uwagę klasyk XIX-wiecznej socjologii niemieckiej Georg Sim-mel. Twierdził, że wraz ze zwiększaniem liczebności grupy zmienia się zasadniczo charakter zjawisk, które w grupie zachodzą'. W jego ujęciu najmniejsza i najprostsza grupa to była tzw. diada, czyli po prostu dwie osoby. To jest już grupa, bo przecież występują tu interakcje, partnerzy myślą o sobie „my", odróżniają się wyraźnie od innych par. Gdy do takiej dwuosobowej grupy dojdzie osoba trzecia, czyli inaczej - gdy przekształci się ona w triadę, pojawia się kilka zupełnie jakościowo nowych fenomenów, nie występujących nigdy w diadzie. Po pierwsze, możliwy jest fenomen koalicji, gdy dwóch członków wiąże się bliżej, izolując trzeciego, a nawet podejmując wobec niego jakieś wrogie działania. Po drugie, możliwa jest strategia „dziel i rządź", gdy jeden z członków usiłuje skłócić czy podburzyć dwóch pozostałych aby uzyskać przewagę i wpływ na każdego z osobna. Po trzecie, możliwa jest mediacja, gdy jeden z członków przyjmuje neutralną pozycję wobec konfliktu dwóch pozostałych starając się doprow adzić do jego rozwiązania, uświadamiając skłóconym stronom koszty i straty, jakie ponoszą, minimalizując różnice między ich stanowiskami, wskazując płaszczyzny możliwego porozumienia i demonstrując korzyści ewentualnej zgody. Po czwarte, możliwa jest reprezentacja, gdy dwróch członków powierza trzeciemu jakieś zadanie do wykonania w ich imieniu i na ich rachunek. I wreszcie, po piąte, możliwe jest uformowanie większości i w ten sposób dojśde do wspólnej decyzji w przypadku różnicy stanowisk. Dwóch członków może bowiem przegłosować trzeciego. Konkretne i malownicze ilustracje tych wszystkich zjawisk występujących często w tzw. „trójkątach" przynosi literatura piękna, film i dramat. Drugie kryterium istotnie różniące grupy społeczne to ich tmałość. Są oczywiście grupy istniejące krótko, oparte na przelotnych kontaktach czy znajomościach. Pasażerowie w przedziale kolejowym wciągają się w ciekawą rozmowę, spierają, plotkują, ale na stacji grupa się rozprasza i jej żywot się kończy. Narciarze jadą razem na wycieczkę zorganizowaną przez biuro podróży. Mieszkają razem w pensjonacie, uczą się razem jeździć na nartach wieczorami popijają razem piwo, grają w karty. Ale to wszystko trwa tydzień i grupa przestaje istnieć. A na przeciwnym biegunie są grupy długotrwałe. Przykładem może być grupa studentów' spotykająca się kilka lat, do końca studiów, czy grupa pracowników, którzy zatrudnieni są przez wiele lat w tej samej firmie. Na ogół znaczną trwałość posiadają wspólnoty lokalne czy sąsiedzkie. Z samej swojej istoty dożywotnią trwałość ma rodzina. Naród czy Kościół trwają przez stulecia.
W przypadku grup najtrwalszych spotykamy się z interesującym zjawiskiem: trwają one, zachowują ciągłość i tożsamość, mimo że mają coraz to nowych członków, następuje nieustanna wymiana ich składu. Naród trwa, choć umierają i rodzą się obywatele, Kościół istnieje przez wieki, dzięki pojawiającym się nowym pokoleniom wiernych uniwersytet świętuje sześćsetlecie istnienia, mimo że mnóstwo razy zdążyli zmienić się profesorowie i studenci. Firma ma długą tradycję, mimo że ciągle zatrudniają się i odchodzą pracownicy. Drużyna piłkarska pamięta czasy przedwojenne, mimo że zmienili się parę razy wszyscy zawrodnicy i trenerzy. Miasto ma kilka stuleci i kilkadziesiąt kolejnych pokoleń mieszkańców. Także rodzina sięga swoją tradycją kilka pokoleń wstecz, a czasami odtwarza drzewo genealogiczne w dłuższym jeszcze okresie. Jak to jest możliwe, aby grupa istniała, choć ma ciągle innych członków’? Są dwa atrybuty grupy długotrwałej, które są swoistymi depozytariuszami jej tradycji, gwarantami jej ciągłości: organizacja i kultura. To one autonomizują się, odrywają od konkretnych osób, i dlatego mogą poszczególne osoby przeżyć. Stanowią - jak to określał klasyk socjologii francuskiej Emile Durkheim - domenę „faktów par excellence społecznych", wytworzonych co prawrda przez ludzi, ale w pewnym