uważam, iż każda próba stworzenia zunifikowanej definicji dialogu jest z góry skazana na niepowodzenie. W tym miejscu rodzi się pytanie: czy istnieje konieczność stworzenia takiej definicji ? Definicje służą temu, aby pewne zjawiska dookreślić, zaklasyfikować, wtłoczyć w ramy ciasnego rozumienia, zamknąć w hermetycznym definiens ? a stosowanie definiendum w sensie odmiennym od arbitralnie narzuconego naznaczyć jako występek przeciwko językowemu bon-ton. Dlaczego tak się dzieje ? Czyż nie wyszliśmy już z pozytywistycznego szaleństwa hiper- precyzowania języka ? Definicje same w sobie nie są czymś niepożądanym ? wręcz przeciwnie, wiele zjawisk pozwalają zrozumieć i opanować myślą. Nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu, iż w tym konkretnym przypadku, gdy mowa o dialogu, definicje tworzone bywają po to, by dialog ów sprowadzić do roli metody, zmechanizować i utechnicznić. Chcąc rozważać temat dialogu, nie można bezkrytycznie zamykać się w świecie arbitralnie narzuconych znaczeń, lecz raczej należałoby skupić się wokół kategorii subiektywnego rozumienia, czy też nawet przyjmować cudzą drogę, sposób w jaki dialog przez innych jest rozumiany ? lecz po wcześniejszym przemyśleniu tegoż sposobu pod kątem własnych przekonań: aby bowiem prowadzić dialog prawdziwy (prawdziwy według nas), należy prowadzić go szczerze.
Fakt żywego zainteresowania pedagogiki dialogiem jest bardzo istotną wskazówką odnośnie jego użyteczności w edukacji ? czy jednak nie jest tak, że użyteczność owa wynika z tego, iż to edukacja powinna dziać się w dialogu, a nie dialog w edukacji ? Nawiązuję tu do koncepcji J. Rutkowiak2, wg której wychowanie (skłonny byłbym rozszerzyć tę koncepcję również na nauczanie) jest traktowane jako dialog i funkcjonuje poprzez uprawianie dialogu. Dialog tutaj to równouprawnienie w poszukiwaniu sensów, nadawaniu znaczeń, przyjmowaniu lub odrzucaniu interpretacji, podejmowaniu mądrych decyzji bez uprzywilejowanego dostępu do prawdy. Ujęcie to jest zdecydowanie najbliższe mojej interpretacji pojęcia, a zawiera w sobie co najmniej dwa fundamentalne dla opisania natury dialogu twierdzenia. Po pierwsze, równouprawnienie w poszukiwaniu sensów; równouprawnienie, funkcjonowanie obu stron dialogu na tych samych płaszczyznach, co, o ile w przypadku dialogu między dwoma uczniami nie wywołuje kontrowersji, to w przypadku dialogu na linii uczeń ? nauczyciel każe się, delikatnie rzecz ujmując, zastanowić nad tradycyjnym podziałem ról w edukacji oraz nad tym, czy w takim rozumieniu nie byłoby wskazane rozważyć przemodelowania szkoły, a i być może całego procesu edukacji. Zmierzam bowiem do stwierdzenia poszukiwanie sensów: poszukiwanie, a więc nie narzucanie, nie podawanie, nawet nie rozmowa w celu poprowadzenia jej w sposób oczekiwany przez nauczyciela, gdyż już to sugerowałoby posiadanie przez nauczyciela wiedzy, na zdobyciu której mu, wobec faktu posiadania jej, nie zależy (tu koło zamknęłoby się, pomimo stworzenia pozorów dialogu nie zmieniłoby się nic, gdyż tak naprawdę podtrzymana zostałaby edukacja monologowa). Problem, moim zdaniem,