grała w szkolnym teatrze (rola Skierki w „Balladynie ) i działała w harcerstwie. Towarzyszył jej wierny pies Karo. Liceum Krzemienieckie zapewniało nie tylko wiedzę, ale także kształtowanie osobowości i charakteru. Mama kochała swoją szkołę. Mimo wielu zajęć dużo czytała i opanowała biegle francuski, ponieważ w domu, na jej prośbę zamieszkała francuska nauczycielka Odette.
Krzemieniec, Góra Królowej Bony. Fot. Zofia Żeromska. Fotografia z albumu rodzinnego.
W szkole była pracownia fotograficzna. Mama też robiła zdjęcia. Jedno z nich, przedstawiające ruiny zamku i bezlistne drzewo na pierwszym planie, stoi na moim biurku.
Beztroskie, szczęśliwe dzieciństwo przerwała wojna. Szkoła, podobnie jak cale miasto, przestała być miejscem przyjaznym. Wprowadzono obowiązkową naukę rosyjskiego i ostry rygor.
Jedna z uczennic, stojąc przed plakatem Stalina, wykłuła mu oczy cyrklem.
Została zesłana do lagru.
Ocalały nieliczne pamiątki - ręcznie tkane kilimy, maszyna do szycia na korbkę, zdjęcia i dokumenty. Przywiozła je niezłomna prababka Bętkowska, która została w domu do końca wojny i poszła do NKWD po książkę meldunkową domu. Pamiętam, że na planie zaznaczone były drzewa i krzewy w ogrodzie. Pamiętam też duży napis: ‘Kazahstanskaa oblast’”.
Mama opowiadała, że chodziły z Babcią nosić paczki nieszczęśliwym, czekającym wiele dni na stacji. Nagle dowiedziały się, że i one są na liście do transportu. Spakowały się w ciągu jednego dnia - rzeczy osobiste zawinęły w dywany, pieniądze ukryły w kawałkach suszonych jabłek, przygotowanych wcześniej na wszelki wypadek. Prababka została w domu, w obawie, że mógłby zostać splądrowany. Poza tym los Edmunda Żeromskiego był nieznany i wszyscy mieli nadzieję, że wróci.
Dziadek został aresztowany podczas akcji „Nachtigall” (Słowik), zaraz po wkroczeniu Niemców do Krzemieńca. Przyszli po niego w nocy - do drzwi zapukał znajomy Ukrainiec. Za nim weszli Niemcy. Babcia bezskutecznie próbowała go wykupić, później, po krótkim przeszkoleniu, wyruszyła na front jako sanitariuszka. Pomimo kalectwa pokonywała dziennie do 30 kilometrów. Dotarła do Lublina, skąd kolumna zawróciła. W tym czasie dziewczynki były same, a przez miasto przelewała się fala uchodźców. W stanie wojennym, kiedy ciągle czegoś brakowało, Mama wspominała parzenie herbaty z obierek jabłek albo z żołędzi, sałatkę z mleczy, przerabianie ubrań. Wspominała też strach, nocne oczekiwanie,
11