Kazanie konfederackie
Akcja rozgiywa się w 4 listopada 1969 roku w kościele ojców bernardynów w Kalwarii. Cztery dni wcześniej pod Lanckoroną miała miejsce jedna z bitew konfederacji barskiej. Przewodził jej Kazimierz Puławski; Polacy zwyciężyli, ścigając resztki wojsk rosyjskich aż pod Myślenice. Z tej okazji tłumnie zgromadzona w kościele szlachta i magnaci (książę Radziwiłł, Potocki, Rzewuski) oczekiwali na pochwałę z ust karmelity. Dodatkowym powodem, radującym możnowładców, były urodziny księcia Karola Radziwiłła.
Ksiądz Marek wystąpił przed szlachtą na ambonę, ale ku ich zdziwieniu nie poświęcił kazania solenizantowi, ale konfederacji barskiej. Krytykował on czyny szlachty, ich postępowanie podczas konfederacji :
- szlachta walczy tylko dla pozorów i własnej chwały.
- nie potrafi współpracować, najważniejsza bowiem jest dla nich zabawa i sprzeczki z błahych powodów. Możni panowie zamiast uspokajać owe zatargi, jeszcze bardziej je podsycają, mając z tego przednią rozrywkę.
- zapominają o Bogu i ojczyźnie.
Po burzliwym kazaniu, które zszokowało szlachtę, ksiądz zszedł z ambony i zaczął śpiewać „Przed oczy Twoje, Panie” (tu następuje opowiadanie Soplicy o obiedzie urządzonym w Zaduszki przez szlachcica Granowskiego, gdzie oprócz burd i rozpasania odbył się bezpodstawny pojedynek dwóch szlachciców, którzy byli pijany. Granowski wiedział, że ks. Marek w kazaniu swoim uderza m. in. w to wydarzenie podczas kazania ponoć pocił się ze wstydu. Opowiadanie to trwa mniej więcej tyle czasu ile mogłoby trwać odśpiewanie pieśni przez księdza.)
Ku zdziwieniu wszystkich ks. Marek potem wstąpił na ambonę jeszcze raz. Nigdy bowiem nie odbywały się dwa kazania na jednej mszy. Tym razem ksiądz rozpoczyna kazanie od zwrócenia uwagi na solenizanta, ale szybko odbiega od tematu jego urodzin. Mówi o swoim objawieniu (objawił mu się „anioł Polskiej”), kiedy to uświadomiony został, że źle się dzieje z polskim rządem, którego szlachta nie chce ratować. Opowiadał o tym jak pod różnymi postaciami udawał się do szlachciców (wymienione są tu takie nazwiska jak: Radziwiłł (!), Sapieha) i prosił o pomoc dla rządu - aby udali się do Warszawy i tworzyli rząd. Wszyscy jednak z nich mówili, że mogą oddać część majątku dla ojczyzny, ale do Warszawy nie pojada, bo muszą swoich interesów pilnować. Ksiądz Marek krytykuje tu miłość do ojczyzny, która okazuje się być fałszywa.
Kazanie to wywołało płacz i skruchę w szlachcie (choć tak naprawdę niewiele dało, bo się nie poprawili). Ksiądz Marek nie został potępiony za te słowa, bo cieszył się ogromnym szacunkiem szlachty. Na koniec jeszcze wypito jego zdrowie. W związku z tym jedynym prezentem jaki Radziwiłł otrzymał z okazji urodzin to była gorzka prawda (tak było w artykule).