tzw. wojsko kwarciane, które zostało dopiero uchwalone w 1563 r. Pan uzasadnia potrzebę takiego wojska w sposób po trosze zaszyfrowany, ale dla czytelnika z r. 1543, znającego ówczesna sytuację, który ma w pamięci żałosną wojnę tzw. „kokoszą”, klęskę wojsk koronnych pod Sereten w 1539 i tatarski najazd na Polskę z 1541. bardzo zrozumiały. Rej wskazuje tu na słabość i bezbronność państwa w obrębie zagrożenia granic płd-wsch. Polski, pogranicza wołosko-tatarskiego, pustoszonego co roku przez najazdy. Brak tam zamków, a oddziały polskie działają wyłącznie w polu albo uciekając „skacząc zajęczego” albo tropiąc „skacząc psiego”. Odziały te mają poważne problemy, do któiych żartobliwą aluzją jest zdanie „słaby Polak na trawie”, które w ówczesnych czasach było bardzo zrozumiałe dla czytelnika.
Pan wskazuje również na to, żeby nie liczyć na poparcie obcych państw. Nie wierzy w trwałość gwarancji traktatów i stoi na stanowisku „swój stan właśnie rozeznać” i orientować się właściwie w sytuacji międzynarodowej, bo tylko wówczas można się nie bać. Jest to aluzja do ówczesnej sytuacji, kiedy pomiędzy Turcją a Habsburgami toczyły się walki o Węgry i obie strony próbowały uzyskać sprzymierzeńca w Polsce. Autor dialogu poruszając problematykę skarbu państwa i wojska pragnie przede wszystkim wskazać na brak przygotowania Polski do obrony kraju, brak pieniędzy w skarbcu w wyniku okradania go przez urzędników, a także na bezkrytyczną ufność w zagraniczne bezpieczeństwo kraju.
Kolejnym problemem poruszanym w utworze jest sprawa sądownictwa. Pleban mówi o sędziach, że dzielą się „pamiętnym” i dają się nachylić upominkami. Następnie Pan zdaje długą relacje o niedomaga ni ach sądownictwa. Potwierdza on uwagi plebańskie, a potem opowiada o człowieku, który wpadł w ręce „prokuratorów”. W wyniku czego zanim udało mu się załatwić sprawę stracił wiele pieniędzy Niektóre sprawy w tym okresie wyniku złej organizacji prawnej przechodziły w ręce prokuratorów, tj. doradców prawnych, który mieli bardzo złą opinie. Byli obłudni i obdzierali za skóry naiwnych klientów. Rej nawiązuje tutaj do wieloletniej reformy wymiaru sprawiedliwości rozpoczętej w 1505 roku, a ukończonej dopiero w roku 1578, na mocy której wprowadzono w życie trybunały. W fazie swej początkowej, a więc do roku 1543(data ukazania się Krótkiej rozprawy..) doszło jedynie do mnóstwa drobnych reform usiłujących naprawić aparat sądowy odziedziczony po średniowieczu.
Rej w swoim dziele porusza również sprawę sejmu i senatu. Zygmunt Stary w ciągu długiego panowania opierał się na senacie, a więc na możnowładztwie duchowym i świeckim. Doprowadzało to do ustawicznych protestów w izbie poselskiej, a w konsekwencji do rokoszów. Rej zajął wobec senatu stanowisko osobliwe: „Wielkich stanów nie ruszajmy, / Tym z daleka się kłaniajmy'’, ale był to zabieg wyłącznie retoiyczny, gdyż pomimo tego poświecił im bardzo dużo złośliwych uwag, godzących w króla i otaczających go senatorów. Pojawiają się tutaj cechy króla tyrana, otoczonego pocliłebcami, którzy po cichu określają swojego władcę jako „nogcia”, czyli nicponia. Ten pozbawiony istotnego uznania prowadzi żywot niepewny i uzasadniony słabością natury ludzkiej, która raz tylko w dziejach Rzymu zdobyła się na heroiczny stosunek do państwa u obywateli. Pod ogólnikami odwołującymi się do przeszłości rzymskiej, jak i innymi uwagami o królu zredagowanymi bardzo ostrożnie kryje się gwałtowna i ostra mowa wymierzona przeciwko posłom, a więc rzecznikom programu politycznego głoszonego przez utwór. Ta niekonsekwencja autora ma jednak swoje uzasadnienie. Posłom z „pusta głową” zarzuca Pleban to samo co sędziom tj. przekupstwo, którego rezultatem jest pustość obrad sejmowych. W rezultacie „Na chromem do dom jadą”, czyli wracają z niczym. Przyczyną tego jest słabość natury ludzkiej, która nie umie oprzeć się czyhającym wszędzie pokusom, gdzie „...jedni są, co sie boją, / Drudzy o urzędy stoją”, gdzie „Jedni czcią, drudzy darują”. Kto są Ci jedni i drudzy dialog nie wyjaśnia, ale o odpowiedz tu nie trudno. To ci, którym zależy na osłabieniu opozycji szlacheckiej, czyli posłów przekupują senatorowie reprezentujący króla. Ujawniona jest przy tym niechęć