Waclawa10


31






























ŚWIAT MOJEJ MATKI
"Niezbyt to świat przestronny. Względnie nawet
do kuli ziemskiej, która także ma swe granice,
świat ten jest tylko małą cząsteczką. Ma on
wprawdzie w sobie wiele dobrego, należy do niego
wielu ludzi dobrych i uczciwych; zajmuje
pewne wskazane sobie miejsce: ale z drugiej
strony to znowu w nim złe, że jest to świat tak
otulony w brylanty i bawełnę, że nie słyszy ani
ruchu innych większych światów, ani widzi, jak
one krążą około słońca. Jest to świat uśpiony i
wzrasta słabowito z powodu braku powietrza".
(Dickens Pustkowie)
I
Przez szerokie okno, zdobne w ciężkie firanki, wnikało południowe słońce wiosenne i
oświetlało wiejskie mieszkanie, przez które prowadziła mię matka moja, trzymając za rękę.
Przebyłyśmy naprzód trzy niewielkie pokoje bawialne, przybrane ze smakiem i komfortem,
salę do tańca, w której kilkadziesiąt par swobodnie obracać się mogło w mazurze, salę jadalną
z wielkim pośrodku stołem, mogącym zmieścić kilkadziesiąt nakryć, i zatrzymałyśmy się w
buduarze mojej matki. Na widok tego pokoju dziecinne lata moje żywo mi stanęły w pamięci.
Był on zupełnie podobnym do tego, w jakim między rodzicami mymi odbywała się owa
scena rozłączenia, która niestarte niczym wrażenie zostawiła w mym umyśle. Takie same
niskie i miękkie meble stały pod ścianami, takimi samymi cackami i gracikami zastawione
były stoliki i konsole, taż sama między oknami stała toaleta i wydało mi się, że w głębi zamkniętych
jej szuflad widzę te same różnobarwne kamienie, które niegdyś stanowiły przedmiot
zachwytu dla mych dziecinnych oczu. Za oknami widać było obszerny ogród o starożytnych
alejach i kilku ogrodników pracujących nad kwiatowymi klombami, wijącymi się w
przeróżne gzygzaki pod wysoko wzniesionym gankiem.
Przyzwyczajona od lat wielu do jednostajnych nagich sal pensjonarskich, monotonnymi
zastawionych ławkami, poczułam się olśniona pełnym smaku, barw i błyskotek otoczeniem,
w jakim się znalazłam. Powiało na mnie tchnienie ciągłego gwaru i zabaw, jakim owiane było
dzieciństwo moje; zdawało mi się, że za ścianami salonów, przez które przechodziłam, brzmi
wrzawa ostatniego balu, na jakim w przeddzień odjazdu mego na pensją znajdywała się malutka
wówczas moja osóbka. Dziwnym zwrotem wyobraźni przy wspomnieniu o tej pamiętnej
dla mnie zabawie zamajaczyła przed mymi oczami wysmukła postać i jasnowłosa głowa
owego księcia, z którym matka moja tańczyła najwięcej, a którego powierzchowność utkwiła
w mojej pamięci z zadziwiającą dokładnością. Uśmiechnęłam się z samej siebie, ale jednocześnie
podniosłam oczy na matkę i wzrok mój upadł na dwie zmarszczki, które między
brwiami podłużną linią przerzynały aż do połowy gładkie zresztą i wyniosłe jej czoło.
Szybka jak błyskawica myśl przemknęła mi przez głowę, że te bruzdy na czole mojej matki,
cierpieniem jakimś zapewne wyryte, miały może związek z ową męską postacią, która
przypłynęła ku mnie ze wspomnień odległych... Stałyśmy obie na środku buduaru i patrzyłyśmy
wzajem na siebie w milczeniu. W oczach matki mojej była czułość macierzyńska, połączona
z ciekawością kobiety, która innej, a młodszej od siebie, przypatruje się kobiecie. Jestem
pewna, że w moim wzroku musiało być uwielbienie.
Jakże piękną jeszcze była matka moja! Utraciła już wprawdzie dawną szczupłość i powiewność
kształtów, ale wysoka postać jej tym więcej jeszcze miała majestatycznej wyniosłości
i dumy. Czarne jak heban ogromne jej włosy obfitymi warkoczami ciążyły z tyłu głowy
i ani jednej jeszcze nie było między nimi srebrnej niteczki. Matowa i delikatna jej cera nic nie
straciła ze swej świeżości, usta tylko nieco bledszy miały koloryt, a dwie fałdy które rysowały
czoło, nie tylko nie szpeciły twarzy, ale dodawały jej pewnego uroku powagi i zamyślenia.
Ubrana była w ciemną suknię z grubej materii, takaż sama mantyla okrywała jej kibić malowniczymi
fałdami.
Matka moja musiała spostrzec zachwycenie, z jakim się jej przypatrywałam, uśmiechnęła
się, pogłaskała mię po twarzy i zaprowadziła do przeznaczonych dla mnie pokojów. Śliczne
to były pokoiki! jeden gabinet okrągły, pełen zwierciadeł, kwiatów i świecidełek, z meblami
pokrytymi paliowym atłasem; drugi sypialny, cały zielony, z alkową w głębi, w której stało
łóżko; trzeci bieluchny, czyściuchny dla mojej Bini, która obok mnie sypiać miała. Zachwy-
cenie moje było niezmierne. Skakałam i klaskałam w ręce jak dziecko, biegając od sprzętu do
sprzętu, od cacka do cacka, od jednej rośliny wazonowej, do drugiej; dotykałam się wszystkiego,
wszystko z różnych stron oglądałam, słowem, radość moja ze ślicznego, a mego wyłącznego
mieszkanka, nie miała granic.
Matka moja przerwała te pensjonarskie uniesienia moje słowami:

Teraz zostawiam cię u siebie. Oto masz taśmę od dzwonka, przeprowadzonego do pokoju
twojej panny służącej; zadzwoń na nią i powiedz jej, aby ci pokazała twoją garderobę,
zamkniętą w szafach i komodach ustawionych w pokoju Balbiny. Wybierz sobie suknię, jaką
zechcesz, byle naturalnie żadną z wieczorowych, których tam także jest kilka, i odmień toaletę.
Każ się także uczesać. Suknia twoja zszyfonowana w podróży i koafiura także w wielkim
nieładzie. Mamy dopiero południe i dziś jeszcze przybyć może ktoś z gości. Kobieta dobrego
tonu powinna zawsze tak być ubrana pomiędzy swymi czterema ścianami, aby w każdej
chwili móc się całemu światu pokazać.
Rzekłszy to matka moja raz jeszcze pocałowała mię w czoło i opuściła pokój, a ja z pośpiechem
pociągnęłam taśmę od dzwonka.

KONIEC ROZDZIAŁU


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Waclawa79
Waclawa57
Waclawa82
Waclawa52
Waclawa24
Waclawa83
Potocki Wacław Poezje
Waclawa49
Waclawa87
Waclawa58
Waclawa8
Waclawa13
Waclawa20

więcej podobnych podstron