B/252: N.I.Szerstiennikow - Wewnętrzne światło, tom 1 i 2
Wstecz / Spis
Treści / Dalej
Odkrycie siebie
(praktyka samoregulacji psychoenergetycznej
kurs I stopnia)
ILUZJA CZY RZECZYWISTOŚĆ?
Od dawien dawna toczy się spór pomiędzy zwolennikami różnych poglądów na świat. Jedni bronią stanowiska idealistycznego i zapewniają, że wszystko wokół nas jest niczym więcej niż iluzją. Materialiści nie mniej uparcie obstają przy stanowisku niezachwianej realności i materialności otaczającego nas świata. Jednak wraz z rozwojem nauki sam przedmiot sporu przestał być na tyle znaczący i bardziej dotyczył ideologii, aniżeli rzeczywistego zrozumienia i stosunku do świata. Już teraz nauka przemawiając językiem swoich odkryć stwierdza, że obie strony jednocześnie mają i nie mają racji. Współczesna fizyka jądrowa dowodzi, że każdy przedmiot materialny istnieje dopóty, dopóki występuje proces ruchu elektronów po ich orbitach wokół jądra atomowego. Gdy tylko ruch elektronów ustaje, wszystkie ciała materialne zwyczajnie znikają, ponieważ jest w nich dużo więcej pustki, aniżeli materii. Prędkość ruchu elektronów dookoła jądra atomowego jest na tyle duża, że wywołuje pełną iluzję trwałego ciała materialnego.
Podczas obrotów śmigła samolotu nie widzimy pojedynczych łopat, lecz przeźroczysty, monolityczny krąg. I nawet jeśli go dotkniemy, nadal pozostanie wrażenie jednolitej powierzchni (jeśli oczywiście pozostanie to, czym dotykaliśmy...). Jednak kiedy śmigło zatrzyma się
kręgu jakby nigdy nie było, są tylko cztery łopaty, l nawet jeśli ewentualne zetkniecie zakończy się dramatycznie, to jednak upewnimy się o materialności iluzji.
Są też subtelne przejawy iluzji, które przyjmowane są przez nas bezsprzecznie jako materialne przejawy świata. Być może najważniejszym z nich są stosunki międzyludzkie. Nie można ich dotknąć, zobaczyć w jakimś konkretnym i zakończonym wyrażeniu, jednakże one istnieją i dyktują nam swoje reguły gry. Główną ich zasadą jest podporządkowanie. Każdy z nas świadomie dostosowuje się do określonych stereotypów postępowania, każdy uznaje pewien autorytet, a odrzuca inny. A ostatecznie, niezależnie jak dobrowolnie i świadomie wchodzimy w relacje podporządkowania i zarządzania, obaj uczestnicy tego procesu męczą się swymi współdziałaniami. Męczy się ten, kto pełni rolę podporządkowanego i nie mniej ten, kto zarządza. Nieważne, jak jest to wyrażone: stosunki rodzinne, służbowe, rodziców z dziećmi... Obustronne zmęczenie kumuluje się i prowadzi do wewnętrznych załamań, które objawiają się dolegliwościami zewnętrznymi.
Nie jesteśmy w stanie uniknąć podobnych stosunków wzajemnych, ponieważ całe nasze życie zorganizowane jest w systemie podporządkowania i zależności. Ale można znaleźć wyjście. Ktoś wykorzysta w tym celu kieliszek, ktoś inny zamyka się w sobie i tam szuka spokoju dla duszy. Ale każdy próbuje własnymi środkami odkryć siebie, swoje możliwości. Nasz wariant wyjścia" różni się od innych tym, że proponujemy sztuczną ucieczkę w świat wyobraźni. Naszym wyjściem" jest żywa przyroda. Jest ona aspołeczna i wszystko w niej rozwija się według własnych, nie pojętych do końca praw, w których i dla silnego i dla słabego jest oddzielna nisza, ale nie ma miejsca dla wyżywania się szefa nad podwładnym. Jeśli zwierzę osłabło, to drapieżnik zabija je i w ten sposób zdobywa pożywienie. Przy czym występuje tam rywalizacja sił, wytrzymałości, prędkości, zręczności. Nie potrafimy wyobrazić sobie scenki, że wilk z godnością zasiadł do stołu i rozkazał owcom stawić się u siebie na obiad punktualnie o 13.00. A wilk w porównaniu z owcami jest siłaczem tego świata.
Współzależność podwładny-przełożony rozwija się w ramach społeczności ludzkiej. W innych znanych nam strukturach, na przykład u owadów, nie ma podporządkowania oddzielnych osób, ale występuje podporządkowanie bezwarunkowe
jak refleks
wewnętrznym programom działań, funkcji.
Można uciec w przyrodę, ale na ile jest to realne? W dużych miastach do najbliższej prawdziwej przyrody trzeba tłuc się pociągiem dwie-trzy godziny. W parkach już dawno nie ma przyrody, tylko środowisko stworzone ręka ludzką. Mieszkańcy wsi, chociaż przyrody mają pod dostatkiem, to jednak nie do niej, lecz do pracy spieszą. Ale jest wyjście: w swojej twórczości medytacyjnej możemy kreować dowolne zakątki przyrody i być w nich samowystarczalnymi i harmonijnymi. Będzie to iluzja całkowicie realnie wpływająca na nasze samopoczucie, przeżycia, tworząca określony życiowy nastrój. W medytacji możemy na pewien czas poczuć się wyzwoleni i swobodni, a po wyjściu z niej inaczej spojrzeć na świat i bardziej świadomie ocenić siebie w systemie stosunków społecznych.
Stopniowo pojawia się wolność wewnętrzna, wyzwolenie. Medytacja po medytacji oswobadzamy się od ciężaru problemów życiowych, otrzymujemy ładunek rześkości, optymizmu. Daje to wspaniały efekt uzdrowicielski.
OSTRZEŻENIA!
Po rozpoczęciu zajęć mogą pojawić się pewne negatywne odczucia. Przede wszystkim ospałość, rozbicie, bezpodstawne rozdrażnienie, szybsze męczenie się. U kobiet może wystąpić jednorazowe zaburzenie cyklu menstruacyjnego. Jeśli podobne stany pojawiły się po rozpoczęciu ćwiczeń
nie obawiajcie się. Jest to naturalne i wkrótce przejdzie bez śladu.
Na samym początku swojej drogi do wyzdrowienia przeżyłem cały kompleks negatywnych reakcji organizmu. Obecnie zajęcia zbudowane są tak, że stany negatywne, towarzyszące początkowi pracy, ograniczone są do minimum.
Przeszedłem długą i skomplikowaną drogę do systemu samouzdrowienia. A rozpoczęła się ona z konieczności
od choroby, wyniszczającej, zatruwającej życie, sprawiającej, że czasami stawało się ono nie do zniesienia. Środki proponowane przez lekarzy dawały tylko czasową ulgę, a potem wszystko powtarzało się i nawet nasilało...
Same tabletki i lekarstwa także po cichu truły organizm i na dodatek oprócz choroby podstawowej pojawiły się jeszcze objawy alergii. Ale los był dla mnie łaskawy i zetknął mnie z lekarzem neurologiem A. M. Wasjutinem. To u niego nauczyłem się metod treningu autogennego według jego własnego programu, który nazwał bioenergotreningiem".
Gdy zacząłem praktykować trening autogenny w domu, szybko przekonałem się, że same zanurzenia" przebiegają nie tak, jak mówiły polecenia. Za każdym razem podczas autogennych rozluźnień i koncentracji rodziło się coś swojego. Początkowo nie zwracałem na to uwagi, ale podczas jednego z zanurzeń" stało się jasne, że wszystkie moje odstępstwa od instrukcji są wyłomem do innej realności, która proponuje mi swoje oceny świata, systemy ćwiczeń itd. Pojawiło się także odczucie, jakby objaśniano mi system ćwiczeń i proponowano spróbować...
Jestem człowiekiem przyziemnym i nie nadawałem szczególnego znaczenia przeżyciom wewnętrznym. Mało to przychodzi do głowy podczas głębokiego rozluźnienia. Kontynuując pracę nad sobą, coraz bardziej pogłębiając swoje zanurzenia" autogenne, wciąż powracałem do myśli: Spróbuj! Spróbuj!". I spróbowałem. Zwłaszcza, że niczym nie ryzykowałem, a innej drogi zwyczajnie nie było. Wcześnie rano, ubrawszy się ciepło (było to zimą, a wtedy bałem się przeziębienia) wybrałem się do podmiejskiego parku. Wykonałem tam jakieś nieskomplikowane ćwiczenia i te techniki, które przyszły do mnie w stanie zanurzenia". Do domu wróciłem wstrząśnięty. Ciało
dosłownie nie moje
lekkie, silne, posłuszne. Głowa po miesiącach tępej mgły wokół
rozjaśniła się, świat był przepiękny i zadziwiający.
Jednak stan ten utrzymywał się niedługo. Po kilku godzinach osłabł i już pod wieczór całkiem zniknął. Wróciła wcześniejsza słabość i rozbicie, mgła w głowie, pustka we wnętrzu. Jednak to, co przeżyłem, wskazało mi furtkę do zdrowia
jest ona otwarta, trzeba tylko zrobić krok. Twardo postanowiłem sobie powtórzyć całą procedurę nazajutrz rankiem i kontynuować pracę nad sobą tymi metodami, które na razie jeszcze niewyraźnie zarysowywały się w świadomości.
Następnego ranka wykonałem wszystko jak za pierwszym razem, ale efekt był odwrotny. Wróciłem do domu rozbity, jeszcze bardziej chory niż poprzednio. I w tym momencie z głębin psychiki coś powiedziało mi, że wszystko jest uzasadnione, nadchodzi przełom. Choroba sprzeciwia się, zmusza mnie do ponownego sięgnięcia po lekarstwa.
Dzisiaj na wszystkich kursach wyjaśniamy ich uczestnikom, że podobne stany są nieuniknione i trzeba je przeżyć. Przypomnijmy sobie mądrość ludową: Zdrowie odchodzi rzeką, a wraca po kropli!".
Żeby w pełni to zrozumieć, wyobraźmy sobie, że po długiej, nudnej pracy za biurkiem, kiedy nie trzymałeś niczego cięższego od pióra, musisz przeładować furę ziemniaków: najpierw przenieść je z pola do wozu, a następnie z wozu do piwnicy. Nazajutrz nieuchronnie będą bolały mięśnie, dopadnie nas stan rozbicia, ospałości. Tak samo jest z naszą wewnętrzną energetyką. Przed rozpoczęciem zajęć system zabezpieczenia bioenergetycznego pracował autonomicznie. A ingerencja w jego działalność, próby wpływania na intensywność pracy powodują reakcję... Wszystkie kanały i meridiany zaczynają pracować na zwiększonych obrotach i powodują odczucie wewnętrznego dyskomfortu.
Przy regularnej, wewnętrznej pracy, nastawieniu na bezwzględną kontynuację nauki samoregulacji, wszystkie te negatywne stany szybko przechodzą. Zamiast ospałości i zahamowania pojawi się siła i rześkość.
Jedną z charakterystycznych oznak następującego przełomu jest pragnienie. Nie silne, ale stałe. Należy je zaspokajać. Ale jeśli od razu wypijemy litr wody, to pojawi się ciężar w brzuchu i nic więcej. Należy pić dużo, ale małymi porcjami. W okresie przełomu dobowa dawka wody powinna dochodzić do 10-20 szklanek. Ale pić należy tak, aby jedna szklanka wystarczała przykładowo na pół godziny picia małymi łyczkami, ze świadomością odczuwania wody jako życiodajnej wilgoci. A to oznacza, że cały czas należy mieć obok siebie szklankę wody i pić z niej regularnie drobne łyczki.
Zadziwiający efekt takiego picia można odczuć dosłownie na trzeci dzień. Skóra zaczyna stopniowo wygładzać się, zwiększa się ogólna aktywność, naczynia staną się bardziej elastyczne itd.
Ogólne niedomaganie spowodowane przełomem można przezwyciężyć przy pomocy nieskomplikowanych, wykonywanych wolno ćwiczeń oddechowych (o nich trochę później).
Przez pierwsze dni trzeba będzie zmuszać się do pracy, ale wkrótce pojawi się uczucie oczekiwania na czekającą nas pracę. I jeszcze po jakimś czasie może pojawić się pewne uzależnienie od ćwiczeń, procedur ładowania organizmu energią. Jak każde uzależnienie tak i to rodzi poczucie braku swobody i trzeba zrozumieć, że lepsze jest czasowe uzależnienie od gimnastyki i specjalnych ćwiczeń, niż od wódki i papierosów. Uzależnienie to szybko minie, a jest ono wywołane tym, że organizm intensywnie odnawia swój dawny poziom sił i energii. Odczucie fizycznej potrzeby zajęć, mówi nam jakby: teraz potrzebne ci są zajęcia fizyczne, nasycanie energią, oddychanie lub wszystko razem.
I jeszcze jedno ostrzeżenie: wkrótce po rozpoczęciu zajęć może pojawić się euforia, uczucie radości mięśniowej, szczęścia cielesnego. Jest to uczucie zdrowia, ale szybko przyzwyczajamy się do niego. Zdrowie staje się dla nas normą i zaczyna się wydawać, że zawsze tak było, że nie było żadnej choroby ani spadku sił, a zwyczajnie przyśnił nam się zły sen.
W celu porównania należy opisać sobie swój stan przed rozpoczęciem zajęć. Zróbcie to, nie leńcie się. Wcale nie trzeba używać terminów medycznych, opiszcie swoje samopoczucie tak, jak potraficie. Jeśli po kilku miesiącach porównacie swój stan z tym, co zostało zapisane, to rezultat będzie wyraźnie widoczny.
Nawiasem mówiąc uzależnienie od zajęć zmusza do wykonywania ćwiczeń fizycznych, aktywności ruchowej, walki z własnym lenistwem. Wystarczy tylko poddać się lenistwu, a brak sił, pustka i niezadowolenie z siebie będą was prześladować przez cały dzień.
Jednak nastąpi dzień, kiedy wewnętrzna energetyka ciała i jej zewnętrzne przejawy zrównoważą się i wtedy nastąpi stan harmonii. Należy powiedzieć o nim kilka słów. Kiedy następuje harmonia, pojawia się pokusa rzucić wszystko, ponieważ samopoczucie poprawiło się, wszystko się uporządkowało... Ale gdy tylko przerwiecie zajęcia, rozpocznie się powolny powrót. Ale nie do tych chorób, od których uciekliście. Pojawią się nowe dolegliwości i zmuszą was do przypomnienia sobie otrzymanej wiedzy i nawyków oraz rozpoczęcia pracy. Dlatego raz zacząwszy, lepiej nie zatrzymywać się, tym bardziej, że z czasem zajęcia te stają się trybem życia i nie będą wykonywane w ściśle określonych godzinach. Przeprowadzać je będzie można w dowolnej, swobodnej chwili, w przerwie pomiędzy czynnościami, a także w czasie pracy, kiedy wykonujemy jednostajną, monotonną, rutynową czynność.
Rozpoczynając zajęcia każdy wyraził chęć zmiany siebie, swojego życia i zaczął ją realizować. I każde odejście od swoich nowych życiowych zasad i wytycznych oznacza krok w tył. Czy warto wracać do tego, od czego rozpoczęliśmy?
LEKCJA 1
Program kursu pierwszego stopnia samoregulacji psychoenergetycznej (PESR) rozpoczniemy od opanowania sposobów odprężania się, lub relaksacji. W przedstawionym wcześniej programie kursu przygotowawczego napisano już o odprężeniu fizycznym, niech będzie, że głębokim. Rozpoczynając opanowywanie nowego etapu, należy nauczyć się nowych metod głębszej relaksacji.
Kładziemy się w wygodnej pozycji. Obowiązkowo mościmy się układając. Najpierw głaszczemy rękoma całe ciało od czubka głowy w dół. Ażeby pogłaskać nogi, możemy usiąść.
A teraz to samo głaskanie wykonujemy w myślach. Wyobrażamy sobie, jak rękoma głaszczemy swoje ciało od czubka głowy do stóp i przypominamy sobie te odczucia, które pojawiały się podczas rzeczywistego głaskania. Pomogą nam one stworzyć bardziej wyraziste wyobrażenie.
Wyobrażamy sobie, jak mentalne dłonie, ślizgając się po ciele, ścierają z niego brud negatywnych emocji i psychologicznej agresji, który nagromadził się w ciągu dnia.
Wykonujemy w myślach ten ruch kilkakrotnie, odczuwając, jak ucichają wszystkie wewnętrzne zakłócenia, oddech staje się powierzchniowy i prawie niezauważalny, znikają napięcia mimowolne, ciało staje się lekkie i czyste. Przysłuchujemy się" swojemu nowemu stanowi: Czyżby to było moje ciało, takie posłuszne i lekkie, ciało bez bólu i dolegliwości?
Żeby pogłębić koncentrację zaczynamy w myślach kierować swoim oddechem: jednocześnie z wdechem powtarzając w myślach: Robię wdech...". A z wydechem
Robię wydech...". Wypowiadamy w myślach słowa i skupiamy się na odczuciach: oto wdech swobodnie i lekko wlewa się do płuc, a wydech tak samo lekko wypływa z ciała. Stopniowo cała uwaga skupia się na owych prostych słowach: Robię wdech...", Robię wydech...".
Wielokrotne ich powtarzanie prowadzi do pojawienia się stanu przypominającego lekkie zamroczenie, kiedy wszystkie bodźce zewnętrzne uchodzą ze sfery uwagi, a świadomość balansuje na nieuchwytnej granicy jawy i snu. Znikają wszystkie głębokie wewnętrzne napięcia.
Płynnie przenosimy swoją uwagę na stopy i w myślach powtarzamy:
Moje stopy są całkowicie rozluźnione...". Robimy to kilka razy. Mięśnie stóp rozluźniają się, znikają ukryte napięcia. Wydajemy sobie dyspozycję:
Rozluźniają się łydki i podudzia...". Słuchamy, jak uchodzą napięcia z tych stref.
Rozluźniamy się dalej: Całkowicie rozluźnione są biodra... Rozluźniają się pośladki i mięśnie miednicy... Rozluźniły się mięśnie krzyża i lędźwi... Rozluźnione są mięśnie brzucha... Pleców... Rozluźnione są mięśnie klatki piersiowej... Ramion... Rozluźniają się mięśnie rąk od ramion do łokci... Rozluźnione są przedramiona i kiście rąk... Rozluźnione są palce... Rozluźnia się szyja... Mięśnie karku i głowy... Rozluźnia się czoło i twarz... Wargi i język...".
Teraz przenosimy koncentrację uwagi na nasadę nosa. Od razu wyczuwamy ukrytą nitkę napięcia łączącą czoło i potylicę. Zaczynamy mentalnymi dłońmi" gładzić niteczkę napięcia, która z każdym dotknięciem staje się coraz cieńsza i w końcu zanika, taje... I od razu słabnie odczucie napięcia tkanki kostnej nasady nosa. Należy pozbyć się jeszcze pozostałych napięć, dlatego zaczynamy przenosić swoją uwagę z nasady nosa na potylicę, powoli, dosłownie pokonując warstwy: rozluźniamy skórę nasady nosa... warstwę podskórną... tkankę kostną... kanały nosowe... tkankę kostną czaszki... mózg... potylicę... Fala rozluźnienia rozpłynęła się po głowie, popłynęła przez ciało ku nogom, zmywając resztki głębokich napięć.
W tym stanie zachodzi ryzyko mocnego uśnięcia. Jeżeli się to zdarzy
nie przejmujcie się, będzie to oznaczało, że w owej chwili sen jest najważniejszy dla organizmu...
Może pojawić się jeszcze jeden stan, kiedy niemalże jak na huśtawce będziecie to zapadać w głębokie zamroczenie, to znów powracać do rzeczywistości. To również jest stan normalny, dający możliwość owocnej pracy...
Osiągnęliśmy potrzebny stopień relaksacji. Pobędziemy w tym błogim, przyjemnym stanie, posłuchamy własnego ciała.
Z mgły realnie zakrywającej horyzont mentalnego widzenia stopniowo wyłaniają się kontury drzwi. U jednych osób mogą one być w pełni realne i namacalne, u innych rozpływają się, dosłownie utkane są z kłębów mgły. Jest to wejście do nowego, nieznanego świata medytacyjnej realności, harmonii i spokoju. Otwieramy drzwi i przechodzimy przez próg...
Znaleźliśmy się w przyjaznym i ciepłym świecie, w którym króluje dziecięca otwartość. Ten stan otwarcia siebie przed sobą i widzialny w myślowej przestrzeni pejzaż jest nasz i tylko nasz. Nikt nie może wtargnąć tutaj bez naszego pozwolenia.
Od progu lekko wspina się na wzgórze długa, równa droga. Słońce zawisło nad wzgórzem i wszystko wokół przesiąknięte jest ciszą, spokojem... Wykonujemy krok po drodze i czujemy, jak ona łagodnie sprężynuje pod nogami popychając nas dalej
do szczytu wzgórza. Zaczynamy liczyć bezgłośnie do dziesięciu i przy każdej liczbie robimy krok przybliżający nas do szczytu wzgórza. Jeden... Dwa... Trzy... Cztery... Pięć... Sześć... Siedem... Osiem... Dziewięć...
Został ostatni, dziesiąty krok oddzielający nas od szczytu wzgórza. Robimy krok
dziesięć... A tam, za szczytem
urwisko. A na samym grzbiecie wzgórza przebiega linia, granica... Musimy ją przekroczyć i śmiało zrobić krok z urwiska w dół... Możliwe, że przy przechodzeniu przez linię pojawi się opór. Śmiało i zdecydowanie
naprzód! Robimy krok z urwiska w dół... I nic się nie dzieje. Nie ma gwałtownego upadku, a jest płynne, powolne szybowanie. Zupełnie jak jesienny liść w bezwietrzną pogodę opadamy w dół. W świecie harmonii i spokoju nie może być urazów, a. nasz lot w swoich odczuciach przypomina lot pajęczynki w cichy, słoneczny poranek babiego lata. Powoli opuszczamy się w dół, ku falom mgły kłębiącej się u podnóża urwiska.
Zanurzywszy się w nią, jakby podtrzymywani ciepłymi i silnymi rękoma, powoli opadamy głębiej
na powierzchnię morza spokoju, wytchnienia, błogości.
Fale przyjmują nas czule i troskliwie, niczym ręce matki. Kołyszą miękko na swych pienistych grzbietach, spowijają ciepłem i światłem. W całym ciele pojawia się słodkie znużenie. Czujemy, jak fale niosą nas w dal, płyną, przelewają się, wymywają z ciała wszystko ciemne i niepotrzebne, pieszczą skórę, przenikają do wnętrza ciała i wypełniają je krystalicznie dźwięczącą czystością.
Stopniowo ciało rozpuszcza się w iskrzącym się tęczowo morzu. Dosłownie jak kostki cukru w wodzie, roztapiają się ręce, znikają nogi, tułów, głowa... Fizyczna powłoka całkowicie się rozpuściła, znikła, a my czujemy się nowi jakościowo
uwolnieni od ciała. Postarajmy się możliwie najpełniej odczuć ten upajający stan wolności od ciała fizycznego. Wcześniej byliśmy z nim w konflikcie, a teraz, po rozdzieleniu, dajemy ciału możliwość odpoczynku od świadomości, a świadomości od ciała. Pozostańmy w tym stanie...
Spójrzmy w górę. Wprost nad nami wisi biała, świecąca, matowa kula. Zaczyna powoli opuszczać się prosto na nas i pulsować w takt oddechu.
Kula jest coraz bliżej i bliżej, czujemy jej przyciąganie. Świadomość wciągana jest przez kulę do jej wnętrza i znajdujemy się w jasnej mgle, zlewamy się z nią i sami stajemy się mgłą. Czujemy się kulą. Ja
to kula, kula
to Ja!
Z jasnej mgły kuli zaczynamy formować swoje nowe ciało. Tworzymy je takie, jakie chcielibyśmy je widzieć na jawie. Lepimy swoje nogi, tułów, ręce, szyję, usta, głowę... Ciało jest silne i gibkie, ze sprawnymi stawami. Skóra świeci się delikatnym, złocistym światłem. Stworzyliśmy prawdziwe dzieło sztuki. Jesteśmy najwspanialszymi rzeźbiarzami własnego ciała. Z rodzicielską czułością oglądamy je i wchodzimy w nie jak do nowego domu, wzniesionego dla siebie. Nasze ciało jest produktem naszej pracy. Jest takie, jakim sami je uczyniliśmy. Na razie w naszej wyobraźni. Ale ono będzie się zmieniało, jeśli i my zaczniemy zmieniać samych siebie.
W swoim nowym ciele poczujemy przypływ energii, rześkości! Porównajmy to odczucie z tym, co było zanim rozpoczęliśmy pracę.
Opanujemy kilka uzupełniających ćwiczeń psychofizycznych, które pomogą w aktywizacji kanałów rąk i nóg.
Szczelnie ściskamy trzy palce jednej ręki (wskazujący, średni i serdeczny) i nakładamy je opuszkami na dołek w środku dłoni drugiej ręki. Bardzo powoli przesuwamy opuszkami zgodnie z ruchem wskazówek zegara, starając się nie przemieszczać skóry dłoni. Dotyk jest ledwie wyczuwalny. Wkrótce czujemy, że pod skórą w środku dłoni wytworzyła się pustka. To zaczyna pracować otwór wejściowy kanału ręki, który znajduje się akurat w środku dołka dłoni. Zatrzymujemy ruch palców na dłoni i odczuwamy, jak ciepło od nich płynie po ręce w górę, od dłoni do barku. U jednych ciepło przepłynie od razu całą drogę od dłoni do barku, a u innych zatrzyma się na poziomie nadgarstka. Jest to test drożności kanału ręki.
Pomagamy sobie oddychaniem. Odsuwamy rękę w bok i wyobrażamy sobie, że wdychamy powietrze przez otwór kanału. Drugą rękę przesuwamy powoli, równocześnie z wdechem, od kiści do barku. Początkowo możemy niczego nie odczuwać, ale po kilku powtórzeniach pojawi się odczucie, że na całej długości ręki, w samym jej centrum przechodzi rurka, przez którą równocześnie z wdechem przepływa chłodny, łaskoczący strumień. Kiedy w taki sposób oczyścimy kanały, jeszcze raz robimy wdech przez rękę, opuszczamy ją i powoli robimy wydech przez kanał ręki. Pojawi się przy tym uczucie, że ręka wydłuża się razem z wydechem.
Te same czynności wykonujemy również z drugą ręką.
Opanujemy jeszcze jedno ćwiczenie do oczyszczenia psychoenergetycznych kanałów rąk. Nazywa się ono Wyciorek".
Stajemy swobodnie, rozluźniona ręka zwisa wzdłuż ciała. Drugą ręką bierzemy ją za nadgarstek i podnosimy do góry. Jeżeli po puszczeniu nadgarstka ręka bezwładnie opadnie w dół
będzie to oznaczało, że osiągnęliśmy pożądany stopień rozluźnienia. Przećwiczymy tę czynność. Następnie aktywizujemy otwory wejściowe kanału ręki rozgrzewaniem palcami drugiej. Pooddychajmy przez kanał ręki...
Wyobrażamy sobie wyciorek podobny do tych, którymi myje się butelki. Wprowadzamy go do kanału rozluźnionej ręki i powoli przesuwamy od dłoni do barku po całej długości. Pojawia się realne odczucie ruchu wewnątrz kanału, łaskoczący dotyk włosków wyciorka aktywizuje ścianki kanału i zmusza brudy psychiczne do odrywania się. Przesuwając wyciorkiem do przodu i do tyłu, w górę i w dół, osiągamy uczucie realnego oczyszczenia ścianek kanału. Jeżeli porównać to z jego stanem początkowym, to pojawia się uczucie świeżości.
Przy pomocy wyciorka" przeczyszczamy kanały obu rąk, aż do pojawienia się odczucia pełnego ich udrożnienia i lekkości przepływu oddechu.
Stajemy prosto, nogi nieco szerzej niż ramiona. Wyprostowane ręce podnosimy do przodu dłońmi do góry, dłonie łączymy w koszyczek". Oczy zamknięte. Wyobrażamy sobie, że na dłoniach położono nam ciepłą, jędrną, nagrzaną słońcem pomarańczę. Czujemy jej skórkę, aromatyczną, cierpką. Gładzimy pomarańczę palcami, przetaczając z jednej dłoni do drugiej.
Lekko zaciskamy palce i czujemy, jak skórka pomarańczy ugięła się. Ściskamy owoc coraz mocniej i mocniej. Spod palców tryska sok, szczypiący, ostry. Cieknie po rękach... Ściskamy pomarańczę jeszcze mocniej... Sok owocu wpada do wnętrza kanałów rąk i płynie nimi, szczypiąc ścianki kanałów i oczyszczając je. Ten sok mentalnej pomarańczy" obmywa ścianki kanałów rąk...
Nasilamy ściskanie i pomarańcza przeistacza się w maleńkie słoneczko w naszych dłoniach. Światło i pieszczotliwe ciepło ogrzewają dłonie. Początkowo nieśmiałym strumyczkiem, a potem coraz silniej i silniej płyną kanałami. Teraz już wyraźnie odczuwamy położenie kanałów w rękach i ich przebieg od dłoni do barków.
Początkowo kanały rąk są podobne do cieniutkich rurek, lecz stopniowo, w procesie treningów, staną się silnymi, wypracowanymi strukturami i wypełnią całą objętość ręki. Kanały te (jak i kanały nóg, o których mowa będzie później) przeznaczone są do wzmożonej wymiany energetycznej organizmu ze środowiskiem zewnętrznym w procesie ludzkiego działania, ruchu, tworzenia czegoś.
Otwieranie kanałów wspomagamy oddychaniem. Kilka razy wdychamy" przez kanały rąk ciepło i światło maleńkiego słoneczka znajdującego się w naszych dłoniach. I wkrótce poczujemy, jak ciepło i światło już swobodnie płyną po rękach.
W celu szybkiego i skutecznego wypracowania kanałów rąk i włączenia ich do pracy, należy regularnie wykonywać następujące ćwiczenia:
1. Głaskanie otworów wejściowych kanałów rąk. Opis tego działania przytoczono wyżej. Początkowo wykonujemy wszystko realnie, rękoma, następnie to samo, ale w myślach, na poziomie wyobrażenia i obrazów myślowych. Przy regularnym wykonywaniu tego ćwiczenia szybko pojawi się odczucie, że otwór wejściowy na początku pracy rozszerza się i zajmuje powierzchnię całej dłoni.
2. Mentalnymi rękoma" polerujemy i gładzimy ścianki kanałów wewnątrz rąk na całej ich długości. Czujemy, jak ćwiczenie to zmusza kanały do powiększania ich średnicy.
3. Kiedy poczujemy, że kanały dostatecznie czule reagują na działanie mentalnych rąk", zaczynamy wchodzić w nie przy pomocy koncentracji uwagi. Wyobrażamy sobie ciepłą kuleczkę na dłoni i zaczynamy przetaczać ją po kanale od dłoni do barku i z powrotem.
A teraz masujemy tę kuleczkę mentalnymi rękami, gnieciemy ją. Dotykana, zaczyna jaśniej świecić, pulsuje. Znów wprowadzamy kuleczkę w przestrzeń kanału, podnosimy do barku, przeprowadzamy przez barki i opuszczamy kanałem drugiej ręki do dłoni. Powtarzamy to działanie, ale w odwrotnym kierunku. Uczyniwszy tak kilka razy czujemy, jak między rękami powstało trwałe połączenie. I jeżeli wywołać odczucie pola pomiędzy dłońmi (patrz kurs wprowadzający), to szybko przybierze ono nowe oblicze: ciepło od dłoni będzie płynąć w głąb kanałów rąk, spotykać się w okolicy dołka międzyobojczykowego i spływać rękami od barków ku dłoniom. Bardzo szybko strumień zamknie się, a po kole rąk będzie przepływać strumień energetyczny w formie pierścienia. Zmusimy go do obracania się w kanałach początkowo z prawego do lewego, a następnie z lewego do prawego. Poruszamy strumień do czasu, aż pojawi się trwałe odczucie czystości i lekkości przejścia kanałami rąk, i po pierścieniu utworzonym przez strumień.
Koniecznie należy zapisywać swój stan przed rozpoczęciem i po zakończeniu pracy z polem. W pierwszym okresie szybko będzie pojawiać się zmęczenie, ziewanie, senność. Jednak przy regularnych treningach szybko to minie i zamiast zmęczenia przyjdzie skupienie wewnętrzne, pewność, dokładność, jasność myślenia. Będzie to oznaką początku akumulacji siły wewnętrznej. A im wyższy będzie jej potencjał, tym większe sukcesy będziemy mogli osiągnąć w samorealizacji.
Analogiczne kanały wymiany energetycznej są także w nogach. W zasadzie praca z nimi bardzo przypomina to, co robiliśmy ze swoimi rękoma. Ale są też pewne różnice. Po pierwsze, pracę z kanałami nóg należy rozpocząć na siedząco. Otwory kanałów wejściowych znajdziemy na środku stóp i masujemy je opuszkami palców aż do wystąpienia uczucia pustki pod skórą.
A teraz dobrze rozgrzanymi rękami ustanawiamy kontakt energetyczny z lewą stopą. Czujemy, jak energia dłoni przenika tkankę stopy. Energetycznym strumieniem rąk gładzimy otwory wejściowe kanałów nóg: początkowo na lewej stopie, później na prawej. Zaczynamy poruszać rękami wzdłuż podudzia
wolno i płynnie. Słuchamy swoich odczuć. Początkowo pojawia się uczucie, że na podudziu równocześnie z ruchem rąk porusza się fala pod skórą. Następnie odczucie to pogłębia się, aż w końcu ruch rąk wywoła w odpowiedzi ruch w kanale nogi. To samo wykonujemy z drugą nogą.
A teraz wstajemy. Nachylamy się do przodu i koncentrujemy energię rąk na swoich stopach. Zaczynamy wolno wyprostowywać się i jednocześnie mentalnie podnosimy energię kanałami nóg, pomagając w tym sobie rękami. Ręce także wolno przesuwają się od stóp w górę, do kolan, następnie do bioder
ku miednicy. Przypomnę, że ręce poruszają się samoistnie, a po nogach ślizga się promień energetyczny, spływający z dłoni.
Stopniowo kanały nóg także się aktywizują i będzie można nimi przepuścić fale oddechu, przeczyścić je oddychaniem, ale o tym nieco później.
LEKCJA 2
Zanim przejdziemy dalej, musimy zaznajomić się z zestawem ćwiczeń oddechowych Lotos". Później ćwiczenia te staną się podstawowymi podczas pracy nad strukturami energetycznymi. Pozycja wyjściowa cyklu oddychania Lotos"
nogi rozstawione nieco ponad szerokość ramion, lekko ugięte w kolanach, plecy wyprostowane, dłonie zwrócone do brzucha, koniuszki palców wskazujących i kciuków obu rąk złożone tak, aby między palcami powstał nieregularny romb, wyciągniętym kątem ostrym skierowany w dół. Romb ten umieszczamy na poziomie górnej części brzucha, w odległości kilku centymetrów od ciała. Łokcie rozstawione na boki (patrz rys. 4a).
Wdech robimy powoli, wciągając powietrze małym strumieniem, i równocześnie otwarte dłonie zwrócone do ciała podnosimy ku ramionom. Ręce zojęte w łokciach, przyciśnięte do boków, kiście podniesione do ramion, dłonie zwrócone w tył. Kończymy wdech w takiej pozycji (patrz rys. 4b).
Wciągamy nieco powietrza rozluźniając brzuch i czujemy napięcie w szczytach płuc. Zatrzymujemy wdech i liczymy w myślach uderzenia serca. Wstrzymujemy oddech na 8-10 uderzeń serca, po czym rozpoczynamy powolny, płynny wydech, skierowany w dół. Odprowadzamy" go rękami, dosłownie jakbyśmy ściskali wydech w sprężystą piłeczkę. Kończymy fazę wydechu i umieszczamy ściśnięty w sprężysty kłębek wydech w najniższej części brzucha, trochę powyżej wzgórka łonowego (patrz rys. 4c). Wstrzymujemy oddech na 8-10 uderzeń serca.
Rys. 4 Oddychanie Lotos"
Ponownie rozpoczynamy wdech z aktywną pomocą rąk. Zaczepiamy nimi o skraj sprężystej piłeczki wydechu, rozciągamy jej materie i podnosimy ją ku sercu. Wykonujemy to z jednoczesnym płynnym wdechem. Fazę wdechu kończy skrzyżowanie rąk w nadgarstkach na wysokości tarczycy (patrz rys. 4d, e). Do tego położenia ręce dochodzą naturalnie, kontynuując ruch wdechu. I znowu wstrzymujemy oddech na 8-10 uderzeń serca.
Cykl oddechowy kończymy powolnym, płynnym wydechem połączonym z dźwiękiem Siu-ju". W tym celu język zwija się w trąbkę i przyciska do podniebienia, wargi zaokrąglają się, a dźwięk przypomina wysoki świst. Wydech skierowany jest w dół.
Rys. 4
c.d. Oddychanie Lotos"
Ręce towarzyszą wydechowi i wolno opuszczają się w dół do pasa, nogi lekko uginają się w kolanach i końcowa pozycja wydechu wygląda następująco: ręce wyciągnięte do przodu, dłonie równolegle do ziemi, nogi ugięte, stopy równolegle. Poza ta przypomina postawę gimnastyka, który dopiero co wykonał trudny skok i szczęśliwie wylądował (patrz rys. 4f).
Wykonajmy kilka cykli oddechowych Lotos". Zapamiętajmy regułę: pierwsze cykle obowiązkowo powinny składać się z nieparzystej liczby powtórzeń.
Drugi etap tego ćwiczenia oddechowego różni się tylko tym, że wydech Siu-ju" kierujemy poprzez ciało i miednicę
w dół, ku ziemi. Sam wydech kończymy lekkim przysiadem, zgięciem tułowia i zaokrągleniem pleców, co pozwoli w pełni wydalić powietrze z płuc.
I oto ostatnia, trzecia część ćwiczenia. Od dwóch poprzednich różni się tym, że podczas ostatniego wdechu zatrzymujemy go w piersi i ściskamy napinając mięśnie klatki piersiowej. Zwiększamy ciśnienie wydechu i wreszcie wypuszczamy powietrze gwałtownym wydechem z okrzykiem Tja-a!".
W momencie sprężenia powietrza w płucach wyobrażamy sobie, że wydech ten gromadzi w sobie brud, ciemność i wyrzuca je z ciała razem z krzykiem. A sam głośny okrzyk jakby usuwa napięcia sfery emocjonalnej i rozładowuje nagromadzony potencjał stresu... Jest to wydech oczyszczający.
Jeśli przyjmiecie jako regułę rozpoczynanie dnia od ćwiczeń oddechowych Lotos", doprowadzając ogólną liczbę cykli najpierw do 10, a następnie dodając po 3-5 cykli tygodniowo (maksymalna dopuszczalna liczba powtórzeń
nie więcej niż 60 dziennie), to bardzo szybko poczujecie znaczne podwyższenie poziomu aktywności życiowej, poprawę ogólnego samopoczucia.
Technika oddechowa Lotos" pozwala oczyścić organizm z wielu negatywnych przejawów, w tym także z resztek napięć psychicznych, zwiększa poziom energii w ciele.
Jednakże trudno jest osiągnąć znaczące zmiany w samopoczuciu jedynie poprzez oddychanie. Dlatego naturalnym i koniecznym składnikiem systemu samouzdrawiania jest specjalna gimnastyka. Proponujemy jeden z wariantów starodawnego zestawu odnowy kręgosłupa. Ćwiczenia są tak opracowane, ażeby były jak najlepiej dostosowane dla Rosjan, ludzi, którzy myślą i postrzegają po europejsku. Dewiza łącząca wszystkie ćwiczenia zestawu brzmi: Człowiek jest młody i zdrowy dopóty, dopóki ma elastyczny kręgosłup".
1. Stajemy w postawie podstawowej: nogi szerzej ramion, lekko ugięte w kolanach. Ręce zgięte w łokciach przed piersią, dłonie swobodnie ułożone palcami w dół. Prawa ręka przesuwa się w bok łokciem do przodu i w ślad za nią podąża tułów. Stopniowo ciężar ciała przemieszcza się na prawą nogę. Lewa ręka wykonuje ruch, jakby popychając prawą w kierunku ruchu. Kończymy ruch w najdalszym punkcie, do którego możemy dociągnąć łokieć prawej ręki. Na moment zamieramy w tej pozycji, następnie wykonujemy ruch powrotny. Teraz lewa ręka przesuwa się łokciem do przodu, a prawa jakby ją popycha. Ciężar ciała stopniowo przenosi się na lewą nogę... Całe ćwiczenie wykonuje się tak, aby ciało maksymalnie odchylało się od swojej pionowej osi w prawo i w lewo. Ćwiczenie to doskonale wyrabia kręgosłup, szczególnie w płaszczyźnie bocznego wygięcia. Tempo wykonywania
powolne, oddech swobodny, nieskrępowany, rodzący się naturalnie w trakcie wykonywania ćwiczenia (patrz rys. 5).
Rys. 5
2. Pozycja wyjściowa. Ręce wyciągnięte do przodu na wysokości piersi, dłońmi do ziemi. Prawa ręka obraca się grzbietem dłoni ku piersi i w takim położeniu przesuwa się w górę do momentu, kiedy sama zacznie się obracać do naturalnego położenia. Dłoń przy tym otwiera się do góry, ku niebu.
Lewa ręka w tym czasie przesuwa się wzdłuż bocznej powierzchni ciała w dół i osiąga punkt maksymalnego wyciągnięcia. Dłoń obraca się ku ziemi. W tym położeniu ciało jest jakby rozciągane pomiędzy wyciągniętymi w różne strony rękami (w górę
w dół). W momencie maksymalnego rozciągnięcia ciała pomiędzy rękami należy lekko przegiąć kręgosłup na odcinku piersiowym i znieruchomieć na kilka sekund.
Po pauzie w skrajnym położeniu lewa ręka obraca się dłonią ku górze i wznosi się, a prawa obraca się grzbietem w kierunku nosa, opuszcza w dół. Obie dłonie spotykają na poziomie nosa, rozchodzą się i przyjmują położenie przeciwstawne (lewa ręka u góry, prawa na dole). Oddychanie równomierne, spokojne, swobodne (patrz rys. 6).
Rys. 6
3. Nogi rozstawione znacznie szerzej ramion. Ręce złożone w zamek" przed tułowiem na poziomie pępka. Wykonujemy obroty tułowia na boki z podnoszeniem rąk nad głowę i równoczesnym wygięciem kręgosłupa.
Złożone w zamek" ręce przesuwają się na poziomie pasa w bok ku górze i jednocześnie z nimi rozprostowuje się tułów. Nogi pozostają nieruchome. Ćwiczenie kończy się silnym wygięciem kręgosłupa. Tempo ruchu jest powolne, oddech równy, spokojny (patrz rys. 7).
Rys. 7
4. Ćwiczenie "Reka-wąż". Ręce wyciągnięte do przodu, przed tułowiem na wysokości ramion, dłonie zwrócone w dół, ku ziemi. Głowa pozostaje nieruchoma, wzrok utkwiony w jednym punkcie. Ręka zaczyna ruch od ugięcia w łokciu. Łokieć podnosi zgiętą rękę ku górze, dłoń patrzy" do przodu zwartymi palcami (ręka przypomina gibkie ciało żmii, a dłoń
głowę). Przesuwamy dłoń prawej ręki ponad lewym uchem, okrążając głowę z przodu od strony czoła i przesuwamy ją, zgiętą w łokciu, daleko w tył za plecy, wolno opuszczamy w dół. Patrząc z boku, ręka jakby opisuje kolisty ruch nad głową. To samo wykonujemy lewą ręką. Synchronizujemy ruchy obydwu rąk i osiągamy takie wykonanie, w którym obie ręce jedna za drugą przechodzą nad głową, na podobieństwo gibkich ciał węży. Kręgosłup przy tym, całkowicie uwolniony, wygina się swobodnie w tym samym tempie i rytmie, który wyznaczają ręce (patrz rys. 8).
Rys. 8
5. Ćwiczenie Myjący się kot". Przypomnijmy sobie, jak kot oblizuje swoje łapki, zanim rozpocznie mycie się". Ćwiczenie polega na imitowaniu ruchów kota podczas tej czynności. Ręce ugięte w łokciach, rozluźnione. Zaczynamy ruch lekkim szarpnięciem ramienia do przodu, podnoszącym rękę do ust. Ręka na poziomie stawu łokciowego zamiera na sekundę na wysokości ust i powoli opuszcza się w dół, przesuwając łokieć w bok na zewnątrz (patrz rys. 9).
Rys. 9
Po wykonaniu tego ćwiczenia zaczynamy opanowywać jego następny etap. Ręce zgięte w łokciach i przyciśnięte do boków. Dłonie opuszczone w dół. Prawa ręka przesuwa się do góry ku ramieniu, następnie za kark i okrąża głowę od tyłu, przez potylicę na czoło i twarz, po czym wraca do punktu wyjścia. To samo wykonuje lewa ręka. Wykonujemy to ćwiczenie równocześnie obiema rękami, starając się zsynchronizować ruch. Kręgosłup jest całkowicie rozluźniony i czujnie reaguje na wszystkie ruchy rąk, swobodnymi, płynnymi wygięciami (patrz rys. 9a).
Rys. 9a
6. Podnosimy ręce do góry i zaczynamy opisywać nimi w przestrzeni nad sobą ósemkę", stopniowo zwiększając jej rozmiary. W miarę powiększania się rozmiarów ósemki" ciało stopniowo zaczyna odchylać się od osi pionowej. Równocześnie z kołysaniem ciała przenosimy jego ciężar z jednej nogi na drugą (patrz rys. 10).
Rys. 10
7. Stoimy w postawie wyjściowej
nogi szerzej ramion, lekko ugięte w kolanach, ręce przed sobą, plecy wyprostowane. Silnie zaokrąglamy plecy, uginając się i podciągając głowę do piersi. Następnie tak samo powoli zaczynamy wyginać kręgosłup w przeciwną stronę, silnie odwodzimy w tył miednicę i barki. Na końcu ćwiczenia ciało przypomina mocno naciągnięty łuk (patrz rys. 11).
Rys. 11
8. Nogi rozstawione szeroko. Przysiadamy na jednej nodze, a druga stoi na całej stopie. Noga utrzymująca ciężar ciała początkowo stoi na palcach, a następnie płynnie opada na całą stopę. W pozycji tej płynnie huśtamy się w górę
w dół, rozciągając mięśnie krocza i bioder. Powtarzamy ćwiczenie z przeniesieniem środka ciężkości na drugą nogę (rys. 12).
Rys. 12
Na tym kończymy rozgrzewkę i uspokajamy oddech. Żeby przywrócić normalny rytm oddychania, stosujemy taką technikę: ręce zwrócone dłońmi ku górze, połączone ze sobą opuszkami średnich palców, umieszczamy poziomo na wysokości pępka. Robimy krótki, niepełny wdech i przemieszczamy ręce na wysokość piersi. Jeszcze jeden krótki, niepełny wdech i ręce przemieszczają się do poziomu tarczycy. Stąd z wydechem ręce opadają po bokach do pępka i tam ustawiają się w początkowym położeniu. Szybkość zmienia się w zależności od intensywności oddychania. Początkowo należy robić szybkie, krótkie wdechy oraz szybko i zdecydowanie przemieszczać ręce od pępka w górę. Ale już po dwóch powtórzeniach należy spowolnić ruch rąk i, odpowiednio, rytm oddychania. Wydech wykonujemy płynnie, w coraz wolniejszym rytmie. Po pięciu-sześciu powtórzeniach ćwiczenia oddychanie wyrównuje się, a rytm pracy serca normalizuje się.
Kładziemy się. Upewniamy się, czy jest nam wygodnie. W myślach powtarzamy formułę: Robię wdech lekko i spokojnie... Robię wydech lekko i swobodnie."
Rozluźniamy się etapami opanowanymi na pierwszych zajęciach. Znów znajdujemy się u drzwi prowadzących do świata medytacyjnej rzeczywistości i przechodzimy drogę od progu do grzbietu wzgórza. Skaczemy w dół i rozpływamy się w morzu spokoju, odpoczynku, błogości. Nasza fizyczna powłoka topi się w falach wypoczynku...
Zlewamy się z matową kulą i formujemy z jej materii swoje nowe, czyste, świetliste i silne ciało...
Wychodzimy z kuli na kwitnącą łąkę. Elastyczna trawa sprężynuje pod nogami, duże polne kwiaty dotykają kolan, powietrze jest ciche i przeźroczyste, dzwoni od pszczelego brzęczenia i upału.
W dali, w lekkiej mgle, widać przeźroczysto-błękitne jezioro. Wabi do siebie chłodem, woła, przyciąga... Idziemy na brzeg jeziora, a po drodze dotykamy rękami kwiatów. A każdy daje swoje odczucie. W celu nasilenia tego niezwykłego uczucia wciągamy energetyczny zapach kwiatów przez kanały rąk. Energetyka zapachu niezwykłą, ciepłą falą przetacza się kanałami rąk, jest wchłaniana przez ich ścianki. Zapamiętajmy to odczucie.
Biegniemy do jeziora. Bieg jest lekki, jak we śnie. Nie tyle biegniemy, co ogromnymi skokami przelatujemy przez kwitnącą łąkę. I ostatnim skokiem opadamy na pas piasku na skraju wody.
Piasek jest gruby, ciepły, delikatnie łaskocze nasze stopy. Promienie słońca wypełniają wody jeziora złocistym światłem. Wchodzimy do wody. Czujemy, jak delikatna jeziorna fala czule liznęła przypływem stopy i wabi za sobą. Wchodząc do wody głębiej czujemy, jak delikatnie obejmuje nasze stopy, łydki, kolana, jak pieści i gładzi skórę. Woda nasycona jest płynnym złotem słońca. Czerpiemy pełnymi garściami mieniącą się słońcem wodę, podnosimy ręce w górę i wylewamy sobie brylantowe kropelki na ramiona, głowę, piersi. Miriadami mieniących się, tęczowych kropelek woda rozbryzguje się na naszym ciele, spływa od ramion do nóg i dreszczem radości przenika ciało. Kilka razy oblewamy się słoneczną wodą i z każdym nowym dotknięciem słonecznych kropel do ciała, nasila się wewnętrzna radość, która przepełnia nas, wylewa się na zewnątrz.
Wolno siadamy i wyciągamy ręce do przodu. Zaczyna po nich płynąć odczucie wewnętrznej radości. Ten mieniący się strumień cieknie od każdego uczestnika grupy do środka kręgu i tam koncentruje się w jasnym, świecącym słoneczku. Staje się ono coraz jaśniejsze i wkrótce wybucha strumieniami światła. Stoimy w tych strugach i czujemy, jak ciała zamieniają się w długie, gibkie wodorosty i wolno, płynnie kołyszą się pod naciskiem potoków światła. Ciało-wodorost kołysze się i rozprzestrzenia wokół siebie stan spokojnej, cichej radości, napełnia nim całą otaczającą przestrzeń.
Dzielimy się swoją cichą radością z otaczającymi nas ludźmi, oddajemy ją całą, bez reszty i otrzymujemy ją od swoich towarzyszy w nadmiarze...
Na fali radosnego, swobodnego oddawania kończymy nasze ćwiczenie.
Na podstawie doświadczeń wyniesionych z pracy w grupach radzę nie starać się opanować wszystkich ćwiczeń za jednym razem. Na każdych zajęciach należy dopracować dwa ćwiczenia. Wtedy, na końcu kursu, wszystkie one będą zrozumiałe i całkowicie opanowane.
Niezmiernie ważne jest zachowanie tego nastroju radości i pragnienia dzielenia się z bliskimi swoimi nowymi przeżyciami, także w czasie pomiędzy zajęciami. W celu wywołania w sobie tych przeżyć, należy przypomnieć sobie jakieś wyraziste odczucia, związane z zajęciami w grupach.
I tak pierwszy krok został zrobiony...
LEKCJA 3
Po intensywnej rozgrzewce grupę należy posadzić tak, aby powstał swego rodzaju pociąg: każdy uczestnik siedzi twarzą do potylicy osoby przed sobą. Odległość między uczestnikami powinna wynosić około półtora metra. Zadanie jest następujące: siedzący z tyłu powinien nastroić swoje ręce na odczucie bioenergetycznego strumienia pomiędzy dłońmi. Następnie ustala taki kontakt energetyczny z plecami siedzącego przed nim (technika tego działania jest opisana w materiałach kursu wprowadzającego).
Tworzymy nastrój dla czekającej nas pracy: pozbywamy się uraz, złych myśli, nastroju przygnębienia. Przypomnijmy sobie zalecenia ze wstępnego kursu samoregulacji
wykorzystujmy je dla szybkiej samopomocy.
Zaczynamy od tego, że strumieniami energii ze swoich dłoni będziemy gładzić plecy swojego partnera. A ponieważ koło, jakie tworzy grupa, jest zamknięte, indywidualny impuls energetyczny wróci do swojego nadawcy, przechodząc przez wszystkich uczestników pracy i wzbogacając ich w siłę i energię.
Stopniowo w procesie pracy zauważamy, że gładząc swoimi energetycznymi strumieniami z dłoni plecy partnera, w poszczególnych ich częściach doświadczamy różnych odczuć. Rzecz w tym, że dotknięcie strumieniami z waszych rąk ciała drugiego człowieka jest dla niego nie tylko przyjemnym oddziaływaniem, ale z drugiej strony
jest także informacją diagnostyczną dla was. W miejscu, gdzie u partnera istnieją określone zjawiska zastojowe, czujecie nadmiar ciepła lub odpychanie, a tam, gdzie występuje niedobór energii w tkankach i organach, otrzymujecie informację w postaci odczucia chłodu lub przyciągania. A w miejscach zakłóceń subtelnych energetycznych współzależności pojawia się w waszych dłoniach odczucie kłucia. Także i partner czuje to kłucie. I tak, niezauważalnie dla siebie, wykonaliśmy pierwszy seans ekstrasensorycznej diagnostyki. Oczywiście daleko jej jeszcze do doskonałości, brakuje zrozumienia wielu niuansów stanu człowieka, ale przecież najtrudniejszy jest początek!
W procesie pracy grupowej można zauważyć jedną, bardzo ważną prawidłowość zajęć grupowych. Gdybyśmy po ustaleniu kontaktu energetycznego pomiędzy partnerami, zmienili ich, a jeszcze lepiej
przemieszali cały krąg, to wkrótce wyraźne odczucia, występujące przy kontakcie pomiędzy dłońmi a pewnymi częściami ciała, ulegną zatarciu. We wzajemnym oddziaływaniu energetycznym dwojga ludzi subtelne zakłócenia zostały skorygowane, przy czym bez świadomego działania operatora na swojego pacjenta. Dlaczego?
Przeprowadzono następujące doświadczenie: pierwszym aparatem określono potencjał energetyczny jednego człowieka i wyniósł on przykładowo 16 jednostek. Drugim aparatem określono potencjał drugiego człowieka i wyniósł on przykładowo 12 jednostek. Ale kiedy dokonano pomiaru jednocześnie u obu uczestników eksperymentu jednym przyrządem, wskazał on wielkość średnią
po 14 jednostek u każdego.
Ten, u którego potencjał był wyższy, zwyczajnie podzielił się z tym, u którego potencjał był niższy. Dokonało się to bez świadomego udziału uczestników eksperymentu. Taka jest po prostu natura człowieka: kiedy jesteś spustoszony wewnętrznie i osłabiony, nie będąc tego świadomy przyciągasz do siebie energię od innych ludzi. I odwrotnie
kiedy jesteś pełen sił, lekko dzielisz się swoimi zapasami z potrzebującymi.
Chcę od razu uprzedzić wszystkich, którzy lubują się w opowieściach o energetycznych wampirach", wysysających siły życiowe ludzi. Takich wilkołaków jest bardzo, bardzo mało i z reguły wszystkie ich próby przeżycia cudzym kosztem kończą się żałośnie właśnie dla nich samych. Na początku pojawia się oczywiście efekt silnego podchmielenia, ale bardzo szybko razem z siłą życiową innych ludzi do wampirów" przywędruje wszystko negatywne, co wypełnia człowieka: jego dolegliwości, stresy, zmartwienia i nieszczęścia. Jest to swego rodzaju reakcja obronna naszej podświadomości wobec próby wyciągnięcia energii...
Nie jesteśmy, jak nam się wydaje, odosobnieni w naszym życiu. I jeżeli po dniu obcowania z innymi ludźmi w pracy zamykamy się w mieszkaniu, to w ten sposób zrywamy tylko zewnętrzne, fizyczne kontakty. A psychoenergetyka kontynuuje pracę. Przypominamy sobie kogoś i w ten sposób wysyłamy mu cząstkę własnej energii. Ktoś wspomina nas i dzieli się z nami swoją siłą i tak dalej. We śnie intensywność wymiany energetycznej jest ograniczona, ponieważ większość ludzi śpi i procesy przekazywania sił i energii zachodzą jedynie pomiędzy najbliższymi osobami. Przykładowo, małżonkowie śpią w jednym łóżku i znajdują się w stanie stałej wymiany energetycznej. Zwłaszcza gdy lubią się nawzajem, to energia czułych uczuć, rzeką wylewa się na partnera. Jeżeli stosunki są napięte, to pomiędzy nimi dosłownie wyrasta ściana, przez którą trudno się przebić.
Nasz organizm jest na tyle samodzielny i doskonały, że nie zagraża mu zbyt wielkie ryzyko, gdy ktoś tam wyssie naszą siłę życiową. Mechanizmy samoregulacji, stojące przez cały czas na straży, zdołają na czas zamknąć śluzę i zatrzymać wyciekanie energii, choćby nie wiadomo jak bardzo chciały domorosłe wampiry" nassać się cudzej siły.
Najważniejsze, o czym należy wówczas pamiętać, to że energii wokół nas są całe oceany. I otrzymanie potrzebnej jej ilości nie wymaga szczególnej pracy, wystarczą szczere chęci i pewna, niewielka praktyka.
Przeprowadzimy doświadczenie. Ustawiamy grupę w krąg, twarzami do środka. Wyciągamy ręce i wysyłamy potoki energii ze swoich dłoni
do przodu. Stopniowo zmieniają się odczucia u wszystkich uczestników pracy. Wydaje się, że wewnętrzna przestrzeń kręgu zapełnia się czymś bardziej gęstym niż powietrze. Trudno opisać słowami ten stan, ale wrażenie gęstego, sprężonego powietrza wewnątrz kręgu nasila się i dochodzi do niego jeszcze odczucie świeżości, subtelności", jak zdarza się to w lesie po burzy. Jest to koncentracja energii, wziętej nie z organizmu, ale z zewnątrz. Po prostu uczestnicy pracy nie umieją jeszcze zaobserwować, jak oni to robią. Ale umiejętność
rzecz nabyta, wszystko przyjdzie w swoim czasie.
Wróćmy do wampirów". Jak już powiedziałem, prawdziwych profesjonalistów jest niewielu i nie próbują oni wysysać cudzej siły jak popadnie. Obiektami ich zainteresowania stają się ludzie szczególnego rodzaju, o szczególnej charakterystyce energetycznej, którzy mogą jakościowo zadowolić wampirze" potrzeby. Ale ma to miejsce poza sferą życia większości ludzi, praktycznie ich nie dotyka. Są to swego rodzaju psychoenergetyczne "rozboje" na subtelnych płaszczyznach bytu.
Dla większości ludzi ważne jest coś innego: wszyscy jesteśmy jednocześnie i dawcami, i wampirami. Komuś, kogo lubimy, oddajemy energię nie zastanawiając się. A przed kimś, przed kim mamy się na baczności
chowamy swoje siły. W życiu rodzinnym jeden z małżonków obowiązkowo wyciąga po trochu siły z drugiego. Przy czym role ciągle zmieniają się i w przeciągu doby wampirem może być wielokrotnie i żona, i mąż.
Przewiduję, że wiele egzaltowanych osób, częściej kobiet, zacznie obwiniać swoich życiowych partnerów za ciągły wampiryzm, a siebie uważać za niewinną ofiarę i bezgranicznego dawcę. Uspokójcie się, najczęściej ci obwiniający okazują się podstępnymi wampirami, próbując oskarżeniami, wymówkami, wewnętrzną obrazą wywołać u partnera wybuch emocjonalny i jego siłą, energią uzupełnić swoje zapasy, stracone przez użalanie się nad sobą. Spróbujcie nie obwiniać waszego partnera, a zwyczajnie odnosić się do niego ze spokojem. Zobaczycie, jak od razu zrobi się lżej i jemu, i wam.
Zaczynamy medytację. Rozluźniamy się i wychodzimy na znaną nam już łąkę, odczuwamy urok letniego południa. Wchodzimy na pagórek porośnięty dużymi, polnymi kwiatami. Oddycha się tutaj lekko i swobodnie. Kładziemy się na ziemi i czujemy, jak pod naszymi plecami sprężyście ugięły się źdźbła traw. A teraz przysłuchujemy się swojemu ciału i czujemy potężny prąd Ziemi, który płynie po źdźbłach trawy, wchodzi w nasze ciało. To energia rodzimej Planety wlewa się w nas, napełnia swoją macierzyńską siłą.
Otwieramy swój kręgosłup na spotkanie strumieniom ciepła z Ziemi. Otwieramy jakby rozpinając zamek błyskawiczny wzdłuż całego kręgosłupa. Gdy jest już w pełni otwarty, czujemy, jak intensywne ciepło wlewa się do wnętrza, rozpuszcza wszystkie przegrody przeszkadzające w cyrkulacji ciepła wewnątrz kręgosłupa.
Na koniec ciepło jaskrawym, iskrzącym się słupem wypełnia kręgosłup, rozprostowuje go, usuwa wszystkie wewnętrzne blokady. Prąd ciepła rozprzestrzenia się coraz dalej, rozgrzewa ręce i nogi, delikatną falą przetacza się po ciele, zanurza je w spokoju i ukojeniu. Poleźmy tak, zlejmy się z cichym strumieniem błogości wypełniającej ciało.
Mentalnie wstajemy. Przed nami łąka i jezioro na jej krańcu. Jednym ogromnym susem, lekkim, jak we śnie, pokonujemy odległość do jeziora, wchodzimy w wodę i polewamy się roztopionym złotem słońca i na fali radości, która napełniła ciało, wychodzimy z medytacji.
Grupa staje w kręgu. Podnosimy ręce przed siebie na wysokość ramion, składamy dłonie w koszyczek" i czujemy w nich maleńkie słoneczko. Ono ogrzewa wejścia kanałów rąk, rozmiękcza struktury dłoni.
Pieszczotliwie i delikatnie dmuchamy na słoneczko i widzimy, jak kulka światła zerwała się z naszych dłoni i niesiona podmuchem skierowała się do środka kręgu. Tam słoneczne kulki z dłoni wszystkich uczestników pracy zlały się w jedną całość i zapłonęły jak jedno wielkie słońce. Jego łagodne promienie oblewają nasze ciała i równym, stabilnym strumieniem płyną kanałami rąk. Czujemy, jak kanały lekko dudnią i wibrują w strugach strumienia. Strumień słonecznego ciepła dosięga ramion. Tutaj mogą objawić się ostatnie blokady na drodze energii. Usuwamy je natężeniem woli, otwieramy drogę sile
kanałami rąk
do wnętrza naszego ciała. Ono, jak pusty dzban, wypełnia się złocistym światłem i ciepłem energii słońca. Wskaźnikiem wystarczającego napełnienia jest odczucie ciężkości w rękach. Zaczynają one wolno opadać na miejsce.
Wykonujemy kilka cyklów oddychania Lotos".
Po wykonaniu tego ćwiczenia mogą pojawić się pewne negatywne stany: senność, ociężałość, lekkie kołatanie serca, niewielkie podwyższenie ciśnienia tętniczego. Nie należy się tym niepokoić. Po prostu organizm po raz pierwszy tak intensywnie i celowo wpompował w siebie energię, i musi rozdzielić ją, zrównoważyć, napełnić swoje magazyny. Dlatego najlepiej po zajęciach położyć się spać lub spokojnie posiedzieć w samotności i głęboko rozluźnić się. A przynajmniej nie należy zajmować się wtedy aktywną pracą fizyczną.
LEKCJA 4
Otwórz się przed szczęściem i wtedy ono wejdzie w ciebie. Otwórz oczy i słuchaj: szczęście jest w kołysaniu się trawki i w szemraniu wody, w pierwszym krzyku porannego ptaka i delikatnym szeleście liści. Szczęście jest w tej harmonii między ludźmi i przyrodą, która została utracona.
Oduczywszy się widzieć otoczenie ludzie oduczyli się odczuwać szczęście. Uczcie się od nowa szczęścia, uczcie się od lasu i pola, uczcie się od wiatru i słońca, ponieważ szczęście może dać tylko świat w harmonii..."
Tą sentencją rozpoczynamy kolejną lekcję. Prawdziwy stan świata żywej przyrody
to szczęście istnienia. Ale ludzie dawno już przestali zadowalać się tym, co samo wpada w ręce, uważając, że aby być szczęśliwym należy posiadać jakieś rzeczy, mieć coś takiego, czego nie ma nikt.
W rzeczy samej jest to tylko iluzja naszego stereotypu postrzegania świata. Nie potrafimy po prostu inaczej zrozumieć tego zdumiewającego stanu
szczęścia! Jednak spróbujemy oderwać się od zwyczajowych norm i standardów pojmowania świata. Przypomnijmy sobie, jak na poprzednich zajęciach napełnialiśmy kręgosłup energią Ziemi. Wykonujemy to. Od razu czujemy, jak energia Ziemi zaczyna potężnie cisnąć z dołu na plecy i barki, odpychać od powierzchni. Ciało odrywa się od planety i początkowo wolno, a potem coraz szybciej i szybciej, jak rakieta, dąży w górę, ku granicom atmosfery.
Czujemy, jak mocny wiatr opływa ciało, gwiżdże w uszach... i otacza nas milczenie Kosmosu... Wokół rozpościera się cisza i majestatyczny spokój. Wpadamy w ten spokój ze swoimi emocjami i namiętnościami, pragnieniem posiadania. Stopniowo zaczynamy czuć, jak fale spokoju przenikają z zewnątrz w nasze głębiny, rozpuszczają w sobie wzburzenie, przyjmują do siebie... Stajemy się cząstką tego spokoju. Wolno płyniemy w milczeniu Kosmosu i odczuwamy na swojej twarzy i ciele miękkie i delikatne promyki gwiezdnego światła. Są one jak pieszczotliwe dotknięcia.
Na spotkanie gwiezdnemu światłu otwieramy swoją pierś. Czujemy, jak napełnia się... Łagodne, gwiezdne światło koncentruje się w piersi w postaci świecącego obłoczka, rozlewa się po całym ciele i napełnia je aż do pojawienia się uczucia lekkiego rozpierania. Ciało upodabnia się do balonika wypełnionego gwiezdnym światłem.
Wracamy na orbitę Ziemi. Oblatujemy rodzimą planetę i z zainteresowaniem obserwujemy obrazy daleko w dole, pod nami. Nieco rozmyte mgiełką atmosfery przesuwają się oceany, kontynenty, góry, rzeki, lasy, pola...
Gwiezdne światło w ciele przepływa w okolice miednicy i koncentruje się tam w postaci gęstego, sprężystego obłoczka, który strzela promieniem światła w dół, ku Ziemi. Promień staje się coraz bardziej intensywny, i oto już cała dolna część ciała staje się promieniem, skierowanym na powierzchnię planety.
Promień przebija warstwy atmosfery, skorupę planety, osiąga środek Ziemi i zlewa się z silnie pulsującym jądrem ziemskim.
Promień staje się nerwem, szybem, przez który energia ziemskiego jądra wlewa się potężnymi strumieniami w ciało i koncentruje się w okolicy miednicy. Tworzy się tam ciężki, niewzruszony dysk energii
fundament naszej stabilności psychicznej.
Opierając się na tym dysku spokoju będziemy mogli łatwo poradzić sobie z materialnym i życiowym zamętem. Aby odczuć działanie dysku, należy rozkręcić go zgodnie z kierunkiem ruchu wskazówek zegara i poczuć, jak wszystkie niepokoje, bolesne przeżycia i emocjonalne wzburzenia są przyciągane do wirującego dysku, a on
jak żarna
miele je, zamienia w mąkę najbardziej smutne przeżycia.
Rozkręcamy dysk odporności psychicznej", osiągając pojawienie się uczucia głębokiego spokoju, o którego ścianę mogą rozbić się najbardziej agresywne psychiczne docinki waszych życiowych przeciwników.
I znów, napełniwszy się spokojem, kierujemy promień gwiezdnego światła z siebie na powierzchnię Ziemi. Nieoczekiwanie dla siebie czujemy, jak promień, na podobieństwo wrażliwego nerwu, odczuwa wszystkie emanacje żywej przyrody. Promieniowanie każdej trawki, stan kwiatka i drzewa, pole spokoju lasu i drżącą, jak upalne powietrze, ciszę łąki. Za pomocą swojego nerwu-promienia ostro doświadczamy uczucia prawdziwego szczęścia, wywołanego tylko samym faktem istnienia na świecie. Każda trawka, płatek, drzewo, krzak, woda, las
wszystko jest przeniknięte szczęściem istnienia. Świat kocha je dlatego, że one są. Na moment i nam uda się poczuć tę miłość na sobie. Miłość po prostu za to, że żyjemy na tym bożym świecie. To wstrząsające uczucie dane jest tylko na moment, aby móc zrozumieć, że istota prawdziwej miłości nie zawiera się w przyczynie, ale w samym fakcie istnienia.
Wchłaniamy miłość świata w siebie i szczęście przyrody od samego stanu jej życia. W połączeniu z dyskiem odporności psychicznej" mogą one wywołać w człowieku stan cichej radości z życia. Radośnie będzie budzić się i zasypiać, radośnie widzieć świat takim, jaki jest. Radośnie żyć...
Na tej fali kończymy medytację. Przeprowadzamy kilka ćwiczeń rozgrzewających, wykonujemy ćwiczenia kręgosłupa. Niekoniecznie wszystkie
wystarczą dwa-trzy. Następnie oddychamy według techniki oddychania Lotos" i na krótko rozluźniamy się.
Radość nieco opadnie, ale tak powinno być, ponieważ nie można cały czas przebywać w stanie wielkiego szczęścia. Ono męczy nie mniej niż ciężka praca fizyczna.
Po zajęciach należy cały czas przysłuchiwać się sobie, odczuwać nowy stosunek do świata, nową jakość życia w sobie...
LEKCJA 5
Lekcja ta będzie podobna do poprzednich i należy zacząć ją od znanej medytacji lotu wokół Ziemi.
Ponownie napełniamy kręgosłup siłą planety, wzbijamy się do góry, przedzieramy się w Kosmos i napełniamy siebie obłokiem gwiezdnego światła. Światłem tym zasilamy dysk odporności psychicznej".
Kontynuujemy lot po orbicie wokół Ziemi...
Stopniowo zwalniamy lot i zaczynamy opuszczać się przez atmosferę prosto do wody znanego już nam jeziora. Polewamy się słoneczną wodą, czerpiąc ją garściami.
Podnosimy ręce ku górze, otwieramy dłonie na spotkanie promieni słońca. Odczuwamy ich ciepło i ciśnienie w samym środku dłoni, tam gdzie otwiera się i pulsuje otwór wejściowy kanału energetycznego. Promienie słońca silnym strumieniem płyną po rękach i napełniają wnętrze ciała. Tak jakby wewnątrz wschodziło słońce, zalewało ciało światłem i napełniało nas dziwnym uczuciem czystości, wewnętrznego obmycia.
Ciało zostało wypełnione, wychodzimy z jeziora na ciepły, gruby piasek. Nieopodal jest łączka z młodą, zieloną trawką. Stajemy na niej boso i całą powierzchnią stóp odczuwamy jedwabistą delikatność. Skupiamy swoją uwagę na odczuciach stóp i odczuwamy, jak potężny strumień energii rosnącej trawy kieruje się kanałami nóg ku górze, w ciało. Strumienie płynącej w nogach energii podnoszą się do tułowia i tutaj mieszają z energią słońca, tworząc po zmieszaniu harmonijny stan równowagi wewnętrznej.
Kładziemy się, rozluźniamy, rozpuszczamy w opuszczającej się ku nam z błękitnych przestworów nieba świecącej kuli i budujemy z jej materii nowe, silne i zdrowe ciało.
Poczynając od tej lekcji wszystkie nasze działania medytacyjne i fizyczne będziemy kończyć tworzeniem z materii kuli swego nowego, silnego i zdrowego ciała. Efekt tego ćwiczenia nie omieszka ujawnić się, jeśli będziecie formować nowe ciało odrzucając na bok ciemność chorób, nadmiar złogów tłuszczowych, będziecie tworzyć ciało takim, jakim chcielibyście je widzieć...
Ta, środkowa, lekcja doprowadza wszystkich uczestników kursu do najważniejszego
opanowania kanałów energetycznych rąk i nóg. Właśnie przy pomocy tych struktur będziemy potrafili aktywnie uzupełniać zużyte zasoby sił, utrzymywać siebie zawsze na wysokim poziomie psycho-energetycznym i pozostawać w zrównoważonym, spokojnym stanie ducha.
Od dzisiaj ważne będzie codzienne ładować ciało energią przez kanały nóg i rąk. Najlepiej jest wykonywać to rano, gdzieś w parku, na brzegu rzeki, w lesie... Jeśli jednak nie ma takich możliwości, można wykonywać to także w domu. Potrwa to, co prawda, znacznie dłużej, ponieważ żywa energia przyrody i zastała energia mieszkania znacznie różnią się od siebie swoimi charakterystykami jakościowymi.
Dołóżmy starań, aby wykonywać poranne ćwiczenia w parku lub jakimkolwiek innym zielonym zakątku. Po wykonaniu kilku cyklów oddychania Lotos" za pomocą oddechu przeczyszczamy kanały rąk i nóg (technika wykonania opisana jest wyżej). Następnie wolno podnosimy ręce ku niebu i wyobrażamy sobie, że przez otwory wejściowe kanałów na dłoniach zaczyna wolno płynąć prąd energii. Płynie coraz szybciej, a otwory wejściowe kanałów rozszerzają się. W środku dłoni pojawia się ciepło, które w miarę narastania siły strumienia staje się intensywniejsze.
Strumień płynący po rękach przenika całe ciało i wlewa się w nie jak do pustego dzbana. Zapełnia, od stóp, najpierw przestrzeń wewnątrz nóg, następnie wnętrze tułowia i dalej szyję oraz głowę.
Początkowo w rękach pojawi się ociężałość, ale w miarę nasilania się strumienia coraz lżej będzie utrzymywać podniesione ręce, ponieważ strumienie same będą je podtrzymywać.
Po napełnieniu ciała energią przez kanały rąk przyszła pora napełnić je innym rodzajem siły, napływającej kanałami nóg. Związanych jest z tym kilka osobliwości. Pierwsza
aktywizując oddechem kanały nóg postarajcie się wyobrazić sobie, że nie ma na nogach obuwia, ono jakby rozpuściło się i dlatego energia swobodnie przenika do podeszwy i wchodzi do kanału, jest wchłaniana przez jego ścianki, wciągana jak powietrze do odkurzacza.
Druga
nie starajcie się napełniać ciała tak, jak robiliście to przy przyjmowaniu strumieni przez ręce. Energia płynąca z dołu zorientowana jest w swoim ruchu z dołu do góry, a siły grawitacji wpływają na nią nieznacznie. Dlatego umożliwcie tej energii z dołu swobodnie płynąć po ciele od stóp do głowy. Napełnianie odbędzie się tak, że organizm sam skieruje strumień od dołu tam, gdzie będzie to jemu potrzebne i nie trzeba kontrolować napełniania ciała. Waszym zadaniem w tym przypadku jest tylko stać i słuchać" swoich odczuć, siłą woli poprawiać strumień od dołu, kontrolować pracę otworów wejściowych kanałów nóg.
Między piątą a następnymi lekcjami można zrobić sobie przerwę na przykład na tydzień, i codziennie, rano i wieczorem, wykonywać lądowanie energią przez kanały rąk i nóg. Jak już wyżej powiedziano, dla porównania należy zapisać sobie swoje subiektywne odczucia na początku tego tygodnia i później, po jego zakończeniu. Porównajcie. Energetyczne i siłowe napełnienie organizmu wzrośnie wielokrotnie, a regularne powtarzanie tych ćwiczeń doprowadzi każdego
kto do tego dąży
na nowy jakościowo poziom w swoim rozwoju wewnętrznym.
LEKCJA 6
Lekcja ta stanowi naturalną kontynuację poprzedniej i oparta jest na aktywnym wypracowaniu kanałów rąk i technikach ładowania energetycznego.
Najlepiej jest lekcję tę przerabiać wczesnym rankiem, gdzieś w cichym, zielonym zakątku. Postarajmy się zdążyć przed świtem, kiedy jutrzenka subtelnym strumieniem delikatnych energii maluje niebo i w tym łagodnym płomieniu rodzi się słońce.
Stajemy twarzą na wschód. Koncentrujemy się na kanałach rąk przygotowując je na przyjęcie słonecznej energii i siły. W pewnym momencie czujemy, że ręce stały się lekkie, jak puszek.
Koncentracją wchodzimy w kanały nóg i odczuwamy, jak one również budzą się" i przygotowują na przyjęcie energii Ziemi.
Słońce wschodzi i ręce lekko wznoszą się na spotkanie jego promieni, wiszą swobodnie, nie trudzą nas swoim ciężarem. Słońce potężnymi strumieniami leje się kanałami, napełniając swoim ciepłem i światłem wnętrze ciała. Teraz
nawet chcąc to uczynić
opuścić ręce nie jest łatwo. W kanały jakby zostały wstawione sworznie ze sprężonego powietrza i to one utrzymują ręce podniesione ku słońcu.
W momencie rozpoczęcia wchłaniania strumienia energii ze słońca czujemy, jak zapulsowały wejściowe otwory kanałów nóg i przez nie płynną falą podnosi się delikatna i chłodna energia Ziemi. Jej fala podąża na spotkanie kryształowym strumieniom słonecznego światła, niby kiełek wyciąga się ku niebu.
Obie energie
Słońca i Ziemi
spotykają się, przenikają wzajemnie, mieszają się i wypełniają ciało stanem czystości i harmonii.
Mogą pojawić się lekkie mdłości i uczucie ciężkości. Należy je po prostu przecierpieć. Stany te są przewidziane i wywołane tym, że energetyczne systemy organizmu nie są jeszcze gotowe do pracy na dużych obrotach. Owe nieprzyjemne odczucia miną w ciągu najbliższej półtorej godziny.
W przypadku, kiedy po intensywnej pracy poczujecie ociężałość, pustkę wewnętrzną, stan ten można szybko popoprawić przez dziesięciominutowe ładowanie energią (lub krócej
według własnego odczucia napełnienia).
Obok tych metod uzupełniania siły należy stale praktykować napełnianie kręgosłupa. Nie jest konieczne wykonywanie całego zestawu czynności medytacyjnych, związanych z ładowaniem kręgosłupa. Wystarczy po prostu usiąść z wyprostowanymi plecami, wyobrazić sobie, że rozpinamy zamek błyskawiczny wzdłuż całej długości kręgosłupa i napełniamy go.
Są jeszcze bardziej skuteczne metody szybkiego i silnego rozgrzania kręgosłupa, napełnienia go energią. Przypomnijmy sobie kurs wprowadzający. Poruszyliśmy w nim temat pracy ze strukturami pierścieniowymi. Wtedy chodziło o pierścienie z palców i napełnienie struktur ciała strumieniem energii zakumulowanym przy pomocy pierścienia.
Jedną z najbardziej skutecznych metod pracy z pierścieniami
w parach i samodzielnie
jest naładowanie energią całego ciała od razu.
A więc, ładowanie i rozgrzewanie kręgosłupa. W tym celu należy usiąść z partnerem plecami do siebie. Najlepiej jest usiąść okrakiem na dwóch krzesłach. Odległość między wami powinna wynosić 20-30 centymetrów. Odchylamy ręce do tyłu i łączymy swoje dłonie z dłońmi partnera. Dwa ciała i zamknięte z tyłu nich ręce utworzyły zamkniętą strukturę, przypominającą nieco pierścień. Aby włączyć go, należy wyobrazić sobie, że przez wewnętrzną przestrzeń (w istocie w przestrzeni pomiędzy dwojgiem pleców) płynie strumień energii z góry do dołu. Wyraźny obraz tego można uzyskać wywołując odczucie, że z góry na głowę i ramiona płynie strumień powietrza. Bardzo szybko, dosłownie w ciągu minuty, pojawi się uczucie silnego, przenikającego całe ciało, płynącego z góry strumienia. Następnie zaczyna rozgrzewać się kręgosłup. Gorąco pojawia się jakby od wewnątrz i w tym miejscu, gdzie odczuwamy największą bolesność. Potem rozprzestrzenia się wdłuż całej długości kręgosłupa.
Jednocześnie z kręgosłupem rozgrzewają się mięśnie pleców, tak zwane woreczki grzbietowe", o których będziemy mówić w następnym rozdziale.
Jeśli dostatecznie długo posiedzimy w sztucznie wytworzonym strumieniu (do 10 minut), pojawi się uczucie przepełnienia, rozpierania ciała od wewnątrz. Jeżeli w tym momencie przerwiemy pracę, to uczucie to szybko minie. Siła, która napełniła ciało, wchłaniana jest przez komórki oraz tkanki i zapewnia im efektywną pracę.
Z następnej metody wykorzystania pierścienia można korzystać w pojedynkę. W tym celu stajemy prosto, a ręce zaokrąglamy w pierścień na poziomie piersi, łącząc dłonie. Nie należy splatać palców, lepiej jest przycisnąć tylną stronę prawej kiści do lewej dłoni, a palce pozostawić zwarte. To położenie rąk zapewnia największą gęstość strumienia. Wyobrażamy sobie, że przez pierścień z rąk zaczyna płynąć strumień, albo z góry do dołu, albo od dołu do góry. Kierunek każdy określa dla siebie na drodze eksperymentu. Jednym nie starcza siły jang" i wtedy strumień popłynie z góry, inni mają deficyt siły jin" i wtedy strumień popłynie z dołu.
Oznaką zakończenia pracy jest uczucie przepełnienia ciała, rozpierania od wewnątrz, urywany oddech. Po pojawieniu się takich objawów nie należy kontynuować pracy, ponieważ może to doprowadzić do przepełnienia organizmu i wywołać nieoczekiwane mdłości, senność, słabość, uczucie niedomagania serca...
Praca z pierścieniami jest niezwykle różnorodna i po zakończeniu każdego kursu zostaną opisane konkretne techniki, odpowiadające poziomem złożoności percepcji przerobionego rozdziału.
LEKCJA 7
Mottem tej lekcji będzie krótki, aforystyczny tekst jednej z duchowych wskazówek: Promień Światła
to ta radość, jedyna i niepowtarzalna, na którą można jeszcze patrzeć z tego świata. Jak tylko zmrużysz oczy
zobaczysz w tym promieniu ściany wspaniałych pałaców, ślady dawno minionej wiedzy. Zobaczysz także starożytną mądrość Wszechświata. Trzeba umieć zmrużyć oczy. Przypomnijcie sobie, jak to robiliście w dzieciństwie. Przez jaskrawe światło zobaczymy splot własnych rzęs i w ich koronce ożyją i zatańczą śnieżynki wiedzy. Weźcie je w ręce i przyjmijcie do siebie...".
Wykonujemy ładowanie energetyczne organizmu poprzez ręce.
Stajemy w kręgu, tworzymy nad nim wspólny dla całej grupy obraz słońca i kładąc sobie wzajemnie ręce na ramiona, łączymy się w jeden pierścień. Czujemy, jak ciało rozpływa się w pierścieniu, a każdy uczestnik pracy jest jedynie ogniwem scalającym poszczególnych ludzi w jeden krąg, w pierścień, przez który wylewa się energia świata...
Światło słoneczne zalewa całą przestrzeń kręgu, napełnia sobą każdego z nas, rozpuszcza w sobie i wkrótce znika samo odczucie pierścienia, a pojawia się nowe
zjednoczenia w żywym, silnym, potężnym świetle. Po zjednoczeniu się w kręgu i zlaniu się ze światłem zaczęliśmy odczuwać bardziej subtelnie i dokładnie, zrozumiałe są dla nas przeżycia naszych towarzyszy z grupy, niuanse ich subtelnych, duchowych stanów.
Otwieramy krąg i dzielimy się na pary. Siadamy twarzą w twarz w niewielkiej odległości od siebie. Ciągle jeszcze czujemy w sobie światło słonecznego pierścienia. Skoncentrujmy go w swojej piersi. Nakładamy opuszki palców na splot słoneczny, ogrzewamy go ciepłem rąk i wkrótce czujemy, że powstaje w nas efekt wzroku wewnętrznego. Ciepło z palców na splocie słonecznym podnosi się do góry, miesza się ze światłem kręgu, rozpala się jasno i silnie, dosłownie oświetla wnętrze ciała. Swoim mentalnym wzrokiem na razie widzimy niewyraźne cienie i chaotyczne przemieszczanie się fal światła. Posiedźmy spokojnie, a wkrótce obrazek zacznie się stabilizować, plamy światła i cienie układają się w obraz, który stopniowo (jak na ekranie starych telewizorów) uzyskuje wyrazistość i wykończenie.
Czym jest to, co zobaczyliśmy? Każdy ma swój obraz, ale najprawdopodobniej wasz organizm, zaktywizowany strumieniami energii, pokazuje wam te części, które wymagają interwencji, gdzie należy przeprowadzić określoną korekcję. Żeby lepiej zrozumieć ten obraz, odniesiemy go do odczuć ciała. Mentalnie nakładamy obraz na klatkę piersiową, głowę, kręgosłup, okolice miednicy, nogi itd. Jeśli nastąpiło pełne połączenie i pojawiło się odczucie, że dokładnie pojęliście sens wewnętrznego obrazu, można zrozumieć, gdzie nie ma równowagi w waszym ciele, jakie problemy ze zdrowiem mają miejsce... Zawierzcie swojej intuicji. Wiedza o problemach organów i systemów ciała jakby pojawiała się w was znikąd. To nie jest zapis historii choroby z wykorzystaniem terminów medycznych, ale po prostu odczucie, które mówi nam, że naczynia pracują źle, napięcie mięśni gładkich organów wewnętrznych jest obniżone, że żołądek jest na razie w normie, a płuca należy wyzwolić od nikotynowej presji, że serce na razie nie daje o sobie znać, ale może zachorować, jeżeli natychmiast się nim nie zajmiemy... Słowem, każdy będzie miał swój wewnętrzny pejzaż", swoje cechy stanu organów i systemów wewnętrznych. Na razie jeszcze nie władamy w należytym stopniu metodami samopomocy i samoleczenia. Ale wszystko przed wami, każdy będzie w stanie wykonać samodzielnie niezbędne procedury dla poprawy swojego ukrytego lub jawnego stanu chorobowego.
Popatrzmy ponownie na swojego partnera. On, tak jak i wy, dopiero co wrócił z podróży w głąb siebie". Napełnijmy swoje światło w piersi najcieplejszymi i najlepszymi uczuciami do partnera i wyobraźmy sobie, że światło leje się strumieniem na niego, przenika go, obmywa zewnętrzne powłoki ciała, z miłością i dobrocią przenika do głębi. Nieoczekiwanie przed oczami ponownie pojawia się obrazek, podobny do tego, który widzieliśmy wewnątrz siebie. Jednak różni się on pod wieloma względami od waszego osobistego. Rzecz w tym, że teraz widzimy stan organów wewnętrznych innego człowieka. Tak samo, zawierzając własnej intuicji, przebiegamy promieniem mentalnej uwagi po całym ciele waszego towarzysza. Na poziomie odczuć stanie się jasne, co u niego jest nie w porządku, a jakie organy i systemy pracują normalnie.
Przeprowadziliśmy pierwsze doświadczenie diagnostyki psychoenerge-tycznej. Głównym jego warunkiem jest wasze dobre usposobienie, ciepły, przyjazny stosunek do człowieka, którego mamy diagnozować. Jeśli dopuścicie do siebie choćby małą cząstką nieprzychylności, to organizm partnera natychmiast zamknie się, zabezpieczy się przed możliwością energoagre-sji. Należy o tym pamiętać.
A teraz popracujemy ze swoim partnerem, generując uczucia czułości, dobra i ciepła. Pierś napełniona jest światłem kręgu, przypominamy sobie coś bardzo dobrego ze swojego życia, czujemy, jak ciepło wspomnienia rozlewa się w piersi, i to uczucie przesyłamy impulsem do piersi partnera. On przyjmuje je, wzmacnia swoim ciepłym i dobrym stosunkiem i odsyła z powrotem.
W taki sposób wielokrotnie przesyłamy sobie wzajemnie swoje najlepsze i najcieplejsze uczucia. Wkrótce pojawia się odczucie, że napełniamy się wzajemną sympatią, dobrocią, czułością, widzimy w ludziach tylko dobro, a wszystko złe wypieramy z naszej uwagi, nie chcemy tego zauważać, albowiem człowiek jest z natury szlachetny i dobry. A obojętność, ordynarność, okrucieństwo to najczęściej maski nałożone przez życiowe stereotypy. I wgląd wewnątrz siebie pozwala nie tylko zrozumieć własne dolegliwości, ale dodatkowo wskazuje każdemu na możliwość wielkiego szczęścia otwarcia siebie dla siebie, zrozumienia istoty swoich głębokich stanów.
Wstajemy i ponownie zamykamy krąg. Do jego wnętrza wlewamy serdeczne ciepło i czułość przepełniające nas, i napełniamy krąg od wewnątrz tymi stanami. Stoimy z zamkniętymi oczami i czujemy energię miłości i dobra wewnątrz kręgu jak jasne, ciepłe światło.
Rozprzestrzeniamy to światło poza granice kręgu, wypełniamy nim całe pomieszczenie, w którym odbywa się praca. I kiedy to się stanie, tworzymy w sobie odczucie, że nasze ciało stopniowo rozpuszcza się w subtelnym i delikatnym energetycznym polu miłości. Stajemy się jego częścią i światło pola miłości napełnia nas.
Rozprzestrzeniamy światło na wszystkie strony: w górę, w dół, w prawo, w lewo... I wkrótce cała przestrzeń wokół napełnia się nim, światłem miłości do całego świata, do każdego człowieka, do towarzyszy z grupy, do swoich bliskich i krewnych...
Na tej radosnej fali radości wychodzimy z medytacji. Być może u kogoś pojawiły się w oczach łzy szczęścia. Cieszmy się z nim. Bo na razie jeszcze nie każdy tak mocno i wyraźnie odczuwa czystość subtelniej szych stanów emocjonalnych.
Wykonujemy kilka ćwiczeń na kręgosłup, strząsamy z siebie ciężar zastoju w mięśniach, zmuszamy stawy do pracy, rozgrzewamy je. Stopniowo dołączamy do ćwiczeń znany nam już obraz mentalny: stoimy w ciepłej, przeźroczystej wodzie jeziora. Wody przybywa, zakryła nas już z głową, ale oddychamy lekko i swobodnie jak wcześniej. Ciała, zgniecione wodą, stopniowo przekształcają się w długie, giętkie łodygi wodorostów, które płynnie i miękko wiją się w strugach podwodnych nurtów. Nogi-korzenie wrosły w piaszczyste dno, a giętka, długa łodyga-ciało kołysze się w słonecznych refleksach fal. Giętkość i plastyczność wypełniają stawy, zadziwiająca ruchliwość w kręgosłupie pozwala na ryzykowne wygięcia bez naprężeń. Ta fizyczna pewność napełnia także organy wewnętrzne i zaczynają one pracować spokojnie, bez zrywów, w trybie stałego zdrowia.
Przed zakończeniem pracy, powtarzamy kilka razy w myślach: Chcę, aby ten stan zdrowia utrwalił się we mnie! Będę zawsze zdrowy tak jak teraz! Jestem zdrowy! Zdrowy!! Zdrowy!!!".
LEKCJA 8
Lekcję tę rozpoczniemy od przywrócenia i naładowania dysku odporności psychicznej. W tym celu nie należy znowu powtarzać całej pracy przygotowawczej. Stajemy prosto, koncentrujemy uwagę na okolicach miednicy. Ręce wolno unoszą się ku górze, dłonie otwierają się ku niebu. Wyobrażamy sobie, że kanały rąk wydłużają się, przenikają przez atmosferę, w kosmosie rozchylają się jak płatki zadziwiającego kwiatka. W kielich kwiatka wlewa się tak, jak w lejek, strumień samego kosmosu, żywy, iskrzący się, przeniknięty ciepłem, światłem i mocą. W mgnieniu oka ciało napełnia się i strugi potoku zaczynają koncentrować się w okolicy wyrostka mieczykowatego środkowej kości mostka
ta strefa ciała jest najlepiej nam znana jako splot słoneczny.
Zaczynamy pracę z kanałami nóg. Tak samo jak z rękami wydłużamy kanały, przenikamy nimi w głąb ziemi i dostajemy się do jądra
oceanu ciężkiej, ale żywej, potężnej, powolnej energii. Wchłaniamy ją kanałami nóg i podciągamy również do poziomu splotu słonecznego. Dwie energie
górna, kosmiczna, subtelna, lekka, figlarna i ciężka, powolna, ciągliwa, dolna, ziemska
łączą się. Początkowo połączenie przebiega ciężko, dwie siły dosłownie walczą ze sobą, ale stopniowo ich wzajemne przenikanie się staje się spokojne, potencjały mieszają się i powstaje trzeci stan
spokojny, zrównoważony, trwały i niezachwiany. Ładowany z górnych i dolnych kanałów twór, przypominający kłębek energii, wolno rozkręca się zgodnie z ruchem wskazówek zegara i zapełnia sobą całą jamę brzuszną. Następnie wierzchołek jego odrywa się od splotu słonecznego i cały kłębek energii opuszcza się w okolice miednicy. Wirowanie trwa nadal i stopniowo zagęszczona energia rozwija się w dysk, znajdujący w przestrzeni pomiędzy stawami biodrowymi. Z góry dysk ten kończy się na wysokości górnej granicy włosków wzgórka łonowego, a z dołu dochodzi do kości ogonowej. Jest to swoisty fundament, na którym opierając się można zawsze pozostawać w jednakowym, spokojnym stanie. W tym celu wyobraź sobie, że mentalnie stanąłeś na dysku odporności psychicznej, mocno zaparłeś się stopami, wyprostowałeś się i jakby stałeś się wyższy od siebie. I z tego mentalnego punktu ponad sytuacją" patrzysz na rozwój wydarzeń. Jeśli trzeba wzmocnić efekt uspokojenia
rozkręcamy dysk zgodnie z ruchem wskazówek zegara (patrząc z góry). Wtedy nawet najpoważniejsze psychiczne agresje, stany stresowe zostaną usunięte, osłabią swój duszący uchwyt i pozwolą przyjrzeć się im z góry i z boku
aby znaleźć prawidłowe rozwiązanie i nie popełnić błędów w ferworze namiętności.
Po pracy nad ładowaniem dysku odporności psychicznej, i opanowaniu nowych strumieni z dołu i z góry, czujemy przypływ sit. Po ciele błąkają się odurzurzające soki życia, cała istota napełniona jest radością odczuwania życia. Spójrzmy wokół: jak przepiękny jest ten świat. Oto rosną drzewa. Wcześniej nie zastanawialiśmy się nad nimi, a teraz nagle zrozumieliśmy, że są to takie same żywe istoty jak my, pełne swego niepowtarzalnego wdzięku i siły. Były one dla nas po prostu częścią pejzażu, nie widzieliśmy i nie chcieliśmy widzieć, że każde drzewo jest wypełnione swoim wewnętrznym życiem. Nie słyszeliśmy śpiewu ptaków
był on częścią tła dźwiękowego.
Przypatrujemy się, przysłuchujemy. Każdy plusk fali w rzece, szmer liści, szczebiot ptaków przynosi nam oddech życia, ukryty przed nami przez naszą nieuwagę. Nawet w lesie rozwiązujemy swoje problemy, a po powrocie do domu uważamy, że rozbolała nas głowa od nadmiaru powietrza. Ale głowa boli od tego, że nie zechcieliśmy wyrzec się swoich problemów i zamiast radośnie i spokojnie przyjąć świat, odgrodziliśmy się od niego ścianą poczucia własnej ważności i właściwych temu problemów.
Tylko świat lasów i rzek, pól i jezior, świat żywej przyrody zdolny jest ofiarować nam poczucie prawdziwego szczęścia. Nie widzimy przyrody i to jest nasze nieszczęście. Przystańmy, popatrzmy wokół! Jak wiele zostało jeszcze zakątków, do których nie wdarliśmy się z naszą techniką? Popatrzmy i postarajmy się zobaczyć w każdym drzewie, kwiatku, trawce swojego towarzysza życia na tej planecie...
Wchodzimy w stan wodorostów na dnie słonecznego jeziora... Kołyszemy się razem z cichym ruchem podwodnych nurtów. Rozluźniamy się, usuwamy wewnętrzne naprężenie, odczuwamy, jak razem z wodą jeziora wchodzi w nas spokój i cisza.
Ostrożnie wyswobadzamy swoje nogi-korzenie z piaszczystych objęć dna jeziora. Wychodzimy na brzeg i z radością rozglądamy się: na lądzie spotyka nas umyty i czysty świat. W pobliżu nas stoi kilka delikatnych, drżących brzózek. Swoimi zielonymi listkami pieszczotliwie szepczą starą jak świat opowieść o ciszy, czystości, spokoju i szczęściu.
Zbliżamy się do drzewa i, utworzywszy w piersi obłok światła, przytulamy się całym ciałem do pnia. Czujemy, jak drzewo przywarło do nas. Obejmujemy pień i nie myśląc o niczym zaczynamy wlewać w pień drzewa światło z piersi. Drzewo z wdzięcznością przyjmuje naszą energię i w odpowiedzi kieruje na nas strumień pełen najsubtelniejszej siły Ziemi, jej macierzyńskiej czułości. Zamieramy tak zjednoczeni z drzewem, stoimy czując, jak drzewo przenika nas, a my drzewo. Zlewamy się z brzózką w jedną całość, swoimi nogami-korzeniami wyczuwamy soki ziemi i wchłaniamy je. Tułowiem-pniem wchłaniamy delikatność wiatru, rękami-gałęziami łapiemy w palce-liście słońce. Wierzchołkiem korony patrzymy na ten słoneczny i świetlisty świat i rozkoszujemy się jednością z nim.
Zamieniamy siebie w obłok światła, pieszczotliwie gładzimy sobą na pożegnanie pień i odlatujemy w strumieniach słonecznego wiatru. Właściwie nie lecimy, a płyniemy w strugach słońca i, w końcu, rozpuszczamy się w nich całkowicie.
Następnie ze słonecznego światła lepimy nowe ciało i wracamy na Ziemię, wracamy z uczuciem, że w duszy zaszły pewne zmiany. Czujemy po prostu, że na wiele spraw możemy spojrzeć innymi oczami...
Z przeżytego doświadczenia medytacyjnego zjednoczenia się z drzewem wynika praktyczna metoda pracy z różnymi drzewami. Do pracy najbardziej odpowiednimi w okresie od kwietnia do początku sierpnia są brzózki, lipy (szczególnie w okresie kwitnienia), inne drzewa liściaste. Należy ostrożnie obcować z topolą. Ogólnie przyjmuje się, że topola wyciąga z człowieka energię życiową i można obcować z nią tylko w takim przypadku, gdy chcemy pozbyć się jakiejś choroby lub bólu.
Stwierdzenie to jest według mnie jednocześnie słuszne i sporne. Rzecz w tym, że drzewo będzie odgrywać taką rolę, jaką człowiek mu zaproponuje. Jeżeli będziemy podchodzić do topoli z obawą, że wyciągnie ona z nas siłę, to tak się stanie. A oto spokojny stosunek do brzozy umożliwia każdemu wejść z nią w głęboki kontakt i otrzymać niezbędną energię. Nawiasem mówiąc, efekt wysysania" energii może mieć miejsce takie w przypadku brzozy, szczególnie pod koniec sierpnia. Wszystkie drzewa liściaste przygotowują się w tym czasie do snu zimowego i zbierają maksymalną ilość energii. I jeśli ktoś zaproponuje im swoją silę, to drzewo nie będzie odmawiać. Tak właśnie stało się ze mną. Zgodnie ze zwyczajem w czasie porannej rozgrzewki podszedłem do ulubionej brzózki, objąłem ją i... Miałem odczucie, że wszystkie moje siły dosłownie wyssano ze mnie potężną pompą.
Zimą praca z drzewami także może być kontynuowana. Ale w tym celu należy wykorzystywać iglaste, wiecznie zielone sosny i świerki. Przy czym sosna jest szczególnie dobra w silne mrozy, a świerk
w okresach lekkich odwilży. Jeśli porównać różne gatunki według poziomu ich delikatności i siły, to w średnim paśmie najbardziej odpowiednimi dla początkujących będą właśnie brzozy, dęby i sosny.
Jak pracować z drzewem? Jest wiele technik, zwłaszcza tych owianych legendami staroruskiej tradycji wróżbiarstwa i znachorstwa. Proponuję to, co zostało przebadane przez setki praktykujących i od wielu lat potwierdza swoją skuteczność...
Ścisłe współdziałanie z drzewami można rozpocząć już po zakończeniu wiosennych roztopów, ale dla stawiających pierwsze kroki w samoregulacji lepiej jest rozpoczynać w połowie maja.
Nastrajamy się na odczuwanie drzewa jako żywej istoty. Bosymi stopami stajemy na ziemi obok pnia, tam gdzie korzenie drzewa wychodzą na powierzchnię. Obiema rękami chwytamy pień w taki sposób, aby dłonie leżały na korze drzewa. Staramy się wytworzyć miedzy nimi strumień energii, tak jak to robiliśmy, kiedy zapoznawaliśmy się ze swoim biopolem. W pewnym momencie, kiedy wytworzy się strumień pomiędzy dłońmi i wejdzie w drzewo, pojawi się uczucie przyciągania do pnia. Jest to sygnał od drzewa, że jest ono gotowe do kontaktu. Przyciskamy się całym ciałem, czołem do pnia, obejmujemy go rękami i przysłuchujemy się" swoim odczuciom. Od nóg podnosi się potężna, subtelna fala kłującej siły. Ona wciąga nas w pień, zespala z nim na tyle, że traci się odczucie własnego ciała. Podczas tego zjednoczenia można poczuć, jak na gałęziach siedzi ptak, jak wiatr porusza liśćmi... A jeżeli skierować swoją świadomość wzdłuż pnia w górę, ku koronie, to (nie zdziwcie się...) można spojrzeć na świat z wysokości drzewa. Właśnie fizycznie zobaczyć, co dzieje się za pasem krzewów lub na odległej polance, która dla nas jest niedostrzegalna, ale z drzewa widoczna jest jak na dłoni.
Można w tym stanie przebywać dosyć długo, ale nie wiecznie. Drzewo po oddaniu wam wszystkiego, co może, zacznie nas wypychać z siebie.
Nie próbujcie zatrzymywać się dłużej, może to zakończyć się zakłóceniem samopoczucia, zawrotami głowy, mdłościami.
Po odejściu od drzewa nie zapomnijcie podziękować mu, albowiem wasza wdzięczność jest swego rodzaju impulsem energetycznym, który bardzo korzystnie wpływa na roślinę.
Za pomocą drzew można leczyć siebie i innych, ale o konkretnych metodach powiemy później.
LEKCJA 9
Przez kanały rąk i nóg przeprowadzamy doładowanie energetyczne. Tworzymy dla siebie medytacyjny obraz pracy z drzewami, zestrajamy się ze swoim ulubionym drzewem, przeżywamy w zespoleniu z nim minuty radości i szczęścia.
Zajmiemy się treningiem osobistej wrażliwości. Siadamy jak najdalej od ścian i wyobrażamy sobie, jak promieniem energii wypływającym z rąk dotykamy ścian. Czujemy ich temperaturę, fakturę powierzchni, następnie próbujemy rękę-promień wprowadzić w głąb ściany i poczuć materiał, z którego ściana została wykonana.
Siadamy z partnerem twarzą do siebie. Zaczynamy odczuwać jego głowę swoim promieniem-ręką i odtwarzamy w sobie odczucia dotykania. Najpierw włosów, następnie czoła, policzków, podbródka. Należy dążyć do maksymalnej realności odczuć energetycznych, jakby były dotknięciami rąk.
Zadanie partnera podczas treningu polega na tym, żeby poczuł on nasze nieodczuwalne i niewidoczne dotknięcia energetyczne. W tym celu należy uwolnić się od wszystkich bodźców zewnętrznych i słuchać tylko swoich odczuć idących ze skóry i włosów na głowie.
To mało prawdopodobne, aby pierwsze doświadczenie powiodło się, ale z każdym treningiem osobista wrażliwość będzie wzrastać i wkrótce każdemu z pary uda się realnie poczuć dotknięcie do siebie lub te odczucia, które ono niesie.
Końcowym etapem pracy programu pierwszego kursu psychoenergetycznej samoregulacji będzie opanowanie i przeżycie medytacji Harmonia". Dzięki niej każdy ćwiczący będzie potrafił zrównoważyć się wewnętrznie, przestroić różne plany i struktury organizmu na subtelne możliwości odczuwania, osiągnąć wysoką wewnętrzną mobilizację i, jednocześnie, głębokie uspokojenie.
Jako muzyczny akompaniament do tej medytacji wykorzystaliśmy utwór kompozytora japońskiego Kitaro Srebrne obłoki". Ale każdy może tak przeprowadzić pracę, aby albo obejść się bez muzyki, albo wykorzystać inny utwór.
Wczesny ranek. Ciche, leśne jezioro drzemie pod miękką kołdrą mgły. Mgła układa się warstwami i powoli kołysze nad powierzchnią wody, mlecznymi strugami spływa z parowów do jeziora. Stoimy na chłodnym, piaszczystym brzegu i całym ciałem odczuwamy kołysanie mgły, zlewamy się z nią i czujemy, jak mgła podąża na środek jeziora i ciągnie nas za sobą.
Wkraczamy na gęstą warstwę mgły i czujemy, jak miękko pręży się pod nogami. Idziemy po mgle na sam środek jeziora, tam, gdzie mleczno-biała masa łagodnie przelewa się i kotłuje w niewidocznym kotle cieplnym.
Nad wierzchołkami drzew wschodzi słońce. W jego pierwszych płomieniach rozwarstwiona mgła różowieje i zamiera, zamieramy i my. Z zachwytem patrzymy na wschodzące słonce i czujemy, jak siła pierwszych promieni rozsuwa warstwy mgły, przenika wodę, ogrzewa ją. I oto ciepło słońca i ciepło wody zlewają się razem i mgła miriadami drobniutkich kropelek wzbija się ku niebu, błękitnemu i czystemu.
Lekki wiaterek podchwytuje resztki mgły i unosi je w górę, ku słońcu. Wzbijamy się razem z mgłą, czujemy się jedną z mnóstwa kropelek cieczy rozproszonych w powiewach wiatru.
Wiatr i słońce robią swoje i rozsiane kropelki stopniowo zbierają się w lekkie, układające się warstwami obłoczki, które następnie łączą się w nieco większe obłoki.
Woda przenika przez obłoki i skrapla się, gotowa w dowolnym momencie spaść na ziemię w postaci odświeżających kropli deszczu.
I oto pierwsze, soczyste uderzenia kropel na liściach
zaczął się wesoły, słoneczny deszcz. Ziemia pije wodę, polne trawy wchłaniają słoneczny deszcz każdą swoją komórką. Niewielka rzeczka fałduje się w radosnym uśmiechu, marszczy się od kropel deszczu.
Spadamy w dół razem z kroplami deszczu i wpadamy w powolne wody rzeczne. Razem z rzeką zaczynamy płynny ruch po równinie i czujemy z jaką wdzięcznością piją jej wody polne trawy i korzenie drzew, cała ziemia wokół. Zlewamy się swoim odczuciem z całą rzeką i czujemy ją jak swoje ciało.
Gdzieś w oddali rzeka wpada w inną, dużą rzekę. A ta, jakby starsza siostra, woła i mami do siebie wody młodszej, małej rzeki.
Ale na razie do połączenia daleko i łagodne wody równinnej rzeki wolno toczą się wzdłuż porośniętych wierzbą brzegów. W mętnych, zielonkawych głębinach wolno i leniwie poruszają płetwami duże ryby, muliste dno przyjmuje padające na nie ukośnie promienie słonecznego światła.
Ale z każdym kilometrem nurt staje się szybszy, duża rzeka przyciąga do siebie, przyzywa...
I oto razem z rzeką docieramy do miejsca połączenia dwóch wodnych strumieni. Wlewamy się w dużą rzekę, stajemy się z nią jednym i teraz już nie da się odróżnić, gdzie są strugi małej, a gdzie dużej rzeki
wszystkie one zlały się w jedno... A my w swoich odczuciach ogarniamy całe potężne ciało wód dużej rzeki, stajemy się tą rzeką.
Dokąd ona płynie
duża rzeka wielkich równin? Do swojego ojca
oceanu! Już jest słyszalny jego zew
potężny i spokojny
zew ojca wszystkich rzek
światowego oceanu... Do mnie! Do mnie!
Duża rzeka łagodnie toczy swoje wody, pędzi do oceanu i wkrótce dociera do niego. Początkowo oddzielną strugą wdziera się w nieskończone wodne przestworza, ale szybko rozpływa się i staje się samym oceanem, ponieważ w wodzie nie ma granic, nie ma oddzielnych kropli
jest tylko jeden organizm
ocean!
Potężne wiatry przelatują nad równiną oceanu i toczą jego fale w dal, ku horyzontowi, tam, gdzie wodne przestworza zlewają się z przestworami niebieskimi, gdzie ocean płynnie i niezauważalnie przechodzi w inną, wyższą nieskończoność
kosmos...
A my, unoszeni przez fale, pędzimy z nimi za horyzont i niezauważalnie dla siebie odrywamy się od ziemi i kontynuujemy szybki lot wśród gwiazd, w zimnym milczeniu Wszechświata.
Odczucia zmieniają się i czujemy się samą przestrzenią. To nas przenika światło gwiazd i przez nas przechodzą orbity planet. Tutaj, w kosmosie, narodziło się życie, tutaj są nasze korzenie i stąd czerpiemy siłę.
Wśród mnóstwa gwiazd znajdujemy maleńki, żółty punkt naszego Słońca, a obok niego niebieski pyłek Ziemi. Swoim wzrokiem przenikamy płaszcz" atmosfery i widzimy góry i lasy, rzeki i morza, miasta, wsie, a wszędzie mnóstwo maleńkich, według naszych kosmicznych miar, ludzików goniących za swoimi sprawami. Wszyscy oni są zafrasowani i uważają swoje sprawy za najważniejsze. Myślą tylko o swoich problemach i nie znają spokoju kosmosu, wciąż krzątają się i w ten sposób odgradzają siebie od świata.
Znajdźmy wśród tysięcy maleńkich ludzików swoje ciałko. Ono także krząta się i spieszy rozmienić się na tysiące spraw. Pożałujmy go... Wyciągamy do niego pomocną dłoń i wypuszczamy ze swojej piersi promień gwiezdnego światła, otulamy swoje ciałko tym światłem i odczuwamy dziwny stan, jakbyśmy byli jednocześnie i maleńkim człowieczkiem, i ogromnym, nieskończonym duchem kosmosu. Czujemy siebie jednocześnie i na Ziemi, i w kosmosie.
Bierzemy człowieczka w swoje kosmiczne dłonie, podnosimy go do piersi, przytulamy do niej i czujemy, jak on wchodzi nam w pierś i rozpływa się tam, zlewa się z naszą kosmiczną świadomością. Dosłownie jak iskry na wietrze gasną w kosmosie naszego serca wszystkie troski i obawy, odchodzi i znika wszystko, co małostkowe, pozostaje jasne, spokojne zrozumienie jedności pomiędzy maleńkim ciałem i kosmicznym duchem każdego z nas. I to jest pierwszy krok na Drodze do swojej kolebki
w kosmos, w objęcia Wiekuistego!
Czujemy, jak znikły wszystkie małostkowe obawy i troski, jak stopniały te smutki, które nas ogarniały...
Nastąpił stan wewnętrznej równowagi. Zadziwiająca cisza rozpuszcza w sobie nasze ciała i dusze...
Zachowujemy w sobie ten stan na dłużej. Utrwalamy go w swojej zmysłowej pamięci, aby w miarę możliwości przeżywać go znowu i znowu...
Patrzymy na świat zupełnie innymi oczami i widzimy, jak napełnia się tą ciszą, która jest wewnątrz nas. Świat i my staliśmy się dosłownie dwoma wzajemnie uzupełniającymi się pierwiastkami. Weszliśmy w świat harmonijnie i on otwiera się dla nas...
Na tym kończymy ostatnie zajęcia pierwszego kursu samoregulacji psychoenergetycznej. Ci, którzy przezwyciężyli w sobie lenistwo, sprzeciw własnego ego i wypróbowali na sobie skuteczność i efektywność proponowanych ćwiczeń mogą, mam nadzieję, powiedzieć z przekonaniem: Zmieniliśmy się! Życie stało się prostsze, lżej jest znosić życiowe komplikacje, więcej jest w nas radości i dobra!". I ta ocena, jeśli zgadzacie się z nią, jest najważniejsza dla wszystkich, którzy tworzyli system samoregulacji psychoenergetycznej.
KOŃCOWE WNIOSKI
U czytelnika zapewne pojawią się pytania: wykonaliśmy wszystkie medytacje, rzetelnie zgłębiliśmy gimnastykę, nauczyliśmy się oddychać i co? Jakich, konkretnie, korzystnych zmian w sobie należy oczekiwać?
Na początek przypomnijmy określenie medytacji z rozdziału wprowadzającego: Stan wytworzony przez naszą wyobraźnię, ale przeżyty przez nas realnie w odczuciach". Ważność kursu pierwszego stopnia polega na tym, że nauczyliśmy wyobraźnię tworzyć nowe obrazy, w istocie, prawdziwe rzeczywistości medytacyjne i doznawać odczucia niepodobne do innych doznań w naszym powszednim doświadczeniu życiowym. Przeżycia te pozwoliły pobudzić nerwowe i psychiczne siły organizmu, podnieść jego aktywność życiową i, w konsekwencji, rozpocząć proces samouzdrawiania.
Jeżeli wyobrazimy sobie przed sobą talerz ze smakołykami, to nie zaspokoisz głodu obrazem mentalnym. Ale system trawienny sprowokowany obrazem mentalnym zacznie reagować tak, jakbyśmy rzeczywiście zabierali się do jedzenia. Coś podobnego zachodzi i z innymi organami i systemami ciała. Tworzenie bodźców wyobrażeniowych zmusza system nerwowy do reagowania na nie, doprowadzając siebie do określonego stanu. A ponieważ wszystkie nasze modele myślowe miały na celu uspokojenie, harmonizację, stworzenie równowagi wewnętrznej, to i reakcje systemu nerwowego miały dobroczynny wpływ na cały organizm.
Drugim ważnym rezultatem praktyk pierwszego kursu stała się umiejętność aktywizowania prostych systemów energetycznych ciała
kanałów rąk i nóg. Dzięki nim można regularnie wykonywać energetyczne doładowywanie organizmu, nasycać go siłą życiową. A to jest wspaniały środek podwyższenia poziomu aktywności życiowej, reagowania adekwatnie do okoliczności.
Czy rzeczywiście przez kanały płynie jakaś substancja nieznana oficjalnej nauce? Czy naprawdę wewnątrz organizmu pod wpływem obrazów mentalnych zachodzą jakieś korzystne zmiany aktywizujące rezerwy, ukryte możliwości? Czy jest to takie ważne? Cała nasza wieloletnia praktyka mówi, że takich pytań ludzie sobie nie stawiają. Jest im lżej, poprawiło się samopoczucie, zanikły objawy licznych chorób, ciało jest posłuszne i nie skrzypi przy każdym niezgrabnym ruchu
czyż nie są to osiągnięcia?!
W moim przekonaniu kanały rąk i nóg rzeczywiście są przewodnikami, przez które energia z zewnętrznych oceanów siły, z kosmosu, napływa do ciała i gromadzi się w nim. Gdzie, w jakich strukturach? O tym będzie mowa w opisie kursu drugiego stopnia PESR.
Nowe, nieoczekiwane przeżycia wewnętrzne, związane z niezwykłymi dla człowieka stanami, uaktywniły w organizmie potężne siły równoważące i teraz, w skomplikowanych sytuacjach, spełniają rolę kompensatorów nadmiernego pobudzenia albo zbyt emocjonalnego reagowania na sytuacje zewnętrzne.
Jeżeli po opanowaniu programu pierwszego kursu będziecie regularnie doładowywać siebie przez kanały rąk i nóg, chociażby raz w tygodniu wykonywać medytację Harmonia", aktywizować dysk odporności psychicznej, to można z przekonaniem powiedzieć, że w swoim życiu wykonaliście znaczący krok prowadzący do zmiany siebie. Osiągnęliście rezultat, uporządkowaliście harmonijność stosunków z samym sobą. I ten rezultat jest najważniejszy w całej praktyce. Nie warto myśleć o wysokich mistycznych stanach duszy. Każdy dostąpi ich w swoim czasie, jeżeli będzie taka potrzeba. Na razie jednak największym osiągnięciem jest miłość do siebie i ludzi, dobroć w stosunkach międzyludzkich, dążenie do czynienia dobra wokół siebie... I to jest ważniejsze od domniemanych olśnień, bowiem jest praktyką życia...
TECHNIKI LECZNICZE
Umiejętność kierowania sobą, swoimi psychoenergetycznymi, uczuciowymi i emocjonalnymi stanami, nabyta w procesie opanowywania kursu pierwszego stopnia, daje możliwość opanowania także niektórych bardzo skutecznych sposobów samoleczenia. Przy ich pomocy można radzić sobie z bólami głowy, obniżać poziom ciśnienia tętniczego, obchodzić się bez tabletek w tych przypadkach, kiedy nie ma ku temu nagłej konieczności, wzmacniać siły odpornościowe organizmu, jego zdolność do
szybkiego i skutecznego powracania do zdrowia po chorobie, a także zwalczać chorobę jeszcze w zarodku, kiedy ona zaledwie napomyka człowiekowi o swojej obecności w ciele, informuje, że trzeba się nią zająć, bo inaczej będzie za późno.
To zrozumiałe, że owe techniki lecznicze nie oznaczają całkowitego odrzucenia nawykowych środków pomocy medycznej, ale wykorzystując je, można obejść się znacznie mniejszą ilością lekarstw, a niekiedy zupełnie bez nich.
Techniki przedstawione w tym rozdziale w pełni odpowiadają poziomowi umiejętności po kursie pierwszego stopnia i nastawione są na to, ażeby przy ich wykorzystaniu utrwalana była zdobyta wiedza i nawyki.
Oto pierwsza technika, którą nazwaliśmy...
Obmywanie"
Najczęściej metoda ta wykorzystywana jest przy bólach głowy, niedotlenieniu mózgu, niektórych rodzajach uszkodzeń naczyń krwionośnych głowy. Istota metody, jak i wszystkich pozostałych, polega na połączeniu obrazu myślowego z oddychaniem.
Umieszczamy prawą dłoń przed twarzą, palcami w dół. Środek dłoni (otwór wejściowy kanału) będzie znajdował się na poziomie nosa. Rozpoczynamy powolny wdech przez nos i równocześnie przesuwamy rękę do podbródka, w górę, do czoła, następnie okrążamy głowę w części czołowej, prowadzimy rękę nad ciemieniową częścią głowy, okrążamy potylicę, przesuwamy nad karkiem i tylną powierzchnią szyi do ramion.
Przed rozpoczęciem ruchu ręki ustanawiamy cieplny kontakt pomiędzy skórą twarzy a dłonią; ten sam strumień energetyczny, który wzbudzaliśmy na poprzednich zajęciach, przenika skórę i kości twarzy, aktywnie oddziaływuje na tkankę mózgu.
Żeby wzmocnić efekt, łączymy ruch ręki z wdechem. Zaczynamy powolny wdech i wyobrażamy sobie, jak ręka podchwytuje świeżą strugę powietrza i przeprowadza je wewnątrz czaszki od nozdrzy, nad obiema półkulami w strefie ciemieniowej, następnie w strefie potylicznej, obmywa most (przejście mózgu w rdzeń kręgowy) i wnika w naczynia i mięśnie szyi. Po pierwszych powtórzeniach powstaje odczucie, że wewnątrz głowy, pomiędzy czaszką a mózgiem, przepływa orzeźwiający wiaterek. Ruch ręki i płynący z niej strumień energetyczny wzmacniają to wrażenie.
Przy silnym bólu głowy należy wykonywać to ćwiczenie przez 15-20 minut. Można je wykonywać również tak: prawą rękę przesuwamy nad prawą częścią głowy i wykonujemy wdech przez lewe nozdrze. Lewą rękę przesuwamy nad lewą stroną głowy i wykonujemy wdech przez prawe nozdrze. W tym czasie sąsiednie nozdrze zaciskamy palcami drugiej ręki.
W czasie długotrwałego wykonywania ćwiczenia (15-20 minut i więcej) obowiązkowo należy robić przerwy, gdyż inaczej może nastąpić hiperwentylacja mózgu, powodując właściwe sobie komplikacje.
Ważnym warunkiem poprzedzającym wykonanie ćwiczenia jest rozgrzanie rąk przed rozpoczęciem działania. Ręce powinny być ciepłe, chłodne dłonie mogą wywrzeć odwrotny wpływ. Ogrzać ręce można zwykłym i silnym pocieraniem dłoni o siebie...
Następną technikę nazwaliśmy...
Tafla"
Ćwiczenie to jest szczególnie skuteczne przy wyrównywaniu ciśnienia tętniczego. Podczas jego wykonywania należy zachowywać rozsądny umiar. Były u nas precedensy, gdy kobieta w ciągu pół godziny obniżyła ciśnienie ze 190 do 90, co nie jest wskazane. Podobnie gwałtowne obniżenie ciśnienia tętniczego może spowodować trwałe pogorszenie samopoczucia. Dlatego w każdej pracy ważne jest zachowywanie umiaru. Nie należy się spieszyć.
Kiedy ciśnienie skacze" tylko w sytuacjach przeciążeń stresowych, metoda może dać szybki efekt i nie będzie w tym nic strasznego. Przy chorobie natomiast, gdy naczynia przywykły utrzymywać wysokie ciśnienie, nie należy drastycznie go obniżać.
Na czym polega metoda? Siadamy albo kładziemy się, jak komu wygodnie. Wyobrażamy sobie, że nad naszą głową znajduje się przejrzysta tafla, ustawiona prostopadle do ciała. Wykonujemy powolny, pełny wdech i razem z wydechem zaczynamy przemieszczać taflę w dół, przez ciało. Na początku trudno będzie utrzymać koncentrację uwagi, dlatego odnotowujemy dla siebie: oto tafla przeszła przez głowę, minęła ramiona, klatkę piersiową, brzuch... i tak dalej
do stóp.
W miarę przesuwania się tafli w dół czujemy, że na pewnych odcinkach przesuwa się ona z trudem, a gdzie indziej przechodzi szybko. Jest to wskaźnikiem zastojów energetycznych i odcinków rozluźnionych w ciele. Przy zastojach pojawi się uczucie oporu, przy rozluźnieniu
odwrotnie, szybkości i lekkości przesuwania.
Przypominamy, że przesuwaniu tafli w dół musi towarzyszyć wydech. Wdech wykonujemy swobodnie, a wydech jakby naciska na taflę z góry i pcha ją w dół płynnie i silnie.
Nie trzeba usiłować przechodzić przez całe ciało na jednym wydechu, to nierealne. Należy przesuwać ją odcinkami: wdech, z wydechem przechodzimy przez głowę, następnie znowu wdech i z wydechem przesuwamy taflę przez klatkę piersiową... itd.
Za pomocą tej metody można skutecznie blokować początkowe objawy przeziębienia. Gdy tylko pojawia się uczucie podrażnienia w nosie, zwiastun kataru, przeprowadzamy taflę przez głowę w taki sposób, żeby wyprowadzić ją przez nos i wyobrażamy sobie, że oczyszcza nam ona śluzówki dróg oddechowych, usuwa mikroby powodujące infekcję.
To samo można wykonywać z gardłem...
Odwrotnym działaniem w tej metodzie będzie podnoszenie tafli od stóp ku górze, wraz z wdechem. W przypadku, kiedy ciśnienie jest obniżone i należy je podnieść do normalnych wartości, szybko i skutecznie wykonać uspokajające rozluźnienie, usunąć skurcz mięśni, w tym również z mięśni gładkich organów wewnętrznych
można leżąc wyobrazić sobie taflę znajdującą się za stopami prostopadle do ciała. Razem z wdechem zaczynamy podnosić ją do góry przez nogi. Równocześnie skupiamy uwagę na tym, że za taflą odczucia ciała jakby zanikają lub stają się bardzo słabe. W miarę przesuwania tafli od nóg w górę wszystkie większe objętości ciała rozpuszczają się w tym ruchu i następuje błogi, ciepły stan spokoju. Kiedy tafla z ostatnim wdechem zostanie przeprowadzona przez głowę, na jakiś czas może wystąpić zamroczenie... Po nim odczuwa się trwałą poprawę samopoczucia, zniknięcie skurczów i innych objawów bólowych w ciele.
Stanem podobnym do osiąganego przy pomocy przesuwania tafli od stóp w górę jest w jodze wykonywanie Sawasany"
pozycji trupa, kiedy to rozluźnienie osiąga głębsze poziomy [W.W.Antonow "Iskustwo być scziastliwym. Leningrad. Pietrodworiesz]
Najlepiej jest wykonywać ćwiczenie z taflą przed snem, kiedy głębokie rozluźnienie naturalnie przechodzi w sen i cała praca samouzdrawiania przebiega we śnie.
Krab"
Ta technika samoleczenia jest bardzo skuteczna przy chorobach oskrzeli, pluć, infekcjach górnych dróg oddechowych, przeziębieniach itp. Objaśnimy ją na przykładzie: mamy kaszel, suchy, wycieńczający. Obok inhalacji, rozgrzewania, spróbujemy zastosować siłę energetyczna własnych rąk. Prawą (albo lewą) dłoń kładziemy sobie na piersi w taki sposób, aby środek dłoni znajdował się nieco poniżej dołka międzyobojczykowego, a palce, rozstawione w różne strony, obejmowały fragment piersi nad obojczykami. Przy takim ułożeniu palec środkowy znajduje się na tarczycy.
Robimy wdech i powoli wydychamy powietrze wyobrażając sobie, jak wydech przepływa przez dłoń i palce gorącym strumieniem do wnętrza piersi, przenika oskrzela i płuca, ogrzewa je wewnętrznym ciepłem, wyrównuje potencjał bioenergetyczny organów, przywraca normalny obieg energii w kanałach i meridianach.
Nie trzeba wyobrażać sobie, jak energia przepływa przez kanały, najważniejsze to wytworzyć odczucie ciepła płynącego z ręki do piersi i przenikającego do oskrzeli i płuc. Wszystko pozostałe odbędzie się niezależnie od naszej wyobraźni.
Kraba" można wykorzystywać nie tylko do samopomocy, ale również do pomocy innym. Jednakże fascynować się tym nie należy, ponieważ każde oddziaływanie lecznicze na ludzi wymaga poważnego doświadczenia i wprawy, określonej wewnętrznej organizacji energetycznej. W przeciwnym wypadku nie pomożecie człowiekowi, a sobie zaszkodzicie. W ogóle wszystkie techniki samoleczenia przeznaczone są właściwie do pomagania sobie i własnej odnowy. Co się tyczy pomagania innym, to istnieją całe kierunki uzdrawiania, lecz autor nie zamierza ich przedstawiać. Uzdrawianie jest bardziej złożoną formą działania i nie znosi dyletantów. Wymaga długich lat wytrwałej praktyki i wewnętrznej pracy nad sobą. Tylko wtedy pojawią się rezultaty.
Ciepło oddechu
Ostatnia z proponowanych technik leczniczych również opiera się na połączeniu energii rąk, wyobraźni i oddechu. Tym razem jednak wszystkie trzy czynniki połączone są w jedną całość.
A więc, oddychanie do organów. Często pojawiają się stany dyskomfortu w tych czy innych organach wewnętrznych, nie uwarunkowane żadnymi przyczynami zewnętrznymi. Po prostu coś jest nie tak, powiedzmy w nerkach, i jeżeli w tym momencie przeprowadzi się badania medyczne, nie wykażą one niczego lub tylko jakieś nieznaczne odchylenia. Funkcjonalne zakłócenia
wyłącznie w skrajnym przypadku. Jednak odczucie dyskomfortu jest dla nas ostrzeżeniem, że w organie lub układzie występuje zakłócenie równowagi energetycznej, że tkanka nie otrzymuje niezbędnej ilości siły życiowej i w następstwie tego zaczyna pracować wykorzystując wewnętrzny, nienaruszalny zapas sił. Jeżeli nie podejmie się niezwłocznie środków zaradczych, to rezerwa ta szybko się wyczerpie i wówczas z prawdopodobnej, choroba stanie się realna.
Powstanie takich stanów chorobowych doskonale można zilustrować na przykładzie lampki elektrycznej. Aby świeciła normalnie, potrzebuje ona prądu o ściśle określonym napięciu i natężeniu. Jeżeli w sieci parametry te będą obniżone, to lampka będzie świeciła gorzej albo będzie wręcz ledwie żarzyć się. Tak samo jest z organizmem: do jego skutecznej i normalnej pracy potrzebna jest energia życiowa w niezbędnych ilościach. Jeżeli będzie jej za mało, to wszystkie funkcje organu lub układu nie będą w pełni realizowane. A jeżeli zmniejszenie ilości siły życiowej przedłuży się, to organ zwyczajnie przestanie funkcjonować i pojawi się ciężka patologia organiczna.
Oczywiście nie wszystko przebiega tak prosto w realnym życiu, jak to zostało powyżej opisane. W rozwoju każdej choroby uczestniczy ogromna ilość innych czynników: od wpływu środowiska zewnętrznego poczynając, na stanie psychicznym człowieka kończąc, ale ostatecznie to one właśnie wpływają na normalny przebieg wzajemnych energetycznych oddziaływań w organizmie, w tym czy innym organie lub układzie.
Proces pełnego przywrócenia subtelnych energetycznych współdziałań jest złożony i długotrwały. Można jednak pomóc sobie wcześniej, nie dopuszczając do choroby, już przy pierwszych objawach pogorszenia. Robimy wdech i wyobrażamy sobie, jak wdech koncentruje się w okolicy tarczycy w postaci świecącego obłoczka, kłębka światła lub jakiegoś innego świetlistego tworu. Podczas tworzenia tego obrazu mentalnego można wykorzystać dowolny model myślowy.
Wdech zawisł jako obłoczek w dołku międzyobojczykowym. Z wydechem kierujemy ten obłoczek w dół
do splotu słonecznego. Potem jeszcze raz wdech
i znowu z wydechem opuszczamy obłoczek wdechu do splotu słonecznego. Tak powtarzamy do czasu, aż w splocie słonecznym pojawi się uczucie lekkiego rozpierania i ciepła. Wzmacniamy je przez kilkakrotny wdech kierowany do splotu słonecznego. Odczucie rozpierania wzrośnie, nasili się też ciepło. A teraz wyobraźmy sobie, że ciepło z wyrostka mieczykowatego mostka kieruje się promieniem do tego organu, w którym pojawił się dyskomfort. Do tego obrazu dodać można jeszcze wyobrażenie, że niezdrowy organ aktywnie wdycha ciepło promienia, wciąga je każdą komórką, odżywia się nim, napełnia od zewnętrznej błony do najgłębszych struktur. Znajomość anatomii i dokładne zbudowanie realistycznego obrazu nie jest konieczne, zastąpi je wasze samoodczuwanie. Jeżeli tam, gdzie uprzednio było odczucie niemiłej pustki lub nawet bolesności, pojawia się łagodne ciepło, to znaczy, że proces ruszył". Rozpoczęło się przywracanie wymiany energetycznej w tkankach, poprawił się przepływ energii w kanałach i meridianach. Organ można nagrzewać promieniem siły aż do zaniku chorobowej pustki, a nawet dłużej, do pojawienia się rozpierania w organie. Wytworzy to pewną rezerwę siły w tkankach, wzmocni je.
Jeszcze jedną, bardziej skuteczną, jest metoda łącząca energetyczną siłę rąk i oddechu. Polega ona na tym, że w strefie chorobowej zderzają się dwa silne strumienie: z rąk i z promienia siły.
Ustanawiamy kontakt cieplny i energetyczny pomiędzy własnymi dłońmi a niedomagającym fragmentem ciała. Czujemy jak ciepło dłoni przenika skórę, w głąb przez tkanki, i dociera do niezdrowego organu. Przyciskamy dłonie do powierzchni ciała i ogrzewamy organ przez skórę i tkanki ciepłem swoich rąk.
Uprzednio napełniliśmy splot słoneczny siłą oddechu i teraz w organie zderzamy dwa strumienie. Ciepło z rąk przenika z zewnątrz. Razem z wydechem kierujemy energię ze splotu słonecznego do tkanek organu i czujemy, jak dwa strumienie ciepła które się zderzyły, rozgrzewają wewnętrzne struktury ciała, ten lub inny organ.
Wdech robimy swobodnie, natomiast wydech obowiązkowo powinien być powolny, płynny. Najsilniejsze ciepło może pojawić się w momencie, kiedy wyciskamy z płuc ostatnie resztki wydechu. W tym celu pomagamy sobie podciąganiem brzucha.
Ćwiczenie to należy wykonywać długo, do czasu pełnego rozgrzania tej strefy ciała lub organu, gdzie kierowane jest oddziaływanie. Jednak za każdym razem czas trwania procedury będzie się skracał, ponieważ stopień napełnienia tkanek i komórek wzrasta.
W procesie pracy z samym sobą ważne jest staranne obserwowanie odczuć w ciele, praktyczne rozpoznawanie gdzie położone są poszczególne organy, jak one przejawiają siebie w naszych odczuciach podczas pracy, w stanie spokoju itd. Wszystkie te samoobserwacje potrzebne są do tego, aby w niedalekiej przyszłości, w czasie opanowywania kursu drugiego i trzeciego stopnia samoregulacji, a także materiału z towarzyszących rozdziałów treningowych, każdy mógł już realnie wyobrażać sobie, widzieć swoje organy i kierować nimi nie tylko na poziomie obrazu mentalnego, ale i bezpośredniego odczytywania informacji komórkowej...
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Margit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiężniku (02) Blask twoich oczut informatyk12[01] 02 101introligators4[02] z2 01 n02 martenzytyczne1OBRECZE MS OK 0202 Gametogeneza02 07Wyk ad 02r01 02 popr (2)1) 25 02 2012więcej podobnych podstron