Rozdz. II. NAWRÓCENIE I POJEDYNEK
Większa część rozdziału to rozmowa ks. Wyprztyka z Helą (powodem jest ponoć szczera chęć przyjęcia chrztu przez ową pannę). Nawiązuje się między nimi długi dialog filozoficzno-teologiczny na temat ewolucji jednostki i społeczeństwa, w którym przytaczane są stanowiska Leibniza, Russella, Husserla, Schopenhauera, Kanta i Chwistka. Wyprztyk za wszelką cenę chce pokazać nicość tych koncepcji filozoficznych, ich małość, niespójność i nieadekwatność do poczucia pustki, jakie dręczy Bertzównę. Trochę mu to marnie na początku wychodzi, bo za bardzo rozprasza go prężąca się w pościeli Hela i unoszący się w powietrzu zapach seksu. Jednak jako zdyscyplinowana osoba bierze się w garść i zaczyna przekonywać Helę o przyjęcia wiary katolickiej i to nawet nie z pragmatycznego punktu widzenia - by nie czuć się już samotną. Generalnie jest to przegląd ówczesnych filozofii, ze wskazaniem na to, że ich czas minął a żyjącym nic nie zostało dane w zamian. Pojawia się kwestia upaństwowienia wszystkiego (śmierć twórczości) i komunizmu. Wyprztyk, by pozyskać Helę, mąci, tworzy i wprowadza wątpliwą teologicznie kwestię braku piekła. H.: „Jeśli Bóg jest naprawdę, to jest czymś tak z nasza myślą niewspółmiernym, że musi się bardzo śmiać słysząc, jakie my koziołki myślowe wyprawiamy, aby sobie z nim dać radę." Po całej rozmowie Hela była strasznie rozdrażniona, dochodzi do wniosku, że nie ma nic piękniejszego i większego od śmierci, że tylko ona może spełnić jej wszystkie ambicje. Wyciągnęła z szafki małego czerwonego browninga... Wyprztyk wyrwał go jej tuż prry skroniach. Hela nagle miała straszną ochotę pokutować, żałować, ochrzcić się, jakby to miało ją uratować przed samą sobą. A jednak, jak sugeruje autor: „Wszystko to było z jej strony jednym wielkim histerycznym kłamstwem: nudziła się i nie miała odpowiedniego kochanka." Wyprztyk słucha spowiedzi Heli, potem każe zawołać starego Bertza i obojgu udziela chrztu. Tymczasem... Atanazy męczy się sam ze sobą przed pojedynkiem - „Poczucie ohydy istnienia przechodziło już w rejon metafizyki". Jednak gdy dojechał na miejsce pojedynku, zachwyciło go piękno podmiejskiej przyrody (pomógł w tym łyk śliwowicy). Z kolei Prepudrech cały trząsł się ze strachu . Nawet zaczął obiecywać Bogu, że jak przeżyje, to weźmie się do jakiejś pożytecznej pracy. Ale w zaświatach było pusto i głucho... Tuż przed strzałem coś się w nim jednak przełamało. Nawet Atanazy to zauważył i zaczął się bać - pogardzał zresztą sobą za ten strach, bo nie doznał go na wojnie, gdzie w końcu o ważniejsze rzeczy szło, a boi się jakiegoś farbowanego księcia? Niepojęte. Kubuś strzelił i... trafił w obojczyk Tazia.
Rozdz. III ROZMOWY ISTOTNE
Tazio po operacji leży w szpitalu, wszyscy świadkowie pojedynku i Zosia (nie mająca pojęcia o jego powodach) opiekują się nim, prowadząc jednocześnie tzw. „rozmowy istotne" dotyczące przyszłości jednostki i społeczeństwa, sztuki i życia. Teraz na tapecie będzie Zosia - chory narzeczony dodawał jej urody i pewności siebie, a różne szpitalne „stany macierzyńskiego podniecenia" wyciągały na światło dzienne uśpiony dotąd erotyzm. Zakochiwała się biedaczka na dobre. A gnijący w łóżku bezczynnie Tazio, może pod wpływem otarcia się o bezsensowną śmierć (ale kto go tam wie?) czuł, że jego wola, dotąd ukierunkowana na walkę z metafizyczna potwornością pospolitości, zawodzi go. „Bezgłośnie [...] najtęższe wartości stawały dęba nad próżnią i spadały (...) przybierając kształty chimeryczne, złowrogie.” W ogóle była to „dziwna epoka kryzysów indywidualnych na tle kryzysu społecznego". Ekspansja zastępowała twórczość, propaganda - wiarę, tłum - konstrukcję osobowości. Nikt nie wiedział, kim w zasadzie jest. Próbował to wyklarować Taziowi jego przyjaciel z gimnazjum, Sajetan Tempie. Tazia mierzi to, że mógłby być „pospolitym człowiekiem". Kiedy każdy życiowy wysiłek okazuje się fiaskiem, bo świat i tak umiera, jedynym wyjściem pozostaje „czysta droga sama w sobie jako taka" (tylko droga do czegoś jest czymś istotnym, osiągnięty cel jest niczym). Zresztą, jeżeli świat przetrwa, to tylko w formie mechanizmu podobnego do ula czy mrowiska. Tazio - „Wytrzymać życie, nie wiedząc, kim się jest - może w tym jest pewna wielkość?". O sztuce wypowiada się Ziezio Smorski, muzyk: prawdziwa sztuka to obłęd, a twórca musi zwariować: ludzie czekają na „wielkie Słowo", to pokłosie romantycznych nałogów. Przerost intelektu jest symptomem upadku rasy, a jednocześnie intelekt to ostatnia wartość jaka im została. Sztuka się skończy, pytanie tylko, czy artysta powinien zajmować się społeczeństwem czy być nad nim?
Przyszła Hela, zrobiła furorę urodą. Zaczyna ironiczne i dość chamskie prześmiewki z rozterek facetów. „Wszyscy rzygali wprost wewnętrznie od niesmaku: tylko piękność Heli nadawała tej ohydzie znaczenie pozytywne, ale już w sferze perwersji". Wywołuje w Taziu „płciowy gniew", przyrzeka sobie, że ją zdobędzie zaraz po ślubie. Zosia jest pod wrażeniem Heli, chce się z nią zaprzyjaźnić, choć gdzieś tam intuicyjnie wie, że to dla niej emocjonalne i intelektualne samobójstwo. Motywacja typu „Właśnie dlatego, że obrzydliwe - zjem to." Chciałaby też przez tę „przyjaźń" oddzielić Helę i narzeczonego, który - patrząc na płaszczenie się Zosi przed Żydówką - tym bardziej pożądał tej ostatniej.