Po sukcesie zbioru opowiadań Henryk Grynberg rozpoczął pracę nad powieścią. W 1965 roku na łamach "Twórczości" ukazała się drukiem "Żydowska wojna". Niedługo potem, w wersji książkowej, wyszła nakładem wydawnictwa "Czytelnik". Mimo iż "Ekipa >>Antygona<<" wzbudziła zainteresowanie młodym pisarzem, wokół jego powieści zaległa zmowa milczenia. Cisza ta trwała kilka miesięcy. Jak się okazało-to cenzura wstrzymywała wszelkie recenzje powieści i starała się ją "przemilczeć". Ciszę przerwał sam Jarosław Iwaszkiewicz, ówczesny redaktor "Twórczości". Swój stały felieton "Rozmowy o książkach" w "Życiu Warszawy" poświęcił w całości "Żydowskiej wojnie". Grynberg wspomina: "Książka była uratowana (...) Po jego wystrzale [Iwaszkiewicza - przyp. S.P.] posypały sie recenzje ze wszystkich ważniejszych czasopism i gazet, gdzie od dawna czekały w szufladach. (...) Dopiero wtedy Związek Literatów Polskich zawiadomił mnie, że od stycznia czeka na mnie stypendium imienia Tadeusza Borowskiego, dziwiąc się, że tak długo go nie odbieram, i zaprosił mnie do siebie były oskarżyciel norymberski, profesor Jerzy Sawicki, aby (...) opowiedzieć mi o walkach, jakie toczyły się przez te miesiące w cenzurze między antysemitami z tygodnikiem >>Stolica<< na czele, którzy mieli przygotowane napastliwe recenzje, żeby książkę zniszczyć, a normalnymi ludźmi, którzy chcieli zamieścić swoje normalne recenzje".[1] Książka odniosła duży sukces - Grynberg otrzymał genewską nagrodę literacką imienia Kościelskich, wyróżniła powieść Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa, zaczęto ją nawet włączać do zestawu lektur szkolnych.
Podobnie, jak w przypadku "Ekipt >>Antygona<<", biografia bohatera powieści prawie zupełnie pokrywa się z biografią Autora. Warto od razu zwrócić uwagę na tytuł utworu. Jest on wszak inwersją tytułu Józefa Flawiusza - "Wojna żydowska". To, pozornie bez znaczenia, przesunięcie akcentu na pierwszy człon tytułu wskazuje na jedyność tego typu doświadczenia, jakim był Holocaust.[2] Tytuł interpretować można także ironicznie: wszak "wojna" ta prowadzona jest w jedną stronę, druga strona nie walczy - znajduje się w nieustannej ucieczce.
Groza wojenna relacjonowana jest przez pięcioletniego narratora, postrzegającego świat z całą przysługującą temu wiekowi naiwnością. Doświadczenia swoje i swoich najbliższych przekazuje on raczej ze zdziwieniem niż z przerażeniem. W narracji dominują krótkie, oszczędne, beznamiętne zdania. Forma taka ma tutaj podwójne uzasadnienie: psychologiczne i artystyczne. Pierwsze wynika z obrania punktu widzenia w świadomości dziecka, drugie natomiast - z przekonania wspólnego całej literaturze powojennej: że dotychczas używane przez nią środki wyrazu stają się bezradne wobec rozmiarów cierpienia, musi ona posłużyć się nowymi środkami. Prostota przekazu, stanowiąca milczące uznanie wagi samych faktów, prawie zawsze przechodzi w dodatkową jakość. Grynberg jawi się tu jako kontynuator formy stylistycznej zapoczątkowanej przez "Medaliony" Nałkowskiej. W najważniejszej chyba dla "Żydowskiej wojny" recenzji, Jarosław Iwaszkiewicz zauważa, że w powieści "jest cos ze stylu starożytnych pisarzy. Coś ze zwięzłości łacińskiej Cezara, coś z tych zdań najprostszych, które zawierają w sobie intensywny ładunek nie tylko emocji, ale i faktów". Dodaje również: "Dawno już nie mieliśmy tak pięknej książki młodego pisarza. Właściwie mówiąc na żadnej z tych kilkudziesięciu stronic nie czujemy młodości autora. Przeciwnie, wielką dojrzałość. Tylko dojrzały pisarz może się zdobyć na spokojny opis tak przerażających, tak straszliwych zdarzeń i sytuacji."[3]
W swojej warstwie tematycznej "Żydowska wojna" kontynuuje wątki rozpoczęte w debiucie literackim Autora, jest do niego pewnego rodzaju suplementem. Powieść składa się z dwóch części zatytułowanych kolejno: "Ojciec" i "Matka". Część pierwsza to dzieje okupacyjnych losów rodziny żydowskiej, zmuszonej do ukrywania się przed hitlerowcami. Tłem przedstawianych wydarzeń jest tutaj przyroda: bohaterowie żyją, uciekają, ukrywają się i giną w lasach, na łąkach, wśród pól lub wiejskich zabudowań. Szczególny nacisk kładzie Grynberg na ukazanie wzajemnych stosunków zagrożonych Żydów i ich - jeszcze do niedawna - polskich sąsiadów. Wielu z nich, czy to ze strachu, czy to z chęci odniesienia korzyści donosi Niemcom o miejscach schronienia Żydów, często sprowadzając represje na udzielających im azylu. Wśród tych, którzy współczują i pomagają Żydom są tacy, którzy czynią to z potrzeby serca i bezinteresownie, jak też i tacy, którzy są za to przez nich opłacani, nierzadko "przechowując" ich cenny dobytek do "lepszych czasów". Tworzac na swój własny użytek pojęcie "prawdy artystycznej" próbuje Grynberg odtworzyć zagładę swej rodziny. Krewni ze strony ojca zostają wysłani jednym z transportów do Treblinki, natomiast rodzina matki, uniknąwszy tej ostatniej podróży, ukrywa się w leśnej ziemiance. Giną oni na skutek donosu, wykryci przez Niemców. W ziemiance pogrzebani zostają rodzice matki, dwie młodsze siostry i trzynastoletni brat.[4] Półtoraroczny Buciek, brat bohatera, oddany pod opiekę jednej z polskich rodzin zostaje (również w wyniku denuncjacji) wyprowadzony na drogę przez żandarmów i z zimną krwią zastrzelony. Bohaterowi wraz z matką udaje się przedostać do Warszawy i tam szukają schronienia. Ojciec - Abram decyduje się na pozostanie w lesie nie chcąc swym, niemożliwym do ukrycia, semickim wyglądem narażać rodziny na niebezpieczeństwo. Pieniądze gromadzone "na czarną godzinę" oraz wielka wola przetrwania pozwalają mu ukrywać się skutecznie. Lecz to właśnie pieniądze stają się powodem jego ostatecznej tragedii - ginie on od bandyckiej siekiery tylko dlatego, że je posiada: "Miał jednak rację, że tak wytrwale zbierał pieniądze. Dostawał za nie chleb, który niósł pod kapotą. Na pieniądze okazuje się można liczyć. Pieniądze świadczą, że jest człowiekiem, pomyslał. A jeśli się zostaje przez to zabitym, to nie jak zwierzę! Za pieniądze - jak człowiek...".[5] Pieniądz - środek niezbędny do przetrwania - staje się, paradoksalnie, przyczyną śmierci. Śmierć "za pieniądze" to jednak inny, "lepszy" rodzaj zgonu: "Zatem środki materialne, których wartość w warunkach >>żydowskiej wojny<< przewyższała wartość życia ludzkiego, były nie tylko środkami ratunku (jak w getcie), lecz miały także właściwości zabójcze. Jednakże śmierć za pieniądze w warunkach Holocaustu oznaczała śmierć ludzką, śmierć z godnością, bo z jakiegoś powodu."[6] Ta żydowska śmierć z polskiej ręki, nie rozliczona z zabójcą powracać będzie u Grynberga obsesyjnie.
Druga część powieści, poświęcona matce, opowiada dalsze losy pozostałej przy życiu części rodziny. Pięcioletni narrator wraz z matką musi wyrzec się wszystkiego co żydowskie. Oboje zostają zmuszeni do zmiany nie tylko wyglądu, ale i otoczenia. Co gorsza - muszą zapomnieć o swej żydowskiej przeszłości. Rozpoczynają życie na "aryjskich papierach". Wokół bohatera tworzy się zmitologizowany świat, który wyznacza mu do odegrania rolę. Ceną za przeżycie staje się zatracenie psychicznej i kulturowej tożsamości: "Miałem babcię, która grała na pianinie, i dziadka, który umarł na raka żołądka, na szlachetną chorobę ludzi szlachetnych, a mama właśnie po nim nosi żałobę. Nie musiałem wymyslać żadnych mitów jak inne dzieci. Miałem go, byłem gotowy i piękny. Dostarczała mi go codziennie moja własna mama, mówiła o nim, przeżywała razem ze mną, a przy tym robiła to najzupełniej poważnie... Była najlepszym towarzyszem i wspólnikiem tej zabawy mojego dzieciństwa."[7]
Bohater żyje w zupełnej nieautentyczności: z Żyda przemienia się w Polaka - chrześcijanina. Konsekwencją tego jest katolickie wychowanie, przystąpienie (choć bez chrztu) do pierwszej komunii świętej. Urodzony wśród społeczności żydowskiej, zostaje jej pozbawiony podwójnie - poprzez dokonującą się wokół jej fizyczną zagładę oraz poprzez wychowanie w innym systemie norm społecznych, etycznych i religijnych. Niepewność dnia codziennego, świadomość odtwarzania roli i ceny, jaka grozi za zdemaskowanie, powodują w paroletnim umyśle wielki zamęt brzemienny w skutkach.
W głównych punktach obrazu znajdują się jednak przeżycia rodziców i innych osób z najbliższego otoczenia dziecka-narratora, a nie jego osobiste przeżycia. Dziecko patrzy na wydarzenia oczami swoimi i dorosłych. Boi się, kiedy widzi w nich strach, przestaje sie bać, kiedy oni przestają.
Narrator odwołuje się często do figur i sytuacji z Nowego Testamentu. W jego dzieciństwie powtarza się historia dziecinstwa Chrystusa: "Najbardziej wstrząsająca była historia o Panu Jezusie, który, choć był synem samego Pana Boga, jednak zaraz po urodzeniu się i przyjęciu hołdów i podarunków, które ludzie tak chętnie składają każdemu nowonarodzonemu, musiał uciekać ze swoją udręczoną młodą matką przed żołnierzami Heroda i kryć się wszędzie w obawie, żeby go nie wydano."[8]; "W Wielkanoc mama powiedziała, że chce pojechać ze mna do katedry po drugiej stronie Wisły, żeby mi pokazać grób Pana Jezusa. Jak się okazało >>grób<< to był wielki, dymiący pożar, który można było dostrzec nawet z Pragi."[9]; Chrystus "miał wyjatkowe szczęście do ludzi, tylko jeden na dwunastu okazał się zdrajcą."[10] Nawiązania te z jednej strony przywołują polską romantyczną tradycję mesjanistyczną, z drugiej rozkładają się na lekcje katolickiej nauki religii. Stylistyka ta nie wiąże się jednak z nadzieją na moralne odrodzenie, ale służy oskarżeniu chrześcijańskiego świata, jego obojętności wobec tego, co się dzieje. O dreszcz przyprawia jedno z najokrutniejszych zdań w literaturze polskiej: "Niech będzie pochwalony, panie Śliwa, przyszliśmy do was Żydów szukać."[11]
W tej relacji o losach żydowskiej rodziny Niemcy sa prawie nieobecni. Pojawiają się m.in. w momencie odbierania Bućka (brata bohatera) z rąk polskiej rodziny, kiedy to z przerażającym cynizmem zachwycają się jego urodą na chwilę przed rozstrzelaniem. Autor sugestywniej ukazuje w powieści szmalcowników i materailne motywacje przychodzących z pomocą, choć są i momenty, z których jednoznacznie wynika, że dziecko z matką, zdobywającą się na nadludzki wysiłek dla ratowania siebie i syna, znajdują decydującą o ich przetrwaniu, bezinteresowną pomoc ze strony Polaków. Dwaj szmalcownicy ukazani w utworze reprezentują dwa ich typy. Pierwszy to gajowy, którego napotyka w lesie uciekająca rodzina. Jako urzędnik, ponosi on odpowiedzialność przed Niemcami za to, co dzieje się w jego lesie i ma obowiązekzatrzymywać Żydów. Jest to jednak szmalcownik nietypowy - po pierwsze: jest nim niejako "z urzędu", po drugie: stać go na odrobinę współczucia. Rozgrzeszony okupem, niczym Piłat umywa ręce i, przepuszczając zbiegów wolno, pozwala niebiosom decydowaćć o ich losie. O wiele groźniejsza jest druga rozgrywka. Szmalcownik warszawski jest prawdziwym specjalistą. Działa dla zysku i z własnej inicjatywy. Czatuje w strategicznych punktach warszawskich ulic, studiuje odruchy i spojrzenia ludzi tropionych - umie je rozpoznać i, nie mając żadnych dowodów, potrafi wyciągnąć ofiarę z tłumu. Matce i tym razem udaje się wykupić, ale przeżycia te jeszcze bardziej potęgują poczucie zagrożenia. Los okazuje się łaskawy - oboje doczekują wyzwolenia, przynajmniej od bezpośredniego niebezpieczeństwa.
Obie części powieści: "Ojciec" i "Matka" symbolizują dwie zasadnicze postawy, z których jedna okazuje się w końcu bardziej praktyczna i skuteczniejsza. Tytuły obu części pozostają w jednakowym związku względem narratora, można by się jednak pokusić o zestawienie ich na zasadzie opozycji: "Śmierć" i "Życie".
"Żydowska wojna" mimo uhonorowania jej wspomnianymi nagrodami i wyróżnieniami, potwierdzającymi talent literacki Autora, stała się z oczywistych względów celem ataków ze strony prasy antysemickiej w roku 1968. W jednym z paszkwilanckich artykułów określono powieść jako "na poły biograficzną", dyskwalifikując wartość doświadczenia autora przez przesunięcie daty jego urodzin z 1936 na 1941 rok.[12] Frontalne ataki podjeto wobec kolejnego wydania utworu. Oto, warta przytoczenia w obszernym fragmencie, próbka retoryki tamtego okresu: "Wiadomo, że w Polsce odczuwamy brak papieru. (...) Wiemy, ile to sprawia kłopotu szkołom, rodzicom, ile powoduje trudności w nauce. W tej sytuacji specjalnej wagi nabiera problem, aby każda pozycja ukazująca się na rynku księgarskim była potrzebna, wartościowa. Bo jak wtedy wytłumaczyć dzieciom i rodzicom, że na podręczniki (...) brak papieru, a na książki, których nikt nie czyta i które nikomu nie służą - papier się znalazł. Gorzej jest jednak, jeśli wydawane książki są szkodliwe. Mam na myśli książkę Henryka Grynberga >>Żydowska wojna<<. (...) Po lekturze czytelnik nie znający dobrze tragicznych lat hitlerowskiej okupacji w Polsce może uwierzyć, że prawdą jest to wszystko, co pisze prasa syjonistyczna w Izraelu i na zachodzie (...), że w najlepszym wypadku Polacy odnosili się obojętnie do losu Żydów, w większości jednak współdziałali w dziele zniszczenia. (...) Niemcy zachowywali się przy tym jak anioły (...) sceny z Niemcami przedstawiane są niemal w lirycznym tonie. (...) Jednym słowem idylla. (...) Taka jest wymowa książki. (...) Książka kłamliwa w swej wymowie, obrażająca społeczeństwo polskie."[13]
Aby w pełni przeżyć i zrozumieć "Żydowską wojnę", czy - w szerszym zakresie - pisarstwo Henryka Grynberga, musi chtba czytelnik, a zwłaszcza czytelnik-antysemita, doświadczyć pewnego stanu ducha. Sposób na jego osiągnięcie podaje sam Autor: "Każdemu (...) powinno się przynajmniej raz kiedyś przyśnić, że jest Żydem"...[14]
[4] Dopiero po latach Grynberg poznał prawdę o losach tej części rodziny: "Matce i mnie powiedziano, że wykryła ich niemiecka obława w lesie niedaleko Dobrego, na Biduli, że wyciągnęli ich z ziemianki i rozstrzelali nad nią, a potem w niej pogrzebali. (...) Taka była prawda artystyczna i przekonany byłem, że tak było w rzeczywistości. (...) Opowiedział mi wszystko wujek Aron (...) Partyzanci sowieccy, zbiegowie z transportu jenieckiego, dojrzeli w lesie siedemnastoletnią, pękną Basię (...) A że było to w pobliżu ziemianki, więc dziadek pospieszył jej na pomoc, słysząc wołanie. Tylko jeden z >>partyzantów<< miał broń i położył dziadka jednym strzałem z odległosci wyciągniętej ręki. Aron twierdzi, że dopiero potem żandarmi złapali Basię, Chańcię i Szebsla, którzy wyszli z ziemianki w biały dzień, żeby szukać żywności, i zastrzelili ich, nie znalazłszy wcale ziemianki, w której babcia sama została jak w grobie i powoli tam umierała." H.Grynberg, Życie jako dezintegracja, [w:] tegoż: Prawda nieartystyczna, Czeladź 1990, s.9-10.