ludzi \
mnie, słudze potę
liwe poczynania, a
jąć i napominając,
(przekł. S, Kazikoa

Cesarz więc nie
a przyszłość pokaże,|
w dziejach chrzefcijlj
hy, tyczy się w jego j

Konstantyn reaguj
religii tradycyjnycby
pogan antycznego!
się od czynów nie
nie norm moraliK
rytualnej czysto&i
czący w świętach t
mai jak mu się]
sty. Refleksja n
odgrywała w św
kapłanów, lecz f
myśl filozofii W w.
do religii. W
między Ariu^
nieodpowiedn
jakie przycdoi:

Wielkie y h
rzymskiego, iv-
te nabrały zah
co czeka ludzi.
wany system '>
domeną filozod

Inaczej chncs
wła) przy
mogli
norms
się^J
rainofi
doktry
księgi,




Kontrowersje doktrynalne na Wschodzie (l): arianizm 179

pospólstwo i pasuje raczej do młodzieńczej bezmyślności, ale nie przystoi
rozsądkowi mężów poświęconych Bogu i roztropnych. Z własnej woli i świa-
domie wyrwijmy się z sideł pokus szatańskich. Potężny Bóg nasz i Zbawca
wszystkich ludzi wspólne dla wszystkich rozprzestrzenił światło. Pozwólcie
mnie, słudze potężniejszego Pana, pomyślnym rezultatem uwieńczyć te gor-
liwe poczynania, abym za sprawą Jego Opatrzności przemawiając, pomaga-
jąc i napominając, przywiódł was. Jego lud, do jedności zgromadzenia."
(przekl. S. Kazikowskiego)

Cesarz więc nie pojmuje znaczenia sporu, który dopiero się zaczyna,
a przyszłość pokaże, że był to jeden z najważniejszych sporów doktrynalnych
w dziejach chrześcijaństwa. Przedmiot kontrowersji wydaje się władcy bła-
hy, tyczy się w jego przekonaniu rzeczy małych, "marnych".

Konstantyn reaguje na spór teologiczny jak człowiek wychowany w kręgu
religii tradycyjnych, którym obce było żywsze zainteresowanie doktryną. Dla
pogan antycznego świata istotę religii stanowił kult oraz powstrzymywanie
się od czynów niemiłych bogom (w czym mieściło się nie tylko respektowa-
nie norm moralności, ale i przestrzeganie tabu pokarmowych, zachowanie
rytualnej czystości itp.). Człowiek skrupulatnie składający ofiary i uczestni-
czący w świętach nakazanych tradycją mógł o bogach myśleć swobodnie, nie-
mal jak mu się podobało, nie ograniczały go w tej materii żadne święte tek-
sty. Refleksja nad naturą bóstwa, nad jego stosunkiem do kosmosu i ludzi
odgrywała w świecie antycznym bardzo istotną rolę, nie była jednak rzeczą
kapłanów, lecz filozofów. Ci mieli w tej materii olbrzymi dorobek, zwłaszcza
myśl filozofii III w. skupiała się na tematyce należącej w następnych epokach
do religii. W opuszczonych tu fragmentach listu Konstantyn traktuje spór
między Ariuszem a Aleksandrem jako spór szkolny, który przeniósł się na
nieodpowiednie dla niego forum całej gminy było to jedyne porównanie,
jakie przychodziło mu do głowy.

Wielkie przemiany, jakie zaszły w religiach pogańskich czasów cesarstwa
rzymskiego, zwłaszcza w III w., nie przydały znaczenia doktrynom. Religie
te nabrały zabarwienia emocjonalnego, zajmowały się coraz gorliwiej tym,
co czeka ludzi za grobem; zmienił się obraz bóstw, ale nie powstał rozbudo-
wany system wyobrażeń o nich. Refleksja nad naturą bóstwa pozostawała
domeną filozofów.

Inaczej chrześcijaństwo, które od początków (jak to wynika z listów św. Pa-
wła) przyznało doktrynie niezmiernie ważne miejsce. Nadzieję na zbawienie
mogli mieć tylko ci, których wyobrażenia o Bogu były zgodne z teologiczną
normą. Miarą wagi różnic teologicznych było to, że między nurtami zażarcie
się wyklinającymi najczęściej nie istniały rozbieżności w sferze kultu i mo-
ralności uchwytniejsze w codziennej praktyce. To uczulenie na poprawność
doktrynalną nie było w chrześcijaństwie prostym skutkiem istnienia świętej
księgi, dwie dobrze nam znane religie monoteistyczne także ją posiadające,

180 Kontrowersje doJftrysahe na Wschodzie {.l}: arianom

judaizm i islam, nie miały i nie mają rozbudowanej teologii, natomiast bar-
dzo rygorystycznie traktowały obowiązek poddania się przepisom prawa
i nakaz uczestnictwa w kulcie.

Nacisk na konieczność zachowania poprawności doktrynalnej pozostał
charakterystyczną cechą chrześcijaństwa aż po dzień dzisiejszy, choć siła
tego nacisku z upływem czasu malała. Co więcej, zainteresowanie teologicz-
ną stroną religii stawało się cechą mentalności duchowieństwa, ludzie świec-
cy, nawet bardzo pobożni, coraz rzadziej podzielali pasję do refleksji nad
naturą Boga i relacji między Nim a człowiekiem. Owo obojętnienie na teolo-
gię dziś sięga bardzo głęboko (w moim przekonaniu dotyka ono również
znaczną część kleru Kościoła katolickiego; również w Kościołach, które zro-
dziła reformacja, teologia odgrywa w naszych czasach niewielką rolę; nie
wiem, jak rzeczy się mają w Kościołach prawosławnych). Fakt ten ma istot-
ne skutki dla badań nad późną starożytnością: historykom z trudem przycho-
dzi pojąć, że ludzie tamtych czasów mogli toczyć zaciekłe boje z racji różnic
doktrynalnych. Stąd tendencja do traktowania sporów teologicznych jako
maski skrywającej inne konflikty, z dwudziestowiecznego punktu widzenia
naprawdę ważne społeczne, etniczne, polityczne. Nie ułatwia to zrozu-
mienia historii Kościoła starożytnego.

Namiętne zainteresowanie chrześcijaństwa kwestiami doktryny ma roz-
maite źródła, nad jednym z nich chciałabym się zatrzymać. Nie ulega wątpli-
wości, że owa wrażliwość na teologię w poważnym stopniu była efektem od-
działywania dziedzictwa antycznego, a dokładniej antycznej filozofii, która
stworzyła określony styl refleksji nad bóstwem i światem i potrafiła sprawić,
że przeniknął on bardzo szeroko, kształtując mentalność ludzi, którzy nigdy
po uczone dzieła filozofów nie sięgali. Filozofia grecka stała u kolebki chrze-
ścijaństwa, jej wpływy wyczuwalne są w pierwszych utworach chrześcijań-
skiego piśmiennictwa (listy św. Pawła, Ewangelia Jana); zmiany, jakim pod-
legały chrześcijańskie społeczności w pierwszych trzech wiekach istnienia
Kościoła, jeszcze szerzej otworzyły nową religię na wpływy filozoficzne.

Aby zrozumieć, jak daleko sięga odpowiedzialność filozofii za spory dok-
trynalne i meandry dziejów Kościoła późnej starożytności, muszę w tym
miejscu otworzyć nawias w mych wywodach, w którym spróbuję zawrzeć
charakterystykę antycznego sposobu myślenia, gdyż bez uświadomienia so-
bie jego cech podstawowych rozważania o sporach teologicznych nie byłyby
w pełni zrozumiałe.

, U podstaw całej kultury duchowej starożytności leżało zaufanie do rozu-
mu, a ściślej do jego zdolności poznawania rzeczywistości, i gotowość rozwi-
jania technik, które by tę zdolność potęgowały. Nie istniały tematy tabu,
umysł mógł się zajmować równie dobrze mechanizmami sprawowania wła-
dzy, jak naturą świata. Pycha rozumu sięgała jeszcze dalej: uznawał on sie-


bie za zdolnego do l
rzędzi intelekinali"
kich.

Najważnic'
do tworzeni.i
abstrakcyjnci
porządkując'
le posługiwał
była wartość
różnych tez i;

otwartość inti
właściwość ni.
kultury wv,iil
doskomi
się z nich, zir
charakter'"-
badawc/
kości zn;;

nego w\i

Zetkni
do prec\.
tyoi bal
teologie










Kontrowersje doktrynalne na Wschodzie (l): arianizm 181

bie za zdolnego do badania natury bóstwa, i to za pomocą tych samych na-
rzędzi intelektualnych, jakie wypracował do analizowania zachowań ludz-
kich.

Najważniejszą cechą specyficzną antycznego rozumu jest jego skłonność
do tworzenia ogólnych, jednoznacznie zdefiniowanych pojęć, służących do
abstrakcyjnego analizowania świata, a także dążenie do budowania modeli
porządkujących fakty jednostkowe. W swoich badaniach starożytni myślicie-
le posługiwali się przede wszystkim techniką dysputy, której przedmiotem
była wartość argumentów, jakie można było przytoczyć dla udowodnienia
różnych tez na ten sam temat. Taki sposób myślenia pozwalał na wielką
otwartość intelektualną i ułatwiał odrzucanie ustalonych poglądów. Była to
właściwość niezmiernie istotna. Naturalną cechą każdej kultury, zwłaszcza
kultury wysokiej, jest tendencja do zachowania własnego kształtu, do jego
doskonalenia wewnątrz ściśle określonych ram. Umiejętność wyłamywania
się z nich, zmieniania z własnej woli podstawowych reguł gry, była czymś
charakterystycznym dla myśli starożytnej. Nacisk na dyskusję jako narzędzie
badawcze ściśle łączył się z doniosłą rolą słowa w kulturze. W dziejach ludz-
kości znajdziemy niewiele cywilizacji, które by tak rozwinęły sztukę publicz-
nego wykładania racji.

Zetknięcie się antycznego sposobu myślenia, nacechowanego skłonnością
do precyzji, z posłaniem zawartym w Biblii wydało zdumiewające owoce,
tym bardziej że wiara w Chrystusa i Jego ziemską misję stawiała refleksji
teologicznej specjalne zadania i stwarzała specjalne komplikacje: nieporów-
nywalnie większe niż te, jakie wynikają z rygorystycznego monoteizmu, wła-
ściwego judaizmowi lub islamowi. Pokusa ścisłego opisania, zaanalizowania
i wyjaśnienia tajemnicy Syna Bożego nie opuszczała antycznych teologów,
powodowała napięcia i niepokoje, popychające ich do szukania nowych roz-
wiązań, do zmian w doktrynie.

Ludzie kierujący życiem gmin chrześcijańskich, a więc nauczający prawd
wiary, najczęściej wywodzili się z kręgów elity miejskiej, która dbała o to,
by jej dzieci otrzymały określone, dość zresztą jednolite dla całego antyczne-
go świata, wykształcenie. Prestiż zdobytej dzięki temu kultury był ogromny,
zbyt wielki, by ludzie nawracający się na chrześcijaństwo potrafili pozbyć się
szacunku dla filozofii, literatury, nauki, uznać, że powinni odrzucić wpojony
im sposób rozumowania i mówienia. Teolodzy chrześcijańscy, przystępując
do wykładu doktryny nowej wiary, nie byli w stanie uwolnić się od tego,
czego nauczyli się w szkole, zwłaszcza nie potrafili przekształcić najgłębszej
warstwy kultury, tej, którą niezmiernie trudno jest kontrolować, gdyż tkwi
ona w języku służącym do opisywania i analizowania rzeczywistości. W niej
mieściły się pojęcia, którymi się posługiwali, ona determinowała pytania,
które sobie zadawali, ona wskazywała im, jak dowodzić własnych racji.




182 Kontrowersje doktrynalne na Wschodzie (l): arianizm

Pisali więc o Bogu jak filozofowie, choć czynili to inaczej niż filozofowie
pogańscy. Musieli bowiem utrzymać się w ramach Biblii, ich zadanie polega-
ło na wyjaśnianiu świętej księgi, a nie na jej zastępowaniu musieli wyrzec
się swobodnych rozmyślań o bóstwie, tak charakterystycznych dla filozofii
pogańskiej.

Filozoficzna analiza Biblii stwarzała niewyobrażalne trudności. Stary
i Nowy Testament dostarczają olbrzymiej masy tekstów, powstałych w róż-
nych epokach, dla różnych czytelników i różnych celów. Spójność tego ze-
społu jest ostatnią rzeczą, jakiej dziś się po nim spodziewamy, co nie prze-
szkadza nam odnajdywać w owym niespójnym zbiorze spójne posłanie reli-
gijne.

Starożytni interpretatorzy Biblii dalecy byli od myśli, że wchodzące w jej
skład księgi wymagają traktowania historycznego, a więc takiego, które
uwzględnia specyficzne warunki powstania określonych dzieł i charaktery-
styczną dla danej epoki mentalność. Nie należy w tym moim stwierdzeniu
dopatrywać się krytyki byłaby ona całkowicie absurdalna. Historyczna in-'
terpretacja Biblii jest dziełem ostatniego stulecia, pozostaje zresztą ciągle
przede wszystkim dezyderatem. Śledząc rozmaite publikacje, mam wrażenie,
że daleko jest jej do zwycięstwa, a podejrzenie, iż wzgląd na historyczne
uwarunkowania odbierze Pismu Świętemu jego walor religijny, jest wciąż
obecne w bardzo wielu tradycyjnych środowiskach, choć współczesna egze-
geza biblijna dostarczyła aż nadto dowodów, że ujęcie historyczne tylko po-
większa nasz podziw dla biblijnego przesłania i potęguje zdolność korzy-
stania z niego. Ba, nieraz jest w ogóle jedyną drogą wiodącą ku jego akcep-
tacji.

Chrześcijańscy myśliciele szukali w Biblii przede wszystkim proroctw na
temat Chrystusa, gotowi byli znajdować je w takich miejscach, które dla nas
nie zawierają jakichkolwiek treści mesjanistycznych. Atomizowali oni Biblie,
siekając ją na oderwane fragmenty, które interpretowali, nie zwracając uwa-
gi na kontekst. Bardzo rzadko stawiali sobie pytanie o cel, jaki przyświe-
cał autorom danego utworu, ani o miejsce wersetu w całości wywodu. Postę-
powali zresztą dokładnie tak samo jak uczeni rabini, których dziedzictwo
w sferze egzegezy biblijnej przejęli. Największe trudności pozwalała im omi-
jać interpretacja alegoryczna, wymyślona przez stoickich interpretatorów
Homera.

Zdawano sobie sprawę ze sprzeczności w Starym Testamencie, jednak nie-
zwykle rzadko stwierdzano je przy komentowaniu rozmaitych ustępów: lep-
sze było każde inne wyjaśnienie niż otwarte uznanie niespójności świętego
tekstu. Bezwzględny szacunek dla wszystkiego, co w nim się znajdowało,
blokował zdolność teologów do krytycznego myślenia, łatwiej im było godzić
się na najbardziej karkołomne interpretacje.




W tak traktowanej Biblii właściwie każdy teolog mógł znaleźć to, czego

Kontrowersje doktrynalne na Wschodzie (l): arianizm 183

szukał niekiedy, co prawda, za cenę naginania tekstu, jednak takie, dla
nas wątpliwe, zabiegi stosowali wszyscy w najlepszej wierze i przy wszystkich
okazjach.

Wróćmy do kontrowersji ariańskiej, której początek tak wzburzył Kon-
stantyna Wielkiego; na jej przykładzie chciałabym pokazać szczególną logikę
i mechanizmy sporów doktrynalnych. Sporami wywołanymi przez koncepcje
Ariusza miałam już sposobność zajmować się w poprzednim eseju, gdy
przedstawiałam relacje między państwem a Kościołem w IV w. sprawa
arianizmu zajmowała w nich szczególne miejsce.

Przedmiotem kontrowersji między zwolennikami aleksandryjskiego kapła-
na Ariusza a jego przeciwnikami, określanymi zazwyczaj mianem katolików
lub ortodoksów, było ustalenie relacji między Bogiem Ojcem a Synem Bo-
żym. Kwestią tą interesowano się od dawna, teolodzy wieku III wahali się
w swych odpowiedziach od rygorystycznego monoteizmu, nakazującego wi-
dzieć w Chrystusie jedynie sposób objawienia się Boga nie mający postaci
trwałej (modalizm, od modus "sposób"), do ostrego podkreślania odrębnoś-
ci Ojca od Syna przy wyraźnym nacisku na hierarchię osób Trójcy.

Arianizm wyrósł z polemiki z poglądami Libijczyka Sabeliusza (pocz. III w.),
zapewne ciągle popularnymi w Libii (skąd notabene pochodził też Ariusz).
Sabeliusz kładł nacisk na jedność Boga, który manifestuje się w trzech dzia-
łaniach: stwarza świat i daje ludziom Prawo jako Ojciec, w dziele zbawienia
objawia się jako Syn, w uświęcaniu zaś i przekazywaniu łaski jako Duch
Święty. Sabeliusz sądził, że boska Monada rozciągała się czy rozszerzała
w kolejnych fazach wypełniania swych boskich funkcji: Ojciec pojawiał się
najpierw jako Syn, a następnie jako Duch Święty. Tak więc Sabeliusz negował
odrębność Ojca od Syna, jego uczniowie ukuli termin hyiopator ("Ojciec-
-Syn"). Opór przeciwko sabelianizmowi był w greckiej części imperium bar-
dzo silny, widziano w nim herezję oczywistą i groźną, godzącą w samo jądro
chrześcijańskiej wiary: w osobę Zbawiciela. W czasie teologicznych dysput
wciąż powracały oskarżenia o sabelianizm (słuszne i niesłuszne).

Tym, co głęboko niepokoiło Ariusza, a w ślad za nim i jego zwolenników,
i co w jego przekonaniu wymagało teologicznego wyjaśnienia, była postać
cierpiącego Boga. Bóg, jako istota doskonała, a więc nie podlegająca zmia-
nom, nie mógł doznawać cierpienia i śmierci. Sprzeczność między tą teolo-
giczną prawdą a przesłaniem biblijnym dawała się usunąć tylko przez przyję-
cie, że Chrystus był Bogiem hierarchicznie niższym od Boga Ojca, Bogiem
innym w swej istocie, i właśnie dlatego mógł cierpieć tak, jak cierpiałby czło-
wiek, i umrzeć na krzyżu, aby dokonać dzieła zbawienia ludzkości. Arianie
byli przekonani, że Boski Logos wcielił się w prawdziwie ludzkie ciało, zaj-
mując w tym ciele (po grecku soma) miejsce duszy (psyche), i przez to zys-

184 Kontrowersje doktrynalne na Wschodzie (l): arianiziri

kał zdolność cierpienia. W ten sposób doktryna ariańska, wsparta na przeka-
zach biblijnych, była w stanie lepiej, niż to czynili jej doktrynalni przeciwni-
cy w początkach kontrowersji, wyjaśnić teologicznie kwestię śmierci Chry-
stusa na krzyżu. Cena za to była teoria dwóch Bóstw nierównych, bardzo
silne ograniczenie boskości Chrystusa.

Podstawowa więc przesłanką teorii Ariusza było twierdzenie o absolutnej
jedności i transcendencji Boga, nie mającego początku. Pisał on: "My wy-
znajemy jednego Boga, który jedyny jest niezrodzony, jedyny jest wieczny,
jedyny jest bez początku, jedyny prawdziwy, jedyny posiadający nieśmier-
telność, jedyny mądry, jedyny dobry, jedyny pan, jedyny sędzia wszystkie-
go..." Bóg ten nie może dzielić swego bytu, swej istoty z innym Bóstwem,
gdyż udzielając swej substancji innemu Bogu, stawałby się podzielny, podle-
gałby zmianom, a to byłoby sprzeczne z jego naturą.

Syn, którego Bóg używał jako narzędzia przy stwarzaniu świata i działaniu
w nim (bezpośredni kontakt między Absolutem a zmiennym światem nie był-
by w ogóle możliwy), jest także stworzeniem, powołanym do istnienia twór-
czym aktem Boskiej woli, ale stworzeniem wiecznym i doskonałym, nie moż-
na go przyrównywać do reszty stworzenia. Chrystus musiał więc mieć począ-
tek (podczas gdy Bóg był bez początku), ale ten początek nastąpił, zanim
istniał czas. Ariusz był przekonany, że przyjęcie odwieczności Chrystusa
prowadziłoby prostą drogą do zanegowania monoteizmu. Skandal, jaki wy-
wołało to twierdzenie, skłonił jednak Ariusza do rezygnacji z niego.

Syn, właśnie dlatego że został stworzony, jest "odmienny i całkowicie nie-
podobny do istoty i indywidualnego bytu Ojca", nie może więc widzieć ani
poznać Boga dokładnie, podlega też zmianom.

Duch Święty początkowo nie był przedmiotem szczególnej uwagi uczestni-
ków kontrowersji, dyskusję na temat jego miejsca w Trójcy Świętej podjęli
dopiero teolodzy drugiego pokolenia. Arianie podkreślali wówczas, że Duch
Święty został stworzony przez Ojca, ale za pośrednictwem Syna, jest też hie-
rarchicznie od Syna niższy i nie ma natury boskiej, w hierarchii stworzenia
zajmuje miejsce powyżej aniołów.




Ariusz i jego zwolennicy znajdowali dla swych twierdzeń podstawę przede
wszystkim w Ewangeliach, wiele mówiących o ludzkich cechach Jezusa: jego
cierpieniu, wahaniach, uleganiu dolegliwościom ludzkim (głód, pragnienie,
niewiedza). Zwłaszcza dwa ustępy z Ewangelii Marka były przez niego czę-
sto cytowane: "Gdy wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadł-
szy przed Nim na kolana, pytał Go: Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby
osiągnąć życie wieczne? Jezus mu rzekł: Czemu nazywasz mnie dobrym?
Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg." (Mk 10, 1718); "Zaprawdę, powia-
dam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie. Niebo
i ziemia przeminie, ale moje słowa nie przeminą. Lecz o dniu owym lub go-




Kontrowersje doktrynalne na Wschodzie (l): arianizm 185

dzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec." (Mk 13,
3032)

W mniejszym stopniu arianie znajdowali dla swych rozumowań materiał
dowodowy w Ewangelii Jana. Jednak i z niej czerpali dogodne dla siebie
ustępy: "Słyszeliście, że wam powiedziałem: odchodzę i przyjdę znów do
was. Gdybyście mnie miłowali, rozradowalibyście się, że idę do Ojca, bo
Ojciec większy jest ode mnie." (J 14, 28); "Ojcze, nadeszła godzina. Otocz
swego Syna chwałą, aby Syn Ciebie nią otoczył i aby mocą władzy udzielonej
mu przez Ciebie nad każdym człowiekiem dał życie wieczne wszystkim tym,
których mu dałeś. A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego praw-
dziwego Boga, oraz tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa." (J 17, l3);

"Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga wasze-
go." (J 20, 17)

Aby udowodnić, że Syn został przez Boga stworzony, "uczyniony" (gr.
poiein), a nie zrodzony (gr. gennein), arianie cytowali ustęp z Księgi Przy-
słów (8, 22 i nast.). Przytoczę go w przekładzie, której podstawą jest grecki
tekst Septuaginty, gdyż ona właśnie, a nie hebrajska wersja Biblii, była pod-
stawą wszelkich teologicznych dysput: "Pan mnie stworzył, swe arcydzieło,
jako początek swoich dróg dla swoich dzieł. Przed wiekami położył moje
fundamenty, na początku, zanim zrobił ziemię, zanim zrobił otchłanie, za-
nim źródła wód się pojawiły, zanim góry zostały ustalone, i przed wszystkimi
pagórkami rodzi mnie. Pan zrobił krainy i pustkowia, szczyty zamieszkane
ziemi pod niebem. Kiedy szykował niebo, byłem z nim, i kiedy wytyczał
swój tron na wiatrach..."

Tekst ten może posłużyć za ilustrację tendencji, o której wspominałam
wyżej: dążenia do odnalezienia w Biblii możliwie jak najwięcej proroctw ty-
czących się Chrystusa. Dzisiejsza egzegeza nie dopatruje się w cytowanym
fragmencie sensu mesjanistycznego jak wskazują poprzednie wersety,
przemawia tu uosobiona Mądrość Boża, która odgrywała istotną rolę w myśli
religijnej Izraela czasów niewoli babilońskiej. , ,

Wielka dyskusja, jakiej dało początek wystąpienie Ariusza, koncentrowa-
ła się przede wszystkim na sprawie ontologicznego statusu Syna. Tak drasty-
czne obniżenie jego pozycji sprawiało ogromne kłopoty teologiczne; żelazna
logika Ariusza, jego gotowość do wyciągania skrajnie konsekwentnych wnio-
sków z powszechnie skądinąd przyjętych założeń, przeszkadzała bardzo wie-
lu. W przekonaniu oponentów Ariusza boskość, doskonała boskość Chrystu-
sa była potwierdzona zarówno przez Biblię, jak przez tradycję. Silnie odczu-
wano fakt, że arianizm podkopywał chrześcijańską ideę odkupienia przez
ofiarę Chrystusa ludzie nie mogli spodziewać się zbawienia, jeśli ich odku-
piciel nie był sam istotą boską. Skądinąd taka właśnie reakcja przeciwko
arianizmowi, na pewno decydująca dla jego klęski, zawierała w sobie para-




186 Kontrowersje doktrynalne na Wschodzie (l): arianizm

doks, wyjaśnienie misterium zbawienia było bowiem dla Ariusza, jak już
wspominałam, sprawą podstawową, głównym celem jego teorii.

Przeciwnicy Ariusza z naciskiem podkreślali identyczność boskiej natury
Syna i Ojca. Dla jej precyzyjnego zdefiniowania nie znajdowano w Biblii
odpowiedniego terminu (co oczywiste: Biblia nie była traktatem filozoficz-
nym, a pytanie, które stawiano, było pytaniem o takim właśnie charakterze).
Posłużono się więc słowem, które należało do terminologii filozoficznej.
Syn, zdaniem oponentów Ariusza, pochodzi z ousia (z "istoty"; na ogół
przyjmuje się takie tłumaczenie, choć przekłada się ten termin niekiedy tak-
że przez "substancję") Ojca, jest homoousios ("z tej samej istoty", "współ-
istotny"). ,

Sam termin ousia miał dobre tradycje filozoficzne, ale homoousios nie;

został on zapożyczony od gnostyków, na długo zresztą przed kontrowersją
ariańską (używali go Orygenes, Metody, Dionizy Aleksandryjski), jednak
nie wszedł w powszechne użycie i początkowo szokował wielu biskupów: tru-
dno im było pogodzić się z myślą, że Boga można opisywać za pomocą termi-
nów nie znajdujących się w pismach objawionych. Jednak z perspektywy
późniejszych dziejów teologii zdajemy sobie sprawę, że właśnie wyjście poza
Biblię było wielką zasługą oponentów arianizmu, pomysłem genialnym,
otwierającym nowe perspektywy przed chrześcijańską refleksją na temat
Boga pozwoliło ją wzbogacić i uczynić subtelną w takim stopniu, jakiego
rygorystyczne trzymanie się Biblii by nie dopuściło. Arianie byli w gruncie
rzeczy zwolennikami tradycyjnego podejścia do doktryny, choć formułując
swe poglądy ze skrajną konsekwencją filozoficzną, jawili się jako groźni in-
nowatorzy. To właśnie zwolennicy credo nicejskiego w osobach Ojców Ka-
padockich wprowadzą do teologii w sposób oryginalny i otwarty elementy
greckiej myśli filozoficznej.

Pierwszy etap dyskusji nad kwestiami sformułowanymi przez Ariusza za-
kończył się w czasie soboru w Nicei sformułowaniem wyznania wiary przyję-
tym (miałam już okazję o tym pisać) przez niemal wszystkich obecnych bis-
kupów:

"Wierzymy w jednego Boga Ojca Wszechmogącego, Stworzyciela wszyst-
kich rzeczy widzialnych i niewidzialnych, i w jednego Pana naszego Jezusa
Chrystusa, Syna Bożego, zrodzonego z Ojca, jednorodzonego, to znaczy
z substancji (ousia) Ojca, Boga z Boga, światłość ze światłości. Boga praw-
dziwego z Boga prawdziwego, zrodzonego, nie stworzonego, współistotnego
(homoousios) Ojcu, przez którego zostały uczynione wszystkie rzeczy tak na
niebie, jak na ziemi; który zstąpił dla nas i dla naszego zbawienia; przyjął
ciało i stał się człowiekiem, i poniósł męki, i zmartwychwstał dnia trzeciego,
i wstąpił do nieba; i przyjdzie sądzić żywych i umarłych. Wierzymy w Ducha
Świętego.

Jeśli zaś chodzi o tych, którzy mówią, że był czas, kiedy Go, Syna, nie




Kontrowersje doktrynalne na Wschodzie (l): arianizm 187

było i że przed narodzeniem nie istniał, i że został powołany z niczego, albo
którzy twierdzą, że Syn Boży jest z innej hipostazy lub ousia, albo że jest
stworzony, lub że podlega przemianie i zmianie tych Kościół katolicki
i apostolski wyklina."

Sformułowanie zawarte w końcowych anatematyzmach ("wyklinaniach"),
potępiające tych, którzy negują, że Syn jest z tej samej hipostazy, co Ojciec,
okazało się dla przyszłości kierunku nicejskiego niefortunne. Na greckojęzy-
cznym Wschodzie termin hipostaza pojmowany był najczęściej jako odno-
szący się do bytu indywidualnego, credo więc brzmiało dla wielu jak tekst
napiętnowany herezją sabeliańską. Tłumaczy to upartą niechęć do decyzji
doktrynalnych Nicei, powszechnie panującą na Wschodzie (poza Egiptem).
Wielka dysputa teologiczna była zresztą dopiero u swych początków.

Arianie na pewno lepiej potrafili spożytkować Biblię, byli groźnymi prze-
ciwnikami w bitwach na cytaty. Zobaczmy na kilku przykładach, co działo
się z biblijnymi świadectwami w toku debat. Obie strony musiały podjąć trud
wyjaśnienia niewygodnych dla siebie ustępów, z mniejszym lub większym
powodzeniem, z mniejszym lub większym naginaniem biblijnego świadectwa
do swych potrzeb.

Cytowany przeze mnie ustęp z Ewangelii Jana, 14, 28 ("Ojciec większy
jest ode mnie"), był oczywiście tekstem korzystnym dla arian. Aleksander,
oponent Ariusza, jeszcze przed soborem dał taką jego wykładnię: Ojciec jest
większy niż Syn, gdyż jest niezrodzony, podczas gdy Syn został zrodzony
przez Ojca, obaj mają jednak tę samą rangę. Jego interpretację z niewielki-
mi wariantami powtarzali później nicejczycy. Atanazy i Hilary zgadzali się,
że w jakimś sensie Ojciec (jako ojciec) jest większy od Syna. Grzegorz
z Nyssy, zajmując się tym tekstem, powie, iż Ojciec jest większy jako przy-
czyna Syna, ale natura ich jest identyczna. Inaczej Epifaniusz z Salaminy
ten sugerował, że Chrystus wypowiedział te słowa, aby dać wyraz synowskie-
mu respektowi wobec Ojca, ale nie powinny one być traktowane w sensie
ontologicznym.

Drugi ustęp z tej samej Ewangelii, 17, 3: "A to jest życie wieczne: aby
znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Je-
zusa Chrystusa", był także powszechnie przytaczany przez arian w dyspu-
tach. Euzebiusz z Cezarei widział w nim podstawę do sądu, wedle którego
Syn jest obrazem prawdziwego Boga i Bogiem, ale nie Bogiem prawdziwym.
Przeciwko takim interpretacjom zwolennicy credo nicejskiego cytowali inne
teksty biblijne, w których Chrystus jest określany jako Bóg prawdziwy (na
przykład: J 14, 6; J 5, 20); Grzegorz z Nyssy wymieniał miejsca, w których
o Chrystusie mówi się jako o Bogu, przyjęcie ariańskiej wykładni J 17,
3 pozbawiałoby je sensu.

Inny ustęp, J 20, 17: "Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do
Boga mego i Boga waszego", zajmował istotne miejsce w ariańskich wykła-

188 Kontrowersje doktrynalne na Wschodzie (l): arianizm

dach wiary; Ojciec jest Bogiem dla Syna. Na to nicejczycy (Hilary, Epifa-
niusz, Grzegorz z Nazjanzu, Grzegorz z Nyssy) odpowiadali, że Bóg Ojciec
był Ojcem i Bogiem Chrystusa jako człowieka, ojcostwo Boga Ojca w sto-
sunku do Chrystusa Boga miało inny charakter.

Początek Ewangelii Jana: "Na początku było Słowo (Logos), a Słowo było
u Boga, i Bogiem było Słowo", był z kolei podstawą twierdzeń antyariań-
skich, niełatwą do odrzucenia. Jednak Epifaniusz wspomina, że arianie ripo-
stowali, iż Logos nie może reprezentować ostatecznej rzeczywistości metafi-
zycznej ("Ten, który jest"), ponieważ "Ten, który jest" nie może być
w "Tym, który jest".

Ustęp J 10, 30: "Ja i Ojciec jedno jesteśmy", tekst drogi Atanazemu jako
dowód ontologicznej jedności Ojca i Syna, był poddawany przez arian inter-
pretacji odbierającej mu sens, jaki narzucał się przy pierwszej lekturze. Jed-
ność, o której mówi Jezus, miała wedle nich być wyłącznie moralną jednoś-
cią zgody i woli. Marceli z Ankyry, teolog pronicejski o wyraźnych skłonno-
ściach sabeliańskich, wyprowadzał z tego ustępu swą teorię o identyczności
Ojca i Jego Logosu Syn miał pojawić się dopiero po wcieleniu. Biskupi
zachodni zebrani na synodzie w Serdyce przyjęli tę interpretację bez zastrze-
żeń, dla biskupów wschodnich był to koronny dowód heretyckich skłonności
konsekwentnych zwolenników credo nicejskiego.

Natomiast nie bardzo potrafili arianie dać sobie radę z innymi tekstami
Ewangelii Jana, które często wykorzystywał Atanazy, jak na przykład 14,
810: "Rzekł do niego Filip: Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystar-
czy. Odpowiedział mu Jezus: Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze
Mnie nie poznałeś? Kto mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. Dlaczego mó-
wisz: Pokaż nam Ojca? Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we
mnie?"

Nicejczykom z kolei trudno było odeprzeć ariańską interpretację cytowa-
nych wyżej ustępów z Ewangelii Marka: 10, 1718 i 13, 3032.

Teolodzy wstępujący w doktrynalne szranki musieli dobrze znać Biblię (i
to właśnie w taki zatomizowany sposób, co stawiało wysokie wymagania ich
pamięci), ale musieli również mieć przygotowanie filozoficzno-retoryczne,
zapewniające im niezbędną sprawność logiczną i polemiczną; zdobywano je
w latach szkolnej nauki wedle dobrze wypróbowanych recept antycznych.
Ludzie Kościoła IV w. byli tego w pełni świadomi. Pozwolę sobie zacytować
jedną z najlepszych, najjaśniej sformułowanych wypowiedzi, uzasadniają-
cych przydatność klasycznego wykształcenia. Znajduje się ona w dziele wie-
lekroć tu już przywoływanym, w Historii Kościoła Sokratesa Scholastyka
(3, 16):

"Ani Chrystus, ani Jego uczniowie nie przyjęli pogańskiej nauki, jakby to
była nauka z Bożego natchnienia, ale też nie odrzucili jej precz, jakby to
była nauka zgubna i szkodliwa (...) Księgi pisane z natchnienia Bożego po-




Kontrowersje doktrynalne na Wschodzie (l): arianizm 189

dają nauki godne podziwu i rzeczywiście pochodzące od Boga. Z jednej stro-
ny wpajają słuchaczom najwyższą pobożność i uczą życia prawego, z drugiej
strony podsuwają gorliwym zasady wiary, znajdującej upodobanie w oczach
Bożych. Nie podają jednak zasad dialektyki, pozwalających zainteresowa-
nym stanąć do rozprawy z każdym, kto się tylko zechce sprzeciwiać prawdzie
i prowadzić z nią walkę." (przekł. S. Kazikowskiego)

"Biegłość w wymowie", "zaprawa w myśleniu", "biegłość dialektyczna"
(wszystko to są wyrażenia Sokratesa) budziły pewną nieufność, zdawano so-
bie sprawę z tego, że owe techniki niezupełnie przystają do Biblii, że stwa-
rzają realne niebezpieczeństwo dla uczestników dysput. Sokrates grę dialek-
tyczną prowadzoną dla przyjemności i pognębienia przeciwnika określił ład-
nie jako "szermujące pustym dźwiękiem słów oszustwo". Dopatrywał się jej
u Ariusza, Nestoriusza, innych herezjarchów.

Czy było tak rzeczywiście? Czy niekatolicy w IV w. byli silniej od wyznaw-
ców ortodoksji związani z tradycjami antycznych polemik filozoficznych, za-
kładającymi biegłość retoryczną? Nie mamy dość tekstów ariańskich, aby
móc dokonać rzeczowego porównania. Biorąc pod uwagę wszystko to, co
wiemy o obu wojujących stronach, wydaje mi się, że Sokratesowi nie należy
wierzyć; oskarżenie o uleganie pokusom dialektycznym jest u niego jeszcze
jednym elementem ataku na arian, jeszcze jednym członem ich krytyki. Za-
pewne obie strony czyniły użytek z dobrego przygotowania szkolnego, w IV w.
szkoły typu antycznego były na Wschodzie ciągle jeszcze aktywne. Dopiero
w V w. pojawią się teolodzy, którzy nie odbyli solidnych pogańskich studiów.

Dyskusja, jaką sprowokowało wystąpienie Ariusza, miała daleko sięgają-
ce skutki. W jej toku doszło do rozwinięcia i sprecyzowania chrześcijańskiej
doktryny o Bogu, późniejsze kontrowersje, choć także bardzo istotne, nie
miały już tej wagi co spory wieku IV. Właśnie wtedy kształtowało się to, co
zwykliśmy nazywać ortodoksją jej początki oczywiście tkwią w całej wcze-
śniejszej doktrynie Kościoła, ale postać dojrzałą przybierze ona dopiero
z wielkim dziełem Ojców Kapadockich: Bazylego i dwóch Grzegorzów,
z Nazjanzu i z Nyssy.

Porównanie poszczególnych elementów doktryny u przedstawicieli obozu
nicejskiego w początkach kontrowersji i u Kapadocy jeżyków, a także u póź-
niejszych teologów, pozwala nam zrozumieć, jak wiele się zmieniło. Pierw-
szy oponent Ariusza, Aleksander z Aleksandrii, miał na temat podporządko-
wania Syna Ojcu poglądy, które pod koniec IV w. uznano by bez wahania
za heretyckie; Atanazy (wraz z innymi) podpisał w Serdyce formułę o Bogu
w jednej hipostazie, całkowicie odrzuconą przez Ojców Kapadockich,
a w ślad za nimi także przez całą późniejszą teologię chrześcijańską. ;

Zmiany rysują się jeszcze wyraźniej, jeśli cofniemy się głębiej w czasie.
W poprzednich wiekach powszechnie przyjmowano ideę, wedle której pre-
egzystujący Chrystus miał stanowić łącznik między niezmiennym i nierucho-

190 Kontrowersje doktrynalne na Wschodzie (l): arianizm

mym Bogiem a zmiennym i skazanym na przepadniecie światem; koncepcja
ta, zwana doktryną Logosu, będąca wygodnym narządziem w filozofowaniu,
została w IV w. całkowicie odrzucona. Kiedy w połowie III w. biskup Alek-
sandrii Dionizy napisał, że Syn został stworzony, wywołało to protest, dość
zresztą umiarkowany, biskupa Rzymu (także Dionizego). W końcowym
okresie kontrowersji ariańskiej za podobny sąd usuwano bez pardonu z ko-
ścielnych urzędów. Teolodzy katoliccy drugiej połowy IV w. bez wahania
uznali za jawnie heretycką doktrynę wyznawaną przez autorów apologii
w II w., Ireneusza, Tertuliana, Hipolita, zgodnie z którą Syn (lub Logos),
będący odwiecznie wewnątrz bytu Ojca, rozprzestrzeniał się i rozszerzał
w określonym czasie, aby dokonać dzieła tworzenia, objawienia i zbawienia.

Owe zaciekłe spory tylko pozornie wydają się czczą gadaniną, doprowa-
dziły one do ukształtowania się nowych postaw doktrynalnych i przyczyniły
się do ich upowszechnienia. Wielkość i oryginalność dorobku teologicznego
IV w. jest oszałamiająca, zdumiewa swoboda intelektualna, z jaką teolodzy
(zwłaszcza Ojcowie Kapadoccy), pozostając w ramach nakreślonych przez
Biblię i dochowując jej wierności, przystępowali do dzieła przekształcania
samego jądra doktryny chrześcijańskiej. Wkrótce jednak ten nurt ulegnie za-
hamowaniu.

Niełatwo jest odpowiedzieć na pytanie o zasięg arianizmu. To, co znaj-
dziemy na ten temat w źródłach, nie tworzy spójnego obrazu. Nicejczycy ze
Wschodu, pisząc do zachodnich biskupów, niejednokrotnie przesadnie oce-
niali siłę arian i rozmiary niebezpieczeństwa, jakie ci stanowili dla wiary Ko-
ścioła. Celem było zmobilizowanie Zachodu do obrony ortodoksji, przede
wszystkim zaś skłonienie rządzących tam pronicejskich władców do wywar-
cia presji na proariańskich cesarzy Wschodu. Pesymizm w ocenie sytuacji
miał więc określony cel i sens. Z drugiej strony często spotykamy w tekstach
pronicejskich dokładnie odwrotną ocenę sił strony przeciwnej: arianie mieli
stanowić niewielkie grupki, pozbawione realnego oparcia wśród kleru
i świeckich wiernych, bytujące jedynie dzięki opiece cesarzy. Apologetycznie
nastawiona historiografia katolicka, identyfikując się z obozem nicejskim
i wierząc bez zastrzeżeń we wszystko, co pisali jego przedstawiciele, uznała,
że arianizm w ogóle był sprawą garstki intrygantów, lud zaś, ów depozyta-
riusz zdrowej wiary, pozostał wszędzie katolicki; wystarczała zmiana na tro-
nie, aby owa prawda objawiła się w pełnym świetle. Przyjęcie takiego twier-
dzenia wymaga z kolei zanegowania biblijnej podstawy arianizmu i jego
miejsca w dziejach teologii. Jeśli akceptujemy historyczny sens arianizmu
jako koniecznego etapu wielkiego i trudnego procesu formowania chrześci-
jańskiej doktryny, powinniśmy odrzucić tezę, wedle której wszystkiemu byli
winni cesarze. Szczegółowa analiza wydarzeń także nie wskazuje, by lud po-
pierał wyłącznie sprawę nice jeżyków.




Wypadałoby się zastanowić, dlaczego podział na cesarzy pro- i antynicej-

Kontrowersje doktrynalne na Wschodzie (l): arianizm 191

skich pokrywa się z podziałem na władców rządzących Wschodem i Zacho-
dem. Może wybór strony dyktowany był sympatiami większości poddanych,
a nie odwrotnie? Cesarze, gorąco pragnąc jedności Kościoła, stawaliby po
tej stronie, która w ich przekonaniu miała wyraźnie większe szansę na zwy-
cięstwo. Nie czynili tego zapewne z chłodnej kalkulacji: w głosie większości
słyszeli głos Boga, mniejszość, w ich oczach, składała się wyłącznie z zacie-
kłych fanatyków lub intrygantów, idących przeciwko prawowiernemu ludowi
Bożemu.

Przyjmując taki punkt widzenia, można sensownie wyjaśnić przyczyny
wielkiego zwrotu, jaki nastąpił u schyłku IV w. za panowania Teodozjusza,
któremu udało się to, co nie udawało się jego poprzednikom, od Konstanty-
na Wielkiego poczynając: doktrynalne zjednoczenie podległej mu części im-
perium. To prawda, że cesarz stosował naciski wobec inaczej myślących, ale
nie inaczej postępowano w poprzednich dziesięcioleciach bez równie do-
brych rezultatów. Arianizm pod koniec IV w. stracił to autentyczne popar-
cie, jakie miał w Kościołach, pozostały grupy nieliczne, rozbite wewnętrz-
nie, niezdolne do pociągnięcia za sobą wiernych: oponenci arianizmu prze-
konali ludzi do swoich racji.

Jest rzeczą oczywistą, że nie wszystkie Kościoły zostały wciągnięte w ten
wielki teologiczny spór, choć w dalszej perspektywie wszystkie przyjęły jego
wyniki (także Kościoły zachodnie, niewiele rozumiejące z jego istoty w trak-
cie trwania kontrowersji). Pamiętajmy, że osobno trzeba badać zasięg kon-
trowersji ariańskiej, tzn. jakie miasta aktywnie w niej uczestniczyły, a osob-
no zasięg arianizmu, wyznaczony liczbą diecezji, na czele których stali bisku-
pi ariańscy, i stopniem świadomego dla nich poparcia ze strony ludzi świec-
kich, jak również liczebnością grup proariańskich w miastach rządzonych
przez biskupów katolickich. '

Kontrowersja ariańska objęła przede wszystkim greckojęzyczny Wschód,
jej zasięg na łacińskim Zachodzie był o wiele bardziej ograniczony (stosun-
kowo najsilniej wystąpiła w Illyricum, a więc na obszarze pogranicznym,
gdzie spotykały się obie strefy). Arianizm, jak już o tym wspominałam, przy-
jęli Goci. W ich przypadku jednak mamy do czynienia z sytuacją specjalną:

od razu stali się arianami, nie przeszli przez etap dyskusji, nie musieli doko-
nywać konwersji. Przyjęcie arianizmu nie było wynikiem świadomego wybo-
ru tego wariantu chrześcijaństwa, który by im bardziej odpowiadał, lecz
sprawą przypadku: Wulfilę, apostoła Gotów, przyjął w Konstantynopolu
i wyświęcił na biskupa arianin, Euzebiusz z Nikomedii.

Dlaczego arianizm nie potrafił zakorzenić się na Zachodzie także wtedy,
gdy panujący nad całością imperium proariańsko nastawiony Konstancjusz
starał się go Zachodowi narzucić? Tu nie można odwołać się do działania
przypadku, różnice między zachowaniami religijnymi obu części imperium
wymagają poważniejszego potraktowania. Wszyscy badacze dziejów Kościo-

192 Kontrowersje doktrynalne na;Wschodzie (l): arianizm
20

ła skłonni są upatrywać przyczyn tej sytuacji w różnicach kulturowych mię- |
dzy Wschodem a Zachodem, różnicach zawsze znacznych, a w IV w. szybko
się powiększających. Kontrowersja, a w ślad za nią i sam arianizm znajdowa-
ły dla siebie lepsze przyjęcie tam, gdzie tradycje życia miejskiego były silne,
gdzie nieprzerwanie działały szkoły typu tradycyjnego, gdzie nadal trwała
antyczna mentalność ze wszystkim tym, co było dla niej charakterystyczne
(a co próbowałam pokrótce scharakteryzować wyżej). Reguła ta jednak nie
sprawdza się mechanicznie: w Illyricum, w którym było wielu biskupów
ariańskich, miasta przechodziły głęboki kryzys; Italia czy południowa Galia
żyły ciągle w strukturach miejskich, a przecież wykazywały niewielkie zainte-
resowanie kontrowersją. Prawda, że łaciński Zachód nigdy nie przyswoił so-
bie do końca pewnych, objawiających się w toku kontrowersji, cech właści-
wych mentalności świata miast grecko j ęzycznych. Zachód miał zresztą włas-
ne herezje i schizmy, w Afryce konflikt między donatystami a katolikami
niewątpliwie nie zostawiał wiele miejsca dla innych religijnych podziałów.

Na pewno wiele zależało od osób przewodzących Kościołom na danym ob-
szarze, katolickość Egiptu (choć bynajmniej nie całkowita, jakby to wynika-
ło z podręcznikowych wykładów) była zasługą Atanazego, arianie mieli
przecież w tym kraju całkiem dobry punkt startu. Podobnie w rozmaitych
miastach Syrii, Palestyny czy Azji Mniejszej kler i wierni szli najczęściej za
wyborem doktrynalnym biskupa, który to wybór łatwo ulegał utrwaleniu: bi-
skup arianin wyświęcał na diakonów i prezbiterów przede wszystkim ludzi
myślących podobnie jak on. Po jego śmierci postawa miejscowego kleru mia-
ła istotne znaczenie dla elekcji następcy; jeśli stawił on nowemu pasterzowi
zdecydowany opór, ten miał niewiele szans na utrzymanie swego stanowiska,
nawet gdyby cieszył się poparciem poza swą diecezją.

Sympatie i antypatie wiernych zależały od wielu czynników, które możemy
sobie łatwo wyobrazić, natomiast rzadko znamy je w przypadku konkretnych
sytuacji, konkretnych ludzi. Ceniono osobistą pobożność, zwłaszcza ascety-
czny tryb życia, a podziw dla osobistej świętości skłaniał do szacunku dla
doktryny pasterza (lub przynajmniej do neutralności). W mieście, w którym
sympatie wiernych były podzielone, biskup pozyskiwał sobie doktrynalnych
przeciwników szczodrobliwością, budową kościołów, zakładaniem szpitali,
domów dla przejezdnych, sierocińców karmienie ubogich mogło być
w oczach tłumu ważniejsze od błędnych poglądów teologicznych. Popierano
biskupów wpływowych, zdolnych do załatwiania spraw miejskich na wyż-
szych szczeblach władzy, a gdy zmieniała się sytuacja "na górze", takiego
biskupa mogły ratować minione zasługi. Uczoność pasterza była często jego i
zaletą, ale mogła też stać się nieznośną wadą, np. Euzebiusz z Emesy musiał f
opuścić swe miasto, gdyż drażnił ludzi rozległą wiedzą, podejrzewano go na-
wet o uprawianie magii.

Fotinusa, twórcę osobnej, ostro zwalczanej herezji, długo nie potrafiono




Kontrowersje doktrynalne na Wschodzie (l): arianizm 193

usunąć z Sirmium, gdyż cieszył się sympatią swych owieczek. Poparcie we
własnych miastach mieli arianie Walens z Mursy, Ursacjusz z Singidunum
i Auksencjusz z Mediolanu, nie można było pozbawić ich stanowisk, choć
inni biskupi Zachodu niejednokrotnie ich potępiali. Gdy po 381 r. na rozkaz
soboru i Teodozjusza przystąpiono do usuwania ariańskich biskupów, na
Wschodzie wybuchły zamieszki w wielu miastach.

Spory teologiczne były przede wszystkim sprawą duchowieństwa, kościel-
nej inteligencji, to oczywiste. Jednak zainteresowanie nimi sięgało o wiele
dalej. Jak daleko? Brak nam jest źródeł, aby odpowiedzieć na to pytanie
w sposób rzetelny. Wszystkie prace o Kościele IV w. cytują właściwie tylko
jeden przekaz na ten temat, fragment dzieła Grzegorza z Nyssy, który w 383 r.,
wspominając atmosferę panującą w Konstantynopolu przed soborem 381 r.,
stwierdzał, że wszyscy w mieście dyskutowali kwestie teologiczne: sprzedaw-
cy płaszczy, właściciele kantorów wymiany pieniędzy, sprzedawcy gotowych
dań "Jeśli zapytasz o pieniądze, ten ci odpowie dysertacją o Zrodzonym
i Niezrodzonym; jeśli się pytasz o cenę chleba, odpowiedzą ci: Ojciec jest
większy od Syna; jeśli zauważysz, że kąpiel jest dobra, laziebny ci zadeklaru-
je, że Syn jest z niebytu." Oczywiście jest to karykatura, w oczach Grzegorza
poparcie dla arian ze strony sprzedawców i łaziebnych kompromituje aria-
nizm. Nawet jednak jeśli nie będziemy brali zbyt serio tego przekazu, może-
my na jego podstawie powiedzieć, że ludzie z ulicy na swój sposób pasjono-
wali się kontrowersją.

Wielcy aktorzy ówczesnych sporów potrafili dla własnych celów posługi-
wać się tłumami, które gromadziły się na ich wezwanie w kościołach i na
placach wiemy o takich manifestacjach zwoływanych przez Ambrożego
i Atanazego, a nie ma powodów, by sądzić, że tylko katolicy byli w stanie
mobilizować masy.

Można się zastanawiać, ile taki tłum rozumiał z teologicznych subtelności
biblijnej egzegezy; ludzie mogli się stawiać na wezwanie swego biskupa, jeśli
ten cieszył się dostatecznym autorytetem, wierząc, że ma on rację i że należy
czynić, co nakazuje. Jednak przynajmniej część tłumu była w jakimś stopniu
zorientowana w materii sporu dzięki kazaniom szerzyły one kulturę teolo-
giczną wśród tych, którzy nie czytali uczonych traktatów (ani mniej uczonych
paszkwili). W ten sposób specyficzna terminologia doktrynalna, określone
cytaty biblijne i ich interpretacja prezentowana przez obie strony stawały się
własnością wszystkich.

Z samych początków kontrowersji pochodzi bardzo interesujące świade-
ctwo szerokości jej oddziaływania. Dowiadujemy się bowiem, że Ariusz za-
warł swą doktrynę w poemacie Thalia, powstałym jeszcze przed opuszcze-
niem Aleksandrii, którego swobodne metrum gorszyło Atanazego. W ten
sposób Ariusz chciał popularyzować swoje poglądy wśród ludzi poza krę-
giem kościelnej inteligencji, musiał więc wierzyć, że można się było o to po-

13 Kościół w świecie...

194 Kontrowersje doktrynalne na Wschodzie (l): arianizm

kusić. Proariański historyk Filostorgios wspomina: "Ariusz, będąc zewsząd
wykluczony przez zwolenników ortodoksji i nie mogąc spotykać się z tłuma-
mi i uczyć ich w sprawach wyżej wymienionych, zabrał się do pisania, two-
rząc jakieś psalmy, piosenki takie, jakie śpiewają marynarze i młynarze,
a także poganiacze osłów w podróży (...) opatrzył te piosenki melodiami od-
powiednimi do każdego rodzaju."

Historycy piszący u schyłku dwudziestego wieku powinni ze szczególną
uwagą traktować takie informacje, broniąc się przed oczywistym dla naszych
czasów sądem, wedle którego teologia nie może interesować nikogo poza
wąskim gronem uczonych specjalistów. Tak jest rzeczywiście dzisiaj, ale
w przeszłości bywało inaczej nie tylko zresztą u schyłku starożytności,
zwróćmy uwagę na pasję, z jaką w czasach średniowiecznych i nowożytnych
dyskutowano kwestie doktrynalne w grupach heterodoksyjnych. Także dzie-
je kontrowersji chrystologicznej, która ogarnęła Wschód od połowy V w.,
pokazują, że wątpliwości doktrynalne dręczyły nie tylko uczoną część ducho-
wieństwa.

Fascynujące jest badanie kontrowersji od strony jej stylu, metod prowa-
dzenia walki; poznanie ich pozwala lepiej zrozumieć bieg wydarzeń. Od razu
wypada powiedzieć, że w tej materii wszystkie strony biorące udział w roz-
maitych sporach teologicznych miały identyczne obyczaje, katolicy i arianie,
zwolennicy credo chalcedońskiego i monofizyci nie różnili się od siebie, za-
równo gdy chodziło o słowa, jak i o czyny.

Chrześcijanie przejęli z antycznego piśmiennictwa pogańskiego osobny ga-
tunek literacki, jaki stanowiła polemika. Polemika z racji swej istoty, swego
celu jest zwykle daleka od przestrzegania reguł fair play, jednak polemika
starożytnych obciążona była złą wolą w stopniu tak wielkim, że nawet my,
przyzwyczajeni do agresywności ataków gazetowych, odczuwamy wobec niej
obrzydzenie. Każdy chwyt był dobry, każde pomówienie nadawało się do
zastosowania, słownictwo i styl służyły jedynie oczernieniu przeciwnika. Re-
toryka dostarczała dogodnych narzędzi po temu, mistrzowie sztuki wymowy
uczyli adeptów nie tylko, jak chwalić, ale i jak atakować i dyskredytować.

Chrześcijanie, jak się wydaje, nie dostrzegali sprzeczności między prakty-
kami uprawianej przez siebie polemiki a ewangelicznymi nakazami łagodno-
ści, wyrozumiałości, miłości dla przeciwnika. Wbrew temu, czego spodzie-
wałby się czytelnik naszych czasów, Ojcowie Kościoła zachowywali się do-
kładnie tak jak inni pisarze: ich osobista pobożność, rozległa wiedza, często
także wielka wrażliwość nie stawiały zapory wenie polemicznej, poddawali
się oni bez reszty regułom gatunku, mając na celu przede wszystkim skutecz-
ność działania.




Kontrowersje doktrynalne na Wschodzie (l): arianizm 195

sowania w polemikach jak najostrzejszego tonu. Bezwzględność walki potę-
gowało przekonanie, iż herezje są dziełem szatana; tolerancja wobec tych,
którzy mu ulegli i stali się diabelskim narzędziem, byłaby zatem w przekona-
niu chrześcijan późnej starożytności absurdem, więcej zbrodnią.

O diabelskiej naturze herezji pisał wielokrotnie Euzebiusz z Cezarei
w swej Historii kościelnej, z której warto przytoczyć przynajmniej jedno
miejsce, szczególnie klarownie tę myśl formułujące, a odnoszące się do gno-
styków z przełomu I i II w.:

"Gdy już Kościoły, jak gwiazdy promienne, rzucały swe blaski po świecie
całym, a wiara Zbawiciela i Pana naszego, Jezusa Chrystusa, do rozkwitu
doszła wśród całego rodzaju ludzkiego, tedy demon, zionący nienawiścią do
wszystkiego, co dobre, wróg prawdy i zacięty nieprzyjaciel ludzkiego zbawie-
nia, wytężył przeciwko Kościołowi wszystkie swe podstępne zabiegi. Niegdyś
ściągnął nań prześladowania zewnętrzne, teraz droga ta była dla niego za-
mknięta, więc sięgnął po inne środki i użył ludzi niegodziwych, magię upra-
wiających jako narzędzi na dusz zatracenie i jako do zguby wiodących sług
swoich. Otóż ci magowie i uwodziciele, okryci pozorami naszego wiary wy-
znania, z jednej strony wtrącali w przepaść zatracenia wiernych, których
w swe sidła zagarnęli, z drugiej zaś działaniem swoim kusili tych, co wiary
nie znali, i sprowadzali ich z drogi zbawienia." (4, 7; przekł. ks. A. Lisiec-
kiego)

Ewagriusz, historyk Kościoła piszący w końcu VI w., naśladując Euzebiu-
sza, tak zaczyna opowiadanie o sporze między Nestoriuszem a Cyrylem:

"Zaledwie zdążyła we krwi męczenników utonąć bezbożność Juliana,
a szaleństwo Ariusza spętane zostało okowami ukutymi w Nicei, zaledwie
z kolei Eunomiusz oraz Macedoniusz, jako zdruzgotani rozbitkowie, nad
Bosforem i u wrót świętego miasta Konstantyna padli złamani przez Święte-
go ponad wszystko Ducha, Kościół zaś nieskazitelny oczyścił się z niedawne-
go zbrukania i do pierwotnego wrócił piękna, by w odzieży złotem tkanej
z wytęsknionym złączyć się swym Oblubieńcem, oto natychmiast szatan,
wróg dobra i piękna wszelkiego, znieść tego nie mogąc, obmyślił przeciw
nam wojnę odmienną jakąś i niezwykłą: z jednej strony bowiem nie mógł
brać w rachubę tak już oklepanego bałwochwalstwa, a szaleństwem godnego
niewolników arianizmu musiał wprost pogardzać; z drugiej strony bał się ude-
rzyć otwarcie jak wróg na wiarę obwarowaną trudem tylu świętych Ojców,
bo zbyt wiele ze swych sił utracił na jej obleganie. Dlatego też przystąpił do
dzieła jak rabuś. Wymyślił tym razem pewne pytania i odpowiedzi, chcąc na
tej drodze do judaizmu zawrócić błąkających się wiernych.

Ale nie pojął, nieszczęśnik, że i z tej strony spotyka go klęska (...)

Oto Nestoriusz, ów język z Bogiem wojujący, ów drugi sanhedryn Kajfa-
sza, owa kuźnia bluźnierstwa, gdzie ponownie przedmiotem zmowy staje się
Chrystus, gdzie Chrystus zostaje sprzedany, rozdzielony, rozerwany na dwie

196 Kontrowersje doktrynalne na Wschodzie (l): arianizm

natury, choć nawet na krzyżu, jak to zapisano, bogobójcy w ogóle nie łamali
Mu kości i nie chcieli pruć Jego tuniki..." (Historia Kościoła, l, l; przekl.
S. Kazikowskiego)

Jeśli ludzi inaczej myślących o Bogu nie traktowano od razu i wprost jako
inspirowanych przez szatana, to przynajmniej starano się przekonać czytelni-
ków (i słuchaczy polemikę prowadzono przecież także w kazaniach wygła-
szanych przed tłumami), że heretycy są ludźmi o najgorszych cechach cha-
rakteru. Pycha, kłamliwość, kłótliwość, upór, intryganctwo, bezczelność,
schlebianie możnym tego świata oto stereotypowe elementy portretu he-
retyka. Aleksander, biskup Aleksandrii, w liście skierowanym do biskupów,
a zachowanym u Sokratesa w Historii Kościoła l, 6, tak pisał o Ariuszu
i jego ludziach: "Oto więc w naszym Kościele pojawili się ostatnio ludzie
niegodziwi i zwalczający Chrystusa, mistrzowie odszczepieństwa, które słusz-
nie ktoś mógłby uznać za zapowiedź głoszącą przyjście Antychrysta. Z po-
czątku chciałem przemilczeć tę tak niepokojącą sprawę, ażeby o ile jest
to możliwe posiew zła zużył swą siłę wśród samych jedynie odstępców
i nie zbrukał uszu ludzi nieskalanych i czystych..." (przekł. S. Kazikowskiego)

Pisząc o heretykach, ówcześni autorzy opatrują ich imiona odpowiednimi
epitetami, rzadko się zdarza, aby z nich rezygnowali. Heretycy są więc bez-
bożni, bezwstydni, jątrzący, szaleni, są zwodzicielami dusz, gwałcicielami,
niszczycielami Bóstwa, bluźniercami, odrażającymi płazami, są krnąbrni,
wstrętni, niedorzeczni, oblewają wymiotami cały Kościół (to cytowany już
wyżej Ewagriusz, w ogóle obraz wymiotującego człowieka jest często wyko-
rzystywany w polemicznych wywodach). Podobnie obrzucano błotem pisma

heretyckie.

Zwykłą praktyką było też oskarżanie przeciwników o pospolite przestęp-
stwa: cudzołóstwa, gwałty, kradzieże, morderstwa nic tak skutecznie nie
ujmowało prestiżu duchownym jak stwierdzenie, że są po prostu podli w ży-
ciu codziennym.

Czarne portrety heretyków, obecne w piśmiennictwie chrześcijańskim
późnej starożytności, mają bardzo istotne znaczenie dla badaczy dziejów Ko-
ścioła aż po dzień dzisiejszy. Od dawna już nikt nie uznaje szatana za inspi-
ratora herezji ani tych, którzy herezje tworzyli, za jego bezpośrednie narzę-
dzia, niezależnie od tego, co dany badacz myśli o naturze zła i o naturze
szatana. Postawa badawcza, która nakazuje traktowanie herezji jako natu-
ralnych składników ewolucji doktryny, jako pytań (i odpowiedzi), których
postawienie wynikało z każdorazowego stanu teologii i filozofii, a więc pro-
duktów ludzkiego umysłu godnych uwagi i szacunku, toruje sobie drogę
z ogromnym trudem. Jako najlepsze wyjaśnienie genezy prądów różnowier-
czych pozostaje więc paskudny charakter zaangażowanych w nie ludzi. Zre-
sztą nawet ci historycy, którzy są gotowi przyznać sens herezjom do czego
sprowadza się nowoczesna postawa, przedstawiana tu już wcześniej bez

Kontrowersje doktrynalne na Wschodzie (l): arianizm 197

poważniejszych zastrzeżeń dają wiarę autorom antycznym, gdy przychodzi
do opisu osobowości heretyków. Jest to tendencja zrozumiała: uznając za-
sługi Atanazego, trudno przyjąć, że wprowadza nas w błąd, kiedy mówi
o wadach swoich adwersarzy... Dwudziestowieczny historyk, jeśli będzie są-
dził, iż może i powinien opowiedzieć się za którąś ze stron konfliktu (a wcale
nie musi), przyjmie niemal nieuchronnie jej punkt widzenia na przebieg spo-
ru, na głównych aktorów wydarzeń, na kwestię ich osobistej odpowiedzial-
ności itp. Przyjemnie jest, gdy nasi bohaterzy są ludźmi bez skazy, a ci, któ-
rym historia odmówiła racji, okazują się małymi intrygantami.

Staranna analiza dyskusji teologicznych późnej starożytności prowadzi do, że
jedną z powszechnie stosowanych w nich reguł było polemi-
zowanie z poglądami przeciwnika nie w takiej postaci, w jakiej były one
przez niego głoszone, ale ze stwierdzeniami wyprowadzonymi z nich ze
skrajną, wręcz absurdalną konsekwencją. Nie brano pod uwagę wszystkich
zastrzeżeń, niuansów, dodatkowych uściśleń, tak potrzebnych w delikatnej
materii refleksji dotyczącej Boga. Wyrywano zdania przeciwnika z kontek-
stu, przycinając je tak, aby ułatwić sobie atak. Nie przyjmowano do wiado-
mości zmian w postawie osób znajdujących się po drugiej stronie barykady:

poglądy, od których przeciwnicy odstąpili, jeśli tylko były wygodnym obiek-
tem krytyki, nadal pozostawały przedmiotem ataków. W wyniku takich za-
biegów obiektem dyskusji mogły stawać się sądy, których ich rzekomy autor
nigdy nie podzielał, więcej przed którymi wyraźnie się wzdragał.

Ariusz i arianie wedle ich przeciwników negowali boskość Chrystusa, choć
nikt z nich nigdy tego nie czynił. Bóstwo hierarchicznie niższe pozostawało
w ich ujęciu Bóstwem, podkreślali z naciskiem, że Syn miał te same atrybuty
boskości co Ojciec. Jednak w polemicznych dziełach katolików królował
Chrystus odarty przez arian ze swej boskiej natury (gorzej, że tę opinię po-
wtarza wiele dzisiejszych katolickich prac na temat dziejów kontrowersji).
Mniej więcej w sto lat później w podobny sposób atakowano Nestoriusza,
przypisując mu poglądy, od których był daleki. Protesty Nestoriusza nie były
przez jego przeciwników w ogóle brane pod uwagę. Będę o tym jeszcze mó-
wić w następnym eseju.

Istotnym źródłem konfliktu były różnice terminologiczne między rozmai-
tymi środowiskami teologów; w grę wchodziły nie tylko różnice między
Wschodem a Zachodem, ale i bardzo istotne, wykształcone przez lokalną
tradycję, różnice między Kościołami poszczególnych miast, a także między
szkołami teologicznymi. Takie podstawowe dla kontrowersji późnej staro-
żytności słowa jak ousia, hypostasis, physis, prosopon bynajmniej nie były
jednoznaczne. Stąd zdarzało się, że strony, używając tych samych słów, spie-
rały się z naszego punktu widzenia bezpodstawnie. Prawda, że samoświado-
mość w zakresie języka jest w ogóle czymś rzadkim, w tamtych czasach prak-
tycznie nie spotykanym. Ponadto logika polemiki powodowała, że jej ucze-

198 Kontrowersje doktrynalne na Wschodzie (l): arianizm

stoicy nie mieli dość lojalności czy dobrej woli, aby zacząć od precyzowania,
co znaczą terminy, których używają. Dzisiejszy historyk myśli chrześcijań-
skiej ma ciągle kłopoty z terminologią, musi mozolnie (często bez gwarancji,
że robi to dobrze) odtwarzać sens słów używanych w debatach.

Polem, na którym rozgrywała się kontrowersja ariańska, były zgromadze-
nia biskupów zwoływane przez cesarzy, którzy mieli nadzieję, że uda im się
skłonić uczestników tych spotkań do kompromisu, a w ostateczności go im
narzucić. Precyzowano na nich kolejne wyznania wiary. Podpisywali je
przedstawiciele różnych kierunków teologicznych, często bez wyraźnego
przymusu, ale przy zastosowaniu zasady znanej później jako reservatio men-
talis i nadając im różny sens. Niejednoznaczność terminologii ułatwiała im
takie postępowanie. Na przykład deklaracja, że Chrystus istniał przed wie-
kami, "pro ton aionon", oznaczała z nicejskiego punktu widzenia, że nie
miał początku, istniał ab aeterno; arianie akceptowali takie sformułowanie,
gdyż ich zdaniem Chrystus został stworzony przez Ojca, zanim istniał czas,
a więc zanim doszło do dzieła stworzenia nie był zatem współwieczny
Ojcu. Uczestnicy soborów i synodów dobrze wiedzieli, że ich przeciwnicy
wkładają w te same formuły inną treść, ale nie przeszkadzało to obu stro-
nom podpisywać się pod dokumentami, w nadziei że sprawy rozwiną się
w pomyślnym dla nich kierunku. Właśnie dlatego termin homoousios miał
takie znaczenie, był on jednoznaczny, nie poddawał się wykrętnym interpre-
tacjom. !

W wyniku długotrwałych konfliktów, w toku których wielu ludzi podlega-
ło represjom, łatwo formowały się grupy skrajnych rygorystów, fanatycznie
wiernych doktrynie, za którą usuwano ich z biskupstw, skazywano na wygna-
nie, szykanowano na wszelkie sposoby. Przeszkadzali oni, kiedy nadchodził
moment kompromisu, gdyż oczekiwali zadośćuczynienia za swoje cierpienia,
a wobec wszystkich, którzy nie przeszli tego samego co oni, zachowywali
obraźliwą podejrzliwość. Jeśli tacy rygoryści znaleźli poparcie poza własnymi
biskupstwami, mogli doprowadzić do poważnych komplikacji.

Widać to jasno na przykładzie schizmy w Antiochii. Niewielka grupa
skrajnych zwolenników nicejskiego wyznania wiary, której przewodził bis-
kup Paulin (wyświęcony przez innego kłopotliwego rygorystę, Lucyfera),
stanęła przeciwko znacznie liczniejszej wspólnocie kierowanej przez Mele-
tiosa, człowieka o sprawdzonej moralności i autorytecie, mającego za sobą
takich ludzi jak Bazyli i Grzegorz z Nazjanzu. Meletiosowi nie chciano daro-
wać tego, że w jego wyświęceniu wziął udział arianin, nie brano pod uwagę
jego zachowania po wyświęceniu, jego konsekwentnej obrony ortodoksji,
nie pomagało mu nawet to, że go za nią represjonowano. Schizma nie miała-
by takiego znaczenia, gdyby za Paulinem nie opowiedział się Atanazy, a na
podstawie jego rekomendacji biskupi Zachodu (ci sprawy w ogóle nie badali,
starczał im autorytet Atanazego). Jeśli wziąć pod uwagę podziały rozdziera-

199

jące Kościół, poparcie, jakim w Antiochii cieszył się Meletios, było dostate-
cznym świadectwem dobrego sprawowania urzędu, a jednak schizma trwała
i, co gorsza, stanęła na przeszkodzie porozumieniu między katolikami
Wschodu a papieżem Damazym i Ambrożym.

Rozwój środowisk monastycznych wydatnie podniósł temperaturę konflik-
tów; mnisi nie tylko uczestniczyli we wszelkich dysputach, ale doskonale na-
dawali się do użycia w czasie walk ulicznych, dostarczali biskupom fizycznej
siły, pozwalającej gwałtem usuwać rywali. Patriarcha Aleksandrii Teofil pró-
bował rozstrzygnąć swój spór ze zwolennikami Orygenesa, wzywając na po-
moc mnichów z położonego o kilkadziesiąt kilometrów od Aleksandrii sław-
nego ośrodka w Dolinie Nitryjskiej, ci zaś przede wszystkim dokonali pogro-
mu we własnym środowisku, doktrynalnie silnie podzielonym. W następnym
eseju będę jeszcze miała okazję zająć się interwencjami mniszych tłumów,
przy ich pomocy skłaniano biskupów na soborach i synodach do zajęcia sta-
nowiska, przed którym uczestnicy tych zgromadzeń się wzdragali.

Niekiedy walki uliczne wybuchały przypadkiem, były pochodną napięć
w miastach. Za czasów gdy biskupem Konstantynopola był Jan Chryzo-
stom, nastąpiło wydarzenie, które opisali Sokrates i Sozomenos może
nam ono posłużyć jako przykład takich zaburzeń. Arianie stanowili już wów-
czas w stolicy grupę niewielką i prześladowaną, nie mieli własnego kościoła
w obrębie murów miasta. W noce poprzedzające święta gromadzili się w por-
tykach i śpiewali chóralnie antyfony, o świcie zaś ze śpiewem ruszali pocho-
dem przez ulice, udając się do kościoła za miastem. "Ponieważ jednak usta-
wicznie dopuszczali się prowokacji wobec współistotności bo niejedno-
krotnie wymawiali słowa hymnu: Gdzie są ci, którzy mówią, że Trójca jedną
moc stanowi? przeto i Jan ze swej strony obawiając się, aby ktoś z ludzi
prostodusznych nie dał się tego rodzaju hymnami oderwać od Kościoła,
przeciwstawił im śpiewaków z oddanego sobie ludu..." (Sokrates, Historia
Kościoła, 6, 8; przekł. S. Kazikowskiego) Aby manifestacja katolików wy-
padła okazalej, Jan zaopatrzył grupy śpiewaków w krzyże, na których ramio-
nach umieszczono płonące świece, środków na ten cel dostarczyła cesarzowa
Eudoksja. Doszło do bójki, Sokrates twierdzi, że sprowokowali ją arianie,
rozdrażnieni sukcesem przeciwników. Po ugodzeniu kamieniem cesarskiego
eunucha, kierującego katolickimi śpiewami, rozpoczęła się walka uliczna,
w której zginęli ludzie po obu stronach. Po tym zajściu cesarz zakazał aria-
nom publicznie śpiewać hymny. Sokrates trzeźwo zauważa, że cel, jaki przy-
świecał Janowi, był bardzo chwalebny, ale "jego spełnienie okazało się połą-
czone z poważnym niebezpieczeństwem", innymi słowy było pewne, że
skonfrontowanie dwóch zorganizowanych grup doprowadzi do rozruchów.

Naciski na niewielkie grupy innowiercze mogły doprowadzać ich członków
do takiej rozpaczy, że popełniali czyny szalone. Nestoriusz w początkach
swego episkopatu (428431) z wyjątkową gorliwością podjął działania prze-

200 Kontrowersje doktrynalne na Wschodzie (l): arianizm

ciwko heretykom w Konstantynopolu. Miał on wypowiedzieć znamienne
zdanie: "Daj mi, cesarzu, ziemię oczyszczoną z heretyków, a ja ci się niebem
odpłacę! Obalaj wraz ze mną heretyków, a ja ci Persów powalić pomogę!"
(Sokrates, Historia Kościoła, 7, 29; przekł. S. Kazikowskiego) Już piątego
dnia po ordynacji chciał zburzyć potajemne miejsce kultu arian, wówczas oni
sami podłożyli tam ogień, a pożar strawił wówczas sąsiednie budynki; ryzyko
większego pożaru i zamieszek było realne.

Z pewnością nie wszyscy chrześcijanie popierali gwałty popełniane w imię
wiary, nawet z najlepszą wolą. Ślady takich postaw znajdujemy u Sokratesa.
Opowiadając o brutalnych akcjach pewnego katolickiego biskupa Synnada,
niewielkiego miasta w Azji Mniejszej, który wyrzucał macedonian z miasta
i okolicznych wsi, dodał on taki komentarz (7, 3): "A robił to nie dla Kościo-
ła, bo ortodoksyjny Kościół nie miał zwyczaju uciekać się do prześladowa-
nia, ani dla gorliwości i w obronie prawdziwej wiary, lecz ulegając chorobli-
wej chciwości." Na końcu relacji o zamordowaniu w Aleksandrii przez chrze-
ścijański tłum pogańskiej filozofki Hypatii, za którą to zbrodnię przynaj-
mniej pośrednio był odpowiedzialny tamtejszy biskup Cyryl, historyk napi-
sał: "Zbrodnia ta ściągnęła na Cyryla i na Kościół w Aleksandrii niemało
hańbiących zarzutów. Bo ci, co żyją według religii Chrystusowej, nie mają
absolutnie nic wspólnego z morderstwami, bitwami i podobnymi do tych
sprawami." (7, 15; przekł. S. Kazikowskiego) Dzieło Sokratesa dostarcza
jednak aż nadto dowodów dla tezy przeciwnej...

Opowiadania o gwałtach zawarte w tekstach pochodzących z późnej staro-
żytności ulegały zwykłym manipulacjom (zwykłym, gdyż spotykamy je
w różnych epokach i różnych sytuacjach, nie jest to bynajmniej wyłączna
specjalność tradycji kościelnej). Przypisywano je przede wszystkim stronie
przeciwnej, szeroko też je wtedy opisywano i omawiano. Najchętniej prze-
milczano zaś podobne poczynania własnej grupy, pomniejszano ich rozmiary
lub starano się pokazać, że były nieuchronne. Gwałty popełniane przez prze-
ciwnika uznawano zawsze za czynnik uzasadniający użycie siły w rewanżu,
na oskarżenia o stosowanie przemocy w danym miejscu i czasie odpowiada-
no, opisując prześladowania wszczynane przez wrogów gdzie indziej i kiedy
indziej. Wszystkie te zabiegi wskazują, że przemoc była jednak źle przyjmo-
wana przez opinię publiczną (czy przynajmniej przez część opinii publicz-
nej), oskarżanie innowierców o sprzyjanie szatanowi nie wystarczało, by
przekonać wszystkich. Niestety manipulacje dokonywane na opisach wyda-
rzeń przez autorów późnej starożytności akceptowane są przez dzisiejszych
apologetycznie nastawionych historyków Kościoła, bez cienia krytyki identy-
fikują się oni ze stroną ortodoksyjną i przyjmują jej wersję wydarzeń.
W rezultacie gwałty pojawiają się na kartach podręczników jako sposób wal-
ki charakterystyczny dla heretyków. Gdybyśmy mieli tyleż samo utworów
ariańskich co ortodoksyjnych, zapewne znaleźlibyśmy w nich tyleż samo ma-

Kontrowersje doktrynalne na Wschodzie (l): arianizm 201

nipulacji informacyjnych i tyleż samo szczegółowych relacji z
prześladowań,podlegali arianie.

W lepszej sytuacji jest dzisiejszy historyk, gdy przychodzi mu studiować
spory między zwolennikami a przeciwnikami credo chalcedońskiego, ponie-
waż ma do dyspozycji dzieła historyków Kościoła reprezentujących stronę
monofizycką (zachowały się przede wszystkim w języku syryjskim). Możemy
wówczas zobaczyć, jak obie strony tworzyły oczywiście w różnych miej-
scach białe plamy, pomijając niewygodne dla siebie epizody.

Studiując dzieje kontrowersji ariańskiej, nie zapominajmy, że mimo głę-
bokiego rozbicia i namiętnych sporów nie doszło wówczas do utworzenia
dwóch osobnych Kościołów. Tylko niektóre miasta miały jednocześnie
dwóch biskupów. Zdarzało się to z reguły wtedy, gdy prawowity biskup zo-
stał wygnany i na jego miejsce powołano innego, a potem sytuacja ulegała
zmianie i wcześniej wyświęcony biskup wracał. Na ogól strona słabsza zosta-
wała wówczas mniej lub bardziej brutalnie usunięta z miasta. Zazwyczaj po-
dział na zwolenników i przeciwników Ariusza dotyczył biskupów, kler
w większości reprezentował postawy podobne do swego pasterza. Zachodzi-
ło sprzężenie zwrotne, o którym już mówiłam: arianin nie mógł zostać bisku-
pem, jeśli nie było wielu arian wśród kleru i wiernych; z kolei sam wyświęcał
duchownych o sympatiach ariańskich, umacniając w ten sposób swoją pozy-
cję i zapewniając sukces swemu ariańskiemu następcy.

W każdym razie opory wschodniego Kościoła przed wyciągnięciem wnios-
ków organizacyjnych z różnic doktrynalnych są godne odnotowania, na Za-
chodzie łatwiej dochodziło do schizm.

Przekonanie, iż spory na temat różnic doktrynalnych wciągały ogromną
liczbę osób, także spoza duchowieństwa, nie powinno skłaniać nas do wy-
obrażania sobie, że absolutnie wszyscy, zawsze i w tym samym stopniu po-
dzielali te pasje i że w dziejach Kościoła wszystko zawisło od wyniku kontro-
wersji (taką milczącą sugestię zawierają często podręczniki historii Kościo-
ła). Na tak ogromnym obszarze jak imperium, czy nawet tylko wschodnia
część imperium, z jego wielomilionową ludnością kilka pokoleń ludzi nie
mogło przyjmować jednolitych postaw religijnych. Obserwujemy okresy na-
silonych namiętności i okresy ich wyciszania, nieraz opinia publiczna wyka-
zuje chwiejność z powodów nie zawsze dla nas jasnych. Sytuacji było tyle,
ile miast, środowisk, lokalnych układów stosunków. Nie zawsze mamy dość
źródeł, aby móc trzeźwo ocenić stan zaangażowania mas, a stronniczość na-
szych autorów nie ułatwia nam zadania.

Nie przeceniajmy więc jednolitości religijnej dużych ludzkich skupisk
(w mniejszych wielość postaw zapewne nie była możliwa). Z pewnością ist-
niały w nich nieduże grupy reprezentujące wiarę odrzuconą przez większość.

202

202 Kontrowersje doktrynalne na Wschodzie (l): arianizm

Trwałość herezji jest w starożytności uderzająca, zasługuje na gruntowne
studium jako osobny problem. W poprzednim eseju wspominałam o mele-
cjanach, z którymi Atanazy rozprawił się za swojego biskupowania, spotyka-
my ich jednak jeszcze pod koniec wieku VI w postaci niewielkich grupek,
trwających przy swojej wierze i swoich kapłanach. W sprzyjających warun-
kach takie małe społeczności mogły wyjść z ostrożnej anonimowości, w któ-
rej zazwyczaj bytowały, i dać świadectwo swoim postawom.

Nieraz spotykamy się z gwałtownymi, a niezbyt trwałymi zmianami w teo-
logicznych opcjach mas. Na przykład w czasie buntu Nika w Konstantynopo-
lu (532 r.) lud stolicy, który był wówczas po stronie zwolenników credo chal-
cedońskiego, a przeciwko monofizytom, manifestował otwarcie swe poparcie
dla tych ostatnich. Był to efekt skrajnej w tym momencie nienawiści do Ju-
styniana: ponieważ sprzyjał on credo chalcedońskiemu, ulica opowiedziała
się w tej formie przeciwko władcy. W 539 r. w "chalcedońskim" Konstanty-
nopolu podczas trzęsienia ziemi śpiewano na forum modlitwy monofizyckie.
Tłum bowiem, przekonany, że katastrofa jest jawną oznaką Bożego gniewu,
w swym przerażeniu i pomieszaniu próbował skuteczniejszej modlitwy, sko-
ro poprzednio odmawiane zawiodły. W połowie VII w. "chalcedończycy"
byli w Aleksandrii serdecznie znienawidzeni, ale przybywający z Konstanty-
nopola chalcedoński patriarcha Cyrus został przez mieszkańców miasta cere-
monialnie i tryumfalnie powitany spodziewano się po nim, że potrafi za-
żegnać śmiertelne niebezpieczeństwo: pod miastem stali Arabowie, którzy
już byli panami reszty Egiptu.

Na koniec tych przykładów postaw, które nie mieszczą się w schemacie
zapiekłej nienawiści (choć bynajmniej jej nie negują), warto wspomnieć
Jana Moschosa (ok. 550619), autora Łąki duchownej, zbioru zabawnych
opowiadań i anegdot na temat pobożnych mnichów. Był on zdecydowanym
przeciwnikiem monofizytów, ale w czasie swego pobytu w Aleksandrii pielg-
rzymował do mnichów żyjących w klasztorach monofizyckich, z pewnością
przekonanych wyznawców tej herezji. W oczach Moschosa liczyła się jednak
osobista pobożność, cnoty ascetyczne, w ich obliczu można było przymknąć
oczy na heretyckie przekonania doktrynalne. Skądinąd autor ten wierzył, że
herezje są dziełem szatana, a heretycy szatańskim narzędziem, ale w kon-
kretnej sytuacji, wobec konkretnych ludzi ten sąd tracił na znaczeniu.

Można było z zapałem uczestniczyć w religijnych manifestacjach przeciw-
ko heretykom, ale jeśli wchodził w grę sąsiad z ulicy, znany jako człowiek
uczciwy i sympatyczny, nie zawsze musiał być traktowany z nienawiścią.
Znaczenie ludzkich powiązań wynikających z codziennych kontaktów tłuma-
czy nam też szczególny fanatyzm doktrynalny mnichów: oderwani od świata,
mieli mało powodów, aby traktować heretyków inaczej niż jako diabelski
pomiot, tym bardziej że wszystkie inne okoliczności popychały ich ku żarli-
wemu angażowaniu się w spory.




Kontrowersje doktrynalne na Wschodzie (l): arianizm 203

Zadaniem historyka jest uwzględnianie również takich postaw, pamiętanie
o falowaniu opinii, o płynności i niejednoznaczności ludzkich wyborów i re-
akcji. Doktrynalne kontrowersje wciągały masy, ale mimo temperatury emo-
cji, jakie wzbudzały, potrafiły w określonej sytuacji schodzić na plan dalszy,
ustępując miejsca innym sprawom, innym pasjom.




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
09 Kontrowersje doktrynalne na wschodzie 3
08 KONTROWERSJE DOKTRYNALNE NA WSCHODZIE 2
08 KONTROWERSJE DOKTRYNALNE NA WSCHODZIE 2
Wpływ ambulatoryjnego kontrolowanego treningu na ciśnienie tętnicze
podroz na wschod
Dostosuj zakład do przepisów prawa pracy Komentarz do ankiety kontrolnej bhp na budowie, 2005 cz1
Komentarz do listy kontrolnej BHP na budowie
07 Kontrola złączy spawanych
Lista kontrolna bhp na budowie
Obchody 71 rocznicy pierwszej masowej zsyłki Polaków na Wschód
2011 01 07 Warsztatowcy znow na Chalubinskiego (1)
M Kofta, T Szustrowa Poczucie kontroli, złudzenia na temat siebie, odpowiedzialność psychologicz
QART Serwis s c Kontrolery USB na PCI lub CardBus

więcej podobnych podstron