aspirować do mchu członkowskiego, nigdzie nie musi wracać - zawsze była jest i będzie krajem europejskim.
Drugi taki argument, któiy był zasadniczą osią w tych rozmowach to: rozszerzenie Wspólnot Europejskich czy od 1992 roku już UE - nie jest żadną jałmużną!!! Nie jest żadną jednostronną pomocą, Polska argumentowała, że wszyscy na tym skorzystamy- nie tylko te, które będą przystępować, ale też te które się w UE już znalazły. Zadaniem Polski było przekonać wszystkich, że przystąpienie Polski do WE jest realne. Wspominałem już, że dyplomacja polega na operowaniu słowem, wizją i pomysłem. Naszych partnerów możemy sobie tylko zjednać, możemy ich przekonać do naszego sposobu myślenia. Trzeba mieć świadomość, że rzadko zdarzają się dramatyczne sytuacje a to że w dyplomacji wykształcił się pewien sposób komunikowania, którego ludzie nie lubią bo jest mętny, owija się w bawełnę, posługuje się aluzjami- nie jest sposób komunikowania, który jest specjalnie szanowany. Nie jest rozsądne aby zrażać sobie partnerów. Więc jeśli mamy mu coś powiedzieć nieprzyjemnego to trzeba mu tak powiedzieć żeby wiedział, że to nie jest coś osobistego, obrażamy go nieosobiście.
W 1993 Polska podpisuje układ stowarzyszeniowy z UE w Kopenhadze- podpisała kryteria kopenhaskie.
Trzecim elementem poręczy było przekonywanie partnerów, że Polska jest w stanie spełnić wymagania wynikające z przyjęcia Komintemu(nie negocjuje się tego tylko się przyjmuje).
Z kryteriów kopenhaskich wynikało, że rozszerzenie jest możliwe, było to dla polskich aspiracji niewystarczającym osiągnięciem
Turcja od lat 60. jest stowarzyszona ze WE, negocjuje już z grubsza 30 lat członkowstwo, i perspektywy tego, że to się szybko skończy nie ma. Więc to, że potrafimy się dostosować do standardów europejskich było trzecią poręczą, której Polska się trzymała.
Jeśli się dąży do jakiegoś rezultatu to trzeba być świadomym, że dąży do tego kupa ludzi, w tym urzędnicy którzy jeżdżą po całej Europie, do tego politycy, dziennikarze - armia ludzi. Opracowanie pewnych poręczy pomaga uzyskać energię, z która oni wszyscy jeżdżą. Chodzi o to, żeby ten przekaz był najbardziej spójny, nieważnie z kim mamy do czynienia. To musi być zestaw podręcznych poglądów, który się da łatwo zapamiętać i kilka razy przedstawić.
To wszystko jest łatwe wtedy kiedy jest zapotrzebowanie społeczne. Jeśli ludzie rozumieją co dyplomaci robią, jeśli nie to nawet jeśli uda nam się cos załatwić to nikt tego nie doceni. Trzeba wszystkich uświadomić o znaczeniu tego celu. Nie było problemów w kwestii wizji wejścia Polski do WE bo przez 50 lat komunizmu w Polsce wystarczająco wysoko została podniesiona świadomość ze na Zachodzie żyje się lepiej.
Trudniej było o takie cos w kwestii wejścia do NATO (pierwszy rząd który podjął ten temat to Rząd Olszewskiego, któiy mówił o tym w 1991). Nie jest tak, że wcześniej o tym nie mówiono. W grudniu ‘89 roku Władysław Bartoszewski nie będąc żadnym polskim politykiem tylko historykiem zaproszonym na wykłady w Wyższej Szkole Wojskowej Bundesweliry- powiedział ze „ może się Państwo nie domyślacie, ale nie długo będziemy sojusznikami”. Było to ujmująca wiadomość dla tych niemieckich żołnierzy jak dla przeciętnego Polaka.
W listopadzie ’89 pierwsze posiedzenie Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, poświęcone polskiej polityce zagranicznej- pewien ekspert wygłosił referat dotyczący celów strategicznych polskiej polityki zagranicznej - została tam sformułowana wizja - Polska będzie dążyć najpierw do członkowstwa w NATO a potem do UE i że Układ Warszawski zostanie rozwiązany. Wszyscy się jeszcze boją Związku Radzieckiego, nikt nie mówi o rozwiązaniu Układu Warszawskiego.
12 września Tadeusz Mazowiecki mówi iż będziemy podtrzymywać istniejące sojusze, że uznajemy rząd Solidarności. Powiedział, że sojusze muszą być akceptowane przez
2