Interakcje powtarzalne i regularne
Rozważając w poprzednim rozdziale rozmaite sied interakcyjne, odeszliśmy już od analizy pojedynczej interakcji w kierunku badania ich wielośd. W tym przypadku mieliśmy do czynienia z wielośdą interakcji podejmowanych przez partnerów różnych lecz powiązanych ze sobą przez wspólne uczestnictwo w tej samej sytuacji: przyjęciu, posiedzeniu, debacie, wiecu itp. Ale jest możliwy i inny typ wrielośd, gdy d sami partnerzy nie ograniczają się do jednej interakcji, lecz pow'tarzają ją od czasu do czasu. Gdy wychodzę wyprowadzić psa, czasami spotykam sąsiada z pieskiem. Zamieniamy kilka zdań o pogodzie i idziemy każdy swoją drogą. Inny sąsiad, którego spotykam, pasjonuje się nardarstwem, ile razy więc się zatrzymuje, rozmawiamy krótko o trasach, o lodowcu, skąd właśnie wródł, i też udajemy się do swoich spraw. W obu wypadkach zdarza się to bardzo nieregularnie, czasem spotykamy się co dzień przez kilka dni, a potem mija parę tygodni do następnego spotkania. Interakcja zachodzi tu między tymi samymi osobami, ma za każdym razem podobną treść i zdarza się nieregularnie, co jakiś czas. Jest także spontaniczna, wynika tylko z chęd pogadania sobie na luźny, dowolny temat. Taką interakcję nazwiemy powtarzalną. Zauwrażmy, że powtarzając się wiele razy, może ona mieć dalsze konsekwencje, na przykład poznamy się lepiej, poszerzymy tematy rozmów, sąsiad z pieskiem wdągnie mnie do towarzystwa kynologicznego, a sąsiad-nardarz zińńerze na wydeczkę w Alpy. Wtedy będziemy już mieli do czynienia z bardziej złożonym fenomenem socjologicznym; interakcja dzięki powtarzalności przekształa się w coś więcej. Ale nie wyprzedzajmy toku analizy. Nieco odmienna od interakcji powtarzalnej jest interakcja regularna. Występuje ona wtedy, gdy pojedyncze interakcje układają się w jakiś czasowy rytm, powtarzają w pewnych określonych momentach, dzielą je stałe interwały. Kiedy idę do pracy, po drodze kupuję zawsze w tym samym kiosku, u tej samej sprzedawczyni, gazetę. Dzieje się tak co dzień, z przerwą sobotnio-niedzielną. Co sobotę kupuję bowiem gazetę u innego kioskarza, w miejscowośd, gdzie spędzam wreekend. W sobotni wieczór wfpadam tam do lokalnego baru, gdzie spotykam kilku miejscowych znajomych. A na niedzielny obiad mam ulubioną restaurację, gdzie zazwyczaj obsługuje mnie ten sam kelner. Mam wykłady we wtorki i czwartki, w te dni biorę więc od portiera klucz do sali wykładowej. Uczestniczę zatem w najrozmaitszych regularnych interakcjach. Takie interakcje mają jedną dodatkową konsekwencję w porównaniu z powtarzalnymi, stwarzają przyzwyczajenie, oczekiwanie po stronie partnerów, że w danym dniu dojdzie do spotkania. Gdy z jakichś względów nie dochodzi, budzi to zdziwienie. Sąsiad z pieskiem ani kolega-narciarz nie dziwią się, kiedy mnie nie spotkali przed domem danego dnia. Portier natomiast pyta: „co się stało, że wczoraj Pan Profesor nie wziął klucza?", a kelner na wsi przypuszcza, że pewno byłem chory, skoro nie pojawiłem się na obiedzie. Nie ma w tym nic więcej niż zdziwienie, nie ma tu jeszcze wyrzutu, reprymendy, bo nie ma też naruszenia jakiegoś zobowiązania (nie mam przecież obowiązku wziąć klucz we wtorek, nie umawiałem się też na obiad niedzielny). Jest to jedynie odejście od pewnej rutyny.