Nienawiść Henryka Grynberga
"Życie Warszawy" z 1 grudnia 2006 r. i "Newsweek" z 10 grudnia 2006 r. obszernie poinformowały o agenturalnej przeszłości wywodzącego się z Polski znanego pisarza żydowskiego Henryka Grynberga.
Został on zwerbowany przez PRL-owskie służby specjalne w 1955 r. jako 20-letni wówczas student dziennikarstwa. W aktach SB występuje jako TW "Reporter". Według "Newsweeka", Grynberg "udostępnił" swoje mieszkanie na tzw. punkt adresowy. Przychodziły tu listy od ulokowanych za granicą PRL-owskich szpiegów; on zaś przekazywał je esbekom. Z raportu wynika, że Grynberg "udzielał też informacji o znajomych i rodzinie". Według akt SB, Grynberg był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa od 1956 do 1969 r., a więc ponad 13 lat. On sam przyznał się do współpracy z SB, ale twierdzi, że trwała ona o wiele krócej i że nigdy nie brał za nią pieniędzy. Materiały IPN obciążają jednak Grynberga. Z ostatecznymi ocenami charakteru jego współpracy należałoby poczekać do pełnego publicznego udostępnienia akt. Teraz chciałbym się zająć tym, co już jest doskonale znane z dotychczasowych jego publikacji w Polsce i zagranicą.
Jadowity polakożerca
Henryk Grynberg należy obok Jana Tomasza Grossa do tych autorów żydowskich, którzy po wyjeździe z Polski poddawali nasz kraj najbardziej jadowitym oszczerstwom i pomówieniom. Od wielu lat stał się jedną ze sztandarowych postaci zagranicznego antypolonizmu. W licznych książkach, artykułach i wywiadach dawał wyraz fanatycznej, zapiekłej nienawiści do Polski i Polaków. Na przykład w książce "Dziedzictwo" ukazał skrajnie zdeformowany obraz wsi polskiej, rzekomo dominującego tam "powszechnego donosicielstwa" na Żydów. Znamienne, że u Grynberga, podobnie jak u Edelmana, z biegiem lat można było zaobserwować ten sam schemat drastycznego pogorszenia ocen zachowania Polaków wobec Żydów.
Jeszcze w listopadzie 1968 r. Grynberg pisał na łamach paryskiej "Kultury" o "potrzebie pamiętania również o aktach szlachetności, ofiarności, odwagi i bohaterstwa Polaków w niesieniu pomocy Żydom". Teraz w jego książkach, artykułach i wywiadach wyraźnie dominuje krańcowe przyczernianie obrazu Polski i Polaków. Grynberg kreśli wizje krwiożerczych Polaków, którzy zawsze zdradzali Żydów, rabowali ich i mordowali. W amerykańskim czasopiśmie "Midstream" z kwietnia 1991 r. Grynberg postawił już nawet znak równości między AK a stalinowską bezpieką.
Ojciec Grynberga został zamordowany - według jego relacji - przez polskiego chłopa, któremu w swoim czasie zostawił dwie krowy. Stąd źródło ciągłej nienawiści, i to nie tylko do tego chłopa, ale generalnie do Polaków, chrześcijan. Pisał w "Dziedzictwie": "Nie potrafię przebaczyć. Nie chcę. Nie czuję się upoważniony (...). Uważam, że sprawiedliwe jest potępienie. Wieczne, bez przedawnienia". Komentując te słowa Grynberga o wiecznym potępieniu, krytyk Tadeusz Drewnowski pytał w "Polityce" (z 11 grudnia 1993 r.): "Potępienie całego wschodniego Mazowsza? Całego - prócz rodaków - świata?" I opowiedział się za czymś wręcz odmiennym od grynbergowskiego przesłania - "za potrzebą ludzkiego wybaczenia". Dodajmy, że zastygły w nienawiści Grynberg, wciąż tę nienawiść rozpamiętujący, ciągle wypomina Polakom śmierć ojca zabitego przez prymitywnego, pazernego chłopa, a coraz bardziej zapomina o tym, że on sam i jego matka uratowali się właśnie dzięki Polakom. Dzięki człowieczeństwu takich osób, jak Pszczółkowska czy Orlińscy, o których jeszcze pisał w "Twórczości" z 1965 r. (nr 6, s. 52-60) w utworze "Wojna żydowska", a o których obecnie wyraźnie już nie chce wspominać. Teraz woli tworzyć antychrześcijańskie uogólnienia: "Dobrzy chrześcijanie chętnie i szczerze współczują żydowskiemu losowi. Nie mogą się tylko pogodzić z równouprawnieniem Żydów" (H. Grynberg, Życie osobiste, wyd. podziemne "Fakt", Łódź 1988, s. 23).
Grynbergowska obsesja wiecznej nienawiści bez przedawnienia wydaje się szczególnie szokująca dla narodów takich jak polski, wychowanych w przeciwstawnej tradycji chrześcijańskiej. Tradycji, która stała się źródłem płomiennego apelu polskich biskupów do Niemców z 1965 r.: "Przebaczamy i prosimy o przebaczenie". Dodam, że osobiście nigdy nie przestałem odczuwać tak bolesnej straty ojca zamordowanego przez Niemców, gdy miałem tylko cztery lata. A jednak już jako początkujący publicysta (w wieku 23 lat) zamieściłem w "Polityce" w 1963 r. artykuł apelujący o to, abyśmy - opisując historię stosunków z Niemcami - nie pisali tylko o ciemnych stronach wzajemnych stosunków, ale szukali również innych tradycji, pamiętali o zbliżeniach typu wspaniałego przyjęcia polskich powstańców 1831 r. w Nadrenii. W stosunkach między narodami trzeba zachowywać pamięć, ale też umieć wybaczać.
Zafałszowywanie historii
Wypowiedzi Grynberga to ciągłe absolutyzowanie jako jedynej i wyłącznej tragedii narodu żydowskiego oraz zupełna niewrażliwość na tragedię innych narodów, śmierć milionów Polaków, Rosjan etc. Grynberg zaatakował np. zdanie Nałkowskiej z "Medalionów": "Ludzie ludziom zgotowali ten los", wykrzykując - "To nieprawda. To ludzie Żydom zgotowali ten los". Polemizując z tą tak uproszczoną wizją Grynberga, pisarz Andrzej Braun stwierdził: "Holocaust to było coś, co tylko Żydzi przeszli. Jak gdyby innych narodów nie wymordowano. Przepraszam, a Indian, Azteków nie wymordowano? I wielu innych społeczności, narodowości, kultur? (cyt. za: My - w smudze czasu..., Rozmowa z Andrzejem Braunem, "Literatura" 1989, nr 7, s. 16). Przypomnijmy, że A. Braun w 1968 r. oddał legitymację partyjną na znak protestu przeciw urzędowej fali antyżydowskości.
Historia Warszawy w czasie wojny to dla Grynberga tylko tragedia getta warszawskiego, jakby nie było zniszczenia tak wielu istnień polskich oraz polskiego dorobku materialnego i kulturalnego. W oczach Grynberga to nie Niemcy wzbogacili się na rabunku mienia polskiego i żydowskiego, lecz Polacy dorobili się na tragedii Żydów. Jak pisał w "Życiu osobistym": "(...) W czasie okupacji zamknięto w małej dzielnicy Warszawy największą w dziejach liczbę zakładników i przez dwa lata, przyciskając głodem, wyciśnięto z nich wszystkie uciułane w ciągu wieków oszczędności pokoleń za mąkę, kartofle i kaszę (...)" (H. Grynberg, Życie osobiste, op.cit., s. 29).
Kto wycisnął? Oczywiście Polacy! Grynberg nie chce ani przez chwilę wiedzieć, że wielu tzw. szmuglerów polskich pomagało Żydom w getcie, przemycając żywność z narażeniem życia, że liczni Polacy zginęli w trakcie swych wędrówek do getta w celu pomocy Żydom. Że słynny adwokat żydowski Leon Berenson zaproponował wystawienie po wojnie pomnika "nieznanemu szmuglerowi". Nie chce wiedzieć o tym, o czym pisał skądinąd jakże niechętny Polakom Ringelblum: "(...) Wygłodzenie ludności żydowskiej było istotnym celem utworzenia getta. Jeżeli to powolne uśmiercanie getta nie udało się, to już nie jest wina komisarza dzielnicy żydowskiej Auerswalda, który wszystko czynił, by w 100 proc. zrealizować diabelski plan niemiecki. Jest to zasługa szmuglu zorganizowanego przez Żydów i Polaków (...)" (por. E. Ringelblum, Stosunki polsko-żydowskie w czasie drugiej wojny światowej, Warszawa 1988, s. 67).
Powróćmy jednak znów do tekstu opętanego obsesją antypolskiej nienawiści Henryka Grynberga. Czytamy tam dalej o tym, jak to dzięki wyciśnięciu z Żydów oszczędności pokoleń: "Warszawa stała się w tym czasie najbogatszym miastem Europy, prawdziwym Eldorado, gdzie można było kupić za bezcen złoto, futra, złote zegarki, brylanty. Po sierpniowym powstaniu żydowskie złoto powędrowało z warszawskimi wygnańcami na wieś, gdzie z kolei chłopi wyciskali je od nich za kaszę, kartofle, słoninę. Za te pieniądze chłopi wykupili po wojnie liczne w miasteczkach kamienice, jakie przypadały w spadku nielicznym ocalałym Żydom. Kamienic było dużo (...) stoją do dziś, całymi miasteczkami, setkami miasteczek. A i w większych miastach stoją do dziś kamienice, które wymurowano za uciułane w ciągu wieków żydowskie grosze. W dawnych siedzibach kahałów mieszczą się Rady Narodowe i gospody ludowe, w ocalonych przez Jehowę synagogach (...) znajdują się rentowne kina, lub sprzedaje się w nich (w Górze Kalwarii) pożyteczne nawozy sztuczne. W zrównanym z ziemią warszawskim getcie przecież zostały wszystkie żydowskie place. A oprócz warszawskiego były przecież jeszcze wielkie getta: krakowskie, wileńskie, lwowskie i białostockie oraz wiele pomniejszych, złotodajnych gett - więc z pewnością nie przez Żydów Polska jest taka biedna (...)" (H. Grynberg, Życie osobiste, op.cit., Łódź 1988, s. 29). I tak dowiadujemy się, że to warszawiacy przed Powstaniem Warszawskim zdołali przechwycić za bezcen żydowskie dobra. Podobnie jak to zrobili Polacy z okolic innych gett: krakowskiego, białostockiego itd. Polaków nikt nie rabował, nikt nie niszczył ich majątku, nie było najazdu niemieckiego i sowieckiego na Polskę. Tylko Żydzi byli bogaci, tylko Żydzi uciułali przez wieki grosze. Grynberg nic nie dodaje, że uciułali je dzięki warunkom w Polsce, w której mogli się schronić. Przedziwnie selektywna historia, do której Grynberg ma wyraźną słabość. Pisze w "Życiu osobistym": "Od czasu, gdy wymyślono zdrajcę - Judasza, Żydów zdradzano wszędzie - w Rzymie, w Hiszpanii, w Niemczech, na Ukrainie". I natychmiast podaje historię zdradzenia przez szlachtę Kozakom Żydów w Tulczynie. Uogólnia jeden fakt negatywny, a pomija jakże wiele innych pięknych zachowań, choćby ludności polskiej we Lwowie w czasie powstania Chmielnickiego. Skromnie milczy natomiast o tych licznych przypadkach, gdy Żydzi zdradzali Polaków.
W ogromniastym polakożerczym artykule zamieszczonym na łamach miesięcznika "Res Publica Nowa" (marzec 2003 r.) Grynberg zaatakował oświadczenie Kongresu Polonii Amerykańskiej przypominające, że trzy miliony Polaków nie-Żydów także zginęło podczas wojny. Grynberg piętnował to oświadczenie jako rzekome "przeinaczenie faktów". Przeinaczeniem miało być - według Grynberga - określenie, że te trzy miliony Polaków nie-Żydów zostało "tak samo zamordowane jak sześć milionów europejskich Żydów. Grynberg dowodził, że "już nawet w szkołach wiadomo, że trzy miliony Polaków zginęło na frontach wojny, w bombardowaniach, obozach niemieckich i sowieckich oraz niemieckich i sowieckich egzekucjach - a więc na całkiem innej zasadzie niż np. półtora miliona żydowskich dzieci".
Cóż za przedziwne rozumowanie - jakby śmierć tych trzech milionów Polaków od bomb, na froncie, w łagrach czy egzekucjach była mniej dotkliwa niż śmierć żydowskich dzieci! Bo cały ten wywiad Grynberga ma służyć dowodzeniu wyjątkowości żydowskiego holokaustu, z którym jakoby nie można w ogóle porównywać cierpień jakichś tam Polaków.
Grynberg milczy o antypolskim zachowaniu się dużej części Żydów na Kresach Wschodnich w latach 1939-1941, o roli Żydów jako czołowych katów UB, ale za to tym chętniej porównuje polskie wydarzenia marcowe 1968 r. do holokaustu (zrobił to w przemówieniu w PEN-Clubie). Jeszcze 7 marca 1992 r. w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" stwierdził o marcu 1968 r., że "były to najhaniebniejsze prześladowania Żydów od upadku III Rzeszy (por. "Rzeczpospolita", 7-8 marca 1992 r.). W tekstach Grynberga nie ma natomiast nawet cienia refleksji o rzeczywistych zbrodniach popełnionych przez niektórych Żydów, jak choćby o wymordowaniu ponad 250 Arabów, w tym kobiet i dzieci, w 1948 r. w wiosce Deir Jassin, czemu uroczyście pobłogosławił izraelski premier "humanista" Menachem Begin.
Jednym z najordynarniejszych kłamstw H. Grynberga było napisane przez niego w "Res Publice Nowej" z marca 2003 r. stwierdzenie, że lata 1944-1955 były rzekomo "jedynym w historii Polski okresem pełnego równouprawnienia Żydów".
Trudno nie zgodzić się, w odniesieniu do tych słów Grynberga, z ironicznym komentarzem Krzysztofa Mazura w "Najwyższym Czasie" z 29 marca 2003 r.: "Patrząc na skutki tego równouprawnienia strach pomyśleć, co byłoby w przypadku żydowskiej dominacji". Dość przypomnieć, jak to rzekome równouprawnienie "wykorzystywali dla dobijania Polaków w sowieckim interesie tacy żydowscy komuniści, jak Berman, Minc, Brystygierowa, Różański (Goldberg), Fejgin, Romkowski (Grünspan-Kikiel), Wolińska (Mindla-Danielak), Morel, Borski (Badner), Hochberg czy Stefan Michnik.
Warto tu przypomnieć wiele lat wcześniejsze bezczelne kłamstwa H. Grynberga w wywiadzie dla BBC. Zawarte są tam słowa, że Żydzi w Polsce niczemu nie byli winni, nawet tak dominującemu udziałowi we władzach w Polsce. Twierdził, że gdyby Żydów wtedy, w latach 50. nie było we władzach w Polsce, a byliby w nich wówczas tylko Polacy, to Polacy mordowaliby się dużo bardziej. I tu Grynberg powołał się na sytuację w Czechach w latach 50., i tam oto było dużo gorzej niż w Polsce. Otóż w Czechach - wbrew kłamstwom Grynberga - przez większość okresu stalinowskiego, od 1945 do 1952 r., żydowscy komuniści byli ogromnie wpływowi. Dość przypomnieć tu sekretarza generalnego czechosłowackiej partii komunistycznej Rudolfa Slánsky'ego (Salzmanna) i skupioną wokół niego żydowską klikę partyjną (por. szerzej: J.R. Nowak, Nowe kłamstwa Grossa, Warszawa 2006, s. 150-152).
Znamienne jest, że Grynberg całkowicie przemilcza fakt, iż najpotworniejszy stalinizm w całej Europie Środkowej zdominował Węgry, w których rządzili wyłącznie żydowscy komuniści: Rákosi (Roth), Gerö (Singer), Farkas (Wolt) i Révai. Symbolem okrutnego terroru na ówczesnych Węgrzech był fakt, że w ciągu zaledwie 4 lat (1949-1952) złożono doniesienia i rozpoczęto śledztwa przeciwko 1 mln 136 tys. Węgrów (na 9,5 mln całej ludności). I właśnie te krwawe rządy kolejnych żydowskich komunistycznych dyktatorów: Rákosiego i Gerö stały się powodem wybuchu największego narodowego powstania przeciw komunizmowi - Powstania Węgierskiego z października 1956 roku.
Opowieści nieuka
Najbardziej szokuje niebywały tupet, z jakim pisarz i aktor Henryk Grynberg kreuje się na historyka stosunków polsko-żydowskich i domorosłego historyka literatury. W artykule dla "Wprost" z 31 maja 1992 r. pt. "Zagadka Mickiewicza" Grynberg oskarżył wybitnych polskich historyków literatury typu prof. Stanisława Pigonia o antysemityzm ze względu na odrzucanie przez nich mitu o żydowskim pochodzeniu Mickiewicza (fałsze na ten temat zostały pod koniec lat 90. ostatecznie obalone przez białoruskiego badacza S. Rybczonka, który w oparciu o archiwa dowiódł starego polskiego rodowodu matki Mickiewicza). Według Grynberga, odrzucenie twierdzeń o żydowskim pochodzeniu Mickiewicza dowodzi, jak "głębokie są korzenie antysemityzmu w polskiej filozofii" (!!!). Nie przeszkodziło to Grynbergowi w tym samym artykule ubolewać nad tym, że Mickiewicz przejściowo "uległ presji antysemickiej w 'Księgach pielgrzymstwa i narodu polskiego'". Zaraz znalazł wytłumaczenie, że Mickiewicz "potrzebował antysemickiego alibi", co świadczy o tym, jak "przemożna była presja antysemityzmu". W tym samym artykule Grynberg zaatakował prof. Pigonia za to, że twierdził, iż Żydzi popierali w 1812 r. Rosję przeciwko Napoleonowi, szpiegowali na rzecz Rosji. Zdaniem Grynberga, takie twierdzenie zostało wyssane przez prof. Pigonia z antysemickiej wyobraźni, gdyż Żydzi "mieli o wiele więcej powodów, żeby sprzyjać Napoleonowi - który w podbitych krajach dawał im prawa obywatelskie, a kolaboracjonistów miał carat zawsze więcej wśród Polaków bez żadnych 'przymieszek'". Niedouczek Grynberg nie doczytał licznych historyków, w tym M. Handelsmana, Kutrzeby, rosyjskiego historyka Schildera, żydowskich historyków S. Hirszhorna i J. Schala, którzy zgodnie pisali o maksymalnym poparciu Żydów dla Rosji przeciw Napoleonowi.
Rosyjski historyk N. Schilder w książce "Impieriator Aleksandr I" pisał, że "gdy wojska rosyjskie wkraczały do Księstwa, nikt nie spotykał Rosjan jako zbawców. Jedni tylko Żydzi z każdego miasteczka leżącego na drodze przemarszu armii wychodzili na spotkanie z różnokolorowymi chorągwiami ozdobionymi cyfrą imperatora, przy odgłosie kapel".
Znany historyk żydowskiego pochodzenia prof. Marceli Handelsman, omawiając rolę Żydów w tym czasie, pisał o "ich rzeczywistej dla kraju obojętności, a nawet niechęci, która wystąpi wyraźnie w roku 1812-1813, niechęci powszechnej, mimo oderwanych objawów patriotyzmu i gotowości do służby narodowej. (...) Rola Żydów w wojnie r. 1812, zwłaszcza ich nielitościwe postępowanie na Litwie roku tegoż powszechnie są znane" (M. Handelsman, Napoleon a Polska, Warszawa 1914, s. 42).
Grynberg jednak wie lepiej od tak znanych historyków, jak Handelsman.
Wyjaśnijmy tu, co sprawiło, że polscy Żydzi tak gremialnie poparli cara przeciw Napoleonowi. Otóż przewodzący Żydom fanatyczni i konserwatywni chasydzcy rabini bali się jak ognia nowoczesnych praw Napoleona. Żydowski historyk Jakub Schall pisał w "Dziejach Żydów na ziemiach polskich", że w 1812 r. "Chasydzi garną się do ciemnej Rosji i do cara jako do wrogów postępu i Napoleona". W wielu książkach, m.in. u rosyjskiego historyka Schildera czy w "Listach litewskich" J. Ursyna Niemcewicza można przeczytać znamienne fakty o szpiegostwie Żydów na rzecz Rosji. Gdy zaś chodzi o kolaboracjonistów, to przypomnijmy, że w czasie Powstania Listopadowego Żydzi wyraźnie dominowali wśród prorosyjskich szpiegów (pisze o tym M. Mochnacki), że Żyd Rosenthal, właściciel winiarni, wydał carskiej policji słynnego emisariusza Szymona Konarskiego, że Artur Goldman wydał Traugutta itd.
Nawet Jerzy Giedroyć, tak mocno nastawiony na współpracę ze środowiskami żydowskimi, nie mógł znieść skrajnych antypolskich wyskoków Grynberga. W liście do Jerzego Stempowskiego z 14 lutego 1968 r. pisał: "Z Grynberga obawiam się, że nie będziemy mieli pociechy (...) rozpoczął swoją działalność od wywiadów do prasy i telewizji amerykańskiej w tonie niezmiernie antypolskim, przedstawiając się jako ofiara prześladowań antysemickich, etc. Było to utrzymane w takim tonie, że wywołało oburzenie Żydów polskich w Ameryce, a jak Pan wie, o to nie jest łatwo" (por. J. Giedroyć, Jerzy Stempowski, Listy 1946-1969, cz. II, Warszawa 1998, s. 429).
prof. Jerzy Robert Nowak
4