108 Polowanie.
dawnej posiadłości niemieckiej. Tam zapolujemy oryginalnym i nieznanym mi zupełnie sposobem, z samochodu, poczem powrócimy do domu i po krótkim odpoczynku, gospodarz odwiezie mnie do Lobito, po drodze zaś zapolujemy jeszcze na rzece Catumbeli na krokodyle i hipopotamy. Tam jeszcze nie polował da Silva nigdy, ale ja znałem dobrze te miejsca, gdyż parokrotnie, choć nie bardzo szczęśliwie, w tych okolicach polowałem.
Po doskonałej kolacji, wybierałem się w myślach do wygodnego, miękkiego łóżka, lecz okazało się, że samochód już stoi przed domem, gotowy do drogi. Nie zmartwiłem się wcale, bo i mnie było pilno do strzelby. Na zaproszenie gospodarza zasiadłem do steru jego półciężarowego Forda. Da Silva zajął miejsce przy mnie, ztyłu zaś w pudle, wypełnionem namiotem, kuchenką połową i różnemi gratami, zasiadło czterech murzynów, uzbrojonych w wielkie łuki myśliwskie.
— Musimy jechać ostro i bez wypoczynku, gdyż mamy przed sobą blisko 900 kilometrów — rzekł gospodarz. — Będziemy się zmieniali przy sterze i gdy jeden będzie prowadził samochód, drugi będzie odpoczywał lub spał. Każę murzynom przygotować w pudle łoże z pledów.
Droga była doskonała. Samochód zupełnie nowiutki, reflektory silne, więc dałem odrazu „gazu” i pierwsze 64 kilometrów przebyliśmy równo w godzinę. Potem do steru usiadł da Silva, gdyż zaczynał się kawałek złej drogi, właściwie ścieżki, która często rozwidlała się i trzeba było dobrze znać drogę, by nie zbłądzić.